piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział VII - Jessie

Poszłam na górę i położyłam się na łóżku. Na poduszce nadal czułam jego zapach. Zasnęłam zatracając się w jego woni. Obudziłam się przed szóstą rano. Wzięłam prysznic, ubrałam zieloną sukienkę i bransoletkę od Lysandra. Zjadłam śniadanie i usiadłam przed telewizorem. Przerwał mi dzwonek do drzwi. Stała za nimi Roza. Zdziwiona stałam przed nią. Jest dopiero siódma, a Roza lubi długo spać... Przeszła obok mnie i rozsiadła się na kanapie. Zamknęłam drzwi i dosiadłam się do niej.
-Więc... Co cię do mnie sprowadza...?
-Lysander po waszej randce nie wrócił na noc do domu!
-No... Tak... Został tu na noc...
-A gdzie twoja ciocia?
-Nie było jej...
-No to pięknie. -Zaraz, zaraz...
-O co ci... Roza! Naprawdę sądzisz że my...
-Czyli do niczego nie doszło?
-Nie!
-Dobra… Zmieńmy temat. Jak tam randka? –Powiedziała z uśmiechem.
-Świetnie… Poszliśmy do restauracji… -Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Sądząc po bransoletce, zgodziłaś się! Sama pomagałam mu wybrać. –Powiedziała z dumą.
-Tak, zgodziłam się.
-Otwierałaś serduszko?
-To da się je otworzyć? –Czemu tego nie zauważyłam? W środku znalazłam małą kartę pamięci i wygrawerowany napis „forever”. Uśmiechnęłam się i spojrzałam pytająco na Rozę, a ona tylko się uśmiechnęła. Poszłam po laptopa i czytnik kart. Na karcie była piosenka.
-Napisał ją dla ciebie. -Powiedziała ciepło. Puściłam piosenkę i odpłynęłam w kojącym głosie mojego chłopaka. Od razu zrzuciłam ją na telefon, żeby móc jej słuchać cały czas. Lysander ma przepiękny głos... Wyszłyśmy do szkoły za dziesięć ósma. Ledwo zdążyłyśmy na lekcje. Usiadłyśmy razem w ławce. Lysandra nie było... W ławce siedział Kastiel. Bez namysłu podeszłam do niego.
-Czemu nie ma Lysa?
-A ja wiem? Zwykle go nie ma jak jest chory, ale rano z nim gadałem.
-Dzięki. -Poszłam z powrotem do Rozalii. -Ja idę sprawdzić co z Lysem. Powiedz nauczycielowi, że gorzej się poczułam i poszłam się przewietrzyć.
-Spoko. -Mrugnęła do mnie. Wyszłam ze szkoły i ruszyłam w stronę domu Lysandra. W połowie drogi zauważyłam jego białe włosy. Podbiegłam do niego.
-Czemu nie jesteś na lekcjach?
-Ciii... Bo go przestraszysz... -Szepnął do mnie. Spojrzałam przez jego ramię. W krzakach siedział mały, czarny kotek, chyba perski. Miał jeszcze zamknięte oczy i się trząsł.
-Przesuń się na chwilę. -Poprosiłam, a Lys od razu wykonał moje polecenie. -Nie bój się malutki... -Sięgnęłam do niego ręką. On ją obwąchał i polizał. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam malucha.
-To kicia! -Powiedziałam do mojego towarzysza. -Hej maleńka.
-Trzeba się nią zająć...
-Mogę ją wziąć do domu, ale najpierw musiałabym iść do sklepu zoologicznego... I jeszcze szkoła... -Po krótki namyśle włożyłam ją do torby.
-Idziemy do szkoły. Później pójdę do zoologicznego.
-Jesteś tego pewna? Jak cię przyłapią...
-To teraz nieważne. -Przerwałam mu. -Idziesz?
-Tak... -Poszliśmy w stronę szkoły. -Jak ją nazwiesz?
-Hmm... Co myślisz o Jesabell? W skrócie Jessie?
-To piękne imię. -Uśmiechnął się do mnie. Dochodziliśmy już do szkoły. Weszliśmy do klasy i przeprosiliśmy za spóźnienie. Dosiadłam się do Rozy.
-Co tak długo?!
-Pokaże ci na przerwie.
-Co?
-Zobaczysz. Teraz skup się na lekcji. -Przez całą lekcje Roza zadręczała mnie pytaniami, aż do chwili, gdy z mojej torby dobiegło ciche miauknięcie.
-Co to było?!
-To właśnie powód mojego spóźnienia... Muszę na chwilę wyjść z sali... -Zanim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć, Roza już była u nauczyciela.
-Panie profesorze, Kate źle się czuje. Mogę ją odprowadzić do higienistki?
-Tak, ale wracajcie jak najszybciej. -Chwyciłam torbę i szybko wyszłyśmy z sali. Kierowałam się w stronę toalety. Roza poszła za mną. Spojrzałam, czy nikogo nie ma na korytarzu i zamknęłam drzwi.
-No to o co chodzi. -Spytała mi się, ale teraz nie to było ważne. Szybko wyjęłam Jessie z torby, żeby sprawdzić czy nic jej się nie stało. Jest cała... Może jest głodna?
-Skąd ty wzięłaś tego kota?!
-Lysander znalazł ją w krzakach. Gdzie jest najbliższy zoologiczny?
-Za rogiem...
-Zaraz wrócę...
-Idę z tobą!
-Dobra, ale szybko. -Właśnie chciałyśmy wychodzić, ale... Zatrzymał nas Nataniel...
-Gdzie wy idziecie? -Pokazałam mu kotkę.
-Jest głodna. -Nie czekając na odpowiedź wyszłam z budynku. Roza zaprowadziłam nie do sklepu.
-Są jakieś butelki, żeby nakarmić małego kociaka? -Zwróciłam się do ekspedientki pokazując Jesskę.
-Poczekaj chwilkę.. Chyba mam jakieś na zapleczu. -Przyniosła kilka różnych butelek. Wybrałam średnią z fioletową nakrętką.
-Dziękuję pani. -Wyszłam ze sklepu i ruszyłam w stronę kawiarni.
-Gdzie teraz? -Spytała Roza.
-Do kawiarni.. Po ciepłe mleko. -Przed drzwiami poprosiłam Rozę, żeby to ona poszła je kupić, bo ja nie mogłam tam wejść z kotem. Wróciła po dwóch minutach.
-Jak chcesz ją nakarmić?
-Jest gdzieś jakaś ławka?
-Najbliższa koło szkoły.
-No to wracamy. -Usiadłyśmy na ławce. Nalałam mleko do butelki i przyłożyłam kici do pyszczka. Od razu zaczęła pić. Musiała od dawna nic nie jeść, bo wypiła całą butelkę.
-Jaka słodka! -Zachwycała się Roza.
-Trzeba wracać na lekcje...
-Ty lepiej wracaj do domu. Wymyślę jakąś historyjkę nauczycielowi.
-Dzięki Roza! Jesteś wielka! -Przytuliłam ją. -Mogłabyś dać te pieniądze Lysowi i powiedzieć, żeby poszedł po najpotrzebniejsze rzeczy dla Jesski?
-Jasne! Możesz na mnie liczyć! -Ruszyła w stronę klasy, a ja poszłam do domu. Zrobiłam małej posłanie z poduszek i sprawdziłam w internecie, co ile mniej więcej trzeba dawać im jeść. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko ułożyłam włosy i pobiegłam otworzyć. Za drzwiami stali Roza i Lysander z Jakimiś pudłami. Wpuściłam ich do środka i zaprowadziłam do pokoju w którym czekał mnie niemiła niespodzianka w postaci mokrej plamy na podłodze...
-No nie... Zraz wracam... -Poszłam po mop, a za sobą usłyszałam cichy śmiech. Szybko wytarłam plamę.
-Kupiliście wszystko?
-Tak. Lysander nawet trochę dołożył.
-Zabrakło pieniędzy?
-Nie, ale trochę to kosztowało, więc nie chciałem, żebyś nie miała żadnych oszczędności.
-Dzięki Lys. Za to i za piosenkę. -Pocałowałam go w policzek. Lekko się zarumienił. -To pokażcie co kupiliście! -Zaczęliśmy otwierać pudła. Była kuweta, żwirek, posłanie, dwie miski, karma, drapak i kilka zabawek. Wszystko w czerni i różnych odcieniach fioletu. -Miski i karma na razie się nie przydadzą, ale i tak dzięki. Pomożecie mi skręcić ten drapak?
-Ja się tym zajmę. -Powiedział Lys. -Wy porozstawiajcie resztę. -Po półgodzinie wszystko było gotowe. Przełożyłam małą do posłania i odłożyłam poduszki.
-O nie... Zapomniałam ją nakarmić! -Pobiegłam na dół z butelką i zgrzałam mleko. Kiedy wróciłam Roza miała Jessie na kolanach i z Lysandrem ją głaskali. Głośno mruczy...
-Któreś z was chce ją nakarmić, czy ja mam to zrobić?
-Ja wolę nie, jeszcze jej coś zrobię. -Oznajmiła Roza.
-A ty Lys?
-Ja nie umiem...
-Nauczę cię. -Usiadłam obok nich i położyłam małą na kolanach Lysa. Pokazałam mu jak trzymać butelkę, a po chwili już sam ją karmił. -Mały głodomorek. -Powiedziałam z uśmiechem. Odłożyłam ją z powrotem na jej posłaniu. Rozmawialiśmy do wieczora. W tym czasie jeszcze raz karmiłam Jesskę. Lysander z Rozą poszli do domu około ósmej. Poszłam się wykąpać, dałam kici jeszcze pół butelki mleka i zapadłam w głęboki sen wsłuchując się w piosenkę od Lysandra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz