wtorek, 31 maja 2016

Rozdział XXIV - Znowu szpital...

Na początku chcę poinformować, że wprowadzam nowego bohatera, którego perspektywą rozpocznę. Miłego czytania ;)

Po kilkugodzinnym badaniu morskich głębin wracałem na plażę. Dokładnie przyglądałem się dnu w poszukiwaniu kolejnych muszli. W pewnym momencie zobaczyłem piękną, białowłosą dziewczynę leżącą na dnie. Przerażony podpłynąłem do niej. Nogę miała uwięzioną w jednej z alg. Wyjąłem swój nóż i przeciąłem wodorost. Dziewczyna miała ciepłą skórę, co oznaczało, że jeszcze żyje. Wypłynąłem z nią na powierzchnię. Nie traciłem czasu na zdjęcie maski i położyłem ją na najbliższym pomoście. Wskoczyłem na niego, pozbyłem się sprzętu i zacząłem ją reanimować.
- Halo! Słyszysz mnie?! - nie odpowiedziała. Wróciłem do uciśnięć i wdechów. Dookoła było pełno gapiów. Skupiłem się tylko na niej. Na szczęście zaczęła kaszleć. Otworzyła oczy i przewróciła się na bok. Po chwili odzyskała oddech. Spojrzała na mnie pięknymi, dwukolorowymi oczami.
- Dziękuję - powiedziała drżącym głosem.
- Kate! - przez tłum przecisnął się jakiś białowłosy chłopak. Ukląkł obok niej i przytulił. - Tak się o ciebie bałem! Nie mogłem cię znaleźć...
- On mnie uratował - wskazała na mnie. - Inaczej bym utonęła...
- Dziękuję panu - wziął dziewczynę na ręce, a ona wtuliła się w jego tors.
- Mów mi Victor.
- Ja jestem Lysander, a białowłosa piękność którą uratowałeś to Katherine.
- Kate - poprawiła go.
- Nie chciałbyś się do nas dołączyć?
- Wezmę tylko swój sprzęt - podniosłem butlę i maskę z podłoża i podążyłem za nimi.
PERSPEKTYWA KATE
Wtuliłam się w Lysandra. Co chwilę patrzyłam na chłopaka, który mnie uratował. Miał idealne rysy twarzy, bez żadnych niedoskonałości. Jego morskie oczy spoglądały na mnie ukradkiem, a wilgotne, hebanowe włosy powiewały na lekkim wietrze. Miał na sobie piankę do nurkowania, która podkreślała jego umięśnione ciało. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Czekali na nas zmartwieni, nawet Kastiel był zdenerwowany.
- Kate... Przepraszam cię, nie powinienem się śmiać - powiedział skruszony Kastiel.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego lekko. Lysander się nie odezwał i z kamienną twarzą odszedł od czerwonowłosego, po czym położył mnie na kocu i zawinął w ręcznik.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej... Możemy wrócić do hotelu? Jestem strasznie zmęczona...
- Pewnie - spakował nasze rzeczy. Powiedział reszcie, że wracamy i znowu wziął mnie na ręce.
- Nie musisz mnie nieść...
- Jesteś jeszcze słaba. Dla mnie to nie problem - uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i wtuliłam się w niego. Gdy odchodziliśmy zauważyłam, że reszta rozmawia z Victorem. W połowie drogi zasnęłam. Przebudziłam się w windzie. - Śpij dalej - powiedział spokojnie białowłosy. Zamknęłam oczy i po raz kolejny odpłynęłam.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Był środek nocy. Obudził mnie silny kaszel. Nie mogłam złapać tchu, dławiłam się. Z mojego gardła zaczęła tryskać krew. Ktoś zapalił światło.
- Kate! - Lysander podbiegł do mnie.
- Co się dzieje? - spytał zaspany Kastiel i spojrzał w naszą stronę. - Dzwonię na pogotowie! - zadzwonił i podszedł do nas. Lysander wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Kastiel poszedł za nami. Nie mogłam przestać kaszleć.
- To twoja wina - rzucił wściekły i jednocześnie przerażony Lysander.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy? - białowłosy nic nie odpowiedział. Wszedł do windy i zjechał na dół. Wyszliśmy z hotelu, a na dworze było słychać syreny. Kolejny raz w szpitalu... Lysander podszedł do karetki. Zapakowali mnie do środka.
- Chcę z nią jechać - powiedział białowłosy.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem chłopakiem.
- Jest tu ktoś z rodziny?
- Jej siostra, ale teraz śpi - dyskutowali chwilę, aż ratownik pozwolił Lysowi wsiąść do wozu. - Jestem przy tobie - chwycił mnie za rękę. Jechaliśmy na sygnale. Mój kaszel był coraz słabszy, aż w końcu ustał. Dojechaliśmy do szpitala i zawieźli mnie na salę. Od razu zajął się mną lekarz. Zrobił podstawowe badania i podał leki. Później mogłam iść spać. Lysander czuwał nade mną. Mogłam w spokoju zasnąć.

poniedziałek, 30 maja 2016

Info!

Kochani! Od teraz będę wstawiać rozdziały mniej regularnie. Nie mam ostatnio czasu na pisanie i robię to po nocach... Kolejny rozdział pojawi się jutro późnym wieczorem. Pozdrawiam serdecznie ☺ Dobranoc!

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział XXIII - Natręt i wyznanie

- Hej! Cześć! Jesteś sama? - zapytał mnie jakiś opalony blondyn z tatuażami. Trzymał deskę surfingową.
- Hmm? Hej... Jestem tu z przyjaciółmi.
- Jakoś ich nie widzę - zlustrował mnie wzrokiem i z uśmieszkiem w stylu Kastiela usiadł obok. Odsunęłam się kawałek.
- Nie bądź taka nieśmiała! - objął mnie ramieniem. - Do jakiej szkoły chodzisz?
- A co cię to interesuje? - usiłowałam zdjąć jego ramię.
- Tak się pytam. Jak się nazywasz? - cały czas pożerał mnie wzrokiem.
- Kate... - powiedziałam od niechcenia.
- Słodkie imię, tak jak jego właścicielka! Ja jestem Dakota, ale wszyscy mówią na mnie Dake.
- Miło mi... - czego on ode mnie chce?
- Często tu przychodzisz?
- Jestem tu pierwszy raz.
- Też nie jestem stąd. Pochodzę z Australii. Przyjechałem tu poserfować i odwiedzić wujka, który pracuje w Słodkim Amorisie jako wuefista.
- Nie nazywa się Borys?
- Tak! Znasz go?
- Można tak powiedzieć... Możesz wziąć tą rękę? - przybliżył się do mnie.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - szepnął mi do ucha. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Zostaw mnie! - Coraz bardziej się zbliżał.
- Wydaję mi się, że powiedziała ci, żebyś ją zostawił...
- Nikt cię nie prosił o wtrącanie się.
- Zostaw go, to mój chłopak! - wkurzyłam się.
- Chodź Kate, zostawmy go w spokoju - pomógł mi wstać.
- Dzięki Lysander... - chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę reszty.
- Naprawdę przyciągasz kłopoty...
- Nie robię tego specjalnie! Nie wiem nawet dlaczego do mnie zagadał.
- Z twoim wyglądem każdy chciałby z tobą pogadać - zarumieniłam się i uśmiechnęłam pod nosem.
- Dzięki... - usiedliśmy na kocu.
- Kto to w ogóle był?
- Jakiś Dake...
- Jak plecy?
- Już normalnie, ale w najbliższym czasie lepiej, żebym się nie opalała... - rozmawialiśmy dalej, później dołączyła się też reszta, aż doszło do tego, że zaczęliśmy grać w butelkę. Nawet Amber się dołączyła. Ja kręciłam pierwsza. Wypadło na Kastiela.
- Pytanie, czy wyzwanie?
- Nie będę tchórzem. Wyzwanie - powiedział pewnie. Chwilę się zastanowiłam i wymyśliłam idealne zadanie.
- Pocałuj Amber. W usta - powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. Amber się ucieszyła, a Kastiel zniesmaczony patrzył na mnie. - Co? Wymiękasz? - wyszczerzyłam się.
- Nie, wcale... - niechętnie podszedł do Amber, objął jej twarz i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu obok Lysandra. - Zadowolona?
- I to jak - każdy z nas wykonał już kilka zadań. Teraz kręcił Kastiel i wypadło na mnie...
- Prawda, czy wyzwanie - powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Prawda.
- W ilu związkach byłaś przed Lysandrem? - takiego pytania się nie spodziewałam... Zrobiłam się czerwona, spojrzałam na Lysandra, a potem spuściłam wzrok. - Było ich aż tyle? - zaśmiał się. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- Lysander jest pierwszy... - powiedziałam cicho.
- Co powiedziałaś? Bo nie słyszałem.
- Lysander jest moim pierwszym chłopakiem - powiedziałam już trochę pewniej. Kastiel zaczął się śmiać. Poczułam łzy napływające mi do oczu. Wstałam i pobiegłam do wody.
- Kate! - usłyszałam za sobą głos Lysandra. Nie zwróciłam na niego uwagi. Wskoczyłam do wody i popłynęłam poza grunt. Zanurkowałam i położyłam się na dnie. Chciało mi się płakać. Powoli brakowało mi powietrza. Chciałam wypłynąć, żeby zaczerpnąć tchu, ale zaczepiłam nogą o jakieś glony. Nie mogłam się uwolnić. Zaczęłam panikować. Nie miałam już powietrza. Zaczęłam krzyczeć, przez co tylko traciłam resztki tlenu. Słona woda wpływała wprost do mojego gardła. Szarpałam się, dopóki nie zaczęłam widzieć ciemności przed oczami. Wiedziałam, że to już po mnie. Ostatkiem sił próbowałam przegryźć glony, ale były zbyt mocne. Byłam trzy metry pod wodą, nikogo nie było wokoło. Dławiłam się. Opadłam na dno wycieńczona i zamknęłam oczy. Poddałam się. Już po mnie - pomyślałam.
*************************************
Dzisiaj kończymy bardzo pesymistycznym akcentem... Mam nadzieję, że się podobało. Za wszystkie błędy przepraszam, głównie interpunkcyjne... Zapraszam do komentowania. Do następnego ;)

Rozdział XXII - Plaża

- Hej - powiedziałam, żeby zwrócić na siebie uwagę. Odwrócili wzrok w moją stronę i zaniemówili. - Coś nie tak? - nie mogłam dłużej tłumić śmiechu widząc ich miny. Zaczęłam się śmiać pod nosem.
- Ł-ładnie ci w tym kolorze - odzyskał świadomość Lys.
- A ty co sądzisz Kastiel? - zwróciłam się do czerwonowłosego.
- Pasuje ci - powiedział ze swoim firmowym uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do nich.
- Skąd pomysł na przefarbowanie włosów? - zapytał Lys. Westchnęłam i usiadłam obok niego.
- Chciałam coś zmienić... Po tej akcji z Cassi, moją mamą, prawdziwym ojcem... Poczułam się kimś innym - wyznałam. Lysander objął mnie ramieniem i uniósł mój podbródek, żebym spojrzała mu w oczy.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - uśmiechnął się.
- Zaraz rzygnę - wtrącił czerwonowłosy.
- Nikt cię nie pytał o zdanie - odgryzłam mu się. Zrobił obrażoną minę i wyszedł z pomieszczenia. Zaśmialiśmy się cicho i oparłam głowę o ramię białowłosego.
- Rozalia kilkukrotnie była pytać się o ciebie, a ja nawet nie wiedziałem gdzie jesteś - stwierdził.
- Tylko ona i moja siostra wiedziały, że idę do fryzjera, ale nikt nie wiedział po co.
- Najwyraźniej zapomniała. Nie dawała mi spokoju - zachichotałam.
- Ciekawe jak ona zareaguje - otworzyły się drzwi do pokoju.
- O wilku mowa... - wtrącił Lys. Weszła Roza i patrząc w stronę salonu zaczęła mówić.
- O co chodzi Kastielowi? Dziwnie się uśmiecha... - przerwała i spojrzała na nas. - Wow! Ale genialne włosy! - uśmiechnęła się.
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech.
- Ale czemu nic nie powiedziałaś?!
- To miała być taka mała niespodzianka. Podobno co chwilę przychodziłaś się o mnie pytać?
- Tak. Chciałam ci się zapytać, czy pójdziesz dzisiaj z nami na plażę.
- Chętnie. O której?
- Za godzinę?
- Okej.
- To lecę się szykować. Pa! - wybiegła z pokoju.
- Ty też idziesz? - zapytałam białowłosego.
- Tak - uśmiechnął się.
- Pomożesz mi wybrać strój kąpielowy?
- Ktoś mówił o strojach kąpielowych? - zapytał Kastiel wchodząc. Westchnęłam.
- Tak. Muszę jakiś wybrać - podeszłam do szafy i wyjęłam wszystkie stroje, które wzięłam na wyjazd. - Który? - pokazałam im wszystkie w powietrzu.
- Może byś je ubrała? - powiedział Kastiel z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam błagalnie na Lysandra. Uniósł ramiona ze zdziwionym wzrokiem. Przewróciłam oczami i poszłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi, zdjęłam codzienne ubrania i ubrałam pierwszy strój. Seledynowy z jednym ramiączkiem i falbanką. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed chłopakami. Lysander lekko się zarumienił.
- Jednak nie jesteś taką płaską deską jak myślałem.
- Dzięki Kastiel. Jak zawsze jesteś bardzo miły - powiedziałam z sarkazmem. - Co sądzisz Lysander?
- Wyglądasz bardzo dobrze, ale nie pasuje ci do koloru włosów - stwierdził.
- Okej. To idę po następny - ubrałam zwykłe czarne bikini i pokazałam się.
- Nie - powiedział krótko Kas. Wróciłam do łazienki i ubrałam swój ulubiony strój. Śliwkowy stanik przewiązany na szyi idealnie komponował się z czarnymi majtkami wiązanymi po bokach. Przejrzałam się w lustrze i z uśmiechem wyszłam z łazienki. Położyłam rękę na biodrze. Chłopacy otwarli usta i oglądali mnie od góry do dołu.
- Co sądzicie?
- To jest to - stwierdził Kastiel.
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się Lys.
- Dzięki. A wy się nie szykujecie? Niedługo wychodzimy - wyjęłam cienką sukienkę z szafy i nałożyłam ją na siebie.
- Już jesteśmy gotowi.
- Okej. Idę do Cassi i Charliego - wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę apartamentu mojej siostry. Gdy przechodziłam obok jednych drzwi, ktoś wciągnął mnie do środka.
- Nie idź tam teraz - powiedziała Roza.
- Cześć Leo - powiedziałam do chłopaka siedzącego za białowłosą.
- Witaj Kate. Piękne włosy - powiedział z uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Czemu nie mogę do nich iść? - zapytałam Rozalię. Zachichotała i spojrzała na mnie wymownie. - O... - powiedziałam zawstydzona. - Skąd wiesz?
- Słychać przez drzwi.
- No nieźle... Jesteś gotowa na wyjście? - zmieniłam temat.
- Tak - uśmiechnęła się promiennie.
- Leo też idzie?
- Nie wiem... Nie chce dać się namówić... - posmutniała. Usiadłam koło Leo.
- Czemu nie chcesz z nami iść? - zapytałam.
- To nie mój klimat.
- Na pewno będziesz się dobrze bawić, albo przynajmniej się z nas pośmiejesz - uśmiechnęłam się.
- Niech ci będzie...
- Okej! Lecę sprawdzić co robią Lysander i Kastiel! Do zobaczenia! - wróciłam do siebie. Kastiel siedział w salonie i oglądał telewizję. Z kuchni wydobywał się cudowny zapach zapiekanych ziemniaków i pieczeni. Zastałam tam Lysandra.
- Witaj Kate. Robię obiad.
- Pięknie pachnie - stwierdziłam.
  Lysander dokończył obiad i zjedliśmy go we trójkę. Później przyszła po nas Roza z Leo, a na korytarzu czekała reszta. Byli zaskoczeni moją fryzurą, ale nie zwróciłam na nich uwago i poszłam przodem w stronę windy. W dobrych humorach wyszliśmy z hotelu. Lysander niósł moje i swoje rzeczy. Ja, Cassi i Roza jako jedyne znałyśmy drogę na plażę, więc szłyśmy przodem. Po pięciu minutach marszu i śmiechu doszliśmy na miejsce. Plaża była zapełniona ludźmi. Znaleźliśmy wolne miejsce i rozłożyliśmy się. Zdjęłam sukienkę i włożyłam ją do plecaka.
- Nasmarować ci plecy? - zapytał Lys.
- Jasne, dzięki - powiedziałam z uśmiechem. Usiadłam na kocu i podałam mu krem z plecaka. - Też chcesz? - zapytałam. Tylko się uśmiechnął i zdjął koszulę. - Nie wiedziałam, że masz tatuaż - zdziwiłam się. Czarny atrament zdobił jego łopatki łącząc skrzydła anioła, ważki i motyla oraz pawich piór. - Jest piękny.
- Dziękuję. Mnie też się podoba. Nie lubię się nim chwalić - nasmarowałam mu plecy i odłożyłam krem. Położyłam się na kocu, a zaraz koło mnie Lysander.
- Też się opalasz?
- Nie zaszkodzi mi trochę witaminy D - stwierdził. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy. Po dłuższej chwili przewróciłam się na brzuch. Nie zauważyłam, kiedy straciłam świadomość.
- Kate, obudź się! - Lysander położył mi rękę na plecach, przez co syknęłam z bólu. - Nic ci nie jest?
- Chyba nie... Jak to wygląda? - czułam, jak pali mi się skóra.
- Schodzi ci naskórek... - powiedział spokojnie. - Zrobię ci zimny okład. Leż tutaj.
- Okej... - Wyjął ręcznik z plecaka i poszedł do wody. Namoczył go i położył na moich plecach. Mimowolnie się wzdrygnęłam. - Dzięki - leżałam tak do czasu, aż temperatura ręcznika i moich pleców się nie zrównała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Już lepiej?
- Tak. Idę popływać - zdjęłam ręcznik, wstałam z koca i podeszłam do dziewczyn. Cassi miała biało-czarne bikini. Górna część była biała bez ramiączek z falbanką, a dół to czarne majtki przewiązane sznurkami. Rozalia miała idealnie dopasowany, fioletowy strój jednoczęściowy, przewiązany w dekolcie do pępka. - Idziecie popływać? - zapytałam.
- Jasne! - powiedziała białowłosa. Obydwie wstały.
- Yyy... Dziewczyny... - Cassi zaczęła się jąkać. - Ja niezbyt umiem pływać... - zrobiła się czerwona i spuściła wzrok.
- To najlepsza okazja, żeby się nauczyć! Wytłumaczę ci wszystko - objęłam ją ramieniem. Woda sięgała nam do kostek. Podbiegłam kawałek i wskoczyłam do wody. Byłą chłodna, ale świetnie się nurkowało. Wynurzyłam się dziesięć metrów dalej. Dziewczyny stały zdziwione na brzegu. - Chodźcie! Woda jest idealna! - krzyknęłam do nich. Wchodziły powoli coraz głębiej. Zatrzymały się jak miały wodę do pasa. Rozalia zanurzyła się i podpłynęła do mnie. Cassi stała w miejscu i przerażona patrzyła na wodę. Podpłynęłam do niej. - To jak? Próbujesz?
- O-okej...
- Zanurz się najpierw, żeby przyzwyczaić się do wody - posłuchała mnie. Później pokazałam jak poruszać rękoma do żabki. - To samo musisz robić nogami - udało jej się przepłynąć kawałek. - Świetnie! - Popłynęłam za nią. - Musimy o czymś pogadać - zrobiłam poważną minę. - Roza! Mogłabyś? - zapytałam przyjaciółkę, która do nas podpłynęła.
- Co przeskrobałam? - zapytała.
- My wiemy - zaczęła Rozalia.
- O czym?
- Że uprawiałaś seks z Charliem - szepnęłam spokojnie. Brunetka zrobiła się czerwona. - Chciałabym wiedzieć, od kiedy?
- Tydzień temu mieliśmy swój pierwszy raz...
- Zabezpieczacie się?
- T-tak - zrobiła wielkie oczy.
- To dobrze. Gratuluję! - uśmiechnęłam się do siostry.
- Mam to za sobą - odwzajemniła uśmiech.
- A ty Rozalio? - zapytałam. Uśmiechnęła się do nas.
- Ja też.
- Czyli jestem jedyną dziewicą w tym gronie...
- Nie martw się - pocieszyła mnie Rozalia. - Idziemy pływać?
- Jeszcze się pytasz! - zanurkowałam i stanęłam na rękach. Zdecydowanie woda to mój żywioł. Rozejrzałam się po dnie. W piasku była wbita dość duża muszla, ale jakieś dwadzieścia metrów dalej. Wynurzyłam się, żeby nabrać tchu. - Zaraz wracam! - uśmiechnęłam się do przyjaciółek i znów byłam pod wodą. Popłynęłam w stronę muszli. Wyjęłam ją z piasku i wypłynęłam na powierzchnię. Pomachałam do dziewczyn i pokazałam im znalezisko. Nie miałam gruntu, więc popłynęłam do nich.
- Skąd ty to wzięłaś?! - zapytała białowłosa.
- Leżała na dnie, to ją sobie wzięłam. Idę odłożyć ją na brzeg - przepłynęłam kawałek i wyszłam z wody. Podeszłam do koca na którym siedział Lysander i przysiadłam się obok niego.
- Piękna muszla.
- Wyłowiłam ją z dna - włożyłam muszlę do plecaka, okryłam się ręcznikiem i spojrzałam na dziewczyny. Chlapały się i uciekały.
- Świetnie się bawią.
- Idziesz z nami?
- Wolę patrzeć na was stąd.
- Okej. Spróbuję namówić Alexy'ego - uśmiechnęłam się do białowłosego, odłożyłam ręcznik i wstałam. Podeszłam do bliźniaków, którzy się opalali i zasłoniłam im słońce.
- Ej! Odsuń się! - oburzył się niebieskowłosy.
- Wstawaj smerfie! Chodź popływać - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie chce mi się - położył się z powrotem.
- Będę ci zasłaniać słońce dopóki nie pójdziesz ze mną do wody - westchnął i zaczął się podnosić.
- Niech ci będzie... Pod warunkiem, że pójdziemy poskakać.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłam się do niego. Poszliśmy w stronę skoczni. Alexy wbiegł na deskę, raz się odbił i skoczył.
- Na bombę! - usłyszałam huk, a woda wyprysnęła z morza. Weszłam na koniec deski i spojrzałam w dół.
- Jak było? - spytałam, gdy się wynurzył.
- Genialnie! Teraz ty! - Odpłynął kawałek, żeby zrobić mi miejsce. Stanęłam na brzegu, odbiłam się kilka razy i wykonałam skok w przód. Po wślizgnięciu się do wody zrobiłam fikołka i wypłynęłam na powierzchnię. - Nie wiedziałem, że umiesz skakać - zdziwił się.
- Jak byłam mała to często chodziła na basen.
- Skaczemy jeszcze raz?
- Okej - Alexy podsadził mnie, a później sam wszedł. Tym razem skoczył na nogi, a ja wykonałam skok w tył. Wejście do wody udało mi się idealnie. Zanim wypłynęłam, stanęłam na dnie. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kolejnych muszli, ale żadnych nie zauważyłam. Wypłynęłam na powierzchnię, gdzie czekał na mnie zmartwiony Alexy.
- Czemu byłaś tam tak długo?
- Rozglądałam się po dnie.
- Okej. Idę z powrotem się opalać.
- Ja jeszcze posiedzę w wodzie - Alexy poszedł na koc, a ja usiadłam na brzegu. Patrzyłam zamyślona na horyzont, dopóki ktoś mi nie przerwał...

czwartek, 26 maja 2016

😌

Hej wszystkim! Nie wstawię już wczorajszego rozdziału. Wyjeżdżam i raczej nie będę mieć neta, ale od razu po powrocie wstawię dwa na raz. Pozdrawiam 😉

poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział XXI - Fryzjer

- Kate, obudź się - szturchnął mnie w ramię, a ja tylko coś wymamrotałam i spałam dalej. Usłyszałam westchnięcie i poczułam ciepło na ustach. Oddałam delikatny, lecz namiętny pocałunek i otworzyłam oczy.
- Chciałaś żebym cię obudził - powiedział z uśmiechem.
- Tak. Dziękuję - zaspana przetarłam oczy i podniosłam się do siadu.
- Gdzie jedziesz?
- Zobaczysz jak wrócę - powiedziałam tajemniczo.
- Zrobię nam śniadanie, a ty się szykuj - kiwnęłam głową i wstałam z łóżka. Lys poszedł do kuchni, a ja spojrzałam na śpiącego Kastiela. Był rozwalony na całym łóżku, a kołdra leżała na podłodze. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i uczesałam włosy. W czasie malowania usłyszałam pukanie do drzwi. Odkluczyłam je i wróciłam do lustra. Lysander podszedł do mnie od tyłu i chwycił mnie za biodra.
- Hej - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego w lustrze.
- Baz makijażu też wyglądasz pięknie - nie odrywał wzroku od moich oczu.
- Dzięki, ale na mieście czuję się z nim pewniej.
- Niech ci będzie - pocałował mnie w czubek głowy. - Śniadanie gotowe.
- Zaraz przyjdę - kiwnął głową z uśmiechem i wyszedł. Dokończyłam malować drugie oko i poszłam do kuchni. Na stole czekały świeże naleśniki.
- Maże być? - zapytał białowłosy.
- Jeszcze się pytasz - usiadłam koło niego i nałożyłam naleśnika. - Która godzina?
- Dziewiąta - dokończyliśmy posiłek. Spakowałam torebkę, pocałowałam Lysa na pożegnanie i wyszłam. Przed budynkiem czekał już na mnie taksówkarz.
- Dzień dobry - powiedziałam wsiadając do samochodu.
- Dzień dobry - ruszył. Droga minęła szybko.
- Niech pan przyjedzie za dwie godziny - wysiadłam, a on odjechał. Weszłam do salonu i podeszłam do recepcji.
- W czym mogę służyć?
- Katherine Rocket. Byłam umówiona na dziesiątą.
- Proszę za mną - zaprowadziła mnie na fotel. - Co chce pani zrobić?
- Przefarbować włosy na biało, żeby przechodziły w ciemny fiolet. Ze ścięciem zdam się na pani intuicję - kiwnęła głową i umyła mi włosy. Zaczęła ścinać tył, ale zostawiła lewą stronę. Później przygotowała farbę i pokryła mi nią włosy, po czym zawinęła w folię.
- Teraz musi pani odczekać aż farba się utrwali. Tam są różne magazyny - pokazała na stół.
- Dziękuję - przesiadłam się na inny fotel i wzięłam gazetę. Po dokładnym przeczytaniu fryzjerka ponownie umyła mi włosy i wysuszyła je. Gdy spojrzałam w lustro... Sama siebie nie poznałam. Ciekawe jak zareagują w hotelu... Podziękowałam, zapłaciłam i wyszłam z salonu. Na dworze czekał na mnie samochód. Wsiadłam do niego i się przywitałam.
- Przepraszam, ale czekam na kogoś - powiedział kierowca.
- To ja panie Robercie - zachichotałam.
- Panienka Kate! Nie poznałem pani.
- Duża zmiana, nawet dla mnie.
- Teraz do hotelu?
- Tak. Już nie mogę doczekać się reakcji reszty - zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Całą drogę rozmawiałam z panem Robertem. Podał mi swój numer, jakbym potrzebowała podwózki. Wjechałam windą na swoje piętro. Weszłam po cichu do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Słyszałam, że chłopcy dyskutują w sypialni. Zapukałam i weszłam.

sobota, 21 maja 2016

Rozdział XX - Wypakowywanie, ciasto i wyjście na miasto

- Ja jestem z Leo! - krzyknęła białowłosa.
- A ja z Charliem! - wtrąciła Cassi i spojrzała na chłopaka. Obydwoje się zaczerwienili. Wzięli klucze i poszli koło windy.
- To zostały nam trzyosobowe... Kate, co sądzisz? - zapytał Lys.
- Hmm... Amber będzie z Li i Charlotte - dałam im klucz. - bliźniaki z Natanielem, a ja z tobą i... Kastielem... - właśnie uświadomiłam sobie co zrobiłam... Czerwonowłosy spojrzał na mnie wymownie i zadziornie się uśmiechnął. Amber poczerwieniała ze złości i poszła razem ze swoją ekipą.Westchnęłam, po czym we trójkę poszliśmy w stronę windy. Nasze pokoje znajdowały się na piątym piętrze. Weszliśmy do kabiny i wcisnęłam przycisk. Amber stała w koncie obrażona, a gdy winda się zatrzymała, razem z koleżankami, przepchnęła się do wyjścia. Po niej wyszła cała reszta, ale się zatrzymała.
- Wow! Ale tu jest pięknie! - powiedziała Roza. Zawtórowaliśmy jej i poszliśmy do swoich pokoi. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka razem z chłopakami. W jednym pokoju z dwoma chłopakami... Lokum było podzielone na trzy części. Pierwszym pokojem był salon. Białe ściany były obwieszone półkami na książki. Podłoga była ciemna, a koło czarnej kanapy leżał śnieżnobiały, puchowy dywan. Na przeciwko sofy stał stolik do kawy i powieszony na ścianie telewizor plazmowy. Po bokach stały też czarne jak smoła fotele z białymi poduszkami. Za kolejnymi drzwiami była kuchnia. Białe płytki na ścianach i czarne na podłodze. Nowoczesna lodówka stała obok białych szafek z czarnymi, granitowymi blatami. Na jednej z nich umieszczona była płyta gazowa, a kawałek dalej piekarnik. Niedaleko wyjścia na balkon stał szklany stół i krzesła. Drugie drzwi w salonie prowadziły do dużej sypialni. Miała ona bordowe i białe ściany. Na panelowej, ciemnej podłodze leżał dywan w kolorze ecru. Łóżka były z ciemnego drewna. Pościel była bordowa, a poduszki, trzy na każdym łóżku, były białe. Obok każdego posłania stała półka nocna z lampą. Przy jednej ze ścian stała duża, trzydrzwiowa szafa z lustrem. Po lewej stronie sypialni były drzwi prowadzące do toalety. Wyłożona była białymi płytkami. Był w niej duży prysznic, wanna z hydromasażem, umywalka nad którą wisiało lustro i muszla klozetowa.
- Niezły pokój - powiedział Kas, usiadł na fotelu i włączył telewizor.
- Idę się odświeżyć - weszłam do sypialni i położyłam torby na łóżku koło okna. Wyjęłam szczotkę, czyste ubrania, pastę do zębów i szczoteczkę do zębów. Weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic i wytarłam się hotelowym ręcznikiem. Ubrałam dżinsowe szorty, biały t-shirt i niebieską koszulę z trzy-czwartym rękawem. Umyłam zęby i związałam koka na czubku głowy. Wróciłam do sypialni, wypuściłam Jesskę z koszyka i zaczęłam wypakowywać swoje rzeczy do szafy. Wyjęłam rzeczy Jesski, a ona zaczęła się bawić zabawką. Wróciłam do salonu. Kastiel nadal oglądał telewizor, a Lysander czytał książkę z jednej z półek. Postanowiłam pójść w jego ślady i wzięłam książkę. Usiadłam obok niego i oparłam głowę o jego ramię.
- Już wiem czemu jesteście razem - wtrącił Kastiel.
- Przeszkadza ci to? - zapytałam nie odrywając wzroku od tekstu.
- Nie, wcale - powiedział i wrócił do oglądania. Zapadłą cisza, którą zakłócał tylko dźwięk telewizora. Po jakimś czasie, a raczej po przeczytanych przeze mnie dwudziestu stron, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - powiedziałam równo z Lysandrem nadal czytając. Do pokoju weszła Rozalia z Cassi.
- Hej! Jak wam się podobają pokoje? - zapytała białowłosa.
- Są świetne - powiedziałam, żeby się odczepiła. Byłam zbyt wciągnięta w fabułę książki, żeby z nią rozmawiać.
- Kate, idziesz z nami zwiedzać miasto? - zapytała Cassi.
- Nie, dzięki. Jestem zajęta...
- A później?
- Najpierw chcę skończyć książkę.
- To ci zajmie wieki!
- Najwyżej trzy godziny.
- Trzymamy cię za słowo - powiedziała białowłosa, po czym razem z Cassi wyszła.
- Trzy godziny?! Ta książka ma z trzysta stron! - zdziwił się Kastiel.
- No właśnie. Jakieś dwie do trzech godzin czytania - Lysander nie wdawał się w naszą dyskusję.
- Ja bym to czytał kilka lat, o ile w ogóle bym przeczytał...
- Kwestia wprawy - powiedziałam. Zapadłą cisza. Po jakiejś godzinie znudzony Kastiel wstał i podszedł do nas.
- Kate, zrobisz coś do jedzenia?
- Nie jesteś małym chłopcem. Sam sobie zrób - już kończyłam swoją książkę.
- Dobra, ale nie ja odpowiadam za pożar - powiedział i ruszył w stronę kuchni. Westchnęłam.
- Czekaj. Daj mi dziesięć minut na dokończenie - spojrzałam na niego. Uśmiechnął się chytrze i wrócił na fotel. Dokończyłam książkę i wstałam z kanapy. - Na co macie ochotę?
- Ciasto!
- A ty Lysander?
- Zadowolę się tym co zrobisz.
- Okej. Jakie ciasto?
- Czekoladowe z wiśniami w alkoholu - powiedział Kas.
- Załatw mi wiśnie w alkoholu to ci zrobię.
- To zwykłe czekoladowe - poszłam do kuchni i wyjęłam składniki, które kupiliśmy po drodze. Włączyłam muzykę i zaczęłam przygotowywać ciasto. Wylałam je na blachę i wstawiłam do piekarnika. Wróciłam do chłopaków. Lysander skończył czytać i teraz rozmawiał z Katielem.
- Ciasto będzie gotowe za dwadzieścia minut - usiadłam obok nich. - O czym gadacie?
- O zespole - powiedział Lys.
- Okej - oparłam głowę o oparcie kanapy i zamknęłam oczy.
- Nudzi ci się? - zapytał czerwonowłosy.
- Trochę... - przyznałam.
- Możesz rozpakować nasze rzeczy.
- Kastiel, nie wykorzystuj jej - powiedział spokojnie Lys.
- Mi to nie przeszkadza. I tak nie mam co robić.
- Dobrze, jeśli chcesz - westchnął chłopak. Uśmiechnęłam się do niego, ustawiłam alarm na dwadzieścia minut, żeby nie spalić ciasta i poszłam do sypialni. Chłopacy przynieśli bagaże jak byłam w kuchni. Zaczęłam od walizki Lysandra. Wszystko miał idealnie poskładane i porozkładane według rodzaju. Włożyłam wszystko do szafy. Podeszłam do walizek Kastiela i pootwierałam je. Spodziewałam się tego, co tam zastanę. Rzeczy były pozwijane w kulkę i wepchane do torby. Westchnęłam i wzięłam się za składanie ubrań. W połowie pracy zadzwonił budzik. Poszłam do kuchni wyjąć ciasto. Oblałam je rozpuszczoną wcześniej czekoladą i posypałam migdałami. Weszłam do salonu.
- Ciasto macie na stole - powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni.
- Jak ci idzie? - spytał Kastiel ze złośliwym uśmiechem.
- Już rozpakowałam Lysandra. Teraz męczę się z twoimi jakże cudownie poskładanymi ubraniami - zaśmiał się.
- Powodzenia.
- Dziękuję. Już kończę - przestał się śmiać i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Już?! Ty masz jakiś super napęd?
- Nie, ale w odróżnieniu od ciebie umiem składać ubrania - zachichotałam i weszłam do sypialni. Wznowiłam składanie jego ubrań i powkładałam wszystko do szafy. Wszystkie walizki poukładałam pod łóżkami, żeby nie przeszkadzały i poszłam do kuchni. Chłopcy zajadali się ciastem ze smakiem.
- Czy jest coś czego nie potrafisz? - zapytał czerwonowłosy.
- Hmm... Coś na pewno się znajdzie - wzięłam talerz i usiadłam obok nich. Nałożyłam sobie kawałek i spróbowałam swojego dzieła. - Mmm... - mruknęłam.
- Ale ty skromna - zaśmiali się.
- Nie jadłam ciasta od wieków! Co ja poradzę - zaczęliśmy się śmiać. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jeszcze chwilę, dopóki do kuchni nie weszła Rozalia z Cassi. - Hej!
- Pukamy już od pięciu minut i nikt nie odpowiadał!
- Sorry... Gadaliśmy i jedliśmy ciasto. Chcecie?
- To nie Kastiel je piekł? - zapytała białowłosa.
- Ej! Nie jestem aż taki zły w kuchni! - oburzył się czerwonowłosy.
- Owszem, jesteś - potwierdził Lysander.
- Ja piekłam - odpowiedziałam, gdy Kas udawał obrażonego.
- To chętnie! - Usiadła obok mnie i wzięła kawałek.
- Częstuj się - powiedziałam do Cassi. Uśmiechnęła się i wzięła.
- Niezłe! - powiedziała Roza z pełnymi ustami. - Skąd masz przepis?
- Sama go wymyśliłam... - odpowiedziałam i oparłam się. Dziewczyny najadły się, pożegnałyśmy chłopaków i wyszłyśmy. Zjechałyśmy na dół windą i wyszłyśmy z hotelu.
- Trzeba obczaić drogę na plażę - zaczęła Cassi.
- Em... Mogłybyśmy też znaleźć jakiegoś fryzjera? Czytałam że są tu całkiem nieźli...
- Okej! Musimy znaleźć taksówkę.
- Tam jakaś jedzie! Taxi! - krzyknęła białowłosa. Samochód stanął, a my podbiegłyśmy do niego. Przywitałyśmy się wsiadłyśmy do środka.
- Dokąd panienki się wybierają? - zapytał mężczyzna po czterdziestce.
- Do miasta. Poleci pan jakiegoś fryzjera?
- Zawiozę was.
- Dziękujemy - ruszyliśmy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
- Poczekajcie chwilę? Pójdę się zapisać.
- Okej - wysiadłam z samochodu i weszłam do salonu.
- Dzień dobry. Chciałabym się zapisać na farbowanie i przycinanie - zwróciłam się do recepcjonistki.
- Dobrze. Jutro o dziesiątej pani pasuje?
- Tak, oczywiście - uśmiechnęłam się. Podałam nazwisko i wyszłam z budynku. Wsiadłam z powrotem do taksówki.
- Na co się zapisałaś? - zapytała ciekawska Rozalia.
- Zobaczysz jutro, jak wrócę - powiedziałam tajemniczo.
- Gdzie teraz dziewczęta?
- Mógłby nam pan pokazać drogę na plażę?
- Plaża jest dwie minuty pieszo z waszego hotelu - powiedział z uśmiechem.
- No to do hotelu - stwierdziła białowłosa.
- Robi się.
- Mógłby pan przyjechać jutro po mnie za dwadzieścia dziesiąta? - zapytałam.
- Oczywiście.
- Dziękuję - reszta drogi minęła w ciszy. Podziękowałyśmy i poszłyśmy z powrotem do hotelu. Każda z nas wróciła do swojego pokoju. - Hej! Wróciłam! - krzyknęłam po zamknięciu drzwi. Chłopcy wychylili się z sypialni.
- Na reszcie jesteś młoda! Czekaliśmy na ciebie - powiedział czerwonowłosy.
- Jestem tylko rok młodsza. Czekaliście?
- Tak. Chciałem zobaczyć do szafy, ale Lys kazał mi czekać na ciebie.
- Okej - weszłam za nimi do sypialni. - No to otwierajcie.
- Które drzwi?
- Kastiel po lewej, Lysander środek - otworzyli wyznaczone drzwi i dokładnie się przyjrzeli. Lysander odwrócił się i uśmiechnął, a Kastiel stał przed szafą osłupiały. Zaśmiałam się z Lysandrem. - Zapomniałeś języka w gębie? - zapytałam roześmiana.
- Jak ty żeś to zrobiła?!
- Po ludzku. Podoba wam się?
- Jasne - powiedzieli z uśmiechem, Kastiel trochę sztucznym. Był już późny wieczór.
- Zrobię kolację - powiedziałam.
- Ty robiłaś ciasto. Ja zrobię kolację - wtrącił Lys. - a ty mi pomożesz - zwrócił się do przyjaciela, a ten zrobił naburmuszoną minę.
- To ja idę się wykąpać - wyszli z sypialni, a ja wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i ubrałam piżamę. Wysuszyłam włosy, zaplotłam je w dwa warkocze i umyłam zęby. Gotowa do snu wyszłam z łazienki. Akurat Lysander chciał zapukać do drzwi i zawołać mnie na kolację. Poszłam razem z nim do kuchni. Kastiel już jadł kanapki. Usiadłam przy stole i też zaczęłam jeść. Po kolacji poszliśmy do sypialni, a Kastiel zaczął przygotowywać się do kąpieli. Wszedł do łazienki, a ja zostałam sama z Lysem.
- O której jutro wstajesz? - zapytałam.
- Około wół do dziewiątej, a dlaczego pytasz?
- Mógłbyś mnie też obudzić? Za dwadzieścia dziesiąta przyjedzie po mnie taksówka.
- Gdzie jedziesz?
- Do miasta. To obudzisz mnie?
- Oczywiście - uśmiechnął się, a do pokoju wrócił Kastiel w samych bokserkach... Które ja układałam... Zażenowana spuściłam głowę.
- Coś nie tak młoda? - zaśmiał się.
- Kastiel, przestań - powiedział Lys i wziął swoją piżamę.
- Co? Ja w tym śpię - powiedział, a ja położyłam się na łóżku i zaczęłam patrzeć w sufit.
- Nie martw się Lys. Nie będę zwracać na niego uwagi - powiedziałam do chłopaka.
- Okej - powiedział i poszedł do łazienki.
- Nigdy nie widziałaś chłopaka bez koszulki?
- Jasne, że widziałam, ale ty jesteś prawie nagi.
- I co z tego? Ty też nie jesteś jakoś wielce zakryta.
- Ale i tak bardziej od ciebie - powiedziałam i zamknęłam oczy.
- Idziesz spać?
- Tak. Dobranoc - przykryłam się kołdrą i obróciłam tyłem do chłopaka. Po chwili odpłynęłam do krainy snów.
****************************************
Dzisiaj rozdział znacznie dłuższy niż poprzednie ;) Mam nadzieję, że się podobał. Zapraszam do komentowania!

piątek, 20 maja 2016

:(

Bardzo wszystkich przepraszam, ale nie dam rady już napisać kolejnego rozdziału. Choroba nie wybiera... Za to jutro, od razu jak wstanę, wezmę się za pisanie i dodam jak najwcześniej mi się uda. Moja wena powoli wraca, więc jest możliwość, że kolejny rozdział będzie dłuższy. Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Do następnego!

czwartek, 19 maja 2016

Rozdział XIX - Wyjazd

- Że co?! - krzyknęła białowłosa.
- Jeśli one nie pojadą, to Nataniel też nie będzie mógł...
- No dobra... Ale nie mają się wtrącać!
- Osobiście tego dopilnuję - zaśmiałyśmy się, po czym omówiłyśmy kwestię transportu. Wieczorem wróciłam do domu. Wykąpałam się, umyłam zęby i poszłam spać.
***
Nadszedł dzień wyjazdu! Poprzedniego dnia się spakowałam, więc nie musiałam tego robić rano. Budzik zadzwonił o wpół do szóstej, a spotkać się mieliśmy o siódmej na przystanku autobusowym. Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Ubrałam czarne legginsy i miętowy t-shirt. Włosy związałam w dwa warkocze i pomalowałam rzęsy. Poszłam obudzić Charliego i razem z nim zeszłam do kuchni, w której uszykowałam nam tosty z czekoladą. Zjadłam posiłek i pomyłam naczynia, po czym wróciłam na górę. Postanowiłam zabrać ze sobą Jesskę, bo nikt nie mógłby się nią zająć podczas mojej nieobecności. Spakowałam jej jedzenie i małą, podróżną kuwetę. Włożyłam kotkę do koszyka i zamknęłam kratką. Do torebki, którą biorę do autobusu, spakowałam telefon, gumy do żucia, tabletki na chorobę lokomocyjną, przekąski, butelkę wody i wilgotne chusteczki. Weszłam do pokoju Charliego. Chłopak nie radził sobie z pakowaniem, więc mu pomogłam, a tak na prawdę spakowałam go, a on siedział na łóżku i mi się przypatrywał. Gdy skończyłam, zmęczona usiadłam obok niego.
- Za chwilę wychodzimy - powiedziałam podekscytowana.
- Tak...
- Coś nie tak?
- Właśnie sobie uświadomiłem, że nie powiedziałem ci czegoś bardzo ważnego... - zmarszczyłam brwi. - Od kilku dni chodzę z Cassi... - na tę wieść uśmiechnęłam się szeroko.
- Opowiesz mi później - powiedziałam nadal się uśmiechając. - Teraz musimy się pośpieszyć, bo już dochodzi siódma - poszłam do pokoju i wzięłam swoje bagaże. Zniosłam je na dół i postawiłam obok drzwi. Po chwili dołączył do mnie Charlie. Ja miałam dwie walizki, torebkę i koszyk z Jesską, a on tylko jedną Torbę i plecak podręczny.
- Po co ci tyle tego?
- Jedna walizka jest moja, a druga Jessie.
- Okej... Pomogę ci - wziął jedną z walizek i wyszedł za drzwi. Zakluczyłam je i ruszyliśmy na przystanek. Dotarliśmy dwie minuty przed czasem. Wszyscy już na nas czekali.
- No nareszcie! Już myślałam, że zaspaliście - powiedziała Roza i przytuliła mnie.
- Ktoś miał mały problem ze spakowaniem się - spojrzałam na Charliego.
- Ja przynajmniej nie wziąłem tyle rzeczy.
- Musiałam spakować jeszcze Jessie.
- Zabierasz ją? - wtrącił Lysander.
- Tak. W domu nikogo nie będzie, a ktoś musi się nią zająć przez ten miesiąc - objął mnie ramieniem.
- Wszyscy już są? - zapytał białowłosą.
- Tak. Możemy wsiadać - walizki włożyłam do bagażnika, a Jesskę wzięłam ze sobą do autobusu. Usiadłam koło Lysandra i Rozy na tyłach. Kierowca ruszył, a my zaczęliśmy rozmowy. Po półgodzinie zaczęliśmy się nudzić...
- Pośpiewajmy coś! - krzyknął Alexy.
- Ja jestem za! - wyjęłam telefon i włączyłam muzykę. Wszyscy zaczęli śpiewać, nawet Amber ze swoją ekipą. Zaśpiewaliśmy kilka utworów, po których nastąpiły oklaski i krzyki. Nigdy tak dobrze się nie bawiłam w autobusie! Później oglądaliśmy filmy, opowiadaliśmy kawały i graliśmy w karty. Nawet kierowca dobrze się bawił. Po trzech godzinach, które minęły nam bardzo szybko, dojechaliśmy na miejsce. Pożegnaliśmy kierowcę i wyszliśmy z autobusu śpiewając.Wzięliśmy bagaże i weszliśmy do hotelu.
- Kto idzie nas zameldować? - zapytał Kastiel.
- Roza, na czyje nazwisko rezerwowałaś? - zapytałam.
- Na twoje.
- Co?!
- To co słyszysz. Chodź ze mną się zameldować - poszłyśmy do recepcji.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- My mamy rezerwację na nazwisko Rocket.
- Tak. Trzy pokoje trzyosobowe i dwa dwu osobowe - podała nam klucze. Spojrzałam na Rozalię wytrzeszczonymi oczami.
- Dziękujemy - powiedziała, po czym podeszłyśmy do reszty.
- Mamy mały problem... - zaczęłam. - Zapomnieliśmy rozdzielić pokoje...

wtorek, 17 maja 2016

1000 wyświetleń! + bonus


Stuknęło już ponad tysiąc wyświetleń! Na początku myślałam, że nikt nie będzie czytać moich wypocin, a jednak komuś się to spodobało ☺ Nie przedłużam już i zapraszam do czytania 😉


Zdradziłam Anthony'ego z Jamesem... Później okazało się że zaszłam z nim w ciążę... Anthony wtedy często wyjeżdżał... Nie wiedział nawet, że mam urodzić bliźniaki... Razem z Jamesem ustaliliśmy, że nikt nie może się o tym dowiedzieć i każdy z nas weźmie jedno... Od razu po porodzie was rozdzieliliśmy...

17 lat wcześniej...

Czułam się fatalnie. Ciągłe nudności i ból brzucha doprowadzały mnie już do szału. Anthony znowu wyjechał i musiałam sama siedzieć w domu... Ciągle leżę w łóżku i oglądam telewizję... Powinnam iść do lekarza, bo ten stan utrzymuje mi się już od ponad tygodnia. Rozmyślając i zajadając się kolejną czekoladą usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Śpiewałam piosenkę, szukając telefonu wśród miliona poduszek.
I thought that we would just be friends
Things will never be the same agin
It's just the beginning it's not the end
Things will never be the same agin
It's not a secret anymore
Now we've opened up the door
Starting tonight and from now on
We'll never, never be the same agin

W końcu odnalazłam telefon i odebrałam w ostatniej chwili.
- Hej mała.
- Cześć James... - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Co jest?
- Nie wiem... Od dłuższego czasu źle się czuję...
- Co dokładniej ci jest?
- Co chwilę wymiotuję, boli mnie brzuch...
- Zaraz będę.
- Ale czemu... - rozłączył się. Opadłam na poduszki i zamknęłam oczy. - O co mu chodzi? - powiedziałam sama do siebie. Po dłuższym czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Po woli zwlekłam się z łóżka, a dzwonek zaczął się powtarzać. Przeklinając pod nosem otworzyłam drzwi.
- Musisz tak hałasować?! - Wyminął mnie w drzwiach. Zamknęłam i skierowałam się z powrotem do pokoju, a James za mną. Rozłożyłam się wygodnie na posłaniu, a brunet przystawił sobie krzesło.
- Skojarz fakty - Powiedział spokojnie.
- Jakie fakty?! O co ci chodzi?! - wydarłam się.
- Podejrzewam, że możesz być w ciąży.
- Co?! Jakiej ciąży?! - wystraszyłam się... Takiej opcji nie brałam pod uwagę. Westchnął i sięgnął do kieszeni, z której wyjął mały kartonik.
- To jest test ciążowy. Zrób go - spojrzałam na niego jak na idiotę, ale posłusznie wzięłam pudełko i poszłam do łazienki. Wykonałam go według instrukcji i czekałam na wynik... Weszłam z powrotem do pokoju nadal patrząc na test.
- I? - spytał.
- Dwie kreski... - powiedziałam cicho, a łza pociekła mi po policzku. Spojrzałam się na bruneta.
- Uspokój się.
- Jak mam się uspokoić?! Ja mam męża! To mi wszystko zniszczy...
- Nikt się o tym nie dowie. Dziecko będzie wasze. Ja się usunę z twojego życia...
- Dobrze, ale pomóż mi z tym...
- Będę z tobą do końca - powiedział pocieszająco. - Umów się do ginekologa - wzięłam telefon i zadzwoniłam do zaufanego lekarza.
- Ma wolną godzinę po południu...
- Zawiozę cię - przed wyjazdem zrobił mi obiad. Zjedliśmy razem, po czym przebrałam się i wyjechaliśmy. Włączyłam sobie muzykę w słuchawkach i całą drogę patrzyłam przez okno na drzewa. Po czterdziestu minutach na horyzoncie było widać przychodnię. Stanęliśmy na prawie pustym parkingu.
- Ty lepiej zostań...
- Dobrze, ale masz mi później wszystko powiedzieć - kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Im bliżej byłam drzwi, tym bardziej zwalniałam. Bałam się, co mnie czeka... Weszłam do budynku i podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry... Przyszłam do doktora Collinsa - za biurkiem siedziała młoda, szczupła blondynka z włosami upiętymi w ciasny kok. Spojrzała się na mnie seledynowymi oczami.
- Była pani umówiona?
- Tak...
- Proszę podać imię i nazwisko.
- Christina Rocket - zanotowała i wysłała mnie do poczekalni. Po chwili, dłużącej się niemiłosiernie, lekarz zaprosił mnie do gabinetu.
- A więc, co panią do mnie sprowadza?
- J-ja podejrzewam, że jestem w ciąży i chciałam się upewnić...
- Robiła pani test?
- T-tak... - wyjęłam test z torebki i podałam mu go.
- Dobrze. Zrobię pani USG dopochwowe - położyłam się na fotelu i rozluźniłam. Doktor przystąpił do badania, a ja niecierpliwie patrzyłam na monitor. - Gratuluję pani. Wygląda na bliźnięta - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Wydrukuje mi pan to? - zapytałam cicho.
- Oczywiście - zakończył badanie i dał mi zdjęcie. - Proszę przychodzić na kontrolę raz w miesiącu.
- Dobrze, dziękuję - pożegnałam się i wyszłam z gabinetu. Podeszłam do recepcji.
- W czym mogę pomóc? - zapytała niebieskooka recepcjonistka.
- Proszę zapisać mnie na kontrolę w przyszłym miesiącu - wypełniła kartę i podała mi ją.
- Miłego dnia.
- Do widzenia - opuściłam budynek i skierowałam się do samochodu, w którym czekał na mnie James. Wsiadłam i zapięłam pas.
- I jak?
- Jestem w ciąży - podałam mu zdjęcie.
- Bliźniaki?!
- No właśnie... - odwiózł mnie do domu.
Sześć miesięcy później urodziłam dwie zdrowe dziewczynki. Anthony'ego nie było przy porodzie, bo akurat wyjechał. Nie dowiedział się, że jest dwójka... Z Jamesem ustaliliśmy, że każdy z nas weźmie jedną i nigdy więcej się nie spotkamy. Nazwaliśmy je Katherine i Cassidy. Od wziął Cassi i przeprowadził się. Później już go nie widziałam...

Rozdział XVIII - Zmiana planów...

Reszta dnia minęła spokojnie. Lysander wrócił do domu wieczorem. Od razu jak wyszedł, ja poszłam się wykąpać. Ubrałam piżamę, nałożyłam szlafrok i zeszłam do salonu. Włączyłam telewizor i usiadłam na kanapie. Przeszukałam chyba ze sto kanałów, zanim znalazłam jakiś horror. Akurat leciała "Sierota", czyli jeden z moich ulubionych filmów. Rozsiadłam się wygodnie i skupiłam na filmie. Spokój przerwał mi trzask zamykanych drzwi i łomot. Zaniepokojona pobiegłam w stronę hałasu. Na podłodze, koło drzwi, leżał mój tata... Próbował wstać, ale tylko pogarszał sprawę. Podeszłam do niego i chwyciłam za ramię. Podparłam go na sobie i pomogłam wstać. Czułam o d niego odór alkoholu, co było bardzo dziwne, gdyż mój ojciec nigdy się ni upijał. Ledwo doniosłam go do salonu.
- Tato... Dlaczego się upiłeś? - zapytałam spokojnie.
- Prze... pszam... - powiedział niewyraźnie. Położyłam go na sofie, a on od razu zasnął. Ja także wolałam już iść spać. Wróciłam do pokoju, owinęłam się kołdrą i odpłynęłam.
Następne dni mijały w miarę spokojnie... Rodzice nie odzywali się do siebie. Tata wracał wieczorami, bo unikał mamy. Ona całymi dniami zatapiała smutki w gotowaniu i rozmowach ze mną, Charliem i ciocią. Ostatni dzień ich pobytu spędziliśmy razem. Tata, dla mnie, porozmawiał z mamą, ale pomiędzy nimi nadal było widoczne napięcie. Szkoda mi było się z nimi żegnać...
Został tydzień do wyjazdu. Nataniel zadzwonił, bo chciał się spotkać. Za chwilę idę do parku, gdzie się umówiliśmy. Poprawiłam makijaż, spakowałam torebkę i wyszłam. Droga minęła mi bardzo szybko. Wchodząc przez bramę zauważyłam blondyna na ławce, niedaleko. Odwrócony był do mnie tyłem.
- Nataniel! - odwrócił się i pomachał. Podbiegłam w jego stronę i usiadłam obok. - To o czym chciałeś pogadać? - zapytałam z uśmiechem.
- Mogę jechać, ale rodzice dali mi jeden warunek...
- Jaki?
- Amber też ma pojechać... Razem ze swoimi koleżankami... - zatkało mnie. Wytrzeszczyłam mimowolnie oczy i potrząsnęłam głową, aby się opanować. Chwilowo nie wiedziałam co myśleć. Nataniel czekał na odpowiedź, a po jego minie można było wywnioskować, że też nie jest z tego zadowolony. Rozpatrzyłam wszystkie za i przeciw i po chwili namysłu znałam odpowiedź.
- Nie ma problemu... - powiedziałam lekko drżącym głosem. - Ile ma tych koleżanek?
- Dwie - powiedział wyraźnie szczęśliwy. Widać, zależało mu na tym wyjeździe.
- Okej... Muszę spotkać się z Rozą i wszystko obgadać - wstaliśmy z ławki. Przytulił mnie czule i powiedział mi do ucha ciche "dziękuję". Poszedł w swoją stronę, a ja wybrałam numer do Rozalii.
- Hej Kate - powiedziała wesoło.
- Cześć Roza. Jesteś w domu?
- Tak, a co?
- Zaraz będę - rozłączyłam się i ruszyłam w stronę jej mieszkania. Po krótkiej chwili byłam pod jej drzwiami. Otworzyła od razu i wpuściła do środka. Usiadłam w salonie, a ona poszła do kuchni po napoje. Wróciła z sokiem pomarańczowym i dwoma szklankami. Odłożyła wszystko na stolik i usiadła obok mnie.
- To co cię do mnie sprowadza?
- Trzeba dokończyć planowanie wyjazdu.
- Jedziemy nad morze, do miejscowości Bénodet.
- Zarezerwowałaś już miejsca?
- Zamierzałam dzisiaj wieczorem.
- To zapisz trzynaście osób.
- A nie miało być dziesięć?
- Zaszły drobne zmiany...
- Kto jeszcze jedzie?
- Amber i jej dwie koleżanki...
**********************
Kolejny krótki, ale tak już chyba zostanie, dopóki moja wena nie powróci... Późne wstawianie wchodzi mi w nawyk, więc można uznać, że będę wstawiać rozdziały koło północy... Dziękuję za wszystkie komentarze, bo one motywują mnie do dalszego pisania 😘

sobota, 14 maja 2016

Rozdział XVII - Spać!

Weszłam do pokoju i usiadłam koło białowłosego na łóżku. Oparłam głowę o jego ramię i wyjęłam telefon, z zamiarem zadzwonienia do przyjaciół.
- Może zadzwoń później?
- Czemu?
- Spójrz, która godzina - spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał siódmą rano.
- A już miałam nadzieję, że pospałam dłużej... - mruknęłam pod nosem.
- Twój tata nie wrócił na noc...
- W pewnym sensie go rozumiem... - posmutniałam.
- Może nie rozmawiajmy już o tym... Nie chcę żebyś się smuciła - spojrzał głęboko w moje dwukolorowe oczy. Od razu poprawił mi humor.
- Przejdziemy się do parku?
- Jeśli to poprawi ci humor.
- To ty mi go poprawiasz - uśmiechnął się. Zeszliśmy na dół, ubrałam tenisówki i wyszliśmy na dwór.Weszliśmy główną bramą i udaliśmy się w stronę fontanny. Usiadłam pod drzewem, a Lys obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię i mimowolnie ziewnęłam.
- Możesz zasnąć. Będę cię pilnował - powiedział spokojnie. Moje powieki powoli się zamykały, a ja odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Poczułam, że się unoszę. Lekko uchyliłam oczy i zobaczyłam mojego ukochanego.
- Śpij - powiedział cicho i melodyjnie. Wtuliłam się w jego pierś i zmęczona ponownie zasnęłam, wsłuchując się w jego równy rytm serca.
Usłyszałam ciche miauknięcie. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam w swoim pokoju. Przy biurku siedział Lysander z kotką na rękach.
- Cześć - powiedziałam zaspana. Zdjął Jesskę z kolan, podszedł do łóżka i pocałował mnie w czubek głowy.
- Wyspana?
- Mniej więcej... Która godzina?
- Wpół do jedenastej.
- Już?! - wyjęłam telefon, żeby się upewnić. - Rzeczywiście... - spojrzałam na niego błagalnie.
- Dzwoń - jedno słowo, a dało mi tyle szczęścia. Wybrałam numer Cassi, która odebrała po dwóch sygnałach. Włączyłam głośnomówiący.
- Cześć - powiedziałam z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Witaj Cassidy.
- Hej siostra, hej Lysander - powiedziała szczęśliwa.
- Mam do ciebie sprawę, niecierpiącą zwłoki.
- Coś przeskrobałam? - spytała.
- Nie... A przynajmniej ja nic nie wiem...
- To co to za sprawa?
- Planujemy klasową wycieczkę i chcielibyśmy cię zaprosić.
- No nie wiem...
- Czemu? Odpoczniemy sobie raem od dorosłych...
- Nadal nie za dobrze was znam... A kto w ogóle jedzie?
- Ja, Lysander, Roza, Charlie...
-.Jadę - zaśmiałam się.
- Wiedziałam, że cię przekonam - powiedziałam nadal chichocząc.
- Nie śmiej się!
- Dobra, dobra. Zadzwonię ci, jak dowiem się czegoś więcej.
- Okej. Cześć Kate, pa Lysander.
- Cześć!
- Do usłyszenia - rozłączyłam się i zaczęłam szukać numeru Nataniela, ale nie mogłam go znaleźć... Nie wiem czego się spodziewałam, skoro nie wymieniłam się z nim numerem...
- Masz numer do Nataniela?
- Powinienem mieć... - wyjęł swój telefon i podyktował mi numer. Ktoś odebrał dopiero po czwartym sygnale.
- Halo? - odezwał się dziewczęcy głos.
- Hej... Mogę prosić Nataniela?
- Nataniel! - wrzasnęła, chwilowo mnie ogłuszając. Było słychać krótką kłótnie, po czym usłyszałam męski głos.
- Nataniel Grey. Z kim mam przyjemność?
- Cześć... Tutaj Kate. Chciałabym cię zaprosić, razem z kilkoma osobami, na wyjazd.
- Postaram się i powiadomię cię, czy mogę.
- Okej... Dzięki, pa...
- Do zobaczenia - rozłączył się.
- On zawsze tak... służbowo?
- Przeważnie...
*********************************************
Po raz kolejny wstawiam późno... Przepraszam, ale ostatnio mam zanik weny i nie idzie mi pisanie. Postaram się pisać rozdziały wcześniej, żeby uniknąć zarywania nocek, tym bardziej w dzień szkoły... Mam nadzieję, że rozdział nie był zbyt nudny i rutynowo zapraszam do komentowania ☺

środa, 11 maja 2016

Rozdział XVI - Miły Ranek

Obudziłam się słysząc zamykane drzwi. Otworzyłam zaspana oczy i spojrzałam rozmazanym wzrokiem na zbliżającą się sylwetkę. Przetarłam opuchnięte oczy i przyjrzałam się uważniej postaci. Do pokoju wszedł Lysander z tacą, na której niósł śniadanie.
- Przepraszam, że cię obudziłem - powiedział ze smutną miną. Położył tacę na stoliczku nocnym i usiadł na łóżku. Podniosłam się do pozycji siedzącej i chwyciłam go za rękę.
- Nic się nie stało. Najważniejsze, że jesteś - powiedziałam, a on posadził mnie na swoich kolanach. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a nasze twarze były coraz bliżej siebie. W końcu zanurzyliśmy się w namiętnym pocałunku. Zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Odrywaliśmy się od siebie, tylko po to, żeby zaczerpnąć tchu. Po chwili przerwaliśmy i przytuliliśmy się do siebie. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i miłością w oczach.
- Kocham cię - powiedział, a moje policzki zapiekły i poczułam ciepło w środku.
- Ja ciebie też - powiedziałam po chwili namysłu z delikatnym uśmiechem, po czym chłopak musnął delikatnie moje usta. Odłożył mnie na materac i przysunął do niego stolik, na którym ustawił nasze śniadanie.
- Twoja mama robiła - powiedział. Zjedliśmy śniadanie w ciszy, posyłając tylko spojrzenia. Po posiłku wpadłam na pewien pomysł...
- Zaśpiewaj mi coś - spojrzałam na niego błagalnie.
- Tylko jeśli zaśpiewasz ze mną w duecie.
- Zgoda - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Lysander zaczął śpiewać pierwszą zwrotkę swojej piosenki, a ja dołączyłam w refrenie. Drugą zwrotkę zaśpiewałam ja.
- Masz piękny głos - powiedział po zakończeniu piosenki.
- To tak jak ty - wtrąciłam z uśmiechem i pocałowałam go w policzek. Wstałam i podeszłam do szafy. Zaczęłam przeglądać moje ubrania, przykładając je do siebie, które po kolei rzucałam na podłogę, bo żadne z nich mi nie pasowało. Za plecami usłyszałam cichy śmiech Lysandra. Odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu zadziorny uśmiech.
- Jesteś bardzo podobna do Rozalii - stwierdził. - A tak w ogóle... Jak było na zakupach? Mocno cię zamęczyła? - zaśmiałam się, a Lys spojrzał na mnie zdziwiony. - Co w tym śmiesznego?
- Nie pochwaliła się?
- Czym?
- To ja ją zamęczyłam - zaczęłam nadal chichocząc. - a nie ona mnie. Włóczyła nogami, a ja ją zaciągnęłam do kolejnych sklepów - nadal patrzył zdziwiony, ale po chwili się otrząsnął.
- To się zdarzyło pierwszy raz w historii - oznajmił, a ja dalej chichotałam.
- Będziesz tak siedział, czy pomożesz mi coś wybrać? - powiedziałam po chwili milczenia. Podszedł do mojej szafy i po chwili wyciągnął wybrany zestaw. Składał się on z jasnych, dżinsowych szortów, białej bluzki na ramiączkach i seledynowej, krótkiej koszuli do przywiązania pod biustem. Dobrał do tego seledynowe koturny, wisiorek z sercem, kolczyki z brylancikami i bransoletkę, którą dostałam od niego. Wszystkie dodatki zrobione były ze srebra. Odebrałam od niego zestaw, wyjęłam bieliznę z szuflady i ruszyłam do łazienki. Po ubraniu się i uczesaniu w luźnego koka, wróciłam do pokoju. Lysander czekał siedząc przy biurku.
- Pięknie wyglądasz.
- Ale ty skromny - zaśmiałam się. Podeszłam do półeczki z kosmetykami i wyjęłam kilka z nich, po czym wróciłam do łazienki, pomalować się. Już po chwili wyszłam gotowa z łazienki. Lysander był zajęty swoim notatnikiem. Podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu. Chwycił moją rękę, nie przerywając pisania. - Co piszesz? - zapytałam.
- Nową piosenkę... Chcesz przeczytać?
- Chętnie - przeczytałam uważnie tekst i zaczęłam nucić melodię, która przyszła mi do głowy. Później zaczęłam śpiewać piosenkę. - To jest świetne - stwierdziłam.
- Co to za melodia?
- Właśnie przyszła mi do głowy...
- Idealnie pasuje do piosenki - oznajmił, po czym napisał nuty do melodii, którą wymyśliłam. - Zaśpiewaj - powiedział. Wzięłam notes i zaczęłam śpiewać piosenkę.
***
Zostawiłam Lysandra w pokoju i poszłam porozmawiać z Charliem.
- Hej mała - powiedział, kiedy weszłam.
- Hej duży - uśmiechnęłam się do niego. - Mam do ciebie ważną sprawę... - uniósł w zdziwieniu brwi. - Planujemy ze znajomymi wyjechać na plażę... Zgodziłbyś się pojechać z nami jako opiekun...?
- A co będę z tego miał?
- Poznasz moich przyjaciół...?
- No nie wiem...
- Cassi też jedzie - mam nadzieję, że da się namówić... Oczy mu zabłysły.
- Może uda mi się pojechać... - powiedział z uśmiechem.
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do siebie. Teraz muszę jeszcze przekonać Cassi i Nataniela...
******************************
Bardzo przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno, ale nie miałam czasu na napisanie go... Za wszelkie błędy przepraszam. Pozdrawiam wszystkich czytelników i serdecznie zapraszam do komentowania ☺

poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział XV - Kolacja

-Dzień dobry. -Zaczął Lys. Stali przed nami osłupiali.
-Mmm... Dzień dobry... -Odezwała się mama.
-Miło mi państwa poznać. -Uścisnął rękę mojemu ojcu i ucałował dłoń mamy.
-Nam ciebie również. Prawda Anthony?
-Tak, tak. -Patrzył chłodno na Lysandra. Poszliśmy do salonu. Chwyciłam Lysandra za rękę.
-Więc... Chcielibyśmy was zaprosić, z Lysandrem, na kolację... -Mama się uśmiechnęła, a tata nadal zachowywał kamienną twarz.
-Bardzo chętnie! Kiedy?
-Jutro... Przyjdzie też koleżanka z klasy z rodzicami...
-Świetnie! Chętnie ją poznamy. Lysandrze, zostaniesz na obiedzie?
-Z przyjemnością proszę pani.
-Mów mi Christina.
-Jak sobie życzysz, Christino.
-Córciu, pomóż mi przy obiedzie, a tata niech zostanie z Lysandrem.
-Dobrze mamo... -Poszłyśmy do kuchni.
-Ale dżentelmen. -Zachichotała mama, wyjmując garnki.
-Mamo... Proszę.
-Już nic nie mówię. -Zrobiłyśmy obiad i zastawiłyśmy stół. Po cichym posiłku, Lysander pożegnał się z nami. Odprowadziłam go do drzwi.
-Powiadomię Cassi. -Pocałował mnie w czoło i poszedł. Wieczór minął mi na rozmowach z rodzicami i Charliem, tak jak i ranek. Po obiedzie zaczęliśmy się szykować. Ubrałam nową sukienkę. Łososiową z czarnym paskiem, a do niej oczywiście moje czarne koturny. O wpół do siódmej przyszedł po nas Lysander.
-A gdzie ta znajoma?
-Spotkamy się na miejscu. -Wyszliśmy z budynku i powoli ruszyliśmy w stronę restauracji. Gdy staliśmy przed lokalem, dostałam SMS-a od Cassi, że razem z rodzicami czekają na nas w środku. Weszliśmy do budynku i poszliśmy w stronę naszego stolika. Kiedy mama zauważyła kto przy nim siedzi, zbladła...
-Nic ci nie jest, mamo?
-N-nie... -Usiedliśmy do stolika.
-Christina? -Powiedział mężczyzna, ojciec Cassi.
-James... -Znają się... Co to ma znaczyć?
-Wytłumaczcie nam to proszę... -Zaczęła Cassi. -Kim my jesteśmy...? -Tata wyglądał na wkurzonego.
-O co tu do cholery chodzi! -Wrzasnął. Oczy mamy się zaszkliły.
-J-ja... To... -Plątała się. Matka Cassi nie przejęła się tą sytuacją. -Kate... Przepraszam...
-O co chodzi?
-Kiedyś... Zdradziłam cię Anthony... -Łzy rozmywały jej makijaż. Tata przeklął i szybkim krokiem wyszedł z budynku.
-Ja też lepiej was opuszczę. -Powiedziała mama Cassi, po czym też wyszła.
-Uspokój się i powiedz powoli.
-Zdradziłam Anthony'ego z Jamesem... Później okazało się że zaszłam z nim w ciążę... Anthony wtedy często wyjeżdżał... Nie wiedział nawet, że mam urodzić bliźniaki... Razem z Jamesem ustaliliśmy, że nikt nie może się o tym dowiedzieć i każdy z nas weźmie jedno... Od razu po porodzie was rozdzieliliśmy... -Po tych słowach, mój świat się zawalił... Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Lysander przyciągnął mnie do siebie i objął. Wtuliłam się w jego pierś, a on zaczął głaskać mnie po głowie. Cassi próbowała się uspokoić.
-Nie jesteśmy spokrewnione z panią Agatą? -Powiedziała drżącym głosem.
-Nie... -Odpowiedziała mama. Na pewno jej ulżyło. Teraz dała spływać łzom i oparła głowę o ramię Lysandra. Na niego zawsze można liczyć...
-Przepraszam was... -Odezwał się nasz biologiczny ojciec. Jeszcze przez długi czas tam siedzieliśmy, dopóki się nie uspokoiliśmy. Zamówiliśmy kolację, po której wróciliśmy do domów. Lysander został u mnie na noc. Miałam złe sny, przez które co chwilę się budziłam. Przeze mnie Lys nie mógł spać, bo mnie uspokajał... Rano postanowiłam opowiedzieć o wszystkim Charliemu. Powinien się ucieszyć, że może być z Cassi. Poszłam do jego pokoju, zostawiając śpiącego Lysandra. Usiadłam na jego łóżku i zaczęłam go budzić.
-Muszę ci powiedzieć coś ważnego... -Ziewnął i zaspany usiadł.
-Co?
-Możesz być z Cassi...
-W sensie?
-Nie jesteście spokrewnieni... Tak jak my...
-Jak to? -Opowiedziałam mu o wczorajszej kolacji. Uważnie mnie słuchał i nie przerywał.
-Pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie ważna. -Przytulił mnie. -A teraz wracaj do łóżka, bo jest dopiero szósta rano. -Wykonałam jego polecenie. Wtuliłam się w Lysandra i odpłynęłam w nerwowym śnie.

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział XIV - Plany

Nadszedł koniec roku szkolnego i rozdania świadectw. Budzik ustawiłam wcześniej niż zwykle, żeby na pewno się nie spóźnić. Ubrałam sukienkę bez ramiączek, z czarnym gorsetem i białą, rozkloszowaną spódnicą do kolan, a do tego czarne szpilki. Wyprostowałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Gotowa byłam o 7:45, a zakończenie było dopiero o dziewiątej, więc poszłam do Charliego. Jeszcze spał, więc wzięłam wodę, żeby go obudzić. Wrzasnął wystraszony, ale nie zwróciłam na to uwagi.
-Hej Charlie. -Powiedziałam z szyderczym uśmiechem na ustach.
-Co ci strzeliło do głowy?!
-Nudzi mi się i przyszłam z tobą pogadać. -Powiedziałam nadal się śmiejąc.
-O czym? -Usiadł, a woda kapała mu z włosów. Westchnęłam.
-Dzisiaj koniec roku i przyjazd rodziców... W końcu dowiemy się o co chodzi, ale boję się tego, jaka jest prawda...
-O to się nie martw. Nawet jeśli tak naprawdę nie jesteśmy rodziną, to zawsze będę cię traktować jak moją małą, kochaną kuzynkę. A teraz idź po ręcznik, bo nie lubię ociekać. -Obydwoje się zaśmialiśmy, po czym poszłam po ręcznik. Przyniosłam mu ręcznik i poszłam do siebie. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otwórz! -Krzyknął mój kuzyn.
-Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Za nimi stał Lysander z Kastielem.
-Witaj Kate. Pięknie wyglądasz.
-Hej młoda.
-Cześć wam. Kastiel w koszuli? Niecodzienny widok. -Przytuliłam Lysa.
-A ja? -Oburzył się Kas. Westchnęłam.
-Niech ci będzie. -Podeszłam do niego, a on mnie objął i zaczął zniżać rękę. -Weź tą łapę! -Warknęłam, nadal przytulona do niego, po czym się od siebie odsunęliśmy. Lys chwycił mnie za rękę i, we trójkę, ruszyliśmy w stronę szkoły. Weszliśmy na dziedziniec i poszliśmy na salę gimnastyczną, gdzie odbył się apel. Po przydługiej gadaninie dyrektorki poszliśmy z wychowawcami do klas. Usiadłam w ławce, pod oknem, z Lysandrem. Pan Farazowski rozdał świadectwa. Jedna trójka, trzy szóstki, dwie czwórki, reszta piątek. Całkiem nieźle. Lysandrowi poszło lepiej, a patrząc na minę Kastiela... Raczej nie chcę wiedzieć... Nauczyciel życzył nam miłych wakacji, po czym mogliśmy opuścić szkołę. Wracałam razem z Rozą i Lysandrem.
-Musimy się spotkać w wakacje. -Wtrąciła Roza.
-Nie lepiej zorganizować jakiś wyjazd ze znajomymi z klasy?
-Świetny pomysł Kate! Musimy wszystkim powiedzieć! Wszystko dzisiaj obgadamy. -Poszliśmy do domu Lysandra i Leo. Rozalia od razu poszła przywitać się z Leo. Ja z Lysandrem usiedliśmy w salonie. Białowłosa wróciła razem z chłopakiem.
-Cześć Leo.
-Witaj Kate. -Usiedli naprzeciwko.
-Jedno jest pewne. -Zaczęła Roza. -Wszyscy jesteśmy niepełnoletni, więc potrzebujemy z dwóch opiekunów. Leo będzie jednym. Ktoś ma jakieś propozycje? Omijając oczywiście rodziców.
-Może namówię Charliego?
-Okej. Czyli opiekunów już mamy. Teraz jeszcze dwie sprawy. Gdzie jedziemy i kto jedzie.
-Na pewno ty, ja, Leo, Lysander i Charlie...
-Kastiel i Cassi...
-Jeszcze bliźniaki.
-Wypadałoby też zaprosić Nataniela.
-Okej... Mamy jak narazie dziesięć osób. To gdzie pojedziemy?
-Może na plażę?
-Okej! No to podstawy mamy obgadane. Trzeba obdzwonić ludzi. Kto do kogo dzwoni?
-Ty Rozalio zajmij się szukaniem jakiegoś pensjonatu, a ja z Lysandrem zadzwonimy.
-Okej.
-Ja zadzwonię do Kastiela i bliźniaków.
-Okej... Charliego załatwię w domu. Czyli zostają Cassi i Nataniel... Która godzina?
-14:50
-To ja muszę już iść... Niedługo przyjeżdżają moi rodzice.
-Odprowadzę cię. -Wyszliśmy z ich domu i skierowaliśmy się w stronę mojego, gdy nagle coś mnie olśniło... Stanęłam jak wryta. -Co się stało?
-Rodzice...
-Co z nimi?
-Nie wiedzą, że mam chłopaka...
-To za chwilę im to oznajmimy. -Powiedział z uśmiechem.
-Okej... Fajnie będzie pojechać razem na wakacje.
-Masz rację, ale Kastiel nie będzie zadowolony, że Nataniel też jedzie.
-To już jego problem. -Zaśmiałam się na myśl wkurzonego Kastiela. Dochodziliśmy już do mnie. Koło domu stał samochód... -Już są... -Otworzyłam drzwi i stanęłam w progu.
-Córeczko! -Krzyknęli równocześnie i podbiegli mnie przytulić.
-Cześć. -Odwzajemniłam uścisk. -Chciałabym wam kogoś przedstawić... -Odsunęli się ode mnie, a za mną ustawił się Lysander i położył mi dłonie na ramionach. -To jest Lysander... Mój chłopak.
****************
Tak jak obiecałam 😉 Serdecznie zapraszam do komentowania 😊

piątek, 6 maja 2016

Rozdział XIII - Shopping!

Obudziłam się z Jesską nad głową. Na stoliczku nocnym leżała karteczka.
„Poszedłem do Kastiela.
Wrócę jak najwcześniej."
Uśmiechnęłam się pod nosem i przeczytałam liścik jeszcze kilka razy. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, przez które właśnie wszedł Lysander.
-Hej. -Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Nie odpowiedział, tylko cały czas się na mnie patrzył. -Coś się stało?
-Czemu mi nie powiedziałaś?
-Czego? -Zrobiłam zdziwioną minę. Wyjął telefon i po chwili włączył piosenkę... Moją piosenkę.
-Tego.
-S-skąd to masz...? -Zaczęłam się jąkać. Nie chciałam, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział...
-Od Kastiela.
-Zdrajca... -Mruknęłam, po czym z powrotem zwróciłam się do białowłosego. -Uczyłam się grać jak byłam mała... Skończyłam z tym sześć lat temu i nawet nie wiedziałam, że nadal to potrafię. Zostałam sama w pokoju Kasa z gitarą i nie mogłam się powstrzymać, ale nie wiedziałam, że mnie nagrał... -Po mojej wypowiedzi w końcu się uśmiechnął.
-Masz piękny głos.
-Dzięki... -Delikatnie się uśmiechnęłam. -Ale nie lubię śpiewać przy innych... -Usiadł obok mnie.
-Ubierz się, a ja zrobię śniadanie.
-Dobrze. -Wyszedł z pokoju, a ja podeszłam do mojej, pękającej w szwach, szafy. Wybrałam kwiatową spódniczkę, przedłużoną z tyłu, i czarny t-shirt. Popędziłam do łazienki i wykonałam rutynowe czynności. Gotowa ruszyłam na dół. Już na schodach poczułam zapach smażonych jajek z szynką. Gdy weszłam do kuchni Lys nakładał jajecznicę na talerze.
-Cześć. -Pocałowałam go w policzek.
-Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję. -Zarumieniłam się i usiadłam do stołu.
-Jak ci się spało?
-Z tobą zawsze świetnie. -Uśmiechnęłam się do niego ciepło. Usiadł na przeciwko i zaczęliśmy jeść. Wyszliśmy do szkoły o wpół. Miałam dzisiaj ochotę na zakupy. Zaproszę Rozalię... Powinna się zgodzić.
***
Wyszłam przed szkołę w towarzystwie Lysandra i Rozy.
-Dalej! Chodźmy! -Roza nie mogła się doczekać.
-Uważaj na nią. Na zakupach potrafi zamęczyć każdego...
-Zobaczymy. -Uśmiechnęłam się zadziornie i przytuliłam chłopaka na pożegnanie.
-Kate!!! Pośpiesz się!!! -Białowłosa już była pod bramą.
-Do zobaczenia.
-Cześć! -Pobiegłam w stronę dziewczyny.
-Gdzie idziemy? -Powiedziała rozentuzjazmowana.
-Do galerii handlowej. -Powiedziałam z przesadzonym uśmiechem.
-Jesteś pierwszą osobą, która lubi zakupy tak jak ja! -Weszłyśmy do wielkiej galerii i zaczęłyśmy zwiedzać każdy sklep. Gdy weszłyśmy do salonu z nowinkami elektronicznymi zobaczyłam znajomą, niebieską czuprynę.
-Alexy! -Podeszłyśmy do niego.
-Hej dziewczyny! -Przytulił nas na powitanie.
-Co ty tu robisz?
-Przyszedłem na mały shopping. A wy?
-Też.
-Mogę się do was dołączyć?
-Jasne! -Po czterech godzinach łażenia po sklepach, oni włóczyli nogami, a ja, pełna energii, szłam z przodu.
-Dziewczyno! Skąd masz tyle energii?!
-Lata praktyki! -Zaśmiałam się pod nosem. -Możemy zrobić chwilę przerwy, jeśli chcecie.
-A może wystarczy na dzisiaj?
-Zostało jeszcze tylko kilka sklepów.
-Może pójdziemy coś zjeść?
-Spoko. -Poszliśmy do pizzerii. Roza jest taka chuda, a zjadła prawie całą, dużą pizzę. Ciekawe gdzie ona to mieści... Później obeszliśmy resztę sklepów i poszliśmy do domów. Kiedy doszłam do domu było już ciemno. Zaniosłam zakupy do pokoju i zaczęłam układać wszystko do szafy. Gdy opróżniłam jedną siatkę, do pokoju wszedł Charlie.
-Czemu nie było cię tak długo?
-Byłam z przyjaciółmi w galerii handlowej.
-Ty i te twoje zakupy... -Powiedział, po czym wyszedł. Uszykowałam się do snu. Leżąc w łóżku przeczytałam kilka rozdziałów mojej książki i, z Jesską obok, odpłynęłam w spokojnym śnie. Kolejne dni mijały, a wizyta rodziców zbliżała się nieubłaganie...
*********************
Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam dzisiaj weny... W zamian, postaram się wstawić kolejny w weekend 😉

środa, 4 maja 2016

Rozdział XII - Zamieszanie

W środku zastałam mojego kuzyna z Cassi. Ona siedziała mu na kolanach i się całowali… To był dla mnie duży szok…
-Co wy tu…?
-Ja… ja muszę już iść… -Powiedziała zawstydzona.
-Poczekaj… -Powiedziałam, gdy ona już wychodziła. –Pogadajmy! –Krzyknęłam do drzwi. Spojrzałam pytająco na kuzyna.
-O co ci chodzi? Cassi jest bardzo fajną dziewczyną…
-Ale jednocześnie moją siostrą i twoją kuzynką! –Może niepotrzebnie na niego krzyczę?
-Nie pomyślałem o tym… -Wyraźnie posmutniał.
-Naprawdę ci się podoba? -Powiedziałam już spokojniej, usiadłam obok niego i go przytuliłam. Delikatnie się uśmiechnął. –Będzie dobrze… Jakoś to rozwiążemy. –Powiedziałam z uśmiechem.
-Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia… Ale jak ją zobaczyłam… Zakochałem się od razu… Nigdy czegoś takiego nie czułem…
-Ale jesteś tego świadomy ze to twoja kuzynka?
-Teraz tak... Dzięki… -Powiedział z uśmiechem.
-Nie masz za co dziękować, a teraz chodź na obiad! –Byłam już przy drzwiach. –Zrobiłam twoje ulubione danie. –Powiedziałam zadziornie się uśmiechając.
-I dopiero teraz mi o tym mówisz?! –Zerwał się z łóżka i podbiegł do mnie. Przerzucił mnie przez ramię.
-Charlie! Puść mnie! –Nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu.
-Nie ma na co czekać! –Zaniósł mnie do kuchni i posadził na szafce. Zastawił stół i wyjął ziemniaki z piekarnika.
-Smacznego. –Powiedziałam nadal się śmiejąc. On już się zajadał. Po obiedzie poszłam do siebie, żeby odrobić lekcje. Jak zawsze, nie zajęło mi to sporo czasu. Postanowiłam napisać do Lysandra.
„Byłam u Kastiela. Mógłbyś dać mi jego numer?
Zapomniałam się mu zapytać, kiedy odebrać zeszyty.
Nie spytałam też gdzie wyjechałeś i kiedy wracasz.
Kocham Cię J
Wysłałam i położyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o wizycie u Kasa. Po chwili usłyszałam telefon. Przyszedł SMS.
„Opowiem ci jak wrócę. Numer: 913456273.
Też Cię kocham. Być może do zobaczenia później <3”
Uśmiechnęłam się pod nosem i zadzwoniłam do Kasa.
-Czego? –Powiedział zaspany.
-Cześć Kastiel… Obudziłam cię?
-Kto mówi?
-Kate… Kiedy mogę odebrać zeszyty?
-Przyjdź za około godzinę.
-Okej… To do zobaczenia.
-Pa. –Rozłączył się. Co ja mam robić przez tą godzinę? Posprzątałam pokój w pół godziny. Poszłam do Charliego.
-Hej. –Nie zauważył mnie. –Charlie?! –Podskoczył z zaskoczenia.
-Nie strasz mnie, dziewczyno! –Usiadłam obok niego.
-O czym myślisz?
-A jak sądzisz?
-Cassi?
-Ta…
-Może powinnam zadzwonić do rodziców?
-Myślisz, że tak po prostu ci powiedzą, że masz siostrę?
-Nie wiem… Zaraz wychodzę i nie wiem kiedy będę z powrotem. Uszykować ci coś na kolację?
-A nie ma już ziemniaków?
-Chyba jeszcze są. Odgrzej sobie później. Trzymaj się. –Poszłam spakować torebkę. Telefon, słuchawki, portfel i gumy do żucia. U Kastiela byłam przed czasem. Otworzył mi od razu. Poszliśmy do jego pokoju. Podał mi zeszyty i gitarę.
-Wiem, że chcesz. -Uśmiechnęłam się pod nosem. -A tak w ogóle, skąd masz mój numer?
-Od Lysandra.
-Ma szczęście, że się z nim kumpluje... -Cicho się zaśmiałam. -Graj.
-Co?
-Cokolwiek. -Westchnęłam i zaczęłam grać pierwszą piosenkę, która mi przyszła do głowy. Tak odpłynęłam, że znowu zaczęłam śpiewać... Lubię to mimo, że fałszuję. Później trochę rozmawialiśmy o ich zespole. Pod wieczór zadzwonił mój telefon. -Kto to?
-Lysander... Zapomniałam o nim! -Kas zrobił zdziwioną minę i położył się. -H-halo?
-Witaj Kate. Za chwilę u ciebie będę. -Zrobiłam wielkie oczy.
-J-już wróciłeś?
-Coś nie tak?
-Nie... Trochę się zasiedziałam u Kastiela...
-Nadal u niego jesteś?
-Tak...
-Zaraz będę. -Rozłączył się. Jeszcze przez chwilę patrzyłam w wyświetlacz...
-Zacięłaś się?
-C-co?
-Czego chciał?
-Zaraz tu będzie...
-Okej. -Powiedział z uśmiechem.
-Co cię tak cieszy?
-Nic, nic. -Usiadłam obok niego na łóżku. Rozmawialiśmy póki nie usłyszeliśmy dzwonka do drzwi. -Pójdę otworzyć. Pewnie myśli, że cię zgwałciłem, czy coś. -Zaśmiał się i wyszedł. Ich rozmowę było słychać z góry... Lysander pierwszy przyszedł do pokoju.
-Nic ci nie jest? -Usiadł obok mnie i przytulił. -To nie był dobry pomysł...
-Lys, nic mi nie jest. -Uśmiechnęłam się do niego na potwierdzenie moich słów.
-Na serio myślisz, że mógłbym jej coś zrobić?
-Znam cię i wiem, że jesteś zdolny do wszystkiego. -Powiedział już spokojniej. Kastiel udał urażonego.
-Najwyraźniej aż za dobrze.
-Idziemy? -Nie chciało mi się już słuchać ich rozmowy.
-Dobrze. -Pomógł mi wstać i objął ramieniem. We trójkę zeszliśmy po schodach. Ubrałam swoje ukochane, czarne koturny i letnią kurtkę.
-Dzięki za notatki.
-Nie ma za co. -Uśmiechnęłam się do czerwonowłosego.
-Lys, wpadnij jutro do mnie przed szkołą. -Powiedział, gdy już wychodziliśmy.
-Będę piętnaście po siódmej.
-W razie czego, wiesz gdzie są klucze. -Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zrobiło mi się trochę chłodno, więc Lys mnie przytulił. Szliśmy powoli. Było już późno, a mimo tego dopiero zachodziło słońce.
-Lys...? -Powiedziałam, gdy szliśmy przez park.
-Tak? -Spojrzał na mnie swoimi przeszywającymi, dwukolorowymi oczami. Usiedliśmy na ławce.
-Chciałabym zadzwonić do rodziców i wyjaśnić sprawę z Cassi... -Przytuliłam się do niego. - Ale nie wiem, co miałabym im powiedzieć...
-Według mnie, to nie jest sprawa na telefon... -Zamyślił się na chwilę. -Za dwa tygodnie są wakacje. Zaproś ich.
-Już wakacje? -Jak to możliwe, że zapomniałam? Zaśmiał się.
-Większość nastolatków czeka na nie cały rok.
-Nie lubię wakacji... -Zdziwiłam go. -Nie mam wtedy co robić. W poprzedniej szkole miałam tylko jedną przyjaciółkę, która wyjeżdżała na całe dwa miesiące... Przepraszam, pewnie cię zanudzam...
-Wręcz przeciwnie. Jak będziemy już u ciebie, zadzwoń do rodziców i zaproś ich. Zorganizujemy wspólną kolację z rodzicami Cassi i wszystko się wyjaśni. -Powiedział z uśmiechem.
-Dobry pomysł, ale wtedy ty też pójdziesz na tą kolację.
-Nie ma problemu. -Gdy byliśmy już u mnie i przywitałam się z Charliem, od razu zadzwoniłam do rodziców. Cieszyli się, że dzwonię, ale nie mieli zbyt wiele czasu. Powiedzieli, że chętnie przyjadą w czasie dwutygodniowego urlopu na samym początku wakacji. Później razem z Lysem zadzwoniliśmy do Cassi, żeby opowiedzieć jej nasz plan. Cieszyła się, że w końcu wszystko się wyjaśni i obiecała, że przekona rodziców do wyjścia. Lysander postanowił zostać na noc. Pożyczyłam piżamę od Charliego. Po kolei się wykąpaliśmy, a Lysander napisał do Leo, że zostaje. Po męczącym dniu położyliśmy się razem do mojego łóżka, co było już u nas na pożądku dziennym, i przytuleni odpłynęliśmy w błogi sen.
********************************
Przepraszam, jeśli trochę nudny, ale nie miałam weny... Mam nadzieję, że następny będzie lepszy

poniedziałek, 2 maja 2016

Rozdział XI - Powrót Do Przeszłości

Rano obudził mnie wkurzający dźwięk budzika. Wyłączyłam go i chciałam dalej spać, ale nie pozwoliła mi na to Jesska, dopominająca się o jedzenie. Chcąc nie chcąc musiałam wstać... Zwlekłam się do kuchni i wstawiłam wodę w czajniku. Kawa może mnie obudzi... Z gotowym czarnym wywarem wróciłam na górę i dałam jeść mojej puchatej towarzyszce. Uszykowałam sobie ciuchy i poszłam do łazienki. Po drodze zajrzałam do pokoju Charliego. Śpi... On to ma szczęście, że już skończył szkołę... Dotarłam do toalety i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam wybrany zestaw i wróciłam do pokoju. Zrobiłam makijaż i spakowałam się na lekcje. Jak codziennie, Lys przyszedł po mnie przed szkołą. Wyszliśmy z domu w ciszy.
-Kate...? -Zaczął w połowie drogi.
-Tak?
-Czy mogłabyś zanieść lekcje Kastielowi...? -Na chwilę się zatrzymałam.
-Kastielowi? -Zrobiłam wielkie oczy. -Czemu...
-Jest chory, a ja dzisiaj wyjeżdżam... Obiecałem mu, że załatwię mu lekcje...
-No dobrze... Ale tylko dzisiaj.
-Dzięki. -Przytulił mnie i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się do niego. Cały dzień minął szybko. Na każdej przerwie rozmawiałam z Rozą. Po szkole Lysander czekał na dziedzińcu.
-Powodzenia i jeszcze raz dziękuję. -Uśmiechnął się.
-Nie ma za co... Mam tylko jedno pytanie... Gdzie on mieszka?
-Kojarzysz duży, czarny dom na obrzeżach? To właśnie tam.
-Kastiel tam mieszka?! -Zaskoczyłam się.
-Tak. Jego rodzice mają dobrą pracę i nie przebywają często w domu.
-Okej... Dzięki. -Delikatnie mnie pocałował i poszedł w swoją stronę. Mam nadzieję, że trafię... Droga mi się dłużyła... Kastiel nie był dla mnie zbyt miły... Gdy byłam już pod drzwiami, wahałam się czy zadzwonić. Obiecałam Lysandrowi... Nie myśląc dłużej, zadzwoniłam. Po chwili otworzył mi czerwonowłosy. Chyba go obudziłam...
-Wejdź. -Przepuścił mnie w drzwiach. Ma rozpaloną twarz, więc pewnie to gorączka. -Mój pokój jest na górze. Drugie drzwi po lewej. Ja idę po coś do picia. -Poszłam na górę i weszłam do pokoju. Był duży, ale prawie pusty. W rogu stała piękna, elektryczna gitara... Nie mogłam się oprzeć i wzięłam ją do ręki. Ostatnio grałam sześć lat temu... Ciekawe czy nadal potrafię... Usiadłam na łóżku i zaczęłam grać.
PERSPEKTYWA KASTIELA
Poszedłem do kuchni, wziąłem coś do picia i leki. Udałem się na górę. Na korytarzu usłyszałem dźwięk mojej gitary... Podszedłem do drzwi i zacząłem się przysłuchiwać. Znałem tą piosenkę... Niedawno nagraliśmy ją z Lysem. Czy Kate używa mojego komputera?! Wszedłem wściekły do środka. To co zobaczyłem, bardzo mnie zdziwiło...
PERSPEKTYWA KATE
Odtworzyłam piosenkę, którą dostałam od Lysandra. Gdy skończyłam, usłyszałam klaskanie. O nie...
-Nie wiedziałem, że umiesz grać. -Powiedział czerwonowłosy.
-Nie mów o tym nikomu... Nie grałam od sześciu lat...
-No to nieźle jak na taką przerwę. Mam jedno pytanie.
-Jakie?
-Skąd znasz tą piosenkę?
-Dostałam ją od Lysandra...
-To teraz wiem po co mu była potrzebna. -Powiedział z uśmiechem. -Jak to możliwe, że po tylu latach nadal umiesz tak dobrze grać? -Zarumieniłam się.
-Sama nie wiem... Nie wiem nawet, czemu przestałam...
-Od początku myślałem, że jesteś typową nudziarą.
-Dzięki. -Udałam obrażoną. -Lysander mówił, że macie zespół. Zagrasz coś?
-Wolałbym posłuchać jak ty grasz. -Zmieszałam się...
-Daj mi jakąś piosenkę... -Podszedł do szafki i podał mi kartkę z piosenką. Przeczytałam słowa i przestudiowałam chwyty.
-Lysander napisał słowa, a ja melodię. -Odpowiedział na moje nie zadane pytanie. Odprężyłam się i odpłynęłam w piosence. Po chwili przyłapałam się na tym, że śpiewam. Zawsze koszmarnie mi to wychodzi... Po zakończeniu utworu spojrzałam pytająco na Kasa. Miał zdziwioną minę...
-Wiem, że fałszuję, ale było aż tak źle? -Posmutniałam...
-Ty sobie żartujesz?!
-Czemu miałabym żartować?
-Śpiewałaś przy Lysie?
-Nie... Ja nie śpiewam...
-No nieźle... -O co mu chodzi? -Dobra, daj mi te lekcje, bo jestem już zmęczony. -Dałam mu zeszyty i poszłam do domu. Tak dawno nie grałam... Po dotarciu, od razu wzięłam się za robienie obiadu. Zrobiłam nadziewane ziemniaki. Zajęło mi to sporo czasu, ale było warto. Poszłam na górę po kuzyna. To co zobaczyłam po wejściu, zamurowało mnie...