poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział III - Wypadek

Cały dzień wstydziłam się podejść do Lysandra. Po tej nocy było dziwnie... Zawsze jak nasze spojrzenia się spotykały, czerwieniłam się i odwracałam... Rozalia chyba to zauważyła.... Szykuje się przesłuchanie...
- Co się stało między tobą i Lyśkiem?!
- Nic się nie stało! Nie krzycz! Później ci powiem... Pójdziemy po szkole do jakiejś kawiarni?
- Jasne! Jest jedna niedaleko, a potem możemy iść do mnie - powiedziała, a po chwili zadzwonił dzwonek i trzeba było iść na lekcje. Zostały tylko dwie godziny. Tak jak się umówiłyśmy po szkole poszłyśmy do kawiarni.
- No to teraz opowiadaj! - powiedziała z uśmiechem.
- No to zacznijmy od tego, że w nocy miałam koszmar i się przebudziłam. Krzyknęłam i obudziłam Lysandra. Usiadł koło mnie i chwilę porozmawialiśmy... Przytulił mnie dwa razy, a potem położył się koło mnie i zasnęłam przytulona do niego...
- O. Mój. Boże. Musisz z nim o tym pogadać!
- Wstydzę się...
- To pójdę z tobą!
- Nie! Sama to załatwię...
- To idziemy teraz do mnie, czy do Lysandra?
- Do ciebie. Pogadam z nim jutro...
- Okej. Mam wolną chatę, więc możemy się zabawić - powiedziała z uśmiechem i ruszyłyśmy w stronę jej domu. Ciocia napisała że zostawiła mi zapasowe klucze w kwiatach, więc o wejście do domu nie musiałam się martwić. Siedziałam u Rozy do około 16. Czas zbierać się do domu. Pożegnałam się i wyszłam. Doszłam w niecałe dziesięć minut. Zrobiłam sobie wczesną kolację. Zjadłam i poszłam zrobić sobie długą kąpiel. Po półgodzinie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyszłam niechętnie z wanny i owinęłam się szlafrokiem. Poszłam do drzwi. Za nimi stał Lysander!
- Cz-cześć... - zarumienił się i spuścił ze mnie wzrok. No tak! Jestem przecież ubrana jedynie w krótki szlafrok! Szybko zasłoniłam się drzwiami i było widać tylko moją głowę.
- Yyy... Wejdź, rozgość się... Zaraz zejdę... - przepuściłam go w drzwiach i pobiegłam na górę. Ubrałam pierwsze lepsze ciuchy i zeszłam na dół.
- Cześć... Czemu przyszedłeś? - powiedziałam zażenowana.
- Chciałem porozmawiać... W szkole nie było zbytnio okazji... Może przejdziemy się do parku?
- Jasne, ale najpierw musiałabym wysuszyć włosy...
- To może lepiej zostańmy tutaj... Jeszcze się przeziębisz...
- Dobrze - usiadłam obok niego na kanapie.
- To co się wydarzyło w nocy...
- Przepraszam że cię obudziłam...
- Nic się nie stało... Dzięki temu...
- Tak?
- Nieważne... - powiedział zrezygnowany.
- Chcesz herbaty?
- Chętnie... Pomogę ci... - poszliśmy razem do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku i przygotowałam kubki. Nastała grobowa cisza, którą przerwał dopiero gwizdek czajnika. Wyłączyłam ogień. Sięgnęłam po czajnik, ale otwierając go, trochę wrzątku wylało mi na rękę. Gwałtownie odskoczyłam. Lysander natychmiast do mnie podbiegł. Miałam łzy w oczach.
- Nic ci się nie stało?! Pokaż rękę - delikatnie chwycił moje ramię i dokładnie je obejrzał. -Trzeba to schłodzić, a potem idziemy do lekarza.
- Dzisiaj ma zamknięte... - powiedziałam z płaczem.
- To do szpitala.
- Nie! Na pewno nie jest aż tak źle... - błagam, tylko nie szpital!
- Twoja ręka jest cała czerwona... Zaczynają ci się robić pęcherze... Najlepiej od razu chodźmy...
- Nie... Proszę cię... Boję się szpitali... - powiedziałam cicho.
- Jestem przy tobie. Nie opuszczę cię. A teraz szybko jedziemy do szpitala, żeby nie skończyło się to przeszczepem skóry... - czy naprawdę jest tak źle? Zrobiło mi się słabo. Lysander złapał mnie w ostatniej chwili. Czułam że się unoszę. Niósł mnie na rękach, a ja wtuliłam się w jego pierś. Położył mnie chyba na kanapie i zadzwonił na pogotowie. Wtedy już do reszty straciłam świadomość.
PERSPEKTYWA LYSANDRA
Zadzwoniłem po pogotowie i wyjaśniłem sytuację. Powiedzieli, że zaraz będą. Podszedłem do Kate i przytuliłem ją. Niepotrzebnie palnąłem to o przeszczepie! Skoro boi się szpitali, to chyba logiczne, że jeszcze bardziej boi się zabiegów i operacji. Teraz najważniejsze, żeby się obudziła. Usłyszałem syrenę, więc wziąłem ją na ręce i wyniosłem na dwór. Ratownicy już wyjmowali łóżko. Położyłem na nim dziewczynę, uważając na jej poparzoną rękę.
- Mogę jechać z wami? - zapytałem medyka.
- Jeśli nie jesteś bratem albo chłopakiem, to przepraszam.
- J-jestem chłopakiem... - obiecałem, że jej nie opuszczę. Wytłumaczę jej to jak się przebudzi.
- Dobrze, więc wsiadaj - całą drogę trzymałem ją za zdrową rękę. Dojechaliśmy po około piętnastu minutach. Zawieźli ją do sali. Poszedłem za nią, ale zatrzymał mnie jakiś lekarz.
- A pan kim jest? - znowu?
- J-ja jestem chłopakiem... Mogę wejść?
- Proszę... - w końcu mnie przepuścił i mogłem do niej pójść. Pielęgniarki zajęły się oparzeniem, a ja chwyciłem jej dłoń. Proszę cię, obudź się!
PERSPEKTYWA KATE
Świadomość zaczęła mi wracać. W jednej ręce poczułam ciepło, w drugiej mocne pieczenie. Skrzywiłam się.
- Chyba się budzi... - powiedział znajomy głos obok mnie. Lysander? Otworzyłam oczy i zaczęłam mrugać, żeby przyzwyczaić się do światła. Po prawej zobaczyłam Lysandra i uśmiechnęłam się lekko. Trzymał mnie za rękę.
- Ał! - znowu coś mnie zapiekło i ścisnęłam rękę Lysandra. Nie zwrócił na to uwagi, tylko się do mnie uśmiechał.
- Panie pielęgniarki zajmują się twoim oparzeniem... Za chwilę skończą... - patrzył mi się prosto w oczy, dopóki pielęgniarki nie odeszły. Zostałam sam na sam z białowłosym.
- To przeze mnie zemdlałaś... - posmutniał.
- To nie twoja wina... Mam strasznie słabe nerwy... - wtedy do pokoju wszedł lekarz.
- Może już pani wracać do domu. Życzę wam dwojgu pięknej przyszłości - wyszedł, a ja posłałam Lysandrowi pytające spojrzenie. Zaczerwienił się.
- Musiałem powiedzieć, że jesteśmy razem, żeby mnie wpuścili... Przepraszam...
- Nic się nie stało... Dziękuję, że jesteś... - pomógł mi wstać i ubrać kurtkę. Było już późno, więc Lysander zadzwonił do brata żeby po nas przyjechał. Poszliśmy poczekać na ławce. Zrobiło mi się zimno. Lysander to zauważył i przytulił mnie do siebie. Może znamy się od niedawna, ale chyba czuję coś do niego... Jest miły i opiekuńczy... Wtuliłam się w niego mocniej i tak czekaliśmy do przyjazdu Leo.

2 komentarze:

  1. Aww... :D słodkie :3 Cieszę się, że to bedzię opowiadanie z Lyśkiem, a nie Kastielem (których jest od cholerci i ciut, ciut)
    Życzę wenci, cierpliwości, czasu, powodzonka w kontynuacji i do zoba w next!
    PS hehe pierwsza xD
    ~Aniołek z shotgunem

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach 😃 Nie ma to jak miłość od pierwszego wejrzenia 😍 super !! :D

    OdpowiedzUsuń