piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział II - Dziwna noc

- Witaj Kate, mógłbym ci potowarzyszyć w drodze do domu? - zapytał się białowłosy nadal trzymając rękę na moim ramieniu. Znowu się zaczerwieniłam i znacząco spojrzałam na rękę. Dopiero teraz ją zauważył i natychmiast zdjął. - P-przepraszam… - też się zarumienił. - To jak?
- Jasne… - razem poszliśmy w stronę bramy.
  Przez połowę drogi panowała cisza. Żeby rozluźnić atmosferę palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy…
- Jak ma na imię twój brat?
- Mój brat? Leo… A ty masz rodzeństwo?
- Nie… Jestem jedynaczką, ale zawsze chciałam mieć brata... - Czemu ja mu się zwierzam?! Nie poznaję samej siebie! - Mieszkasz z rodzicami?
- Nie, oni mieszkają na wsi. Mieszkam razem z Leo. A ty? Słyszałem że mieszkasz z ciotką…
- Tak... Tata dostał pracę za granicą i nie mogli wziąć mnie ze sobą... - czułam, że zbierają mi się łzy. Chyba to zauważył... Odwróciłam wzrok.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić...
- Nic się nie stało... - szybko otarłam łzy i znowu zapadła grobowa cisza.
  Dochodziliśmy już do mojego domu. Cały czas wzrok miałam wbity w ziemię. Stanęliśmy już pod moimi drzwiami. Zaczęłam szukać kluczy.
- Jeszcze raz przepraszam... - powiedział wyraźnie zatroskany.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się smutno.
- To do zobaczenia.
- Do jutra... - znowu się uśmiechnęliśmy, po czym odszedł w swoją stronę.
  Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak się oddala. Trochę to trwało zanim się ocknęłam i powróciłam do poszukiwania kluczy. Przeszukałam całą torbę, ale kluczy w niej nie było. Naprawdę! Pierwszego dnia zgubiłam klucze! Ciocia nie odbierze, bo jest w pracy... Postanowiłam zadzwonić do Rozy. Na szczęście dała mi swój numer!
- Halo? - odezwał się głos w telefonie.
- Hej Roza! Tu Kate... Gdzieś zgubiłam klucze i nie mogę dostać się do domu...
- To przyjdź do domu Leo i Lysia! Właśnie u nich jestem. Lysander jeszcze nie wrócił.
- Tak wiem, odprowadzał mnie do domu...
- To zadzwonię do niego żeby się po ciebie wrócił!
- Nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się! Już dzwonię! Zaczekaj chwilę!
- Ale... - rozłączyła się.
  Co ja teraz mam zrobić? Lysander będzie się po mnie wracał... Nie chciałam żeby tak się to skończyło, ale już trudno... Posłusznie czekałam pod domem. Napisałam do cioci, że zgubiłam klucz i idę do koleżanki. Lepiej żeby nie wiedziała, że będą tam również chłopcy... Po około dwóch minutach na horyzoncie było widać Lysandra. Poszłam powoli w jego stronę.
- Cześć...
- Witaj ponownie - uśmiechnął się do mnie.
  Poszliśmy w kierunku jego domu. Mieszka w dużym mieszkaniu piętrowym. Otworzył drzwi i przepuścił mnie przed sobą. Znowu się zarumieniłam... Wnętrze było pięknie urządzone. Weszliśmy do salonu, gdzie czekali na nas Roza z Leo. Roza wstała z kanapy i podbiegła do mnie się przytulić.
- Hej kochana! - wykrzyczała mi prosto do ucha.
- Cześć.
- Jak ty mogłaś już zgubić klucze!
- Tak jakoś wyszło... - powiedziałam zawstydzona...
- To już nie ważne. Kiedy twoja ciocia wraca do domu?
- Wczoraj mówiła, że około północy... - czy naprawdę mam tu tyle siedzieć?
- To najwyżej zostaniesz tu na noc! - powiedziała z uśmiechem. Że niby co?! Zrobiłam wielkie oczy. Ona chyba zwariowała! - Może zostać, co nie chłopcy?
- Jasne - powiedzieli chórkiem, ale Lysander był wyraźnie zażenowany...
- Roza, ja naprawdę nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się! Dam ci jakieś moje rzeczy do spania! Dotrzymasz mi towarzystwa w nocy - powiedziała to na jednym wdechu.
- No dobrze, ale muszę napisać do cioci... A tak w ogóle, to gdzie jest łazienka? - powiedziałam niepewnie...
- Zaprowadzę cię! - chwyciła mnie za ramię i pociągnęła za sobą.
  Nawet łazienka w tym domu była piękna... Załatwiłam swoje i wróciłam do salonu. Zegarek pokazywał siódmą. - Chodź, pomożesz mi z kolacją - powiedziała białowłosa, po czym razem ruszyłyśmy do kuchni. Zrobiłyśmy górę kanapek i zawołałyśmy chłopaków. Posiłek mijał w ciszy, którą przerwała Rozalia.
-A tak w ogóle, to gdzie Kate będzie spać? Bo ja śpię w pokoju z Leo... - zrobiłam wielkie oczy i się zaczerwieniłam...
- Hmm... Pomyślimy o tym później - powiedział Leo. Chyba nie chcą żebym spała z Lysandrem? Jest bardzo miły, ale ledwo go znam...
  Po kolacji przeszliśmy z powrotem do salonu. Rozmawialiśmy do około pierwszej w nocy, a tak naprawdę to głównie Roza gadała a my jej słuchaliśmy. W końcu palnęła:
- Dobra, ja już jestem śpiąca, Kate pewnie też. Trzeba się zastanowić gdzie będzie spała.
- Chyba mamy jakiś zapasowy materac... - zaczął Lysander. Bogu niech będą dzięki! - Kate będzie spała w moim łóżku, a ja się położę na podłodze - wiem że jest dżentelmenem, ale że co?! Czyli będziemy spać w jednym pokoju, bo salon jest za mały żeby położyć tu materac... Ja przecież nie zasnę w jego towarzystwie... Ale to i tak lepsze niż wracanie teraz do domu... - Pójdę już przygotować łóżko - powiedział spokojnie Lys i poszedł w stronę schodów.
  Po około pięciu minutach wrócił. Rozalia dała mi piżamę i pierwsza poszła się wykąpać. Po niej ja byłam w kolejce. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do salonu, w którym czekał na mnie Lysander. Rozy i Leo już nie było.
- Rozalia z moim bratem poszli już na górę. Pokażę ci pokój - podążyłam za nim schodami na górę.
  Jego pokój był całkiem duży. Łóżko było dwuosobowe i wyglądało jak królewskie. Nie mogłam uwierzyć, że będę w nim spała! Obok łóżka położony był materac, na którym będzie spał Lysander.
- Masz piękny pokój - powiedziałam w końcu.
- Dziękuję. Teraz muszę cię przeprosić, ale chcę przyszykować się do snu - podszedł do szafy i wyjął z niej swoją piżamę, która składa się z czarnych, krótkich spodni i seledynowego T-shirtu. Wyszedł z pokoju, a ja położyłam się na łóżku. Rozmyślałam o tym, co u rodziców i wtedy chyba zasnęłam.

Budzę się. Jestem w jakimś lesie. Jest ciemno. Z oddali słyszę krzyk. Robi się jasno. Dookoła krew, a w mojej ręce nóż. Nóż znika, las znika. Jestem nad morzem. Wchodzę do gorącej wody, która zmienia się w krew. Tonę. Dławię się gęstą cieczą. Nie mogę oddychać.

Obudziłam się gwałtownie z wrzaskiem. Byłam spocona. Siedziałam na łóżku. Rozejrzałam się dookoła. No tak, jestem u Lysandra, który jest teraz u mego boku. Musiałam go obudzić.
- Nic ci nie jest? Co się stało? - spytał zaspany. Łzy spływały mi po policzkach.
- Miałam zły sen... To nic takiego...
- Nie bój się. Już dobrze - powiedział, po czym mnie przytulił. Zaczerwieniłam się... Dobrze, że jest ciemno i nikt tego nie widzi...
- Dziękuję... - powiedziałam lekko zawstydzona.
- Opowiesz mi co ci się śniło?  - nic nie odpowiedziałam, a on znowu mnie przytulił. - Zostać z tobą? - zapytał nieśmiało. Kiwnęłam lekko głową. Nie wierzę... Będę spać w jednym łóżku z Lysandrem! Położył się obok mnie, a ja się do niego przytuliłam. Czy ja to robię naprawdę, czy to tylko sen? Objął mnie ramieniem, po czym obydwoje pogrążyliśmy się w spokojnym śnie.
Rano obudziłam się w objęciach Lysandra. Delikatnie sięgnęłam po telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Wpół do szóstej. Postanowiłam zrobić dla wszystkich śniadanie. Najdelikatniej jak potrafię wyplątałam się z objęć Lysandra. Nie obudził się. Zeszłam na dół i spojrzałam do lodówki. Pomyślałam, że mogę zrobić naleśniki. Wzięłam się za smażenie. Skończyłam swoje dzieło o wpół do siódmej. Z góry usłyszałam budzik, więc pewnie zaraz zejdą. Poszłam jeszcze szybko do toalety się ogarnąć, a wracając zauważyłam zaspanego Lysandra schodzącego po schodach.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do mnie.
- Cześć. Zrobiłam naleśniki na śniadanie - odpowiedziałam szerokim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że dla nas też wystarczy - za Lysandrem pojawiła się Roza z Leo.
- Jasne - razem poszliśmy do kuchni i w spokoju zjedliśmy śniadanie.
- Jak się spało? - zwróciła się do mnie Rozalia.
- Bardzo dobrze... - uśmiechnęłam się do siebie i razem z Lysandrem się zarumieniliśmy.
- Co jest grane? - spytała ze zdziwieniem białowłosa.
- Nic takiego - powiedzieliśmy z Lysandrem równocześnie...
- Będę was obserwować - ostrzegła nas złotooka. - Czuję, że coś przede mną ukrywacie... - dokończyliśmy śniadanie.
  Rozalia pożyczyła mi swoją sukienkę i wyszliśmy do szkoły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz