piątek, 29 kwietnia 2016

Rozdział X - Cassi

Kim jest ta dziewczyna? Czemu wygląda jak ja? Patrzyłyśmy sobie w oczy osłupiałe.
-Możesz usiąść panienko Cassidy.
-Proszę mówić mi Cassi… -Powiedziała nadal patrząc w moją stronę. Usiadła w wolnej ławce, na drugim końcu sali. Całą lekcję na siebie patrzyłyśmy. Wychodząc chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam do łazienki.
-Kim ty jesteś?! –Podniosłam głos.
-Mogłabym cię zapytać o to samo. Czemu wyglądasz tak jak ja?
-Nie wiem… Ty masz dłuższe włosy i piwne oczy…
-Nie skupiaj się a różnicach tylko na podobieństwach!
-Nie krzycz na mnie! Po szkole idziemy do mnie i wtedy sobie pogadamy. W szkole może lepiej na początku trzymać się od siebie z daleka…
-Masz rację…
-Po szkole będę czekać na dziedzińcu. Do później…
-Cześć… -Wyszłam z łazienki i poszłam w stronę długich białych włosów. To na pewno Roza… Ona na pewno mi coś doradzi… Zanim do niej doszłam, ktoś chwycił mnie za ramię. To był Lysander.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz siostrę bliźniaczkę?
-Siostrę bliźniaczkę? –Zdziwiłam się.
-No Cassi.
-Nie mam siostry… Jestem jedynaczką…
-Jesteście identyczne. Na pewno jesteście siostrami.
-Ale jak to możliwe? –Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Lysander przyciągnął mnie do siebie i czule przytulił. –Dzięki Lys. –Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Musicie porozmawiać.
-Po szkole idziemy do mnie…
-Pójść z wami?
-Dziękuję Lys… Przyda mi się twoja pomoc… -Resztę lekcji starałam się nie zwracać uwagi na Cassi. Po lekcjach razem z Lysem poszliśmy na dziedziniec poczekać na nią. Przyszła chwilę później.
-Cześć wam…
-Cześć… -Odpowiedziałam.
-Witaj Cassidy, jestem Lysander, chłopak Kate. -Podała mu rękę, a on ją pocałował.
-Idziemy? –Ponagliłam.
-Prowadź. –Chwyciłam Lysa za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Cassi szła kawałek za nami. Wyjęłam klucze i otworzyłam nam drzwi. Poszliśmy do salonu.
-Zacznijmy od faktów. Macie identyczne rysy twarzy i taką samą budowę. -Zaczął Lys. -Kiedy się urodziłyście?
-19 listopada. -Odpowiedziałyśmy jednocześnie.
-Hmm... Co sądzicie o teście pokrewieństwa?
-Nie warto na to wydawać pieniędzy... Od razu widać, że jesteśmy bliźniaczkami... -Zaczęła Cassi.
-Ale dlaczego nas rozdzielili...?
-Powinnyście poważnie porozmawiać o tym z rodzicami. -Powiedział Lys. Na schodach usłyszałam kroki. Wszyscy spojrzeliśmy w ich stronę.
-Kate, jest coś do... -Nie dokończył. Spojrzał się na mnie i na Cassi... To musiał być dla niego duży szok...
PERSPEKTYWA CASSI
Usłyszałam kroki na schodach, więc spojrzałam w ich stronę. Stał tam wysoki, umięśniony blondyn. Spojrzałam w jego piękne, lazurowe oczy... Nie mogłam oderwać wzroku. Kim on jest?
PERSPEKTYWA KATE
Zauważyłam, że moja rzekoma siostra wpatruje się w Charliego...
-Cassi, poznaj mojego kuzyna Charliego. -Pomachała mu ręką.
-Kim ona jest? -Zwrócił się do mnie.
-Najprawdopodobniej moją siostrą bliźniaczką... -Ledwo przeszło mi to przez gardło... Zrobił się blady. –Charlie? Wszystko dobrze? –Jego oczy były puste. Usiadł obok mnie na kanapie.
-Jak to twoją bliźniaczką?
-Właśnie próbujemy to ustalić…
-Znam cię od dziecka i nie miałaś siostry…
-Dla mnie to też jest dziwne… -Rozmawialiśmy do późna. Charlie zaczął się dogadywać z Cassi… Jakby znali się od wieków… Lysander obiecał, że odprowadzi Cassi do domu. Zostałam sama z Charliem.
-Głodny?
-Czytasz mi w myślach. –Powiedział z uśmiechem.
-Zrobię kolację. –Uszykowałam tosty. Usiedliśmy przed telewizorem i włączyliśmy jakąś komedię. Jak za dawnych czasów… Następnego dnia trzymałam się z dala od Cassi, ale coś mnie do niej ciągnęło… Znalazłam ją na dziedzińcu. Chciała wracać do domu.
-Zaczekaj! –Krzyknęłam i zaczęłam biec w jej stronę. –Chciałabym pogadać…
-Możemy iść do mnie. –Uśmiechnęła się.
-Prowadź. –Odwzajemniłam uśmiech. Jej dom był niedaleko. –Twoi rodzice są w domu?
-Będą w pracy do wieczora. –Otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka. –Chodź do mnie. –Pierwszą rzeczą na którą zwróciłam uwagę w jej pokoju była gitara…
-Grasz?
-Uczę się od szóstego roku życia. –Powiedziała z uśmiechem. –Od zawsze to kocham… -Rozmawiałyśmy do wieczora. –Raczej nie chcesz spotkać moich rodziców, więc chyba musisz już iść…
-Okej… Widzimy się jutro… -Przytuliłyśmy się na pożegnanie. W domu szybko odrobiłam lekcje, zajęłam się Jesską i poszłam spać wsłuchując się w kojący głos Lysandra.

środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział IX - Charlie

-Moja mama ci nie mówiła, że przyjadę? –Powiedział z uśmiechem.
-Hmm… -Zamyśliłam się i odwróciłam do Lysa, który nadal mnie przytulał. –No tak… To chciałam ci powiedzieć i całkiem zapomniałam…
-Nic nie szkodzi. –Uśmiechnął się delikatnie i stanął obok obejmując mnie ramieniem.
-Przedstawisz mnie swojemu kochasiowi? –Powiedział z szelmowskim uśmiechem. Westchnęłam…
-Lysander, to jest mój kuzyn Charlie, Charlie, to jest mój chłopak Lysander… -Podali sobie ręce. Lysander nadal mnie obejmował. Nagle poczułam zapach spalenizny… -Spaghetti! –Obydwoje się zaśmiali… Dobiegłam do garnka i wyłączyłam gaz. –Głodni?
-I to jak! –Powiedział Charlie. Lysander tylko się uśmiechnął. Wyjęłam talerze i nałożyłam danie.
-Jeśli troszkę przypalone, to bardzo przepraszam…
-Nic się nie stało. –Powiedział Lys, a Charlie tylko pomachał głową, bo usta miał już pełne makaronu. Zjedliśmy w spokoju obiad. Charlie co chwilę zdziwiony patrzył na Lysandra. No tak… Lysander jadł powoli i w ogóle się nie pobrudził, za to Charlie był cały w sosie. Zaśmiałam się pod nosem. Po zakończonym posiłku poszłam z Lysem do mojego pokoju. Usiadł na łóżku, a ja nasypałam jedzenie Jessce. Od razu podbiegła do miski.
-Już normalnie je?
-Dostaje to na zmianę z mlekiem… -Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam obok białowłosego.
-Masz ciekawego kuzyna. –Zaśmiał się pod nosem.
-Jest spoko… Trochę podobny do Kastiela… Zmienił się od naszego ostatniego spotkania… Zawsze dobrze się dogadywaliśmy mimo różnicy wieku… -Uśmiechnęłam się na wspomnienie wspólnie spędzonego z nim czasu.
-Ciekawe jaka będzie nasza nowa koleżanka…
-Nigdy się tym nie interesowałam… I tak zawsze przyjaźniłam się tylko z jedną osobą…
-Z kim?
-Ma na imię Susan… Rudowłosa dziewczyna z charakterem identycznym do Rozalii. –Obydwoje się zaśmialiśmy.
-Niedługo będę musiał się zbierać… -Powiedział ze smutkiem. –Ostatnio rzadko jestem w domu… -Później wytaczaliśmy hipotezy, jaka będzie nasza nowa koleżanka. Po półgodzinie Lys musiał się zbierać. Pocałował mnie przelotnie w drzwiach i ruszył szybkim krokiem w stronę swojego domu. Poszłam na górę i zapukałam do pokoju kuzyna. Usłyszałam tylko krótkie „Wejść”. Otworzyłam drzwi.
-Hej kuzynie. –Powiedziałam z uśmiechem. Dawno go nie widziałam…
-Co tam Kate? –Wstał i podszedł do mnie. –Jak tam Lysander. –Powiedział jego imię przeciągając każdą sylabę. Uderzyłam go łokciem w żebra.
-Nie naśmiewaj się!
-Nie martw się. Nie zrobię nic głupiego. –Podniósł ręce w geście kapitulacji. –Jak długo jesteście razem? –Powiedział z uśmiechem.
-Od kilku dni… A co u ciebie? Nadal latasz po imprezach? –Zmieniłam temat.
-Jak zawsze znasz mnie najlepiej. –Zaśmiał się. Nagle wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Położył się obok mnie. Nie protestowałam. To cały on.
-Ile to lat już minęło od naszego ostatniego spotkania?
-Cztery, może pięć? –Westchnął, a ja ziewnęłam. Przytuliłam się do niego i pogrążyłam w spokojnym śnie. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nadal spałam w umięśnionych ramionach Charliego. Też się przebudził.
-Ktoś przyszedł? –Zapytał zaspany.
-Pójdę sprawdzić… -Półprzytomna zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. Stał za nimi Lysander. Spojrzał na mnie zdziwiony. Zaraz, zaraz…
-Która godzina?! –Od razu się ożywiłam.
-Za dwadzieścia ósma… Zaspałaś?
-Najwyraźniej… Wejdź… Pójdę się ubrać… -Wbiegłam na górę, prawie się przewracając. Ubrałam pierwszą z brzegu sukienkę i szybko uczesałam włosy. Wzięłam torbę.
-Pa Charlie! –Krzyknęłam przebiegając obok jego pokoju. Zbiegłam na dół i wzięłam portfel. Wyszykowałam się w pięć minut. Już byłam gotowa przy drzwiach.
-Wyglądam normalnie? –Spytałam Lysa.
-Tak. Nie jesz śniadania?
-Zjem później. Teraz idziemy do szkoły. Nie chcę się spóźnić. -Doszliśmy chwilę przed dzwonkiem i usiedliśmy w ostatniej ławce. Po chwili przyszedł nauczyciel. Nie zwróciłam na niego większej uwagi i bawiłam się paznokciami.
-Jak już pewnie wiecie, w naszej klasie zagości nowa uczennica. Poznajcie Cassidy Bell. –Nie zwróciłam uwagi na wchodzącą do klasy dziewczynę i nadal bawiłam się paznokciami. W klasie było słychać szemranie. Lysander szturchnął mnie delikatnie w ramię. Rozejrzałam się po klasie. Wszyscy się na mnie patrzyli. Spojrzałam w stronę dziewczyny, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam że przenoszę się do innego świata. Ona wyglądała dokładnie jak ja!

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział VIII - Wpadka

Rano obudziła mnie Jessie. Wcześnie rano. Dopiero zaczynało wschodzić słońce. Przyjrzałam się uważnie mojej kotce. Coś się w niej zmieniło… Ma otwarte oczka! Piękne złociste oczka i pod tym światłem ma brązową szyjkę.
-Hej mała! Jesteś głodna? –Zdjęłam ją z klatki piersiowej i poszłam po mleko. Wzięłam ze sobą miseczkę. Może będzie już sama pić? Szłam już na górę, ale zatrzymała mnie ciocia.
-Cześć ciociu… Jak było w pracy…? –Próbowałam uniknąć jej wzroku.
-Czemu jak przyszłam w nocy z pracy w twoim pokoju był kot? –Jej głos był spokojny, opanowany. Nie jest zła?
-Przygarnęłam ją… Siedziała w krzakach… Nie przeżyła by tam sama za długo…
-Masz dobre serce, ale następnym razem powiadom mnie o czymś takim, jeśli nie chcesz żeby dostała zawału. –Zaśmiała się.
-Czyli nie jesteś zła?
-Nie. Wręcz przeciwnie. Mnie ciągle nie ma, więc będziesz miała towarzystwo. A co do towarzystwa…
-Tak?
-Dzisiaj po południu przyjeżdża twój kuzyn Charlie.
-Okej…
-Coś nie tak?
-Nie, ale lepiej posprzątam w jego pokoju…
-Czemu tam byłaś?
-Potrzebowałam męskich ubrań…
-Jakiś chłopak u ciebie nocował? –Powiedziała z ledwo widocznym uśmiechem.
-Tak…
-Czemu nie powiedziałaś mi, że masz chłopaka?
-Bo dopiero od niedawna jesteśmy razem… -Lekko się uśmiechnęłam i pokazałam jej bransoletkę.
-No już dobrze. Idź z tym mlekiem, bo zaraz będzie zimne. –Posłałam jej lekki uśmiech i poszłam do siebie. Jessie już czekała przy drzwiach. Odłożyłam miskę i ukucnęłam obok niej.
-No mała. Pij. –Powiedziałam. Chyba mnie zrozumiała, bo podeszła do miski i zaczęła pić mleko. Potem się oblizywała. Lekko się zaśmiałam i wzięłam ją na łóżko. Spojrzałam na zegarek. Piąta rano… Postanowiłam wziąć się za sprzątanie pokoju Charliego. Trochę mu poprzewracałam w szafie… Na wszelki wypadek poskładałam na nowo wszystkie rzeczy, pościerałam kurze i umyłam okna. Później poszłam na śniadanie. Ciocia już pojechała do pracy. Po śniadaniu poszłam się ubrać i spakować. Byłam gotowa o siódmej. Bawiłam się z Jesską do wpół, kiedy zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi, a za nimi stał Lysander.
-Witaj Kate. –Powiedział z uśmiechem. –Przyszedłem po ciebie do szkoły i chciałem zobaczyć co u Jesabell.
-Wejdź. Zaszła w niej mała, lecz istotna zmiana. –Powiedziałam z szerokim uśmiechem. Posłał mi pytające spojrzenie. Pociągnęłam go do swojego pokoju. Jessie akurat spała na moim łóżku.
-Kici, kici! Jessie! –Szybko podniosła główkę i otworzyła oczy.
-Żółte oczy?
-Aha. I przyjrzyj się szyi. Ma tam brązowe futerko. –Kicia zeskoczyła uważnie z łóżka i podeszła do nas. Kucnęłam i zaczęłam ją głaskać.
-Widać, że dobrze się nią zajmujesz. Od razu cię polubiła.
-Mam rękę do kotów. –Powiedziałam z uśmiechem i usiadłam na łóżku. Lys usiadł obok mnie, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. –Chciałam ci coś ważnego powiedzieć, ale teraz nie pamiętam co to było… Może w szkole mi się przypomni. A co do szkoły… Musimy już wychodzić. Delikatnie musnął moje usta i pomógł mi wstać. Poszliśmy przez park. Do klasy weszliśmy równo z dzwonkiem. Pierwsza była matematyka. Cała lekcję byłam zamyślona. Co ja chciałam powiedzieć Lysowi?
-Panienko Rocket! –Wrzasnął nauczyciel. Byłam w innym świecie.
-Słucham?
-Proszę odpowiedzieć na pytanie.
-Może pan powtórzyć? Byłam bardzo zamyślona…
-Proszę podać pięć cyfr po przecinku w liczbie п
-3,14159 -Powiedziałam bez namysłu.
-Jednak się na pani nie zawiodłem. -Odparł nauczyciel, po czym wrócił do prowadzenia lekcji. Cały dzień męczyło mnie pytanie Co chciałam powiedzieć Lysowi?". Po lekcjach zaproponował, że odprowadzi mnie do domu.
-Podobno niedługo mamy mieć nową koleżankę w klasie. –Powiedział z uśmiechem.
-Ciekawe… Roza pewnie jako pierwsza do niej zagada. –Zaśmialiśmy się. Byliśmy już koło mojego domu. –Zostaniesz na obiedzie?
-Chętnie. –Postanowiłam zrobić spaghetti. Wstawiłam makaron i wzięłam się za sos. Już po chwili w powietrzu unosił się smakowity zapach. Lysander podszedł z tyłu i się przytulił. Obrócił moją głowę w swoją stronę i pocałował mnie.
-No, no, gołąbeczki. Hej Kate. –Powiedział znajomy głos. Odwróciłam się zdziwiona w jego stronę.
-Charlie?

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział VII - Jessie

Poszłam na górę i położyłam się na łóżku. Na poduszce nadal czułam jego zapach. Zasnęłam zatracając się w jego woni. Obudziłam się przed szóstą rano. Wzięłam prysznic, ubrałam zieloną sukienkę i bransoletkę od Lysandra. Zjadłam śniadanie i usiadłam przed telewizorem. Przerwał mi dzwonek do drzwi. Stała za nimi Roza. Zdziwiona stałam przed nią. Jest dopiero siódma, a Roza lubi długo spać... Przeszła obok mnie i rozsiadła się na kanapie. Zamknęłam drzwi i dosiadłam się do niej.
-Więc... Co cię do mnie sprowadza...?
-Lysander po waszej randce nie wrócił na noc do domu!
-No... Tak... Został tu na noc...
-A gdzie twoja ciocia?
-Nie było jej...
-No to pięknie. -Zaraz, zaraz...
-O co ci... Roza! Naprawdę sądzisz że my...
-Czyli do niczego nie doszło?
-Nie!
-Dobra… Zmieńmy temat. Jak tam randka? –Powiedziała z uśmiechem.
-Świetnie… Poszliśmy do restauracji… -Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Sądząc po bransoletce, zgodziłaś się! Sama pomagałam mu wybrać. –Powiedziała z dumą.
-Tak, zgodziłam się.
-Otwierałaś serduszko?
-To da się je otworzyć? –Czemu tego nie zauważyłam? W środku znalazłam małą kartę pamięci i wygrawerowany napis „forever”. Uśmiechnęłam się i spojrzałam pytająco na Rozę, a ona tylko się uśmiechnęła. Poszłam po laptopa i czytnik kart. Na karcie była piosenka.
-Napisał ją dla ciebie. -Powiedziała ciepło. Puściłam piosenkę i odpłynęłam w kojącym głosie mojego chłopaka. Od razu zrzuciłam ją na telefon, żeby móc jej słuchać cały czas. Lysander ma przepiękny głos... Wyszłyśmy do szkoły za dziesięć ósma. Ledwo zdążyłyśmy na lekcje. Usiadłyśmy razem w ławce. Lysandra nie było... W ławce siedział Kastiel. Bez namysłu podeszłam do niego.
-Czemu nie ma Lysa?
-A ja wiem? Zwykle go nie ma jak jest chory, ale rano z nim gadałem.
-Dzięki. -Poszłam z powrotem do Rozalii. -Ja idę sprawdzić co z Lysem. Powiedz nauczycielowi, że gorzej się poczułam i poszłam się przewietrzyć.
-Spoko. -Mrugnęła do mnie. Wyszłam ze szkoły i ruszyłam w stronę domu Lysandra. W połowie drogi zauważyłam jego białe włosy. Podbiegłam do niego.
-Czemu nie jesteś na lekcjach?
-Ciii... Bo go przestraszysz... -Szepnął do mnie. Spojrzałam przez jego ramię. W krzakach siedział mały, czarny kotek, chyba perski. Miał jeszcze zamknięte oczy i się trząsł.
-Przesuń się na chwilę. -Poprosiłam, a Lys od razu wykonał moje polecenie. -Nie bój się malutki... -Sięgnęłam do niego ręką. On ją obwąchał i polizał. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam malucha.
-To kicia! -Powiedziałam do mojego towarzysza. -Hej maleńka.
-Trzeba się nią zająć...
-Mogę ją wziąć do domu, ale najpierw musiałabym iść do sklepu zoologicznego... I jeszcze szkoła... -Po krótki namyśle włożyłam ją do torby.
-Idziemy do szkoły. Później pójdę do zoologicznego.
-Jesteś tego pewna? Jak cię przyłapią...
-To teraz nieważne. -Przerwałam mu. -Idziesz?
-Tak... -Poszliśmy w stronę szkoły. -Jak ją nazwiesz?
-Hmm... Co myślisz o Jesabell? W skrócie Jessie?
-To piękne imię. -Uśmiechnął się do mnie. Dochodziliśmy już do szkoły. Weszliśmy do klasy i przeprosiliśmy za spóźnienie. Dosiadłam się do Rozy.
-Co tak długo?!
-Pokaże ci na przerwie.
-Co?
-Zobaczysz. Teraz skup się na lekcji. -Przez całą lekcje Roza zadręczała mnie pytaniami, aż do chwili, gdy z mojej torby dobiegło ciche miauknięcie.
-Co to było?!
-To właśnie powód mojego spóźnienia... Muszę na chwilę wyjść z sali... -Zanim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć, Roza już była u nauczyciela.
-Panie profesorze, Kate źle się czuje. Mogę ją odprowadzić do higienistki?
-Tak, ale wracajcie jak najszybciej. -Chwyciłam torbę i szybko wyszłyśmy z sali. Kierowałam się w stronę toalety. Roza poszła za mną. Spojrzałam, czy nikogo nie ma na korytarzu i zamknęłam drzwi.
-No to o co chodzi. -Spytała mi się, ale teraz nie to było ważne. Szybko wyjęłam Jessie z torby, żeby sprawdzić czy nic jej się nie stało. Jest cała... Może jest głodna?
-Skąd ty wzięłaś tego kota?!
-Lysander znalazł ją w krzakach. Gdzie jest najbliższy zoologiczny?
-Za rogiem...
-Zaraz wrócę...
-Idę z tobą!
-Dobra, ale szybko. -Właśnie chciałyśmy wychodzić, ale... Zatrzymał nas Nataniel...
-Gdzie wy idziecie? -Pokazałam mu kotkę.
-Jest głodna. -Nie czekając na odpowiedź wyszłam z budynku. Roza zaprowadziłam nie do sklepu.
-Są jakieś butelki, żeby nakarmić małego kociaka? -Zwróciłam się do ekspedientki pokazując Jesskę.
-Poczekaj chwilkę.. Chyba mam jakieś na zapleczu. -Przyniosła kilka różnych butelek. Wybrałam średnią z fioletową nakrętką.
-Dziękuję pani. -Wyszłam ze sklepu i ruszyłam w stronę kawiarni.
-Gdzie teraz? -Spytała Roza.
-Do kawiarni.. Po ciepłe mleko. -Przed drzwiami poprosiłam Rozę, żeby to ona poszła je kupić, bo ja nie mogłam tam wejść z kotem. Wróciła po dwóch minutach.
-Jak chcesz ją nakarmić?
-Jest gdzieś jakaś ławka?
-Najbliższa koło szkoły.
-No to wracamy. -Usiadłyśmy na ławce. Nalałam mleko do butelki i przyłożyłam kici do pyszczka. Od razu zaczęła pić. Musiała od dawna nic nie jeść, bo wypiła całą butelkę.
-Jaka słodka! -Zachwycała się Roza.
-Trzeba wracać na lekcje...
-Ty lepiej wracaj do domu. Wymyślę jakąś historyjkę nauczycielowi.
-Dzięki Roza! Jesteś wielka! -Przytuliłam ją. -Mogłabyś dać te pieniądze Lysowi i powiedzieć, żeby poszedł po najpotrzebniejsze rzeczy dla Jesski?
-Jasne! Możesz na mnie liczyć! -Ruszyła w stronę klasy, a ja poszłam do domu. Zrobiłam małej posłanie z poduszek i sprawdziłam w internecie, co ile mniej więcej trzeba dawać im jeść. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko ułożyłam włosy i pobiegłam otworzyć. Za drzwiami stali Roza i Lysander z Jakimiś pudłami. Wpuściłam ich do środka i zaprowadziłam do pokoju w którym czekał mnie niemiła niespodzianka w postaci mokrej plamy na podłodze...
-No nie... Zraz wracam... -Poszłam po mop, a za sobą usłyszałam cichy śmiech. Szybko wytarłam plamę.
-Kupiliście wszystko?
-Tak. Lysander nawet trochę dołożył.
-Zabrakło pieniędzy?
-Nie, ale trochę to kosztowało, więc nie chciałem, żebyś nie miała żadnych oszczędności.
-Dzięki Lys. Za to i za piosenkę. -Pocałowałam go w policzek. Lekko się zarumienił. -To pokażcie co kupiliście! -Zaczęliśmy otwierać pudła. Była kuweta, żwirek, posłanie, dwie miski, karma, drapak i kilka zabawek. Wszystko w czerni i różnych odcieniach fioletu. -Miski i karma na razie się nie przydadzą, ale i tak dzięki. Pomożecie mi skręcić ten drapak?
-Ja się tym zajmę. -Powiedział Lys. -Wy porozstawiajcie resztę. -Po półgodzinie wszystko było gotowe. Przełożyłam małą do posłania i odłożyłam poduszki.
-O nie... Zapomniałam ją nakarmić! -Pobiegłam na dół z butelką i zgrzałam mleko. Kiedy wróciłam Roza miała Jessie na kolanach i z Lysandrem ją głaskali. Głośno mruczy...
-Któreś z was chce ją nakarmić, czy ja mam to zrobić?
-Ja wolę nie, jeszcze jej coś zrobię. -Oznajmiła Roza.
-A ty Lys?
-Ja nie umiem...
-Nauczę cię. -Usiadłam obok nich i położyłam małą na kolanach Lysa. Pokazałam mu jak trzymać butelkę, a po chwili już sam ją karmił. -Mały głodomorek. -Powiedziałam z uśmiechem. Odłożyłam ją z powrotem na jej posłaniu. Rozmawialiśmy do wieczora. W tym czasie jeszcze raz karmiłam Jesskę. Lysander z Rozą poszli do domu około ósmej. Poszłam się wykąpać, dałam kici jeszcze pół butelki mleka i zapadłam w głęboki sen wsłuchując się w piosenkę od Lysandra.

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział VI - Chłopak Idealny

Nie mogę w to uwierzyć. Jestem z Lysandrem! Może znamy się dopiero dwa tygodnie, ale ja naprawdę coś do niego czuję... Coś, czego jeszcze nigdy nie czułam.
- Odprowadzę cię do domu - powiedział wesoły. Ciocia zostaje dzisiaj u znajomej po pracy, więc mam wolny dom. Szliśmy bardzo powoli. Doszliśmy do mnie w pół godziny.
- Obejrzymy jakiś film?
- Chętnie - Lysander usiadł na sofie, a ja zaczęłam szukać czegoś ciekawego. Zaczęłam się denerwować, bo nie mogłam nic znaleźć… Lysander podszedł do mnie i wziął pierwszy lepszy film. - Chyba nie ma różnicy co obejrzymy… - włożyłam płytę do odtwarzacza i usiadłam obok Lysa. Wziął jakieś romansidło. „Trzy metry nad niebem”, jeden z moich ulubionych filmów. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lys objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam. Film skończył się po północy. Nie chciałam się jeszcze żegnać…
- Zostajesz? - co ja gadam?! Ciocia jak się dowie to mnie zabije! Zdziwiłam go tym pytaniem… -Przepraszam… - spuściłam wzrok, ale on delikatnie uniósł mój podbródek i lekko pocałował.
- Chętnie bym został, ale nie mam ubrań na zmianę…
-To da się załatwić - uśmiechnęłam się do niego i pobiegłam na górę. W pokoju mojego kuzyna na pewno coś jest… I chyba się nie obrazi jeśli coś pożyczę… Przyjeżdża tu zawsze jak nie ma forsy. Wyjęłam z jego szafy zielony t-shirt i czarne, krótkie spodnie. Mam nadzieję, że dobry rozmiar… Zeszłam na dół i podałam chłopakowi ubrania. - dobry rozmiar?
- Chyba tak… Skąd masz męskie ubrania w domu?
- To kuzyna, ale rzadko tu przyjeżdża…
- Dziękuję… Gdzie jest toaleta?
- Zaprowadzę cię - poszliśmy na górę. Zaprowadziłam go do gościnnej toalety, ja mam własną. Poszłam do siebie i usiadłam do mojej książki. Nawet nie zauważyłam kiedy Lysander wszedł do mojego pokoju. Dotknął mojego ramienia, a ja podskoczyłam ze strachu.
- Co czytasz? - zapytał mi się.
- „Szeptem” - na chwilę oderwałam się od książki.
- Lubisz czytać?
- No... Tak... A ty?
- Od czasu do czasu - chłopak, który lubi czytać? Czy to sen? Uśmiechnęłam się do niego.
- Idę się wykąpać. Zaraz wracam - pobiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wyszłam z kabiny i… Zapomniałam wziąć piżamy z pokoju… Lysander chyba nadal tam jest… Teraz to nieważne… Szczelnie owinęłam się szlafrokiem i wyszłam z łazienki.
- Przepraszam, że tak wychodzę, ale zapomniałam piżamy… - obydwoje się zaczerwieniliśmy. Na szczęście Lysander mi się nie przyglądał. Wzięłam piżamę z szafy i poszłam z powrotem do łazienki. Przebrałam się jak najszybciej i wróciłam do chłopaka. Siedział na łóżku i przeglądał moją książkę. Chyba go zainteresowała… Usiadłam obok niego i oparłam się o jego ramię. Nie przerwał czytania. Siedzieliśmy tak chyba z godzinę. W końcu zamknął książkę i przytulił mnie. Ziewnęłam. Było już późno i zrobiłam się śpiąca. Lysander mnie położył i poszedł zgasić światło, po czym wrócił do łóżka, przytulił się do mnie i przykrył kołdrą. Po chwili odpłynęłam w spokojnym śnie. Następnego dnia obudziłam się sama. Z dołu poczułam zapach smażonych jajek i zielonej herbaty. Owinęłam się szlafrokiem i zaspana zeszłam na dół. W kuchni był Lysander. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- Pomóc ci w czymś?
- Lepiej nie, jeszcze powtórzy się ostatnia sytuacja - zaśmiał się pod nosem.
- To nie była moja wina! Przez ciebie nie mogłam się skupić! - powiedziałam ze śmiechem.
- Już kończę - rozłożyłam talerze i sztućce i usiadłam przy stole. Lysander robi dobrą jajecznicę. Zjadłam szybko i wypiłam herbatę.
- Pozmywam.
- Najpierw idź się ubrać - posłusznie poszłam na górę, ubrałam łososiową sukienkę i bransoletkę od Lysandra. Uczesałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Jak zeszłam naczynia były umyte. Lysander siedział w salonie z moją książką. Dosiadłam się obok niego.
- Podoba ci się?
- Jest bardzo ciekawa - uśmiechnął się do mnie.
- Przejdziemy się gdzieś?
- Co tylko zechcesz - poszliśmy do parku. Gdy zobaczyłam fontannę powróciły miłe wspomnienia. Spojrzałam na bransoletkę i uśmiechnęłam się pod nosem. Usiedliśmy na ławce obok. Lys objął mnie ramieniem. Czas się zatrzymał. Potrzebowałam tylko jego. Pochodziliśmy po mieście. Wróciliśmy wieczorem. Lys musiał już się zbierać. Pocałował mnie na pożegnanie i poszedł do domu. Te dwa dni były najcudowniejsze w moim życiu.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział V - Randka

Następnego dnia byłam tak podekscytowana, że wstałam o piątej rano i zaczęłam się szykować. Ciocia zdziwiła się, że tak wcześnie wstałam. Byłam gotowa o wpół do siódmej. Napisałam do Rozy, że po szkole koniecznie musimy się spotkać. Po dwóch minutach zadzwoniła.
- Dziewczyno! Co tak wcześnie!
- Nie mogłam spać - powiedziałam wesoło.
- Coś się szykuje! - nagle się ożywiła.
- Powiem ci po szkole.
- Idziemy do kawiarni! - porozmawiałam jeszcze z nią do siódmej.
- Lepiej się szykuj, bo się spóźnisz - powiedziałam roześmiana.
- To do później!
- Do później! - rozłączyłam się i poszłam poprawić makijaż. Lysander przyszedł o wpół. Rozmawialiśmy całą drogę, a na lekcjach siedzieliśmy razem. Cały dzień byłam wesoła. Zbyt wesoła. Po lekcjach powiedziałam Lysowi, że dzisiaj idę z Rozą. Życzył mi miłej zabawy.
- Hej Roza! - krzyknęłam do zbliżającej się białowłosej.
- Cześć Kate! Lecimy do kawiarenki i wszystko mi opowiesz! - usiadłyśmy przy stoliku. Ja zamówiłam latte macchiato, a Roza cappuccino.
- Roza. Musisz mi pomóc.
- Miałaś mi opowiedzieć czemu jesteś taka szczęśliwa.
- To się z tym wiążę... Hmm... Jakby to powiedzieć... Lysander mnie zaprosił na randkę, a ja nie wiem w co się ubrać...
- Wiedziałam, że cię zaprosi! Dzisiaj o siedemnastej! Idziemy na shopping!
- Dzięki Roza! - wypiłyśmy kawę i ruszyłyśmy do domów. Ubrałam coś wygodniejszego i wzięłam trampki. Zapowiada się dużo chodzenia... Mam nadzieję, że nie stracę całych oszczędności na jednych zakupach... Spotkałyśmy się przed parkiem. Tak jak przewidziałam, poszłyśmy do centrum handlowego. Dopiero w ósmym sklepie znalazłyśmy idealną sukienkę. Bez ramiączek, czarny dekolt w serduszko, pod biustem ozdobiona koronką. Tiulowy, błękitny dół. Idealna dla mnie. Wybrałam do niej koturny z rzemykami, bolerko i kopertówkę, wszystko w czarnym kolorze. Rozalia namówiła mnie na pozłacaną bransoletkę i naszyjnik.
- Będziesz pięknie wyglądać!
- Dziękuję Rozalio. Nieźle się namęczyłyśmy - obie się zaśmiałyśmy. - Wracamy?
- Tak. W sobotę przyjdę ci pomóc - uśmiechnęła się i wróciłyśmy do domów. Reszta tygodnia minęła normalnie. Nie mogłam się doczekać randki. Rozalia przyszła około trzeciej. Zrobiła mi makijaż i fryzurę. Trochę nam to zajęło, ale zdążyłyśmy przed przyjściem Lysandra. Pożegnałam się z Rozą i poczekałam na białowłosego. Przyszedł punktualnie. Otworzyłam mu drzwi, a on oniemiały stał przed nimi. Ubrany był w czarny garnitur. Bardzo mu w nim do twarzy.
- Pięknie wyglądasz - powiedział w końcu.
- Dziękuję... - zarumieniłam się. - Ty też niczego sobie - powiedziałam z uśmiechem. - To gdzie idziemy?
- Zobaczysz - tajemniczo się uśmiechnął. Przed domem stał czarny samochód. - Leo nas podwiezie...
- Piękny samochód - jechaliśmy dziesięć minut. Przede mną ukazała się elegancka restauracja. Wzięłam Lysa pod rękę i weszliśmy do środka. Zarezerwował nam stolik na uboczu. Po chwili przyszedł kelner.
- Co państwu podać?
- Ja poproszę risotto i sok ananasowy.
- Jakiś deser?
- Poproszę crème brûlée.
- A co dla pani?
- Hmm... Poproszę spaghetti carbonara i herbatę różaną z wanilią... A na deser... Suflet czekoladowy.
- Dziękuję za zamówienie - kelner odszedł do kuchni, a my pogrążyliśmy się w rozmowie. Najpierw przynieśli napoje. Herbata była pyszna. Spaghetti miało bardzo ciekawy smak, a suflet przekraczał ludzkie pojęcie. Lysander zapłacił za kolację. Postanowiliśmy przejść się po parku. Była już noc, a latarnie oświetlały nam drogę.
- Jak ci smakowała kolacja?
- Była cudowna... Dziękuję - uśmiechnęłam się. Usiedliśmy koło fontanny. Lysander delikatnie się uśmiechnął i położył rękę na mojej talii. Spojrzał mi w oczy i odsunął kosmyk włosów opadający mi na twarz. Pochylił się nade mną i delikatnie musnął moje usta, powoli zanurzając się w namiętnym pocałunku. Siedziałam osłupiała. On uklęknął na jedno kolano i powiedział:
- Katherine Rocket, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną? - wyjął z kieszeni bransoletkę.
- Tak! - założył mi bransoletkę, a ja rzuciłam mu się na szyję.
***************************
Będę teraz wstawiać rozdziały częściej ;) Posty będą się teraz pojawiać dodatkowo w środy.

piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział IV - Choroba

Po jakichś dziesięciu minutach przyjechał Leo razem z Rozalią, a my nadal byliśmy przytuleni. Dziwnie się na nas spojrzeli.
- Kate było zimno... - szybko wytłumaczył zarumieniony Lysander. Pomógł mi wstać i wejść do samochodu. Dojechaliśmy do domu Lysandra i Leo. Było już ciemno, więc Lysander zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Przed wyjściem Rozalia powiedziała do mnie szeptem, że porozmawiamy jutro w szkole... Co ja mam jej powiedzieć? Lysander odprowadził mnie pod sam dom. Była dopiero 22 i cioci jeszcze nie było. Zaprosiłam go do środka i poszliśmy do salonu.
- Chciałabym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej...
- Co chcesz wiedzieć?
- Najlepiej wszystko - powiedziałam z lekkim uśmiechem, na co on się zaśmiał. Opowiedział mi, że urodził się 22 listopada, że bardzo lubi zieleń i czerń, co w sumie można rozpoznać po jego stroju... Jego rodzice to Maria i Gregory. Okazało się, że ma mały zespół z Kasem. Jest wokalistą... Mam nadzieję że kiedyś usłyszę jak śpiewa...
- Grasz na czymś? - zapytałam po jego opowieści.
- Trochę na fortepianie, ale nadal się uczę... Teraz ty opowiedz coś o sobie.
- Nie ma tego za dużo... - zaczęłam opowiadać, że urodziłam się 19 listopada, ale poszłam do szkoły rok wcześniej, więc zawsze byłam rok młodsza od wszystkich. Powiedziałam, że bardzo lubię kolor fioletowy i czarny i że moi rodzice to Christina i Anthony...
- Już coraz więcej o sobie wiemy - powiedział z uśmiechem. Tak się zagadaliśmy, że nawet nie zauważyłam, że dochodzi już północ. Lysander musiał już wracać do domu...
- To do zobaczenia. Dziękuję za gościnę - powiedział z uśmiechem przy drzwiach.
- Nie ma za co. Moje drzwi są zawsze otwarte - otworzyłam mu drzwi wejściowe, a on na pożegnanie ucałował moją dłoń i odszedł w swoją stronę.
- Do zobaczenia... - powiedziałam pod nosem rumieniąc się. On nie przestanie mnie zaskakiwać uprzejmością. Stałam tak jeszcze wgapiając się w horyzont. Z zamyślenia wybudziła mnie ciocia, która akurat wracała z pracy...
- Czemu tak stoisz na zimnie? - zapytała z uśmiechem.
- Nic, nic... Zamyśliłam się trochę...
- No to wchodź do domu! Zaraz się przeziębisz! - otworzyła drzwi i razem weszłyśmy do środka. Zrobiłam nam kolację. Byłam tak skupiona na dzisiejszym dniu, że nie miałam ochoty na jedzenie. Odłożyłam talerz do zlewu i poszłam się wykąpać. Później jeszcze długo leżałam i nie mogłam zasnąć. Moje myśli biegły w jednym kierunku... Lysander. Zasnęłam dopiero koło czwartej nad ranem. Następnego dnia nie czułam się zbyt dobrze. Bolał mnie brzuch i miałam gorączkę. Ciocia miała dzisiaj wolne, więc nie musiałam siedzieć sama w domu. Na śniadanie wstałam dopiero koło południa. Nie miałam na nic ochoty, więc zjadłam kawałek bułki i poszłam dalej spać.
PERSPEKTYWA LYSANDRA
Kate nie było dzisiaj w szkole. Martwię się o nią. Po szkole pójdę zanieść jej lekcje. Zajęcia minęły mi szybko. Po ostatniej lekcji od razu ruszyłem w stronę jej domu, ale zatrzymała mnie Rozalia.
- Wiesz może czemu Kate dzisiaj nie ma?
- Właśnie idę to sprawdzić...
- Idziesz do niej? - zapytała z uśmiechem.
- N-no tak... Czy to źle?
- Jasne, że nie! Później opowiesz mi co u niej! Ja lecę do Leo! Pa Lys! - szybko poszła w stronę sklepu mojego brata. W jaki sposób dziewczęta potrafią tak szybko chodzić w takich wysokich butach? Ruszyłem dalej. Po dziesięciu minutach byłem już pod jej domem. Zadzwoniłem do drzwi, które otworzyła mi ciocia Kate.
- Dzień dobry proszę pani... Ja przyszedłem do Kate...
- Dzień dobry. Jest u siebie, na górze, pierwsze drzwi po prawej.
- Dziękuję - powiedziałem i uśmiechnąłem się serdecznie. Ruszyłem na górę.
PERSPEKTYWA KATE
Poczułam, że ktoś siada na moim łóżku. Nie wiedziałam czy to ciocia, ale nie wydaję mi się... Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam Lysandra...
- Przepraszam... Nie chciałem cię obudzić...
- Nic się nie stało... - powiedziałam zaspana i ziewnęłam. - Co cię do mnie sprowadza?
- Przyniosłem ci lekcje i chciałem sprawdzić dlaczego cię nie było.
- Dziękuję za troskę - uśmiechnęłam się do niego. - To tylko gorączka i trochę boli mnie brzuch...
- Mam nadzieję że szybko wyzdrowiejesz.
- Ja też - rozmawialiśmy jeszcze trochę, a ja robiłam się coraz bardziej senna. Oparłam się o ramię białowłosego, po czym chyba zasnęłam. Kiedy się obudziłam, leżałam przykryta w łóżku. Czy to był tylko sen? Rozejrzałam się po pokoju. Na moim biurku leżały zeszyty. Czyli jednak to nie był sen. Podeszłam do zeszytów. Leżała na nich mała kartka, chyba była od Lysandra... Ma piękne pismo...
Kate,
dziękuję ci za wspólnie spędzony czas.
Gdy zasnęłaś na moim ramieniu,
położyłem cię i zostawiłem lekcje.
Mam nadzieję, że dobrze spałaś.
Przyjdę jutro rano.
Lysander
Włożyłam kartkę do szuflady, żeby się nie zgubiła. Pewnie będzie jutro potrzebował tych zeszytów... Od razu wzięłam się za przepisywanie, ale myślami nadał byłam przy Lysandrze... Przyjdzie rano... Muszę wcześnie wstać, to może uda mi się z nim spotkać... Od razu po skończeniu poszłam się wykąpać i spać. Zasnęłam od razu. Obudziłam się o siódmej. Nadal nie czułam się zbyt dobrze. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół w szlafroku. Ciocia już otworzyła mojemu gościowi. Zdziwiła się, że nie śpię...
- A ty nie w łóżku?
- Nie, właśnie się przebudziłam... - odpowiedziałam, a następnie zwróciłam wzrok na Lysandra. - Zaraz przyniosę zeszyty - uśmiechnęłam się do niego. - Chodź ze mną - poszliśmy razem na górę. Oddałam mu zeszyty i podziękowałam.
- Jak się czujesz? - spytał nagle.
- W miarę dobrze...
- Przyjdę później - uśmiechnął się i wyszedł. Odprowadziłam go do drzwi.
- To do później. - uśmiechnęłam się. Odwzajemnił gest i poszedł w stronę szkoły. Dzień spędziłam na spaniu i czytaniu. Nie miałam ochoty nic jeść... Po południu, tak jak obiecał, przyszedł Lysander. Porozmawialiśmy trochę, pomógł mi przy przepisywaniu i wytłumaczył tematy, których nie rozumiałam. Był do wieczora. Dzięki niemu poczułam się znacznie lepiej. Poprawił mi humor. Obiecał że jutro też przyjdzie, chociaż to sobota. Cały czas był bardzo troskliwy. Miło spędziłam z nim weekend. W niedzielę już dobrze się czułam i postanowiłam pójść następnego dnia do szkoły. Tam czekała mnie niespodzianka, a był nią bliski zawał serca... Jak weszłam do szkoły naskoczyła na mnie Roza.
- No nareszcie! Stęskniłam się!
- Roza! Nie strasz mnie! O mało zawału nie dostałam!
- Przepraszam, że cię nie odwiedziłam... Ale i tak miałaś świetne towarzystwo - powiedziała z uśmiechem.
- S-skąd wiesz?
- Lysander mnie poinformował - powiedziała z wymownym uśmiechem.
- Mogłam się tego spodziewać...
- Pierwszy raz słyszałam, żeby tyle o kimś mówił!
- Naprawdę? - poczułam, że się rumienię.
- No raczej! - po jej słowach zadzwonił dzwonek na lekcje. - Chodźmy, bo się spóźnimy! - pociągnęła mnie w stronę klasy. Lysander siedział w ostatniej ławce sam. Przeprosiłam Rozę i podeszłam do niego.
- Hej, nie siedzisz z Kasem?
- Nie, dzisiaj zrobił sobie wolne... Nie chciałabyś usiąść ze mną?
- Bardzo chętnie, ale miałam siedzieć z Rozą...
- Ja się nie obrażę! - wyrosła za mną jak spod ziemi.
- To jak? - spytał Lys.
- Chętnie - powiedziałam z uśmiechem i usiadłam obok niego. Siedzieliśmy razem na każdej lekcji, a na koniec dnia Lys zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Droga minęła bardzo szybko. Zaprosiłam Lysa do środka. Rozmawialiśmy do wieczora. Niedługo ciocia miała wrócić z pracy.
- Kate... - zaczął niepewnie.
- Tak?
- Czy... Hmm... Już nieważne... - powiedział zrezygnowany.
- Widzę, że dla ciebie to jest ważne... Proszę, dokończ.
- No więc... Czy... nie zechciałabyś... spotkać się ze mną w tę sobotę...? - powiedział nieśmiało. Czy on właśnie zaprosił mnie na randkę? Zaskoczył mnie...
- J-ja...
- Przepraszam... Zapomnij o tym... - zaczął zbierać się do wyjścia. Szybko go zatrzymałam.
- Zaczekaj! Bardzo chętnie z tobą wyjdę... - uśmiechnęłam się do niego. Poczułam rumieńce na policzkach... - Po prostu... Zaskoczyłeś mnie... - od razu wrócił mu uśmiech. Mocno mnie przytulił, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Przyjdę jutro po ciebie do szkoły, a teraz przepraszam, ale niestety muszę już iść - odprowadziłam go do drzwi. Gdy zniknął z horyzontu pobiegłam do pokoju i zaczęłam krzyczeć w poduszkę ze szczęścia. Idę na randkę z Lysandrem!

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział III - Wypadek

Cały dzień wstydziłam się podejść do Lysandra. Po tej nocy było dziwnie... Zawsze jak nasze spojrzenia się spotykały, czerwieniłam się i odwracałam... Rozalia chyba to zauważyła.... Szykuje się przesłuchanie...
- Co się stało między tobą i Lyśkiem?!
- Nic się nie stało! Nie krzycz! Później ci powiem... Pójdziemy po szkole do jakiejś kawiarni?
- Jasne! Jest jedna niedaleko, a potem możemy iść do mnie - powiedziała, a po chwili zadzwonił dzwonek i trzeba było iść na lekcje. Zostały tylko dwie godziny. Tak jak się umówiłyśmy po szkole poszłyśmy do kawiarni.
- No to teraz opowiadaj! - powiedziała z uśmiechem.
- No to zacznijmy od tego, że w nocy miałam koszmar i się przebudziłam. Krzyknęłam i obudziłam Lysandra. Usiadł koło mnie i chwilę porozmawialiśmy... Przytulił mnie dwa razy, a potem położył się koło mnie i zasnęłam przytulona do niego...
- O. Mój. Boże. Musisz z nim o tym pogadać!
- Wstydzę się...
- To pójdę z tobą!
- Nie! Sama to załatwię...
- To idziemy teraz do mnie, czy do Lysandra?
- Do ciebie. Pogadam z nim jutro...
- Okej. Mam wolną chatę, więc możemy się zabawić - powiedziała z uśmiechem i ruszyłyśmy w stronę jej domu. Ciocia napisała że zostawiła mi zapasowe klucze w kwiatach, więc o wejście do domu nie musiałam się martwić. Siedziałam u Rozy do około 16. Czas zbierać się do domu. Pożegnałam się i wyszłam. Doszłam w niecałe dziesięć minut. Zrobiłam sobie wczesną kolację. Zjadłam i poszłam zrobić sobie długą kąpiel. Po półgodzinie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyszłam niechętnie z wanny i owinęłam się szlafrokiem. Poszłam do drzwi. Za nimi stał Lysander!
- Cz-cześć... - zarumienił się i spuścił ze mnie wzrok. No tak! Jestem przecież ubrana jedynie w krótki szlafrok! Szybko zasłoniłam się drzwiami i było widać tylko moją głowę.
- Yyy... Wejdź, rozgość się... Zaraz zejdę... - przepuściłam go w drzwiach i pobiegłam na górę. Ubrałam pierwsze lepsze ciuchy i zeszłam na dół.
- Cześć... Czemu przyszedłeś? - powiedziałam zażenowana.
- Chciałem porozmawiać... W szkole nie było zbytnio okazji... Może przejdziemy się do parku?
- Jasne, ale najpierw musiałabym wysuszyć włosy...
- To może lepiej zostańmy tutaj... Jeszcze się przeziębisz...
- Dobrze - usiadłam obok niego na kanapie.
- To co się wydarzyło w nocy...
- Przepraszam że cię obudziłam...
- Nic się nie stało... Dzięki temu...
- Tak?
- Nieważne... - powiedział zrezygnowany.
- Chcesz herbaty?
- Chętnie... Pomogę ci... - poszliśmy razem do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku i przygotowałam kubki. Nastała grobowa cisza, którą przerwał dopiero gwizdek czajnika. Wyłączyłam ogień. Sięgnęłam po czajnik, ale otwierając go, trochę wrzątku wylało mi na rękę. Gwałtownie odskoczyłam. Lysander natychmiast do mnie podbiegł. Miałam łzy w oczach.
- Nic ci się nie stało?! Pokaż rękę - delikatnie chwycił moje ramię i dokładnie je obejrzał. -Trzeba to schłodzić, a potem idziemy do lekarza.
- Dzisiaj ma zamknięte... - powiedziałam z płaczem.
- To do szpitala.
- Nie! Na pewno nie jest aż tak źle... - błagam, tylko nie szpital!
- Twoja ręka jest cała czerwona... Zaczynają ci się robić pęcherze... Najlepiej od razu chodźmy...
- Nie... Proszę cię... Boję się szpitali... - powiedziałam cicho.
- Jestem przy tobie. Nie opuszczę cię. A teraz szybko jedziemy do szpitala, żeby nie skończyło się to przeszczepem skóry... - czy naprawdę jest tak źle? Zrobiło mi się słabo. Lysander złapał mnie w ostatniej chwili. Czułam że się unoszę. Niósł mnie na rękach, a ja wtuliłam się w jego pierś. Położył mnie chyba na kanapie i zadzwonił na pogotowie. Wtedy już do reszty straciłam świadomość.
PERSPEKTYWA LYSANDRA
Zadzwoniłem po pogotowie i wyjaśniłem sytuację. Powiedzieli, że zaraz będą. Podszedłem do Kate i przytuliłem ją. Niepotrzebnie palnąłem to o przeszczepie! Skoro boi się szpitali, to chyba logiczne, że jeszcze bardziej boi się zabiegów i operacji. Teraz najważniejsze, żeby się obudziła. Usłyszałem syrenę, więc wziąłem ją na ręce i wyniosłem na dwór. Ratownicy już wyjmowali łóżko. Położyłem na nim dziewczynę, uważając na jej poparzoną rękę.
- Mogę jechać z wami? - zapytałem medyka.
- Jeśli nie jesteś bratem albo chłopakiem, to przepraszam.
- J-jestem chłopakiem... - obiecałem, że jej nie opuszczę. Wytłumaczę jej to jak się przebudzi.
- Dobrze, więc wsiadaj - całą drogę trzymałem ją za zdrową rękę. Dojechaliśmy po około piętnastu minutach. Zawieźli ją do sali. Poszedłem za nią, ale zatrzymał mnie jakiś lekarz.
- A pan kim jest? - znowu?
- J-ja jestem chłopakiem... Mogę wejść?
- Proszę... - w końcu mnie przepuścił i mogłem do niej pójść. Pielęgniarki zajęły się oparzeniem, a ja chwyciłem jej dłoń. Proszę cię, obudź się!
PERSPEKTYWA KATE
Świadomość zaczęła mi wracać. W jednej ręce poczułam ciepło, w drugiej mocne pieczenie. Skrzywiłam się.
- Chyba się budzi... - powiedział znajomy głos obok mnie. Lysander? Otworzyłam oczy i zaczęłam mrugać, żeby przyzwyczaić się do światła. Po prawej zobaczyłam Lysandra i uśmiechnęłam się lekko. Trzymał mnie za rękę.
- Ał! - znowu coś mnie zapiekło i ścisnęłam rękę Lysandra. Nie zwrócił na to uwagi, tylko się do mnie uśmiechał.
- Panie pielęgniarki zajmują się twoim oparzeniem... Za chwilę skończą... - patrzył mi się prosto w oczy, dopóki pielęgniarki nie odeszły. Zostałam sam na sam z białowłosym.
- To przeze mnie zemdlałaś... - posmutniał.
- To nie twoja wina... Mam strasznie słabe nerwy... - wtedy do pokoju wszedł lekarz.
- Może już pani wracać do domu. Życzę wam dwojgu pięknej przyszłości - wyszedł, a ja posłałam Lysandrowi pytające spojrzenie. Zaczerwienił się.
- Musiałem powiedzieć, że jesteśmy razem, żeby mnie wpuścili... Przepraszam...
- Nic się nie stało... Dziękuję, że jesteś... - pomógł mi wstać i ubrać kurtkę. Było już późno, więc Lysander zadzwonił do brata żeby po nas przyjechał. Poszliśmy poczekać na ławce. Zrobiło mi się zimno. Lysander to zauważył i przytulił mnie do siebie. Może znamy się od niedawna, ale chyba czuję coś do niego... Jest miły i opiekuńczy... Wtuliłam się w niego mocniej i tak czekaliśmy do przyjazdu Leo.

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział II - Dziwna noc

- Witaj Kate, mógłbym ci potowarzyszyć w drodze do domu? - zapytał się białowłosy nadal trzymając rękę na moim ramieniu. Znowu się zaczerwieniłam i znacząco spojrzałam na rękę. Dopiero teraz ją zauważył i natychmiast zdjął. - P-przepraszam… - też się zarumienił. - To jak?
- Jasne… - razem poszliśmy w stronę bramy.
  Przez połowę drogi panowała cisza. Żeby rozluźnić atmosferę palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy…
- Jak ma na imię twój brat?
- Mój brat? Leo… A ty masz rodzeństwo?
- Nie… Jestem jedynaczką, ale zawsze chciałam mieć brata... - Czemu ja mu się zwierzam?! Nie poznaję samej siebie! - Mieszkasz z rodzicami?
- Nie, oni mieszkają na wsi. Mieszkam razem z Leo. A ty? Słyszałem że mieszkasz z ciotką…
- Tak... Tata dostał pracę za granicą i nie mogli wziąć mnie ze sobą... - czułam, że zbierają mi się łzy. Chyba to zauważył... Odwróciłam wzrok.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić...
- Nic się nie stało... - szybko otarłam łzy i znowu zapadła grobowa cisza.
  Dochodziliśmy już do mojego domu. Cały czas wzrok miałam wbity w ziemię. Stanęliśmy już pod moimi drzwiami. Zaczęłam szukać kluczy.
- Jeszcze raz przepraszam... - powiedział wyraźnie zatroskany.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęłam się smutno.
- To do zobaczenia.
- Do jutra... - znowu się uśmiechnęliśmy, po czym odszedł w swoją stronę.
  Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak się oddala. Trochę to trwało zanim się ocknęłam i powróciłam do poszukiwania kluczy. Przeszukałam całą torbę, ale kluczy w niej nie było. Naprawdę! Pierwszego dnia zgubiłam klucze! Ciocia nie odbierze, bo jest w pracy... Postanowiłam zadzwonić do Rozy. Na szczęście dała mi swój numer!
- Halo? - odezwał się głos w telefonie.
- Hej Roza! Tu Kate... Gdzieś zgubiłam klucze i nie mogę dostać się do domu...
- To przyjdź do domu Leo i Lysia! Właśnie u nich jestem. Lysander jeszcze nie wrócił.
- Tak wiem, odprowadzał mnie do domu...
- To zadzwonię do niego żeby się po ciebie wrócił!
- Nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się! Już dzwonię! Zaczekaj chwilę!
- Ale... - rozłączyła się.
  Co ja teraz mam zrobić? Lysander będzie się po mnie wracał... Nie chciałam żeby tak się to skończyło, ale już trudno... Posłusznie czekałam pod domem. Napisałam do cioci, że zgubiłam klucz i idę do koleżanki. Lepiej żeby nie wiedziała, że będą tam również chłopcy... Po około dwóch minutach na horyzoncie było widać Lysandra. Poszłam powoli w jego stronę.
- Cześć...
- Witaj ponownie - uśmiechnął się do mnie.
  Poszliśmy w kierunku jego domu. Mieszka w dużym mieszkaniu piętrowym. Otworzył drzwi i przepuścił mnie przed sobą. Znowu się zarumieniłam... Wnętrze było pięknie urządzone. Weszliśmy do salonu, gdzie czekali na nas Roza z Leo. Roza wstała z kanapy i podbiegła do mnie się przytulić.
- Hej kochana! - wykrzyczała mi prosto do ucha.
- Cześć.
- Jak ty mogłaś już zgubić klucze!
- Tak jakoś wyszło... - powiedziałam zawstydzona...
- To już nie ważne. Kiedy twoja ciocia wraca do domu?
- Wczoraj mówiła, że około północy... - czy naprawdę mam tu tyle siedzieć?
- To najwyżej zostaniesz tu na noc! - powiedziała z uśmiechem. Że niby co?! Zrobiłam wielkie oczy. Ona chyba zwariowała! - Może zostać, co nie chłopcy?
- Jasne - powiedzieli chórkiem, ale Lysander był wyraźnie zażenowany...
- Roza, ja naprawdę nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się! Dam ci jakieś moje rzeczy do spania! Dotrzymasz mi towarzystwa w nocy - powiedziała to na jednym wdechu.
- No dobrze, ale muszę napisać do cioci... A tak w ogóle, to gdzie jest łazienka? - powiedziałam niepewnie...
- Zaprowadzę cię! - chwyciła mnie za ramię i pociągnęła za sobą.
  Nawet łazienka w tym domu była piękna... Załatwiłam swoje i wróciłam do salonu. Zegarek pokazywał siódmą. - Chodź, pomożesz mi z kolacją - powiedziała białowłosa, po czym razem ruszyłyśmy do kuchni. Zrobiłyśmy górę kanapek i zawołałyśmy chłopaków. Posiłek mijał w ciszy, którą przerwała Rozalia.
-A tak w ogóle, to gdzie Kate będzie spać? Bo ja śpię w pokoju z Leo... - zrobiłam wielkie oczy i się zaczerwieniłam...
- Hmm... Pomyślimy o tym później - powiedział Leo. Chyba nie chcą żebym spała z Lysandrem? Jest bardzo miły, ale ledwo go znam...
  Po kolacji przeszliśmy z powrotem do salonu. Rozmawialiśmy do około pierwszej w nocy, a tak naprawdę to głównie Roza gadała a my jej słuchaliśmy. W końcu palnęła:
- Dobra, ja już jestem śpiąca, Kate pewnie też. Trzeba się zastanowić gdzie będzie spała.
- Chyba mamy jakiś zapasowy materac... - zaczął Lysander. Bogu niech będą dzięki! - Kate będzie spała w moim łóżku, a ja się położę na podłodze - wiem że jest dżentelmenem, ale że co?! Czyli będziemy spać w jednym pokoju, bo salon jest za mały żeby położyć tu materac... Ja przecież nie zasnę w jego towarzystwie... Ale to i tak lepsze niż wracanie teraz do domu... - Pójdę już przygotować łóżko - powiedział spokojnie Lys i poszedł w stronę schodów.
  Po około pięciu minutach wrócił. Rozalia dała mi piżamę i pierwsza poszła się wykąpać. Po niej ja byłam w kolejce. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do salonu, w którym czekał na mnie Lysander. Rozy i Leo już nie było.
- Rozalia z moim bratem poszli już na górę. Pokażę ci pokój - podążyłam za nim schodami na górę.
  Jego pokój był całkiem duży. Łóżko było dwuosobowe i wyglądało jak królewskie. Nie mogłam uwierzyć, że będę w nim spała! Obok łóżka położony był materac, na którym będzie spał Lysander.
- Masz piękny pokój - powiedziałam w końcu.
- Dziękuję. Teraz muszę cię przeprosić, ale chcę przyszykować się do snu - podszedł do szafy i wyjął z niej swoją piżamę, która składa się z czarnych, krótkich spodni i seledynowego T-shirtu. Wyszedł z pokoju, a ja położyłam się na łóżku. Rozmyślałam o tym, co u rodziców i wtedy chyba zasnęłam.

Budzę się. Jestem w jakimś lesie. Jest ciemno. Z oddali słyszę krzyk. Robi się jasno. Dookoła krew, a w mojej ręce nóż. Nóż znika, las znika. Jestem nad morzem. Wchodzę do gorącej wody, która zmienia się w krew. Tonę. Dławię się gęstą cieczą. Nie mogę oddychać.

Obudziłam się gwałtownie z wrzaskiem. Byłam spocona. Siedziałam na łóżku. Rozejrzałam się dookoła. No tak, jestem u Lysandra, który jest teraz u mego boku. Musiałam go obudzić.
- Nic ci nie jest? Co się stało? - spytał zaspany. Łzy spływały mi po policzkach.
- Miałam zły sen... To nic takiego...
- Nie bój się. Już dobrze - powiedział, po czym mnie przytulił. Zaczerwieniłam się... Dobrze, że jest ciemno i nikt tego nie widzi...
- Dziękuję... - powiedziałam lekko zawstydzona.
- Opowiesz mi co ci się śniło?  - nic nie odpowiedziałam, a on znowu mnie przytulił. - Zostać z tobą? - zapytał nieśmiało. Kiwnęłam lekko głową. Nie wierzę... Będę spać w jednym łóżku z Lysandrem! Położył się obok mnie, a ja się do niego przytuliłam. Czy ja to robię naprawdę, czy to tylko sen? Objął mnie ramieniem, po czym obydwoje pogrążyliśmy się w spokojnym śnie.
Rano obudziłam się w objęciach Lysandra. Delikatnie sięgnęłam po telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Wpół do szóstej. Postanowiłam zrobić dla wszystkich śniadanie. Najdelikatniej jak potrafię wyplątałam się z objęć Lysandra. Nie obudził się. Zeszłam na dół i spojrzałam do lodówki. Pomyślałam, że mogę zrobić naleśniki. Wzięłam się za smażenie. Skończyłam swoje dzieło o wpół do siódmej. Z góry usłyszałam budzik, więc pewnie zaraz zejdą. Poszłam jeszcze szybko do toalety się ogarnąć, a wracając zauważyłam zaspanego Lysandra schodzącego po schodach.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do mnie.
- Cześć. Zrobiłam naleśniki na śniadanie - odpowiedziałam szerokim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że dla nas też wystarczy - za Lysandrem pojawiła się Roza z Leo.
- Jasne - razem poszliśmy do kuchni i w spokoju zjedliśmy śniadanie.
- Jak się spało? - zwróciła się do mnie Rozalia.
- Bardzo dobrze... - uśmiechnęłam się do siebie i razem z Lysandrem się zarumieniliśmy.
- Co jest grane? - spytała ze zdziwieniem białowłosa.
- Nic takiego - powiedzieliśmy z Lysandrem równocześnie...
- Będę was obserwować - ostrzegła nas złotooka. - Czuję, że coś przede mną ukrywacie... - dokończyliśmy śniadanie.
  Rozalia pożyczyła mi swoją sukienkę i wyszliśmy do szkoły.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział I - Nowa

  Obudził mnie głośny dzwonek budzika. Ustawiłam go na szóstą rano, żeby zdążyć się wyszykować. Zatrzymałam się przed lustrem. Zobaczyłam w nim niską, nieśmiałą dziewczynę o brązowych włosach i dwukolorowych tęczówkach. Jednej niebieskiej, drugiej brązowej.
  Otwarłam szafę. Był środek roku szkolnego i nie wiedziałam w co się ubrać. W końcu wybrałam czarny top i fioletową spódnicę do połowy ud. Poszłam z nimi do łazienki. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i wyszłam z kabiny. Jestem taką niezdarą, że potknęłam się o własne nogi i przewróciłam. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Ubrałam wybrany zestaw i zrobiłam delikatny makijaż. Zeszłam na dół. Ciocia już pojechała do pracy i ma wrócić późno. Przygotowałam sobie kanapki z szynką i pomidorem. Po zjedzeniu umyłam zęby i spakowałam kilka zeszytów. Przed drzwiami ubrałam moje ulubione czarne koturny i płaszcz w tym samym kolorze. Po wyjściu włączyłam mapę do szkoły i podążyłam zgodnie z nią. Szkoła była większa, niż wyglądała na zdjęciu. Niepewnie weszłam do środka i trafiłam na starszą panią z idealnym kokiem, ubraną w landrynkowy strój.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień dobry panienko. Przypadkiem nie nazywasz się Katerine Rocket? - spytała mnie.
- Tak, to ja.
- To świetnie! Jestem dyrektorką tej instytucji. Idź do pokoju gospodarzy. Tam spotkasz Nataniela, powinien dać ci formularz zgłoszeniowy.
- Dziękuję za informację - uśmiechnęłam się do niej cierpko i odeszłam we wskazanym kierunku.
  Niepewnie zapukałam do drzwi. W odpowiedzi usłyszałam ciche „Proszę”. Powoli otwarłam drzwi i weszłam. Stał tam blondyn o złotych oczach, ubrany w luźną koszulę i niebieski krawat.
- Cz-cześć, jestem tu nowa. Czy to ty jesteś Nataniel? - powiedziałam nieśmiało.
- Hej! Tak, to ja - serdecznie się do mnie uśmiechnął.
- Pani dyrektor kazała mi tu przyjść po jakiś formularz…
- A, tak. Jak się nazywasz?
- Katherine Rocket, ale wolę jak mówią na mnie Kate…
- Oto twój formularz. Musisz go wypełnić jak najszybciej.
- Okej, dzięki. Do zobaczenia - wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę wolnej ławki na dziedzińcu. Zaczęłam wypełniać dokument.
- Złaź z mojej ławki! - usłyszałam głos nad głową. Należał do jakiegoś czerwonowłosego chłopaka. Za nim stał drugi, z białymi włosami i kolorowymi oczami, ubrany w nietypowy strój.
- P-przepraszam… nie wiedziałam… - od razu ustąpiłam mu miejsca.
- Nie przejmuj się, on taki jest - uśmiechnął się białowłosy. Odwzajemniłam uśmiech i odeszłam.
  Dokończyłam pisać w pustej klasie i od razu zaniosłam dokument do Nataniela.
- Kate, witam w klasie 1a! Możesz albo wrócić do domu, albo dołączyć do klasy. To twój plan - podał mi kartkę.
  Wolałam nie opuszczać lekcji. Według planu miałam zaraz historię. Poszłam pod klasę i od razu zaskoczyła mnie białowłosa dziewczyna.
- Hej! Jestem Rozalia! To ty jesteś ta nowa? Jak masz na imię? - przypomina mi Susan…
- Cześć. Mów mi Kate…
- Nie denerwuj się! Dzisiaj siedzisz ze mną! - uśmiechnęłam się do niej, a chwilę potem zadzwonił dzwonek na lekcję.
  Weszłyśmy do klasy i usiadłam razem z nową koleżanką w przedostatniej ławce pod oknem.
- Po lekcji przedstawię cię wszystkim - powiedziała po cichu złotooka.
  Z nowej klasy rozpoznałam czerwonowłosego, który przepędził mnie z ławki i jego białowłosego kolegę. Siedzieli w ławce za nami. Wolałam się nie odwracać. Rozejrzałam się jeszcze raz uważnie po klasie i ujrzałam znajomą blond-czuprynę przed sobą. Czyli jestem w klasie z Natanielem. Chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Cześć Kate!
- Hej Nataniel. Nie wiedziałam że jesteś ze mną w klasie.
- To taka mała niespodzianka - uśmiechnął się.
  Lekcja minęła dość szybko, cały czas gadałam z Rozą. Tak jak obiecała, po lekcji ruszyłyśmy zapoznać się z resztą klasy. Podeszłyśmy do grupki dziewczyn.
- Hej dziewczyny! Poznajcie naszą nową koleżankę! To jest Kate.
- Miło mi was poznać - uśmiechnęłam się do nich.
- Kate, poznaj Iris, Melanię, Kim, Violettę i Peggy.
- Cześć! - odpowiedziały jednocześnie.
- Zostało jeszcze kilka osób - powiedziała do mnie białowłosa. - Może jeszcze się spotkamy! - uśmiechnęła się do dziewczyn odchodząc. Podeszłyśmy do dziewczyny w różowej sukience.
- Kate, poznaj Klementynę, Klementyno, poznaj Kate.
- Cześć - powiedziałyśmy prawie jednocześnie.
- Lecimy dalej! - oznajmiła białowłosa. Poszłyśmy w stronę dwóch, prawie identycznych chłopaków.
- Chłopcy, poznajcie Kate - oznajmiła złotooka.
- Siema! - odpowiedzieli równocześnie.
- Kate, poznaj Armina i jego brata bliźniaka Alexa.
- Hej - później poszłyśmy do jeszcze kilku osób, po czym Roza wskazała mi trzy dziewczyny na końcu korytarza.
- Ta blondynka to Amber, brunetka to Charlotte, a szatynka to Li. Nie warto się z nimi kumplować. Tam niedaleko, w czerwonych włosach to Kastiel, szkolny buntownik, lepiej nie wdawać się z nim w bliższe relacje - powiedziała z powagą.
- Rozumiem. Został ktoś jeszcze? - nagle poczułam, że ktoś za mną stoi i usłyszałam głos.
- Rozalio, przedstawisz mnie? - powiedział chłopak stojący za mną. Obróciłam się powoli. Był ode mnie o głowę wyższy.
- Jasne! Kate, poznaj Lysandra, brata mojego chłopaka - to był ten białowłosy. Uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął rękę. Podałam mu swoją, a on delikatnie ją uniósł i pocałował. Co za maniery… Poczułam że się rumienię.
- Miło mi cię poznać… - powiedziałam z zażenowaniem…
- Przyjemność po mojej stronie - odparł. Po krótkiej rozmowie oddaliłyśmy się z Rozalią.
- Czemu poszłyśmy?
- Zaraz lekcja, a chciałam cię jeszcze zaprowadzić do twojej szafki. Jaki masz numer?
- Nie wiem, nie dostałam.
- To chodź do Nataniela! - mocno pociągnęła mnie w stronę pokoju gospodarzy. Zapukała i od razu weszła. - Hej Nat! Kate nie ma jeszcze klucza od szafki.
- No tak, zapomniałem o tym - poszperał w szufladach i podał mi mały, srebrny kluczyk. - Numer 162 - serdecznie się uśmiechnął i wrócił do swoich zajęć. Razem z białowłosą wyszłyśmy z pomieszczenia.
- To na drugim piętrze! - oznajmiła i poszłyśmy na klatkę schodową.
  Moja szafka była na samej górze. Mimo wysokich butów musiałam stanąć na palcach. Odłożyłam płaszcz i poszłam z Rozą pod klasę. Następne lekcje minęły szybko. Na każdej siedziałam ze złotooką. Rozeszłyśmy się na dziedzińcu. Szłam w stronę bramy, ale ktoś chwycił mnie za ramię. To był Lysander.
***********************************
Rozdziały będą pojawiać się w poniedziałki i piątki ;) Wszystkie uwagi są mile widziane.

piątek, 1 kwietnia 2016

Prolog

  Wróciłam do domu po szkole. Rodzice już na mnie czekali, co wydało mi się dziwne. Zwykle tylko się witali i wracali do swoich zajęć. Spojrzałam na nich zdziwionym wzrokiem.
- Co się stało? - zapytałam.
- Musimy powiedzieć ci z tatą coś ważnego… - zaczęła mama.
- Dostałem pracę za granicą… - wtrącił się tata. - Nie możemy wziąć cię ze sobą, więc musisz zamieszkać z ciocią Agatą… - zamilkli na chwilę czekając na moją reakcję.
  Byłam w dużym szoku, nie wiedziałam co myśleć. Poczułam tylko samotną łzę spływającą po moim policzku.
- Nie płacz kochanie, wszystko się ułoży. Poznasz nowych ludzi i na pewno znajdziesz przyjaciół - odezwała się mama i po chwili wraz z tatą mnie przytulili.
- Kiedy...? - tylko tyle dałam radę z siebie wydusić.
- Ciocia oczekuje cię w sobotę rano, a do końca tygodnia nie pójdziesz do szkoły, żeby zdążyć się spakować - nie dali mi zbyt wiele czasu, zważając na to, że jest już środa.
- Będziemy cię odwiedzać w święta i wakacje - coraz więcej łez tworzyło szare smugi na mojej twarzy. Muszę się od tego uwolnić.
- Idę do swojego pokoju… - powiedziałam cicho.
  Pośpiesznie udałam się na górę. Runęłam na poduszkę i dałam upust emocjom. Później chyba zasnęłam. Obudziłam się około 22 i popędziłam do łazienki z ulubioną piżamą. Puściłam gorącą wodę i w zamyśleniu wzięłam prysznic. Próbowałam przetworzyć informacje. Gorący prysznic i czekoladowe mydło zawsze mi pomagały. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam piżamę. Wróciłam do pokoju. Była już za dziesięć jedenasta. Nieźle się zasiedziałam. Otwarłam laptopa w poszukiwaniu informacji o przyszłej szkole. Miasto w którym mieszkała ciocia było małe, więc nietrudno było znaleźć liceum. Szkoła nosiła nazwę „Słodki Amoris”, co jest raczej dziwne... Po przejrzeniu strony zamknęłam laptopa i położyłam się do snu. Budzik zadzwonił jak co dzień o wpół do siódmej. Zapomniałam go wyłączyć... Skoro i tak już nie śpię, to zacznę pakować się na wyjazd. Spakowałam ubrania do walizki i zeszłam na śniadanie. Rodzice jeszcze spali, więc po cichu wzięłam się za pichcenie naleśników. Gdy zjadłam, była dopiero 7:30, więc postanowiłam pójść do szkoły, by pożegnać się ze znajomymi. Na wszelki wypadek zostawiłam rodzicom karteczkę z wytłumaczeniem gdzie jestem. Droga do szkoły zleciała mi szybko. Przed drzwiami spotkałam moją przyjaciółkę Susan.
- Hej Sus! - krzyknęłam w jej stronę.
- Cześć Kate! - podbiegła do mnie i przytuliła. - A ty czemu bez torby? Na wagary idziesz? - zaśmiała się. Od razu przestała, gdy zobaczyła moją smutną minę. - Co się stało? - poczułam łzę spływającą mi po policzku.
- Przeprowadzam się… - powiedziałam przygnębiona. Sus szeroko otworzyła oczy.
- Kiedy?! Dlaczego?! - wszyscy dookoła spojrzeli się na nią jak na wariatkę, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Mój tata dostał pracę za granicą. Zamieszkam u cioci, wyjeżdżam w sobotę rano - powiedziałam powoli.
  Ona tylko mnie przytuliła i zaczęłyśmy razem płakać. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Susan otarła łzy i ruszyła do szkoły szybko się żegnając.
- Wpadnę po szkole! - krzyknęła.
  Ruszyłam z powrotem do domu. Gdy wróciłam, rodzice już nie spali. Pośpiesznie się przywitałam i pobiegłam ogarnąć w pokoju. Szybko się z tym uwinęłam, więc poszłam do rodziców. Mama krzątała się w kuchni, a tata czytał codzienną gazetę. Powiedziałam im, że Susan wpadnie i dla zabicia czasu usiadłam przed telewizorem w salonie. Po kilku filmach spojrzałam na zegarek. Dochodziła druga. Lekcje kończyły się za pół godziny. Poszłam na górę i wznowiłam pakowanie się. Zadzwonił dzwonek, więc szybko ruszyłam do drzwi. Przed nimi stała moja rudowłosa przyjaciółka. Przytuliłyśmy się, po czym poszłyśmy do mojego pokoju. Przegadałyśmy około cztery godziny. Sus podniosła się.
- Muszę już wracać, rodzice będą się martwić - na chwilę się zamyśliła, po czym dodała - Mam coś dla ciebie, żebyś o mnie nie zapomniała - powiedziała i wyjęła z torby jakieś pudełko.
  Uśmiechnęłam się i przyjęłam prezent. W środku była bransoletka z charmsem skrzyżowanych plastrów. Zaśmiałam się pod nosem i przytuliłam ją w podziękowaniu. Odprowadziłam dziewczynę do drzwi. Był wieczór. Poszłam napuścić wodę do wanny. Kąpiel trwała dwie godziny. Postanowiłam wcześniej się dzisiaj położyć. Następny dzień zleciał mi na pakowaniu się. Zmęczona poszłam pod prysznic i szybko zasnęłam. Rano obudziła mnie mama.
- Śniadanie czaka na stole. Niedługo wyjeżdżamy - powiedziała moja rodzicielka.
  Otworzyłam oczy i ubrałam się w czarny top i jeansy. Uczesałam luźnego warkocza i zrobiłam lekki makijaż. Na śniadanie była jajecznica. Wzięłam walizkę i wyszłam z nią przed dom. Po raz ostatni spojrzałam na miejsce w którym się urodziłam, po czym wsiadłam do samochodu. Ciocia mieszkała dość daleko. Przygotowałam sobie ulubione piosenki i słuchawki. Całą drogę skupiona byłam tylko na muzyce. Gdy dojechaliśmy, zauważyłam jasnoróżowy dom z granatowym dachem. Pożegnałam się z rodzicami i podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam i usłyszałam „Otwarte!”. Uchyliłam nieśmiało drzwi.
- Dzień dobry ciociu - weszłam do środka. Podskoczyłam z zaskoczenia, kiedy ciocia podbiegła przytulić się na przywitanie.
- Cześć skarbie! Ale urosłaś! - wykrzyczała różowowłosa. - Pokażę ci twój nowy pokój! - popędziła na górę i kazała iść za sobą.
  Pokój był w moich ulubionych kolorach - czarnym i fioletowym. Ciocia zostawiła mnie w nim samą i poszła przygotować obiad. Rozpakowałam się i włączyłam laptopa. Weszłam na skype'a. Dostępna! Od razu zadzwoniłam. Po dwóch sygnałach odebrała.
- Susan! Jak się cieszę że cię widzę!
- Kate! Już w nowym domu? Jaki masz pokój?! - to jest właśnie moja ukochana, zawsze ciekawska przyjaciółka. Zaśmiałam się pod nosem.
- Tak, już jestem. Przed chwilą się rozpakowałam. A to mój pokój - wstałam i zaczęłam chodzić pokazując przyjaciółce kolejne miejsca.
- Całkiem duży! A jak się czujesz? - właśnie chciałam odpowiedzieć, ale do pokoju weszła ciocia i powiedziała, że obiad gotowy. Przeprosiłam Sus i zeszłam do kuchni.
  Zjadłam spaghetti i wróciłam na górę. Susan była nadal dostępna. Odebrała od razu. Gadałyśmy do wieczora. Obydwie byłyśmy już zmęczone. Pożegnałyśmy się. Poszłam się wykąpać i położyłam do łóżka. Po męczącym dniu od razu zasnęłam. Wstałam dopiero około południa. Cały dzień zleciał mi na oglądaniu telewizji, jedzeniu i rozmowach z ciocią.
- Pamiętaj, że jutro szkoła! - powiedziała wieczorem.
   Zupełnie zapomniałam! Zrobiłam wielkie oczy i popędziłam na górę. Za sobą usłyszałam głośny śmiech. Muszę się wyspać, żeby chociaż pierwszego dnia w nowej szkole nie wyglądać jak zombie. Wzięłam szybki prysznic, ustawiłam budzik i poszłam spać.