Poszłam na górę i położyłam się na łóżku. Na poduszce nadal czułam
jego zapach. Zasnęłam zatracając się w jego woni. Obudziłam się przed szóstą
rano. Wzięłam prysznic, ubrałam zieloną sukienkę i bransoletkę od Lysandra.
Zjadłam śniadanie i usiadłam przed telewizorem. Przerwał mi dzwonek do drzwi.
Stała za nimi Roza. Zdziwiona stałam przed nią. Jest dopiero siódma, a Roza
lubi długo spać... Przeszła obok mnie i rozsiadła się na kanapie. Zamknęłam drzwi
i dosiadłam się do niej.
-Więc... Co cię do mnie sprowadza...?
-Lysander po waszej randce nie wrócił na noc do domu!
-No... Tak... Został tu na noc...
-A gdzie twoja ciocia?
-Nie było jej...
-No to pięknie. -Zaraz, zaraz...
-O co ci... Roza! Naprawdę sądzisz że my...
-Czyli do niczego nie doszło?
-Nie!
-Dobra… Zmieńmy temat. Jak tam randka? –Powiedziała z
uśmiechem.
-Świetnie… Poszliśmy do restauracji… -Uśmiechnęłam się pod
nosem.
-Sądząc po bransoletce, zgodziłaś się! Sama pomagałam mu
wybrać. –Powiedziała z dumą.
-Tak, zgodziłam się.
-Otwierałaś serduszko?
-To da się je otworzyć? –Czemu tego nie zauważyłam? W środku
znalazłam małą kartę pamięci i wygrawerowany napis „forever”. Uśmiechnęłam się i spojrzałam
pytająco na Rozę, a ona tylko się uśmiechnęła. Poszłam po laptopa i czytnik
kart. Na karcie była piosenka.
-Napisał ją dla ciebie. -Powiedziała ciepło. Puściłam
piosenkę i odpłynęłam w kojącym głosie mojego chłopaka. Od razu zrzuciłam ją na
telefon, żeby móc jej słuchać cały czas. Lysander ma przepiękny głos...
Wyszłyśmy do szkoły za dziesięć ósma. Ledwo zdążyłyśmy na lekcje. Usiadłyśmy
razem w ławce. Lysandra nie było... W ławce siedział Kastiel. Bez namysłu
podeszłam do niego.
-Czemu nie ma Lysa?
-A ja wiem? Zwykle go nie ma jak jest chory, ale rano z nim
gadałem.
-Dzięki. -Poszłam z powrotem do Rozalii. -Ja idę sprawdzić
co z Lysem. Powiedz nauczycielowi, że gorzej się poczułam i poszłam się
przewietrzyć.
-Spoko. -Mrugnęła do mnie. Wyszłam ze szkoły i ruszyłam w
stronę domu Lysandra. W połowie drogi zauważyłam jego białe włosy. Podbiegłam
do niego.
-Czemu nie jesteś na lekcjach?
-Ciii... Bo go przestraszysz... -Szepnął do mnie. Spojrzałam
przez jego ramię. W krzakach siedział mały, czarny kotek, chyba perski. Miał
jeszcze zamknięte oczy i się trząsł.
-Przesuń się na chwilę. -Poprosiłam, a Lys od razu wykonał
moje polecenie. -Nie bój się malutki... -Sięgnęłam do niego ręką. On ją
obwąchał i polizał. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam malucha.
-To kicia! -Powiedziałam do mojego towarzysza. -Hej maleńka.
-Trzeba się nią zająć...
-Mogę ją wziąć do domu, ale najpierw musiałabym iść do
sklepu zoologicznego... I jeszcze szkoła... -Po krótki namyśle włożyłam ją do
torby.
-Idziemy do szkoły. Później pójdę do zoologicznego.
-Jesteś tego pewna? Jak cię przyłapią...
-To teraz nieważne. -Przerwałam mu. -Idziesz?
-Tak... -Poszliśmy w stronę szkoły. -Jak ją nazwiesz?
-Hmm... Co myślisz o Jesabell? W skrócie Jessie?
-To piękne imię. -Uśmiechnął się do mnie. Dochodziliśmy już
do szkoły. Weszliśmy do klasy i przeprosiliśmy za spóźnienie. Dosiadłam się do
Rozy.
-Co tak długo?!
-Pokaże ci na przerwie.
-Co?
-Zobaczysz. Teraz skup się na lekcji. -Przez całą lekcje
Roza zadręczała mnie pytaniami, aż do chwili, gdy z mojej torby dobiegło ciche
miauknięcie.
-Co to było?!
-To właśnie powód mojego spóźnienia... Muszę na chwilę wyjść
z sali... -Zanim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć, Roza już była u nauczyciela.
-Panie profesorze, Kate źle się czuje. Mogę ją odprowadzić
do higienistki?
-Tak, ale wracajcie jak najszybciej. -Chwyciłam torbę i
szybko wyszłyśmy z sali. Kierowałam się w stronę toalety. Roza poszła za mną.
Spojrzałam, czy nikogo nie ma na korytarzu i zamknęłam drzwi.
-No to o co chodzi. -Spytała mi się, ale teraz nie to było
ważne. Szybko wyjęłam Jessie z torby, żeby sprawdzić czy nic jej się nie stało.
Jest cała... Może jest głodna?
-Skąd ty wzięłaś tego kota?!
-Lysander znalazł ją w krzakach. Gdzie jest najbliższy
zoologiczny?
-Za rogiem...
-Zaraz wrócę...
-Idę z tobą!
-Dobra, ale szybko. -Właśnie chciałyśmy wychodzić, ale...
Zatrzymał nas Nataniel...
-Gdzie wy idziecie? -Pokazałam mu kotkę.
-Jest głodna. -Nie czekając na odpowiedź wyszłam z budynku.
Roza zaprowadziłam nie do sklepu.
-Są jakieś butelki, żeby nakarmić małego kociaka? -Zwróciłam
się do ekspedientki pokazując Jesskę.
-Poczekaj chwilkę.. Chyba mam jakieś na zapleczu.
-Przyniosła kilka różnych butelek. Wybrałam średnią z fioletową nakrętką.
-Dziękuję pani. -Wyszłam ze sklepu i ruszyłam w stronę
kawiarni.
-Gdzie teraz? -Spytała Roza.
-Do kawiarni.. Po ciepłe mleko. -Przed drzwiami poprosiłam
Rozę, żeby to ona poszła je kupić, bo ja nie mogłam tam wejść z kotem. Wróciła
po dwóch minutach.
-Jak chcesz ją nakarmić?
-Jest gdzieś jakaś ławka?
-Najbliższa koło szkoły.
-No to wracamy. -Usiadłyśmy na ławce. Nalałam mleko do
butelki i przyłożyłam kici do pyszczka. Od razu zaczęła pić. Musiała od dawna
nic nie jeść, bo wypiła całą butelkę.
-Jaka słodka! -Zachwycała się Roza.
-Trzeba wracać na lekcje...
-Ty lepiej wracaj do domu. Wymyślę jakąś historyjkę
nauczycielowi.
-Dzięki Roza! Jesteś wielka! -Przytuliłam ją. -Mogłabyś dać
te pieniądze Lysowi i powiedzieć, żeby poszedł po najpotrzebniejsze rzeczy dla
Jesski?
-Jasne! Możesz na mnie liczyć! -Ruszyła w stronę klasy, a ja
poszłam do domu. Zrobiłam małej posłanie z poduszek i sprawdziłam w internecie,
co ile mniej więcej trzeba dawać im jeść. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko ułożyłam włosy i pobiegłam otworzyć. Za
drzwiami stali Roza i Lysander z Jakimiś pudłami. Wpuściłam ich do środka i
zaprowadziłam do pokoju w którym czekał mnie niemiła niespodzianka w
postaci mokrej plamy na podłodze...
-No nie... Zraz wracam... -Poszłam po mop, a za sobą
usłyszałam cichy śmiech. Szybko wytarłam plamę.
-Kupiliście wszystko?
-Tak. Lysander nawet trochę dołożył.
-Zabrakło pieniędzy?
-Nie, ale trochę to kosztowało, więc nie chciałem, żebyś nie
miała żadnych oszczędności.
-Dzięki Lys. Za to i za piosenkę. -Pocałowałam go w
policzek. Lekko się zarumienił. -To pokażcie co kupiliście! -Zaczęliśmy
otwierać pudła. Była kuweta, żwirek, posłanie, dwie miski, karma, drapak i
kilka zabawek. Wszystko w czerni i różnych odcieniach fioletu. -Miski i karma
na razie się nie przydadzą, ale i tak dzięki. Pomożecie mi skręcić ten drapak?
-Ja się tym zajmę. -Powiedział Lys. -Wy porozstawiajcie
resztę. -Po półgodzinie wszystko było gotowe. Przełożyłam małą do posłania i
odłożyłam poduszki.
-O nie... Zapomniałam ją nakarmić! -Pobiegłam na dół z
butelką i zgrzałam mleko. Kiedy wróciłam Roza miała Jessie na kolanach i z
Lysandrem ją głaskali. Głośno mruczy...
-Któreś z was chce ją nakarmić, czy ja mam to zrobić?
-Ja wolę nie, jeszcze jej coś zrobię. -Oznajmiła Roza.
-A ty Lys?
-Ja nie umiem...
-Nauczę cię. -Usiadłam obok nich i położyłam małą na
kolanach Lysa. Pokazałam mu jak trzymać butelkę, a po chwili już sam ją karmił.
-Mały głodomorek. -Powiedziałam z uśmiechem. Odłożyłam ją z powrotem na jej
posłaniu. Rozmawialiśmy do wieczora. W tym czasie jeszcze raz karmiłam Jesskę.
Lysander z Rozą poszli do domu około ósmej. Poszłam się wykąpać, dałam kici
jeszcze pół butelki mleka i zapadłam w głęboki sen wsłuchując się w piosenkę od
Lysandra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz