Na początku chcę poinformować, że wprowadzam nowego bohatera, którego perspektywą rozpocznę. Miłego czytania ;)
Po kilkugodzinnym badaniu morskich głębin wracałem na plażę. Dokładnie przyglądałem się dnu w poszukiwaniu kolejnych muszli. W pewnym momencie zobaczyłem piękną, białowłosą dziewczynę leżącą na dnie. Przerażony podpłynąłem do niej. Nogę miała uwięzioną w jednej z alg. Wyjąłem swój nóż i przeciąłem wodorost. Dziewczyna miała ciepłą skórę, co oznaczało, że jeszcze żyje. Wypłynąłem z nią na powierzchnię. Nie traciłem czasu na zdjęcie maski i położyłem ją na najbliższym pomoście. Wskoczyłem na niego, pozbyłem się sprzętu i zacząłem ją reanimować.
- Halo! Słyszysz mnie?! - nie odpowiedziała. Wróciłem do uciśnięć i wdechów. Dookoła było pełno gapiów. Skupiłem się tylko na niej. Na szczęście zaczęła kaszleć. Otworzyła oczy i przewróciła się na bok. Po chwili odzyskała oddech. Spojrzała na mnie pięknymi, dwukolorowymi oczami.
- Dziękuję - powiedziała drżącym głosem.
- Kate! - przez tłum przecisnął się jakiś białowłosy chłopak. Ukląkł obok niej i przytulił. - Tak się o ciebie bałem! Nie mogłem cię znaleźć...
- On mnie uratował - wskazała na mnie. - Inaczej bym utonęła...
- Dziękuję panu - wziął dziewczynę na ręce, a ona wtuliła się w jego tors.
- Mów mi Victor.
- Ja jestem Lysander, a białowłosa piękność którą uratowałeś to Katherine.
- Kate - poprawiła go.
- Nie chciałbyś się do nas dołączyć?
- Wezmę tylko swój sprzęt - podniosłem butlę i maskę z podłoża i podążyłem za nimi.
PERSPEKTYWA KATE
Wtuliłam się w Lysandra. Co chwilę patrzyłam na chłopaka, który mnie uratował. Miał idealne rysy twarzy, bez żadnych niedoskonałości. Jego morskie oczy spoglądały na mnie ukradkiem, a wilgotne, hebanowe włosy powiewały na lekkim wietrze. Miał na sobie piankę do nurkowania, która podkreślała jego umięśnione ciało. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Czekali na nas zmartwieni, nawet Kastiel był zdenerwowany.
- Kate... Przepraszam cię, nie powinienem się śmiać - powiedział skruszony Kastiel.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego lekko. Lysander się nie odezwał i z kamienną twarzą odszedł od czerwonowłosego, po czym położył mnie na kocu i zawinął w ręcznik.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej... Możemy wrócić do hotelu? Jestem strasznie zmęczona...
- Pewnie - spakował nasze rzeczy. Powiedział reszcie, że wracamy i znowu wziął mnie na ręce.
- Nie musisz mnie nieść...
- Jesteś jeszcze słaba. Dla mnie to nie problem - uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i wtuliłam się w niego. Gdy odchodziliśmy zauważyłam, że reszta rozmawia z Victorem. W połowie drogi zasnęłam. Przebudziłam się w windzie. - Śpij dalej - powiedział spokojnie białowłosy. Zamknęłam oczy i po raz kolejny odpłynęłam.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Był środek nocy. Obudził mnie silny kaszel. Nie mogłam złapać tchu, dławiłam się. Z mojego gardła zaczęła tryskać krew. Ktoś zapalił światło.
- Kate! - Lysander podbiegł do mnie.
- Co się dzieje? - spytał zaspany Kastiel i spojrzał w naszą stronę. - Dzwonię na pogotowie! - zadzwonił i podszedł do nas. Lysander wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Kastiel poszedł za nami. Nie mogłam przestać kaszleć.
- To twoja wina - rzucił wściekły i jednocześnie przerażony Lysander.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy? - białowłosy nic nie odpowiedział. Wszedł do windy i zjechał na dół. Wyszliśmy z hotelu, a na dworze było słychać syreny. Kolejny raz w szpitalu... Lysander podszedł do karetki. Zapakowali mnie do środka.
- Chcę z nią jechać - powiedział białowłosy.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem chłopakiem.
- Jest tu ktoś z rodziny?
- Jej siostra, ale teraz śpi - dyskutowali chwilę, aż ratownik pozwolił Lysowi wsiąść do wozu. - Jestem przy tobie - chwycił mnie za rękę. Jechaliśmy na sygnale. Mój kaszel był coraz słabszy, aż w końcu ustał. Dojechaliśmy do szpitala i zawieźli mnie na salę. Od razu zajął się mną lekarz. Zrobił podstawowe badania i podał leki. Później mogłam iść spać. Lysander czuwał nade mną. Mogłam w spokoju zasnąć.
PERSPEKTYWA KATE
Wtuliłam się w Lysandra. Co chwilę patrzyłam na chłopaka, który mnie uratował. Miał idealne rysy twarzy, bez żadnych niedoskonałości. Jego morskie oczy spoglądały na mnie ukradkiem, a wilgotne, hebanowe włosy powiewały na lekkim wietrze. Miał na sobie piankę do nurkowania, która podkreślała jego umięśnione ciało. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Czekali na nas zmartwieni, nawet Kastiel był zdenerwowany.
- Kate... Przepraszam cię, nie powinienem się śmiać - powiedział skruszony Kastiel.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego lekko. Lysander się nie odezwał i z kamienną twarzą odszedł od czerwonowłosego, po czym położył mnie na kocu i zawinął w ręcznik.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej... Możemy wrócić do hotelu? Jestem strasznie zmęczona...
- Pewnie - spakował nasze rzeczy. Powiedział reszcie, że wracamy i znowu wziął mnie na ręce.
- Nie musisz mnie nieść...
- Jesteś jeszcze słaba. Dla mnie to nie problem - uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i wtuliłam się w niego. Gdy odchodziliśmy zauważyłam, że reszta rozmawia z Victorem. W połowie drogi zasnęłam. Przebudziłam się w windzie. - Śpij dalej - powiedział spokojnie białowłosy. Zamknęłam oczy i po raz kolejny odpłynęłam.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Był środek nocy. Obudził mnie silny kaszel. Nie mogłam złapać tchu, dławiłam się. Z mojego gardła zaczęła tryskać krew. Ktoś zapalił światło.
- Kate! - Lysander podbiegł do mnie.
- Co się dzieje? - spytał zaspany Kastiel i spojrzał w naszą stronę. - Dzwonię na pogotowie! - zadzwonił i podszedł do nas. Lysander wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Kastiel poszedł za nami. Nie mogłam przestać kaszleć.
- To twoja wina - rzucił wściekły i jednocześnie przerażony Lysander.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy? - białowłosy nic nie odpowiedział. Wszedł do windy i zjechał na dół. Wyszliśmy z hotelu, a na dworze było słychać syreny. Kolejny raz w szpitalu... Lysander podszedł do karetki. Zapakowali mnie do środka.
- Chcę z nią jechać - powiedział białowłosy.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem chłopakiem.
- Jest tu ktoś z rodziny?
- Jej siostra, ale teraz śpi - dyskutowali chwilę, aż ratownik pozwolił Lysowi wsiąść do wozu. - Jestem przy tobie - chwycił mnie za rękę. Jechaliśmy na sygnale. Mój kaszel był coraz słabszy, aż w końcu ustał. Dojechaliśmy do szpitala i zawieźli mnie na salę. Od razu zajął się mną lekarz. Zrobił podstawowe badania i podał leki. Później mogłam iść spać. Lysander czuwał nade mną. Mogłam w spokoju zasnąć.