czwartek, 1 grudnia 2016
Co dalej?
No właśnie... Tego bloga już raczej nie będę kontynuowała... Jakoś tak straciłam do niego wenę, ale za to moja przyjaciółka rozpoczęła pisanie swojego opowiadania i będzie to kontynuacja tego, ale oczami nowej bohaterki - Alice Bloom :) Oczywiście nie usunę tego bloga, o to się nie martwcie ;) Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe... Tak więc zapraszam was na jej bloga - klik, a także na mojego nowego - klik
piątek, 9 września 2016
Rozdział XXX
Dobiliśmy 5000 wyświetleń! Nadal nie mogę w to uwierzyć... Taki mały bonus - zakładka z bohaterami. Miłego czytania!
- Witaj w moim domu - powiedziałam z
uśmiechem i zamknęłam drzwi.
- Domu? - zdziwił się.
- Mieszkałam tu, zanim się
przeprowadziłam do cioci - uśmiechnęłam się i zaprowadziłam
go do kuchni. - Głodny?
- Trochę...
- Zrobię obiad.
Wyjęłam z zamrażarki mięso z
indyka, z szafki ryż i inne składniki, które udało mi się tu
znaleźć. Wzięłam się za przygotowanie pulpetów. Lysander
uważnie mnie obserwował. Gdy skończyłam, nałożyłam późny
obiad na talerze, po czym położyłam je na stole.
- Jak to możliwe, że zrobiłaś
jedzenie, skoro nikogo tu nie było od miesięcy? - spytał.
- Wystarczy trochę wyobraźni i
obeznania - uśmiechnęłam się serdecznie.
Jadłam powoli. Nie byłam w pełni zadowolona z posiłku, który przygotowałam. Zabrakło mi w nim warzyw. No ale co zrobić? Lysandrowi najwyraźniej smakowało, bo jadł z szerokim uśmiechem.
Jadłam powoli. Nie byłam w pełni zadowolona z posiłku, który przygotowałam. Zabrakło mi w nim warzyw. No ale co zrobić? Lysandrowi najwyraźniej smakowało, bo jadł z szerokim uśmiechem.
- Pokażesz mi swój pokój? - spytał, kiedy zjadł.
- Będziemy w nim spać, ale najpierw
chcę kogoś odwiedzić...
- Kogo? - zapytał.
- Opowiadałam ci o Susan?
- To twoja przyjaciółka?
- Yhm... Pójdziesz ze mną? Chciałabym
cię jej przedstawić - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Bardzo chętnie - uśmiechnął
się.
Po skończeniu posiłku wyszliśmy z
domu. Prowadziłam nas do mieszkania Sus. Gdy stanęliśmy przed
drzwiami, dostałam ataku paniki... Tak dawno jej nie widziałam, a
nawet nie kontaktowałam się z nią. Lysander objął mnie ramieniem
i zadzwonił do drzwi. Rozległo się głośne „ding-dong” i ktoś
chwycił za klamkę. Przed nami stała Susan. Chyba się nas nie
spodziewała, bo osłupiała.
- K-Kate - wydusiła z siebie.
- Cześć Sus!
- Wejdźcie! - powiedziała z
iskierkami w oczach i przepuściła nas w drzwiach.
Poszliśmy do salonu. Usiadłam na
kanapie, Lys obok mnie, a Susan na fotelu. Po chwili dołączył do nas Alfa - pies pomsky (mieszanka rasy husky i szpica miniaturowego) mojej przyjaciółki. Podszedł do moich nóg, obwąchał je i położył się, a ja zaczęłam go głaskać.
- Przefarbowałaś włosy? Myślałam,
że o mnie zapomniałaś! - zaczęła.
- Miałam dużo na głowie - spojrzałam w bok i zauważyłam walizki. - Nie wiedziałam, że
wyjeżdżasz...
- Tak się składa, że się
przeprowadzam - powiedziała z uśmiechem.
- Gdzie?
- To później. Najpierw chcę
wiedzieć, kim jest ten chłopak obok ciebie? - spytała zaintrygowana.
- To jest Lysander... Mój chłopak - Lys chwycił mnie za rękę i uśmiechnął się do rudowłosej.
- Jej! Katie w końcu ma chłopaka! -
krzyknęła, a ja zrobiłam się cała czerwona.
- Kate dużo mi o tobie opowiadała - powiedział spokojnym głosem Lysander.
- Teraz mów, gdzie się przeprowadzasz - powiedziałam i uniosłam brwi.
- Do ciebie! - pisnęła. - Twoja
ciocia mi pozwoliła!
- A Alfa?
- Też jedzie.
- A Alfa?
- Też jedzie.
Teraz obydwie piszczałyśmy. Nie
mogę uwierzyć!
- Kiedy?!
- Miałam jutro jechać autobusem.
- My wracamy około południa.
- To jedziemy razem - uśmiechnęła
się. - Przyjdę po was dziesięć minut przed czasem.
- Okej... To do jutra - przytuliłam Sus i wyszliśmy.
- Co teraz robimy? - spytał białowłosy.
- Idziemy do sklepu po coś na śniadanie.
Poszliśmy do pobliskiego spożywczaka. W trzy minuty zgarnęłam pół bochenka chleba, wędliny, pomidory, sałatę i mleko. Poszłam do kasy. Lys zapłacił i wyszliśmy ze sklepu. W domu poukładałam produkty na miejsce.
- Pokażę ci, gdzie jest mój pokój i pójdę wziąć prysznic - powiedziałam z uśmiechem i chwyciłam chłopaka za rękę.
Weszliśmy schodami na górę i zaprowadziłam do pokoju. Wyjęłam z walizki piżamę i ręcznik, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, wytarłam się i założyłam ubrania. Wróciłam do sypialni i usiadłam na łóżku. Później poszedł Lys i wrócił gotowy po pięciu minutach. Zgasił światło i położył się obok mnie.
- Idziemy spać? - zapytał, a ja ziewnęłam w odpowiedzi.
Przytulił mnie, pocałował w czoło i zamknął oczy w tym samym momencie, co ja. W głowie nuciłam sobie kołysankę, którą kiedyś śpiewał mi tata. Po chwili zanurzyłam się w oceanie snów.
Poczułam na ustach przyjemne ciepło. Gdy się oddaliło, uchyliłam oczy. Nade mną pochylony był mój białowłosy książę.
- To mój pomysł na pobudkę - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Wiem, ale postanowiłem go zapożyczyć - odwzajemnił uśmiech i pogłaskał mnie po policzku.
- Która godzina?
- Dziewiąta trzydzieści - powiedział patrząc na zegarek.
- Mamy jeszcze czas... - mruknęłam i wtuliłam się w chłopaka. - Daj mi pięć minut...
Z powrotem zamknęłam powieki, ale czułam na sobie wzrok chłopaka. Otworzyłam jedno oko i westchnęłam.
- Niech ci będzie...
- Ja nic nie powiedziałem - uśmiechnął się triumfalnie.
- Idę zrobić śniadanie. Chcesz płatki czy kanapki?
- Mogą być płatki.
- Kawa, herbata?
- Kawa - powiedział wyjmując ubrania z walizki.
Zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku, wyjęłam kubki, po czym uszykowałam śniadanie. Dla siebie kanapki i płatki dla Lysa. Zalałam herbatę i kawę wrzątkiem, nakryłam do stołu i usiadłam na krześle w oczekiwaniu na białowłosego. Zszedł po chwili i rozsiadł się obok mnie. Zjedliśmy i poszliśmy się spakować. Gdy byliśmy gotowi, usiedliśmy na sofie w salonie. Jess położyła się na moich kolanach i zaczęła mruczeć.
- Nie mów Susan o Cassi - poprosiłam.
- Nie ma problemu, ale nie macie już takiego samego koloru włosów.
- Po powrocie jestem umówiona do fryzjera... Mam już odrosty i ciocia by mnie zabiła, gdybym wróciła w takich włosach - powiedziałam, po czym zadzwonił dzwonek do drzwi i było słychać dźwięk kluczy.
- Cześć wam! - powiedziała rudowłosa, kiedy weszła do pokoju, a zaraz za nią wbiegł Alfa.
- Witaj Susan - powiedział Lys.
- Hej Sus! - przywitałam się.
Dziewczyna podeszła do nas i spojrzała na moje kolana. Po chwili przyszedł też Alfa i zrobił to samo. Przekręcili głowy w bok i wpatrywali się w czarną kulkę wylegującą się na moich nogach.
- No tak, zapomniałam ci powiedzieć... - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Jaki fajny kociak! - pisnęła.
- Alfa na szczęście toleruje koty, ale nie wiem jak Jess... Alfa - zawołałam psa, który bez zastanowienia do mnie podszedł. Obwąchał Jessie, a ona spojrzała na niego zaspanym wzrokiem i polizała go w nos.
- Polubili się! - ucieszyła się Sus.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale musimy iść na autobus - wtrącił Lysander.
- Ale jak to nie może go pan wziąć?! - zdenerwowała się Susan.
- Takie przepisy. Psom bez klatki wstęp wzbroniony - powiedział obojętnie kierowca.
- On nie lubi siedzieć w klatce!
- To musisz go tu zostawić.
- Mam się przeprowadzić bez mojego psa?! Pan jest nienormalny!
- Proszę mnie nie obrażać, bo ciebie też nie wezmę!
- Jak pan śmie...
- Susan, uspokój się - powiedziałam. - Załatwię to.
- Niech ci będzie... - westchnęła i odeszła.
- Proszę pana, nie możemy jechać bez psa. On jest dla mojej koleżanki bardzo ważny...
- Nie ma takiej opcji. Nie złamię przepisów - powiedział, a ja westchnęłam.
- Zapłacę za niego jak za dwóch pasażerów...
- Nie ma mowy.
- Czterech - zaproponowałam, a mężczyzna spojrzał na mnie ukradkiem.
- Sześciu i umowa stoi.
- Zgoda - westchnęłam.
- Z góry - dodał, a ja zapłaciłam. - Zapraszam do środka.
Wsiedliśmy do autobusu. Usiedliśmy na tyłach. Droga była długa i męcząca, ale zawsze fajnie jest wrócić do domu. Lysander już poszedł, Susan zaczęła się rozpakowywać, a ja poszłam do fryzjera. Po powrocie zrobiłyśmy z Sus piżama party. Oglądałyśmy komedie romantyczne i gadałyśmy na najgłupsze tematy. Do łóżek poszłyśmy po trzeciej w nocy. Pomyśleć, że wakacje już minęły, a rozpoczęcie za kilka godzin... Przykryłam się kołdrą, zamknęłam oczy i odpłynęłam.
- Okej... To do jutra - przytuliłam Sus i wyszliśmy.
- Co teraz robimy? - spytał białowłosy.
- Idziemy do sklepu po coś na śniadanie.
Poszliśmy do pobliskiego spożywczaka. W trzy minuty zgarnęłam pół bochenka chleba, wędliny, pomidory, sałatę i mleko. Poszłam do kasy. Lys zapłacił i wyszliśmy ze sklepu. W domu poukładałam produkty na miejsce.
- Pokażę ci, gdzie jest mój pokój i pójdę wziąć prysznic - powiedziałam z uśmiechem i chwyciłam chłopaka za rękę.
Weszliśmy schodami na górę i zaprowadziłam do pokoju. Wyjęłam z walizki piżamę i ręcznik, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, wytarłam się i założyłam ubrania. Wróciłam do sypialni i usiadłam na łóżku. Później poszedł Lys i wrócił gotowy po pięciu minutach. Zgasił światło i położył się obok mnie.
- Idziemy spać? - zapytał, a ja ziewnęłam w odpowiedzi.
Przytulił mnie, pocałował w czoło i zamknął oczy w tym samym momencie, co ja. W głowie nuciłam sobie kołysankę, którą kiedyś śpiewał mi tata. Po chwili zanurzyłam się w oceanie snów.
Poczułam na ustach przyjemne ciepło. Gdy się oddaliło, uchyliłam oczy. Nade mną pochylony był mój białowłosy książę.
- To mój pomysł na pobudkę - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Wiem, ale postanowiłem go zapożyczyć - odwzajemnił uśmiech i pogłaskał mnie po policzku.
- Która godzina?
- Dziewiąta trzydzieści - powiedział patrząc na zegarek.
- Mamy jeszcze czas... - mruknęłam i wtuliłam się w chłopaka. - Daj mi pięć minut...
Z powrotem zamknęłam powieki, ale czułam na sobie wzrok chłopaka. Otworzyłam jedno oko i westchnęłam.
- Niech ci będzie...
- Ja nic nie powiedziałem - uśmiechnął się triumfalnie.
- Idę zrobić śniadanie. Chcesz płatki czy kanapki?
- Mogą być płatki.
- Kawa, herbata?
- Kawa - powiedział wyjmując ubrania z walizki.
Zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku, wyjęłam kubki, po czym uszykowałam śniadanie. Dla siebie kanapki i płatki dla Lysa. Zalałam herbatę i kawę wrzątkiem, nakryłam do stołu i usiadłam na krześle w oczekiwaniu na białowłosego. Zszedł po chwili i rozsiadł się obok mnie. Zjedliśmy i poszliśmy się spakować. Gdy byliśmy gotowi, usiedliśmy na sofie w salonie. Jess położyła się na moich kolanach i zaczęła mruczeć.
- Nie mów Susan o Cassi - poprosiłam.
- Nie ma problemu, ale nie macie już takiego samego koloru włosów.
- Po powrocie jestem umówiona do fryzjera... Mam już odrosty i ciocia by mnie zabiła, gdybym wróciła w takich włosach - powiedziałam, po czym zadzwonił dzwonek do drzwi i było słychać dźwięk kluczy.
- Cześć wam! - powiedziała rudowłosa, kiedy weszła do pokoju, a zaraz za nią wbiegł Alfa.
- Witaj Susan - powiedział Lys.
- Hej Sus! - przywitałam się.
Dziewczyna podeszła do nas i spojrzała na moje kolana. Po chwili przyszedł też Alfa i zrobił to samo. Przekręcili głowy w bok i wpatrywali się w czarną kulkę wylegującą się na moich nogach.
- No tak, zapomniałam ci powiedzieć... - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Jaki fajny kociak! - pisnęła.
- Alfa na szczęście toleruje koty, ale nie wiem jak Jess... Alfa - zawołałam psa, który bez zastanowienia do mnie podszedł. Obwąchał Jessie, a ona spojrzała na niego zaspanym wzrokiem i polizała go w nos.
- Polubili się! - ucieszyła się Sus.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale musimy iść na autobus - wtrącił Lysander.
- Ale jak to nie może go pan wziąć?! - zdenerwowała się Susan.
- Takie przepisy. Psom bez klatki wstęp wzbroniony - powiedział obojętnie kierowca.
- On nie lubi siedzieć w klatce!
- To musisz go tu zostawić.
- Mam się przeprowadzić bez mojego psa?! Pan jest nienormalny!
- Proszę mnie nie obrażać, bo ciebie też nie wezmę!
- Jak pan śmie...
- Susan, uspokój się - powiedziałam. - Załatwię to.
- Niech ci będzie... - westchnęła i odeszła.
- Proszę pana, nie możemy jechać bez psa. On jest dla mojej koleżanki bardzo ważny...
- Nie ma takiej opcji. Nie złamię przepisów - powiedział, a ja westchnęłam.
- Zapłacę za niego jak za dwóch pasażerów...
- Nie ma mowy.
- Czterech - zaproponowałam, a mężczyzna spojrzał na mnie ukradkiem.
- Sześciu i umowa stoi.
- Zgoda - westchnęłam.
- Z góry - dodał, a ja zapłaciłam. - Zapraszam do środka.
Wsiedliśmy do autobusu. Usiedliśmy na tyłach. Droga była długa i męcząca, ale zawsze fajnie jest wrócić do domu. Lysander już poszedł, Susan zaczęła się rozpakowywać, a ja poszłam do fryzjera. Po powrocie zrobiłyśmy z Sus piżama party. Oglądałyśmy komedie romantyczne i gadałyśmy na najgłupsze tematy. Do łóżek poszłyśmy po trzeciej w nocy. Pomyśleć, że wakacje już minęły, a rozpoczęcie za kilka godzin... Przykryłam się kołdrą, zamknęłam oczy i odpłynęłam.
wtorek, 30 sierpnia 2016
Rozdział XXIX - Koniec wakacji
Przebudziłam się i zerknęłam na zegarek. Południe. Przespałam siedem godzin. Spojrzałam na Lysandra, który leżał na plecach. Miał zaciśnięte oczy, co oznacza, że głowa go boli. Przeszłam nad nim delikatnie i udałam się do łazienki, razem z ubraniami. Później poszłam do kuchni. Uszykowałam kanapki z dwóch bochenków chleba. W końcu mam do wykarmienia czternaście osób... Rozłożyłam talerze, nalałam wodę do szklanek i położyłam tabletki przeciwbólowe koło trzynastu. Szczęście, że ja nic nie wypiłam, bo marnie by teraz z nami było... Posprzątałam po szykowaniu i poszłam wszystkich obudzić. Najpierw skierowałam się do sypialni, a konkretnie do łóżka, na którym leżał Lysander. Usiadłam obok, pochyliłam się nad nim i delikatnie musnęłam jego usta.
- Mhm - wymamrotał i powoli otworzył oczy.
Podniósł się do pozycji siedzącej i zanurzył się w moich włosach, po czym krótko, ale bardzo namiętnie mnie pocałował. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Tak możesz mnie budzić codziennie - powiedział, a ja zachichotałam.
- Jak głowa?
- Przyznam, że boli, ale nie jest źle.
- Obudź Kastiela, a ja pójdę do salonu. Zrobiłam śniadanie - wstałam i wyszłam z pokoju. - Wstawać! - wrzasnęłam, ale niektórzy mruknęli coś pod nosem, a inni spali jak zabici.
Poszłam do kuchni i wzięłam dwie pokrywki od garnków. Wróciłam do salonu i zaczęłam nimi trzaskać.
- Nie hałasuj! Głowa mi pęka!
- Nie tylko tobie! - zaczęli się przekrzykiwać.
- Wstawać! Śniadanie na stole! Widzę was wszystkich za pięć minut! - krzyknęłam i poszłam do kuchni.
Po chwili przyszedł Lysander i usiadł obok mnie. Zaraz po nim Kastiel, a potem cała, ledwo żywa, reszta. Kilka osób chciało najpierw wziąć leki.
- Najpierw jedzenie, potem tabletki - powiedziałam. - Zepsują się wam żołądki.
Śniadanie minęło w ciszy. Ludzie pożerali kanapki, jakby nie było jutra. Później od razu połknęli leki. Po śniadaniu trzeba było się pakować. We trójkę poszliśmy do sypialni. Zapakowałam wszystkie ciuchy, kosmetyki i włożyłam Jess do transportera. Sprawdziłam rozkład jazdy autobusów w naszym mieście. Pomogłam chłopakom i wyszliśmy z pokoju. Całą bandą zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed hotel. Przy samochodzie stał Victor i patrzył prosto na mnie. Podeszliśmy do pojazdu.
- Cześć... - powiedziałam smutno.
- Szkoda, że już jedziesz... Mam coś dla ciebie - wyjął z kieszeni naszyjnik i podał mi go. - To perła z naszego wypadu na rafę... Nie wyjęłaś jej z pianki.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Zamiast tego rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam i pocałowałam go w czerwony policzek. - Zapniesz?
Podałam mu wisiorek, odwróciłam się i uniosłam włosy. Zapiął go delikatnie. Spojrzałam mu w oczy, uśmiechnęłam się ciepło i wsiadłam do busa. Usiadłam przy oknie, obok Lysandra i pomachałam brunetowi gdy odjeżdżaliśmy. Oparłam głowę o ramię białowłosego i westchnęłam.
- Rozalia już zaplanowała kolejne przyjęcie... - zaczął.
- Kiedy? - zaciekawiłam się.
- Po rozpoczęciu roku...
- Będzie trzeba pójść na shopping - powiedziałam do siebie. - Jak głowa?
- Dobrze, już nie boli.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się i mimowolnie ziewnęłam.
- Prześpij się - szepnął i pogłaskał mnie po policzku.
Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam.
Wskoczyłam do wody i ujrzałam rafę. Wokoło pływał mój czarnowłosy przyjaciel. Gdy zbliżyłam się do niego, przeniosłam się na łąkę. Położyłam się w trawie, obok Victora. Było bardzo cicho. Milczeliśmy, a wokół nas śpiewały ptaki. Na niebie widniała wyraźna tęcza. Vic chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym przytulił. Patrzył mi głęboko w oczy. Wdziałam w nich smutek i cierpienie, jakby czegoś mu brakowało...
- Żegnaj - powiedział, pocałował mnie w policzek i rozpłynął się w powietrzu.
Próbowałam wyśledzić go wzrokiem, ale nigdzie go nie było... Spojrzałam przed siebie i ujrzałam Susan stojącą na skaju polany. Także była nieszczęśliwa. Patrzyła na mnie, jakbym zrobiła jej krzywdę.
- Przepraszam - szepnęłam, nawet nie wiem z jakiego powodu.
Rudowłosa odwróciła się ode mnie i także zniknęła. Co tu się dzieje? Przede mną pojawił się sporych rozmiarów cień, jakby zasłaniał słońce. Spojrzałam w górę i zobaczyłam białego pegaza z tęczową grzywą, biegnącego po tęczy. Na jego grzbiecie siedział mój białowłosy ukochany. Gdy wylądował, zsiadł z konia i podszedł do mnie. Jak jego poprzednicy, miał smutną minę.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam, a po policzku pociekła mi samotna łza. - Proszę, tylko nie ty...
Przytulił mnie i zaczął nami kołysać, próbując mnie uspokoić.
- Obudź się - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. - Obudź się. Obudź się.
- Kate, obudź się. Jesteśmy na miejscu - usłyszałam spokojny głos i delikatnie uchyliłam powieki.
- Która godzina? - zapytałam półprzytomna.
- Zaraz siedemnasta - oznajmił, a ja poderwałam się.
- Musimy się pośpieszyć, bo nie zdążymy! - krzyknęłam i pociągnęłam go za ramię.
- Gdzie nie zdążymy?
- Dowiesz się później - powiedziałam z uśmiechem.
Wyjęłam swoje walizki, a Lys swoje. Pociągnęłam go w stronę przystanku autobusowego i usiedliśmy na ławce.
- Gdzie jedziemy? - spytał.
- Dowiesz się, jak będziemy na miejscu - unikałam odpowiedzi.
Gdy przyjechał autobus, wsiedliśmy do niego i udaliśmy się na tylne siedzenia. Długa droga przed nami, a ja nie mogę się już doczekać. Mam nadzieję, że Lysandrowi spodoba się cel naszej podróży... Chciał mnie lepiej poznać, to dostanie czego chciał!
- Mhm - wymamrotał i powoli otworzył oczy.
Podniósł się do pozycji siedzącej i zanurzył się w moich włosach, po czym krótko, ale bardzo namiętnie mnie pocałował. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Tak możesz mnie budzić codziennie - powiedział, a ja zachichotałam.
- Jak głowa?
- Przyznam, że boli, ale nie jest źle.
- Obudź Kastiela, a ja pójdę do salonu. Zrobiłam śniadanie - wstałam i wyszłam z pokoju. - Wstawać! - wrzasnęłam, ale niektórzy mruknęli coś pod nosem, a inni spali jak zabici.
Poszłam do kuchni i wzięłam dwie pokrywki od garnków. Wróciłam do salonu i zaczęłam nimi trzaskać.
- Nie hałasuj! Głowa mi pęka!
- Nie tylko tobie! - zaczęli się przekrzykiwać.
- Wstawać! Śniadanie na stole! Widzę was wszystkich za pięć minut! - krzyknęłam i poszłam do kuchni.
Po chwili przyszedł Lysander i usiadł obok mnie. Zaraz po nim Kastiel, a potem cała, ledwo żywa, reszta. Kilka osób chciało najpierw wziąć leki.
- Najpierw jedzenie, potem tabletki - powiedziałam. - Zepsują się wam żołądki.
Śniadanie minęło w ciszy. Ludzie pożerali kanapki, jakby nie było jutra. Później od razu połknęli leki. Po śniadaniu trzeba było się pakować. We trójkę poszliśmy do sypialni. Zapakowałam wszystkie ciuchy, kosmetyki i włożyłam Jess do transportera. Sprawdziłam rozkład jazdy autobusów w naszym mieście. Pomogłam chłopakom i wyszliśmy z pokoju. Całą bandą zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed hotel. Przy samochodzie stał Victor i patrzył prosto na mnie. Podeszliśmy do pojazdu.
- Cześć... - powiedziałam smutno.
- Szkoda, że już jedziesz... Mam coś dla ciebie - wyjął z kieszeni naszyjnik i podał mi go. - To perła z naszego wypadu na rafę... Nie wyjęłaś jej z pianki.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Zamiast tego rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam i pocałowałam go w czerwony policzek. - Zapniesz?
Podałam mu wisiorek, odwróciłam się i uniosłam włosy. Zapiął go delikatnie. Spojrzałam mu w oczy, uśmiechnęłam się ciepło i wsiadłam do busa. Usiadłam przy oknie, obok Lysandra i pomachałam brunetowi gdy odjeżdżaliśmy. Oparłam głowę o ramię białowłosego i westchnęłam.
- Rozalia już zaplanowała kolejne przyjęcie... - zaczął.
- Kiedy? - zaciekawiłam się.
- Po rozpoczęciu roku...
- Będzie trzeba pójść na shopping - powiedziałam do siebie. - Jak głowa?
- Dobrze, już nie boli.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się i mimowolnie ziewnęłam.
- Prześpij się - szepnął i pogłaskał mnie po policzku.
Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam.
Wskoczyłam do wody i ujrzałam rafę. Wokoło pływał mój czarnowłosy przyjaciel. Gdy zbliżyłam się do niego, przeniosłam się na łąkę. Położyłam się w trawie, obok Victora. Było bardzo cicho. Milczeliśmy, a wokół nas śpiewały ptaki. Na niebie widniała wyraźna tęcza. Vic chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym przytulił. Patrzył mi głęboko w oczy. Wdziałam w nich smutek i cierpienie, jakby czegoś mu brakowało...
- Żegnaj - powiedział, pocałował mnie w policzek i rozpłynął się w powietrzu.
Próbowałam wyśledzić go wzrokiem, ale nigdzie go nie było... Spojrzałam przed siebie i ujrzałam Susan stojącą na skaju polany. Także była nieszczęśliwa. Patrzyła na mnie, jakbym zrobiła jej krzywdę.
- Przepraszam - szepnęłam, nawet nie wiem z jakiego powodu.
Rudowłosa odwróciła się ode mnie i także zniknęła. Co tu się dzieje? Przede mną pojawił się sporych rozmiarów cień, jakby zasłaniał słońce. Spojrzałam w górę i zobaczyłam białego pegaza z tęczową grzywą, biegnącego po tęczy. Na jego grzbiecie siedział mój białowłosy ukochany. Gdy wylądował, zsiadł z konia i podszedł do mnie. Jak jego poprzednicy, miał smutną minę.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam, a po policzku pociekła mi samotna łza. - Proszę, tylko nie ty...
Przytulił mnie i zaczął nami kołysać, próbując mnie uspokoić.
- Obudź się - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. - Obudź się. Obudź się.
- Kate, obudź się. Jesteśmy na miejscu - usłyszałam spokojny głos i delikatnie uchyliłam powieki.
- Która godzina? - zapytałam półprzytomna.
- Zaraz siedemnasta - oznajmił, a ja poderwałam się.
- Musimy się pośpieszyć, bo nie zdążymy! - krzyknęłam i pociągnęłam go za ramię.
- Gdzie nie zdążymy?
- Dowiesz się później - powiedziałam z uśmiechem.
Wyjęłam swoje walizki, a Lys swoje. Pociągnęłam go w stronę przystanku autobusowego i usiedliśmy na ławce.
- Gdzie jedziemy? - spytał.
- Dowiesz się, jak będziemy na miejscu - unikałam odpowiedzi.
Gdy przyjechał autobus, wsiedliśmy do niego i udaliśmy się na tylne siedzenia. Długa droga przed nami, a ja nie mogę się już doczekać. Mam nadzieję, że Lysandrowi spodoba się cel naszej podróży... Chciał mnie lepiej poznać, to dostanie czego chciał!
Hejka kochani! Jak się podobało? Mam nadzieję, że jest wszystko okej :D W końcu mam własne magiczne urządzenie do pisania, zwane również laptopem! Nie będę musiała brać kompa od mamy ;D Zbliża się rok szkolny, a ja jeszcze nie poczułam wakacji... Może w szkole sobie odpocznę? Nieważne ;P Nudzi mi się ostatnio, więc możecie mi zadawać pytania w komentarzach (oczywiście w granicach rozsądku xD). Do następnego!
piątek, 26 sierpnia 2016
Rozdział XXVIII - Impreza!
- Jesteśmy! - usłyszałam otwierane drzwi i głos dziewczyn. Odłożyłam książkę na bok i wzięłam Jess na ręce, po czym poszłam się przywitać.
- Hej dziewczyny! Cześć Charlie, cześć Leo - puściłam Jesskę i przytuliłam przyjaciółki. - Rozalio, powiedz mi proszę, co to za waliza? - zapytałam lekko wystraszona.
- Moje podstawowe kosmetyki - oznajmiła z szerokim uśmiechem.
- Okej... Nie wnikam. Zanieś to do sypialni, razem z sukienkami, a ty Cassi pomóż Charliemu i Leo. Ja idę zawołać Kasa i Lysandra.
- Się robi kapitanie! - powiedziały równo i wzięły się za swoje zadania.
Poszłam do kuchni, gdzie siedzieli moi współlokatorzy.
- Uszykujecie salon?
- Już, już - powiedział leniwie Kastiel.
- Gdzie to położyć? - spytała Cassi, która weszła do kuchni z chłopakami.
- Na stole - uśmiechnęłam się.
Odłożyli wszystko, a ja wyjęłam miski, do których nasypałam chipsy, żelki, cukierki, krakersy i inne przekąski, do szklanek powkładałam paluszki i włożyłam napoje do lodówki. Wróciłam do salonu, żeby obejrzeć dzieło Lysia i Kastiela. Sofa i fotele stały pod ścianą, tak jak i stolik do kawy. Na barku stały wszelkiego rodzaju alkohole: od piw, przez wino, do wódki. Już sobie wyobrażam to sprzątanie i zajmowanie się ledwo-żywymi... Środek salonu był pusty, przygotowany do tańca. Koło wieży leżały płyty CD. Na stoliku do kawy poukładałam przekąski i poszłam obejrzeć barek. Charlie ma się nim zajmować, ale pewnie jak zawsze skończy się na tym, że to ja przejmę tę rolę, bo on się upije... Przygotowanie pomieszczeń zajęło nam niecałą godzinę. Z dziewczynami poszłyśmy się przygotować do sypialni i nie pozwoliłyśmy chłopakom wchodzić. Oni już byli gotowi.
Rozalia zajęła się makijażem. Sobie zrobiła smoky eyes używając różnych odcieni fioletowego. Narysowała kreskę eyelinerem i wytuszowała rzęsy. Na usta nałożyła malinową pomadkę. U Cassi pobawiła się z odcieniami brązu, a usta pomalowała szminką w kolorze nude.
- Jaką sukienkę ubierasz? - zapytała.
- Jeszcze nie wiem...
Spojrzały po sobie i nienaturalnie się wyszczerzyły. Zaczęły się złowieszczo śmiać.
- Co wy kombinujecie?
Dorwały się do mojej szafy i wyciągnęły wszystkie sukienki. Kazały mi iść do łazienki. Co chwilę podawały mi kolejną suknię i oglądały mnie z każdej strony. Żadna im nie pasowała...
- W końcu coś znajdziemy! -pocieszała Cassi.
- Ile jeszcze zostało? - spytałam.
- Ta co masz i jeszcze jedna.
- Super...
- Najlepszą zostawiłam na koniec! - wypomniała Roza.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Wyszłam w szlafroku i usiadłam na łóżku.
- Pokazuj ją - powiedziałam zrezygnowana.
Roza wyjęła sukienkę zza pleców, a ja zaniemówiłam. Ta sukienka przywołała najcudowniejsze wspomnienia. Łzy pociekły mi po policzkach.
- Wiedziałam! - ucieszyła się Roza.
- Skąd taka reakcja? - zapytała zdziwiona Cassi.
- To w tej sukience byłam na pierwszej randce z Lysem... - powiedziałam szeptem.
Błękitna, tiulowa sukienka z czarnym gorsetem w serduszko, pod biustem zdobiona koronką... Tyle wspomnień... Restauracja, spacer po parku, pierwszy w życiu pocałunek...
- Powiem ci siostrzyczko, że mamy bardzo podobny gust - uśmiechnęła się i pokazała swoją kreację.
Prawie identyczna, ale tiul miała jasno różowy. Nie spodziewałabym się tego... Zaśmiałam się przez łzy.
- Bliźniaczki - skwitowałam. - A ty Rozuś, pokaż swoją.
- A proszę ciebie bardzo - uśmiechnęła się serdecznie. - Sama szyłam - powiedziała z dumą i pokazała swoje dzieło.
- Wow! - krzyknęłyśmy z Cassi.
- Leo mi pomagał - dopowiedziała.
- Rozuś, pomalujesz mnie w końcu? Zaraz zejdą się goście - powiedziałam.
- Idź opłucz twarz, a ja przygotuję kosmetyki.
Wykonałam jej polecenie. Po powrocie do pokoju usiadłam na łóżku. Roza zaczęła męczyć moją twarz... Zajęło jej to najdłużej z całej trójki. Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam czarny, brokatowy cień na górnej powiece i błękitny na dolnej. Usta miałam krwistoczerwone.
- To jest piękne - pochwaliłam przyjaciółkę.
- Czas się przebrać! - oznajmiła Cassi.
Ubrałyśmy nasze kreacje (ja o mało co znowu się nie pobeczałam) i wybrałyśmy buty. Roza ubrała fioletowe szpilki, Cassi czarne, a ja postawiłam na czarne koturny.
- Gotowi chłopcy?! - zapytała Roza.
- Dawajcie - powiedzieli bez entuzjazmu.
Najpierw wyszła Roza. Podeszłą do Leo i delikatnie go ucałowała. Później Cassi. Charlie wziął ją na ręce i namiętnie pocałował. Nadeszła kolej na mnie. Strasznie się denerwowałam, bo nie wiedziałam jak Lysander zareaguje na tę sukienkę... Wzięłam głęboki wdech, wydech i wyszłam z sypialni. Stanęłam przed Lysem i spojrzałam mu w oczy. Jego wzrok był przepełniony miłością, tęsknotą i czułością. Pocałował mnie w czoło i wtulił głowę w moje włosy.
- Wyglądasz przepięknie - szepnął mi do ucha. Automatycznie się zarumieniłam.
- Pamiętasz tę sukienkę - uśmiechnęłam się.
- Popłakała się, jak ją zobaczyła! - powiedziała Roza.
- No, gołąbeczki! Już za pięć ósma! Zaraz wszyscy przyjdą - wtrącił Kastiel, a po jego słowach ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Cześć Katie! Pięknie wyglądasz - przywitał się czarnowłosy.
- Witaj Vic! - przytuliłam przyjaciela i zaprosiłam go do środka.
- Musisz na nią uważać Lys, bo ci ucieknie! - zaśmiał się Kastiel.
- Może przestałbyś gadać i włączył muzykę? - powiedziałam.
Przewrócił oczami i wykonał polecenie. Po jakimś czasie przyszli chłopcy, a na końcu Amber i koleżanki. Alexy, Kas i Armin poszli do barku, a Nataniel i Leo dosadzili się do przekąsek. Lysander zaprosił mnie do tańca, a po pewnym czasie dołączyły do nas dziewczyny. Rozalia wzięła Leo, a Cassi Charliego. Przeprosiłam Lysandra i ruszyłam w stronę barku. Chwyciłam Kastiela za ramię i zaciągnęłam na parkiet. Był trochę niezdarny, bo zdążył już sporo wypić. Szczęście, że ma mocną głowę... Później dołączyli inni chłopcy. Tańczyłam z każdym na zmianę. Jeden taniec zarezerwował Victor. Wirowaliśmy po środku pokoju śmiejąc się i rozmawiając. Gdy minęła dziesiąta, usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu spojrzałam na Rozę i Cassi. Pokazałam ręką, żeby do mnie podeszły.
- Roza, idziesz do dostawcy, Cassi włączysz muzykę, a ja zgarnę Lysia - powtórzyłam nasz plan i rozeszłyśmy się.
Znalazłam na szybko Lysandra i zaciągnęłam go do kuchni.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Jesteś mi potrzebny.
- Do czego?
- Kastiel ma dzisiaj urodziny i zaplanowałyśmy z dziewczynami małą niespodziankę...
- Jak mogłem zapomnieć!
- Teraz to nie ważne. Trzymaj - podałam mu mikrofon, który ukryłyśmy wcześniej i wzięłam drugi. - Roza wprowadzi tort, a Cassi włączy muzykę. Śpiewamy "Happy Birthday" - wyjaśniłam i podeszłam do drzwi, które uchyliłam i pokazałam Cassi, że jesteśmy gotowi.
- Mili państwo! Świętujemy dzisiaj mega wydarzenie! Nasza czerwona małpa obchodzi osiemnastkę! - wykrzyczała i włączyła melodię.
Otworzyłam drzwi i zaczęliśmy śpiewać z Lysandrem, idąc w stronę Kasa, a w między czasie Roza wjechała z tortem. Kastiel stał jak jakiś kołek. Po skończeniu piosenki wszyscy podeszli do tortu, a Rozalia podała nóż Kasowi. W końcu się uśmiechnął i zaczął kroić. Później impreza trwała dalej. Około pierwszej w nocy Charlie zaproponował grę w butelkę. Wszyscy byli chętni. Jako, że solenizantem był Kastiel, to kręcił jako pierwszy. Wypadło na Lysandra. To się źle skończy...
- Pytanie, czy wyzwanie?
- Wyzwanie - odpowiedział pewnie Lysander.
Kastiel wstał bez słowa i podszedł do barku. Zmieszał kilka rodzajów alkoholu i podał Lysowi.
- Wypij to. Duszkiem - powiedział dobitnie, a Lysander momentalnie zbladł.
- Nie musisz tego robić - wtrąciłam cicho patrząc mu w oczy.
- Ależ musi - wyszczerzył się czerwonowłosy. - Nic dzisiaj nie wypił.
- Ja tak samo - powiedziałam.
- Możesz go zastąpić.
Na samą myśl o alkoholu mój żołądek zrobił fikołka i zbladłam jeszcze bardziej od Lysandra.
- Przepraszam - szepnęłam do Lysandra i spuściłam wzrok.
Białowłosy chwycił mnie za rękę i wypił zawartość szklanki. Nie pachniało to zbyt dobrze... Po kilku kolejkach przyszła pora na mnie. Wybrałam wyzwanie.
- Siedem minut w niebie - oznajmiła Roza z iskierkami w oczach.
Kilka osób wepchnęło mnie i Lysandra do łazienki i zgasili światło. Na Lysandra zaczął już działać wypity drink. Podeszłam do niego po omacku i chwyciłam za rękę. Delikatnie się chwiał.
- Jak się czujesz? - zapytałam zaniepokojona.
- Świetnie - odpowiedział lekko niewyraźnie.
- To nie jest czas na pogaduszki! - usłyszeliśmy przez drzwi.
Westchnęłam i przytuliłam się do Lysia, po czym pocałowałam go w policzek.
- Co robimy? - zapytałam.
- Nie wyjdziemy stąd, do póki nie zrobimy tego, co nam każą... - powiedział.
- No właśnie! - znowu wtrącił się ktoś zza drzwi.
Lysander lekko uniósł mój podbródek i namiętnie mnie pocałował. Poczułam ostry posmak alkoholu, ale nie przejęłam się tym. Objęłam ramionami jego szyję, a on przeniósł swoje ręce na moje biodra, po czym uniósł mnie, a ja oplotłam go nogami. Oparł mnie o ścianę i jeszcze bardziej wpił się w moje usta. Jak widać, alkohol wyzwala emocje...
- Zadanie zaliczone! - krzyknęła Rozalia.
Od razu się od siebie oddaliliśmy, lekko wystraszeni i poddenerwowani. Jak mogli przerwać w takim momencie?! Nawet nie zauważyłam, kiedy weszli i włączyli światło... Lys postawił mnie delikatnie na ziemi i wplótł swoją dłoń w moją. Spojrzałam na jego twarz i zachichotałam. Miał na policzku i na ustach czerwone plamy od mojej szminki!
- Coś nie tak? - spytał mnie.
- Nie, nie, wszystko idealnie - powiedziałam z uśmiechem.
Gdy reszta skojarzyła o co chodzi, też zaczęła się śmiać. Wróciliśmy do salonu i bawiliśmy się do czwartej nad ranem, kiedy to wszyscy pozasypiali na kanapach, fotelach, podłodze, a Kastiel w niewyjaśnionych okolicznościach leżał w wannie... Przykryłam wszystkich kocami, a półprzytomnego Kasa zaprowadziłam do łóżka. Lysandrowi kazałam się położyć pół godziny wcześniej, bo ledwo się trzymał na nogach. Pozbierałam wszystkie szklanki, posprzątałam miski po przekąskach i ułożyłam wszystko na swoje miejsce. Pod koniec robiłam za barmana, więc w barku był porządek. Gdy posprzątałam, poszłam do toalety przygotować się do snu. Zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam piżamę. Namoczyłam płatki kosmetyczne i poszłam zmyć Lysandrowi z twarzy szminkę. Później zgasiłam światło i wkulałam się koło białowłosego. Automatycznie objął mnie ramieniem, jakby wyczuł moją obecność, a ja wtuliłam się w jego pierś i od razu zasnęłam.
- Hej dziewczyny! Cześć Charlie, cześć Leo - puściłam Jesskę i przytuliłam przyjaciółki. - Rozalio, powiedz mi proszę, co to za waliza? - zapytałam lekko wystraszona.
- Moje podstawowe kosmetyki - oznajmiła z szerokim uśmiechem.
- Okej... Nie wnikam. Zanieś to do sypialni, razem z sukienkami, a ty Cassi pomóż Charliemu i Leo. Ja idę zawołać Kasa i Lysandra.
- Się robi kapitanie! - powiedziały równo i wzięły się za swoje zadania.
Poszłam do kuchni, gdzie siedzieli moi współlokatorzy.
- Uszykujecie salon?
- Już, już - powiedział leniwie Kastiel.
- Gdzie to położyć? - spytała Cassi, która weszła do kuchni z chłopakami.
- Na stole - uśmiechnęłam się.
Odłożyli wszystko, a ja wyjęłam miski, do których nasypałam chipsy, żelki, cukierki, krakersy i inne przekąski, do szklanek powkładałam paluszki i włożyłam napoje do lodówki. Wróciłam do salonu, żeby obejrzeć dzieło Lysia i Kastiela. Sofa i fotele stały pod ścianą, tak jak i stolik do kawy. Na barku stały wszelkiego rodzaju alkohole: od piw, przez wino, do wódki. Już sobie wyobrażam to sprzątanie i zajmowanie się ledwo-żywymi... Środek salonu był pusty, przygotowany do tańca. Koło wieży leżały płyty CD. Na stoliku do kawy poukładałam przekąski i poszłam obejrzeć barek. Charlie ma się nim zajmować, ale pewnie jak zawsze skończy się na tym, że to ja przejmę tę rolę, bo on się upije... Przygotowanie pomieszczeń zajęło nam niecałą godzinę. Z dziewczynami poszłyśmy się przygotować do sypialni i nie pozwoliłyśmy chłopakom wchodzić. Oni już byli gotowi.
Rozalia zajęła się makijażem. Sobie zrobiła smoky eyes używając różnych odcieni fioletowego. Narysowała kreskę eyelinerem i wytuszowała rzęsy. Na usta nałożyła malinową pomadkę. U Cassi pobawiła się z odcieniami brązu, a usta pomalowała szminką w kolorze nude.
- Jaką sukienkę ubierasz? - zapytała.
- Jeszcze nie wiem...
Spojrzały po sobie i nienaturalnie się wyszczerzyły. Zaczęły się złowieszczo śmiać.
- Co wy kombinujecie?
Dorwały się do mojej szafy i wyciągnęły wszystkie sukienki. Kazały mi iść do łazienki. Co chwilę podawały mi kolejną suknię i oglądały mnie z każdej strony. Żadna im nie pasowała...
- W końcu coś znajdziemy! -pocieszała Cassi.
- Ile jeszcze zostało? - spytałam.
- Ta co masz i jeszcze jedna.
- Super...
- Najlepszą zostawiłam na koniec! - wypomniała Roza.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Wyszłam w szlafroku i usiadłam na łóżku.
- Pokazuj ją - powiedziałam zrezygnowana.
Roza wyjęła sukienkę zza pleców, a ja zaniemówiłam. Ta sukienka przywołała najcudowniejsze wspomnienia. Łzy pociekły mi po policzkach.
- Wiedziałam! - ucieszyła się Roza.
- Skąd taka reakcja? - zapytała zdziwiona Cassi.
- To w tej sukience byłam na pierwszej randce z Lysem... - powiedziałam szeptem.
Błękitna, tiulowa sukienka z czarnym gorsetem w serduszko, pod biustem zdobiona koronką... Tyle wspomnień... Restauracja, spacer po parku, pierwszy w życiu pocałunek...
- Powiem ci siostrzyczko, że mamy bardzo podobny gust - uśmiechnęła się i pokazała swoją kreację.
Prawie identyczna, ale tiul miała jasno różowy. Nie spodziewałabym się tego... Zaśmiałam się przez łzy.
- Bliźniaczki - skwitowałam. - A ty Rozuś, pokaż swoją.
- A proszę ciebie bardzo - uśmiechnęła się serdecznie. - Sama szyłam - powiedziała z dumą i pokazała swoje dzieło.
- Wow! - krzyknęłyśmy z Cassi.
- Leo mi pomagał - dopowiedziała.
- Rozuś, pomalujesz mnie w końcu? Zaraz zejdą się goście - powiedziałam.
- Idź opłucz twarz, a ja przygotuję kosmetyki.
Wykonałam jej polecenie. Po powrocie do pokoju usiadłam na łóżku. Roza zaczęła męczyć moją twarz... Zajęło jej to najdłużej z całej trójki. Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam czarny, brokatowy cień na górnej powiece i błękitny na dolnej. Usta miałam krwistoczerwone.
- To jest piękne - pochwaliłam przyjaciółkę.
- Czas się przebrać! - oznajmiła Cassi.
Ubrałyśmy nasze kreacje (ja o mało co znowu się nie pobeczałam) i wybrałyśmy buty. Roza ubrała fioletowe szpilki, Cassi czarne, a ja postawiłam na czarne koturny.
- Gotowi chłopcy?! - zapytała Roza.
- Dawajcie - powiedzieli bez entuzjazmu.
Najpierw wyszła Roza. Podeszłą do Leo i delikatnie go ucałowała. Później Cassi. Charlie wziął ją na ręce i namiętnie pocałował. Nadeszła kolej na mnie. Strasznie się denerwowałam, bo nie wiedziałam jak Lysander zareaguje na tę sukienkę... Wzięłam głęboki wdech, wydech i wyszłam z sypialni. Stanęłam przed Lysem i spojrzałam mu w oczy. Jego wzrok był przepełniony miłością, tęsknotą i czułością. Pocałował mnie w czoło i wtulił głowę w moje włosy.
- Wyglądasz przepięknie - szepnął mi do ucha. Automatycznie się zarumieniłam.
- Pamiętasz tę sukienkę - uśmiechnęłam się.
- Popłakała się, jak ją zobaczyła! - powiedziała Roza.
- No, gołąbeczki! Już za pięć ósma! Zaraz wszyscy przyjdą - wtrącił Kastiel, a po jego słowach ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Cześć Katie! Pięknie wyglądasz - przywitał się czarnowłosy.
- Witaj Vic! - przytuliłam przyjaciela i zaprosiłam go do środka.
- Musisz na nią uważać Lys, bo ci ucieknie! - zaśmiał się Kastiel.
- Może przestałbyś gadać i włączył muzykę? - powiedziałam.
Przewrócił oczami i wykonał polecenie. Po jakimś czasie przyszli chłopcy, a na końcu Amber i koleżanki. Alexy, Kas i Armin poszli do barku, a Nataniel i Leo dosadzili się do przekąsek. Lysander zaprosił mnie do tańca, a po pewnym czasie dołączyły do nas dziewczyny. Rozalia wzięła Leo, a Cassi Charliego. Przeprosiłam Lysandra i ruszyłam w stronę barku. Chwyciłam Kastiela za ramię i zaciągnęłam na parkiet. Był trochę niezdarny, bo zdążył już sporo wypić. Szczęście, że ma mocną głowę... Później dołączyli inni chłopcy. Tańczyłam z każdym na zmianę. Jeden taniec zarezerwował Victor. Wirowaliśmy po środku pokoju śmiejąc się i rozmawiając. Gdy minęła dziesiąta, usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu spojrzałam na Rozę i Cassi. Pokazałam ręką, żeby do mnie podeszły.
- Roza, idziesz do dostawcy, Cassi włączysz muzykę, a ja zgarnę Lysia - powtórzyłam nasz plan i rozeszłyśmy się.
Znalazłam na szybko Lysandra i zaciągnęłam go do kuchni.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Jesteś mi potrzebny.
- Do czego?
- Kastiel ma dzisiaj urodziny i zaplanowałyśmy z dziewczynami małą niespodziankę...
- Jak mogłem zapomnieć!
- Teraz to nie ważne. Trzymaj - podałam mu mikrofon, który ukryłyśmy wcześniej i wzięłam drugi. - Roza wprowadzi tort, a Cassi włączy muzykę. Śpiewamy "Happy Birthday" - wyjaśniłam i podeszłam do drzwi, które uchyliłam i pokazałam Cassi, że jesteśmy gotowi.
- Mili państwo! Świętujemy dzisiaj mega wydarzenie! Nasza czerwona małpa obchodzi osiemnastkę! - wykrzyczała i włączyła melodię.
Otworzyłam drzwi i zaczęliśmy śpiewać z Lysandrem, idąc w stronę Kasa, a w między czasie Roza wjechała z tortem. Kastiel stał jak jakiś kołek. Po skończeniu piosenki wszyscy podeszli do tortu, a Rozalia podała nóż Kasowi. W końcu się uśmiechnął i zaczął kroić. Później impreza trwała dalej. Około pierwszej w nocy Charlie zaproponował grę w butelkę. Wszyscy byli chętni. Jako, że solenizantem był Kastiel, to kręcił jako pierwszy. Wypadło na Lysandra. To się źle skończy...
- Pytanie, czy wyzwanie?
- Wyzwanie - odpowiedział pewnie Lysander.
Kastiel wstał bez słowa i podszedł do barku. Zmieszał kilka rodzajów alkoholu i podał Lysowi.
- Wypij to. Duszkiem - powiedział dobitnie, a Lysander momentalnie zbladł.
- Nie musisz tego robić - wtrąciłam cicho patrząc mu w oczy.
- Ależ musi - wyszczerzył się czerwonowłosy. - Nic dzisiaj nie wypił.
- Ja tak samo - powiedziałam.
- Możesz go zastąpić.
Na samą myśl o alkoholu mój żołądek zrobił fikołka i zbladłam jeszcze bardziej od Lysandra.
- Przepraszam - szepnęłam do Lysandra i spuściłam wzrok.
Białowłosy chwycił mnie za rękę i wypił zawartość szklanki. Nie pachniało to zbyt dobrze... Po kilku kolejkach przyszła pora na mnie. Wybrałam wyzwanie.
- Siedem minut w niebie - oznajmiła Roza z iskierkami w oczach.
Kilka osób wepchnęło mnie i Lysandra do łazienki i zgasili światło. Na Lysandra zaczął już działać wypity drink. Podeszłam do niego po omacku i chwyciłam za rękę. Delikatnie się chwiał.
- Jak się czujesz? - zapytałam zaniepokojona.
- Świetnie - odpowiedział lekko niewyraźnie.
- To nie jest czas na pogaduszki! - usłyszeliśmy przez drzwi.
Westchnęłam i przytuliłam się do Lysia, po czym pocałowałam go w policzek.
- Co robimy? - zapytałam.
- Nie wyjdziemy stąd, do póki nie zrobimy tego, co nam każą... - powiedział.
- No właśnie! - znowu wtrącił się ktoś zza drzwi.
Lysander lekko uniósł mój podbródek i namiętnie mnie pocałował. Poczułam ostry posmak alkoholu, ale nie przejęłam się tym. Objęłam ramionami jego szyję, a on przeniósł swoje ręce na moje biodra, po czym uniósł mnie, a ja oplotłam go nogami. Oparł mnie o ścianę i jeszcze bardziej wpił się w moje usta. Jak widać, alkohol wyzwala emocje...
- Zadanie zaliczone! - krzyknęła Rozalia.
Od razu się od siebie oddaliliśmy, lekko wystraszeni i poddenerwowani. Jak mogli przerwać w takim momencie?! Nawet nie zauważyłam, kiedy weszli i włączyli światło... Lys postawił mnie delikatnie na ziemi i wplótł swoją dłoń w moją. Spojrzałam na jego twarz i zachichotałam. Miał na policzku i na ustach czerwone plamy od mojej szminki!
- Coś nie tak? - spytał mnie.
- Nie, nie, wszystko idealnie - powiedziałam z uśmiechem.
Gdy reszta skojarzyła o co chodzi, też zaczęła się śmiać. Wróciliśmy do salonu i bawiliśmy się do czwartej nad ranem, kiedy to wszyscy pozasypiali na kanapach, fotelach, podłodze, a Kastiel w niewyjaśnionych okolicznościach leżał w wannie... Przykryłam wszystkich kocami, a półprzytomnego Kasa zaprowadziłam do łóżka. Lysandrowi kazałam się położyć pół godziny wcześniej, bo ledwo się trzymał na nogach. Pozbierałam wszystkie szklanki, posprzątałam miski po przekąskach i ułożyłam wszystko na swoje miejsce. Pod koniec robiłam za barmana, więc w barku był porządek. Gdy posprzątałam, poszłam do toalety przygotować się do snu. Zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam piżamę. Namoczyłam płatki kosmetyczne i poszłam zmyć Lysandrowi z twarzy szminkę. Później zgasiłam światło i wkulałam się koło białowłosego. Automatycznie objął mnie ramieniem, jakby wyczuł moją obecność, a ja wtuliłam się w jego pierś i od razu zasnęłam.
Ten rozdział powinien się pojawić 12 sierpnia (urodziny Kastiela :D), ale tak jakoś wyszło, że jest teraz... Mam nadzieję, że się podobało :) Zachęcam do komentowania ;) Do następnego!
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Rozdział XXVII - Cudowny wschód słońca
Tak na początek: dziękuję wszystkim, którzy wchodzili na tego bloga, mimo że nic nie wstawiałam :) Niedługo planuję powrót do regularnego wstawiania. Miłego czytania!
Obudziłam się przed wschodem słońca. Na zegarku widniała godzina 03:17, a ja postanowiłam wstać. Ostrożnie przeszłam nad Lysandrem i zeskoczyłam z łóżka. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy. Światło mnie oślepiło, więc zasłoniłam oczy i jak najszybciej zamknęłam chłodziarkę. Wyszłam na balkon i oparłam się o balustradę. Pijąc napój przyglądałam się horyzontowi w poszukiwaniu ognistych promieni, ale nie zanosiło się jeszcze na świt. Po wypiciu soku wróciłam do środka i umyłam szklankę. Byłam już tak ożywiona, że nie dałabym rady zasnąć. Wzięłam telefon i sprawdziłam o której ma być wschód. 4:15- zostało mi jeszcze ponad pół godziny. Pośpiesznie poszłam do sypialni, wyjęłam z szafy jednoczęściowy strój sportowy i przebrałam się w łazience. W kuchni zostawiłam kartkę:
Poszłam popływać.
Wrócę około wpół do szóstej.
Kate
Bez śniadania wyszłam z pokoju zakładając adidasy i skórzaną kurtkę. Włożyłam telefon do kieszeni, zbiegłam po schodach (winda była jeszcze nieczynna) i wyszłam z hotelu. Pobiegłam na plażę. Rzuciłam na piasek kurtkę i buty, po czym wbiegłam do wody. Pływałam aż do świtu, kiedy weszłam na pomost, przyglądałam się różowym i pomarańczowym chmurom.
- Kate! - zawołał znajomy głos od strony plaży. Spojrzałam w jego stronę i ujrzałam białą czuprynę Lysandra. Wskoczyłam do wody i dopłynęłam do brzegu.
- Hej. Już tak późno?
- Nie, ale zostawiłaś ręcznik - powiedział z delikatnym uśmiechem i okrył mi ramiona.
- Dzięki - pocałowałam go w policzek. - Nie myślałam, że wstaniesz tak wcześnie.
- Nie było cię obok. Dlaczego wyszłaś tak wcześnie?
- Nie mogłam spać. Wracamy?
- Nie chcesz jeszcze popływać? - zapytał.
- A pójdziesz ze mną?
Zastanowił się i westchnął. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Rozejrzał się po plaży i przewrócił oczami.
- Niech ci będzie...
Zdjął koszulę, spodnie i buty, po czym wziął mnie na ręce.
- Wiedziałeś, że o to zapytam? - w odpowiedzi pocałował mnie w usta.
- Już trochę cię znam - uśmiechnął się.
- Czemu rozglądałeś się po plaży? - spytałam i spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy.
- Nie lubię jak ludzie na mnie patrzą... - odwrócił wzrok.
- Ja bardzo lubię na ciebie patrzeć - wtuliłam się w jego tors.
- A ja na ciebie. Wyglądasz słodko jak śpisz - skwitował zamyślony.
Wbiegł do wody nadal mnie trzymając. Puścił mnie dopiero jak byłam zanurzona. Zanurkowałam i odpłynęłam kawałek, po czym wynurzyłam się i opryskałam go.
- Pożałujesz tego - powiedział z zaciętym wzrokiem, po czym rzucił się na mnie.
Byliśmy pod wodą. Pocałowałam go i wynurzyłam się, żeby zaczerpnąć tchu, a następnie znów zanurkowałam. Lysander zrobił to samo. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam lekko, karząc płynąć za sobą. Poprowadziłam go niedaleko miejsca, gdzie ostatnio prawie się utopiłam. Położyłam się, tym razem na piasku, a obok mnie spoczął mój ukochany. Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam. Po kilku sekundach wskazał, że musi wypłynąć. Przewróciłam oczami i pocałowałam go, oddając część swojego powietrza. Umie dużo krócej wstrzymywać oddech. Już po minucie wypłynął na powierzchnię, a ja razem z nim.
- Jak to możliwe, że tak długo nie musisz oddychać?
- Lata praktyki - uśmiechnęłam się.
- Może już wrócimy? Za chwilę zaczną schodzić się ludzie.
- Okej. Ścigamy się? - nie czekając na odpowiedź zaczęłam płynąć do brzegu, ale wolnym tempem, żeby dał radę mnie dogonić. Kiedy mnie wyprzedził, przyśpieszyłam i oczywiście wygrałam wyścig. Nikt nigdy mnie nie pokonał w pływaniu.
- Szybka jesteś - przyznał.
- Po raz kolejny, lata praktyki - wyszczerzyłam się i wzięłam ręcznik.
Gdy wróciliśmy do hotelu, była już szósta rano. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Po wejściu do pokoju popędziłam do kuchni. Byłam strasznie głodna! Uszykowałam kanapki, ale zanim zaczęłam jeść, poszłam do sypialni. Kastiel spał. Może jestem bez serca, budząc go, ale zrobiłam mu śniadanie.
- Kastiel? Wstawaj, śniadanie na stole - powiedziałam półszeptem i szturchnęłam go w ramię.
- Jeszcze pięć minut mamusiu... - wymamrotał, po czym przewrócił się na drugi bok.
- Miau! - usłyszałam za sobą i odwróciłam się.
- Dobry pomysł Jess!
Wzięłam kotkę i położyłam ją Kasowi na głowę. Zaczęła miauczeć, mruczeć i ocierać się. Poczochrała łapką jego włosy i rozłożyła się. Po chwili Kastiel nie mógł nabrać powietrza, a ja przyglądałam się tej scenie z uśmiechem. Poderwał się, a Jesska spadła na jego kolana i miauknęła przymilnie.
- Dzień dobry Kas - wyszczerzyłam się i wzięłam od niego kotkę.
- Udusić mnie chciałaś?
- Nie, obudzić. Chodź na śniadanie.
- Która godzina?
- Koło szóstej rano - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia.
W kuchni nasypałam kotu jedzenia do miski i usiadłam do stołu.
- Udało ci się go dobudzić? - spytał Lys.
- Nie mnie - powiedziałam zajadając się kanapkami.
- Nie ładnie tak mówić z pełnymi ustami.
- Jestem strasznie głodna!
- A ja śpiący - wtrącił Kastiel, który właśnie stanął w drzwiach.
- Nie patrz tak na mnie. To nie ja cię obudziłam - zrobiłam minę niewiniątka.
- Lysander ma rację. Nie mówi się z pełną gębą - powiedział i usiadł.
Śniadanie minęło w ciszy. Pochłonęłam chyba z dziesięć kanapek! Już niedługo wracamy, więc chciałabym zaplanować imprezę pożegnalną.
- Chłopcy?
- Tak?
- Co sądzicie o imprezie przed wyjazdem?
- A będzie alko? - spytał Kas.
- Jeśli załatwisz to będzie.
- To ja się zgadzam.
- Idę pogadać z Rozą i Cassi.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do Cassi. Zapukałam do drzwi i nie czekając aż ktoś otworzy, ruszyłam do Rozy.
- Cześć siostro! Co tak wcześnie? - dogoniła mnie Cassi.
- Nie mogłam spać. Potrzebuję waszej dwójki.
- Po co?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnęłam się i zapukałam do Rozalii.
- Hej dziewczyny! - przywitała nas białowłosa i ucałowała w policzki. - Co was do mnie sprowadza?
- Możemy wejść?
- Jasne! - uśmiechnęła się i przepuściła nas w drzwiach. Usiadłyśmy na sofie we trójkę.
- Chcecie coś do picia?! - zawołał Leo z kuchni.
- Ja poproszę wodę! - odpowiedziałam.
- Ja to samo! - oznajmiła Cassi.
- Przyniesiesz mi sok pomarańczowy kochanie?! - spytała Roza.
- Już się robi!
- Dobra, to o co chodzi? - zapytała Cassi.
- Mam plan - zaczęłam. - żeby zrobić dzisiaj imprezę pożegnalną. Co sądzicie?
Dziewczyny zaczęły piszczeć jak nienormalne. Oparłam się wygodnie i odczekałam aż ich szał minie. Leo zdążył przynieść napoje i uszykować sobie i Rozie śniadanie. Usiadł obok mnie i czekaliśmy razem. Czy one nigdy nie skończą? Doszło do tego, że zaczęły skakać i krążyć wokół sofy.
- Błagam, skończcie już! - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.
- To jest genialny pomysł! - wydusiła z siebie Roza.
- Zgadzam się - poparł ją Leo, a dziewczyny w końcu usiadły.
- Gdzie, o której godzinie, kto przyjdzie?! - dopytywała Cassi.
- Może być u mnie... Kas i Lys już wiedzą.
- Leo, ty załatwisz alkohol - rozkazała chłopakowi Roza.
- Charlie ci pomoże - wtrąciła Cassi.
- Może byś jutro o ósmej? - zapytałam.
- Przyjdziemy do ciebie o siedemnastej i razem wszystko przygotujemy!
- Kupcie też przekąski! - powiedziała Rozalia do Leo.
- Ja wszystkich pozapraszam - powiedziałam. - Amber i jej koleżanki też?
- Jak chcą, to niech przyjdą.
- Pójdziesz później po Charliego i pójdziecie do sklepu, okej? - spytałam Leo.
- Nie ma problemu.
- Ja lecę. Muszę wszystkim powiedzieć.
Pożegnałam się i wróciłam do siebie. Chłopcy siedzieli na kanapie i oglądali telewizję.
- Impreza będzie u nas, o ósmej. Leo z Charliem załatwią jedzenie i alkohol, a ja z dziewczynami przygotujemy pokój.
- Pomożemy wam - powiedział Lysander z uśmiechem.
- Ty pomożesz, nie ja - wtrącił Kastiel.
- To zamknę się w łazience na czas impry i nic nie wypijesz.
- No dobra. Mogę zrobić miejsce w salonie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego serdecznie i skierowałam się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytał Lys.
- Zaprosić ludzi.
- Idę z tobą - oznajmił i podszedł do mnie.
Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do pokoju Armina, Alexy'ego i Nata. Chętnie przyjęli zaproszenie. Następny był pokój Amber i jej sługusek. Zdziwiły się, że przyszliśmy, ale przyjęły zaproszenie. Amber była zajarana tym, że Kastiel też będzie. Postanowiłam też zaprosić Victora. Gdy staliśmy przed jego drzwiami, spojrzałam na Lysia.
- Sama go zaproszę, okej? - spytałam z uśmiechem.
- Jasne. Czekam u nas - powiedział i odszedł.
Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzył je zaspany brunet. Rozbudził się jak mnie zobaczył i lekko się uśmiechnął.
- Cześć Vic - przytuliłam go.
- Hej Katie - odwzajemnił uścisk. - Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałam cię zaprosić na imprezę. Jutro wyjeżdżamy i chcemy się pożegnać z tym miejscem. Dzisiaj o dwudziestej w moim pokoju. Przyjdziesz?
- No jasne! - ucieszył się i podniósł mnie jakbym ważyła tyle co piórko.
- To do wieczora - pożegnałam się i wróciłam do siebie.
Wzięłam książkę i usiadłam na kanapie. Jesska przyszła się położyć na moich kolanach. Czytając i głaszcząc kotkę czekałam na przyjście dziewczyn. Już nie mogę się doczekać!
- Kate! - zawołał znajomy głos od strony plaży. Spojrzałam w jego stronę i ujrzałam białą czuprynę Lysandra. Wskoczyłam do wody i dopłynęłam do brzegu.
- Hej. Już tak późno?
- Nie, ale zostawiłaś ręcznik - powiedział z delikatnym uśmiechem i okrył mi ramiona.
- Dzięki - pocałowałam go w policzek. - Nie myślałam, że wstaniesz tak wcześnie.
- Nie było cię obok. Dlaczego wyszłaś tak wcześnie?
- Nie mogłam spać. Wracamy?
- Nie chcesz jeszcze popływać? - zapytał.
- A pójdziesz ze mną?
Zastanowił się i westchnął. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Rozejrzał się po plaży i przewrócił oczami.
- Niech ci będzie...
Zdjął koszulę, spodnie i buty, po czym wziął mnie na ręce.
- Wiedziałeś, że o to zapytam? - w odpowiedzi pocałował mnie w usta.
- Już trochę cię znam - uśmiechnął się.
- Czemu rozglądałeś się po plaży? - spytałam i spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy.
- Nie lubię jak ludzie na mnie patrzą... - odwrócił wzrok.
- Ja bardzo lubię na ciebie patrzeć - wtuliłam się w jego tors.
- A ja na ciebie. Wyglądasz słodko jak śpisz - skwitował zamyślony.
Wbiegł do wody nadal mnie trzymając. Puścił mnie dopiero jak byłam zanurzona. Zanurkowałam i odpłynęłam kawałek, po czym wynurzyłam się i opryskałam go.
- Pożałujesz tego - powiedział z zaciętym wzrokiem, po czym rzucił się na mnie.
Byliśmy pod wodą. Pocałowałam go i wynurzyłam się, żeby zaczerpnąć tchu, a następnie znów zanurkowałam. Lysander zrobił to samo. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam lekko, karząc płynąć za sobą. Poprowadziłam go niedaleko miejsca, gdzie ostatnio prawie się utopiłam. Położyłam się, tym razem na piasku, a obok mnie spoczął mój ukochany. Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam. Po kilku sekundach wskazał, że musi wypłynąć. Przewróciłam oczami i pocałowałam go, oddając część swojego powietrza. Umie dużo krócej wstrzymywać oddech. Już po minucie wypłynął na powierzchnię, a ja razem z nim.
- Jak to możliwe, że tak długo nie musisz oddychać?
- Lata praktyki - uśmiechnęłam się.
- Może już wrócimy? Za chwilę zaczną schodzić się ludzie.
- Okej. Ścigamy się? - nie czekając na odpowiedź zaczęłam płynąć do brzegu, ale wolnym tempem, żeby dał radę mnie dogonić. Kiedy mnie wyprzedził, przyśpieszyłam i oczywiście wygrałam wyścig. Nikt nigdy mnie nie pokonał w pływaniu.
- Szybka jesteś - przyznał.
- Po raz kolejny, lata praktyki - wyszczerzyłam się i wzięłam ręcznik.
Gdy wróciliśmy do hotelu, była już szósta rano. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Po wejściu do pokoju popędziłam do kuchni. Byłam strasznie głodna! Uszykowałam kanapki, ale zanim zaczęłam jeść, poszłam do sypialni. Kastiel spał. Może jestem bez serca, budząc go, ale zrobiłam mu śniadanie.
- Kastiel? Wstawaj, śniadanie na stole - powiedziałam półszeptem i szturchnęłam go w ramię.
- Jeszcze pięć minut mamusiu... - wymamrotał, po czym przewrócił się na drugi bok.
- Miau! - usłyszałam za sobą i odwróciłam się.
- Dobry pomysł Jess!
Wzięłam kotkę i położyłam ją Kasowi na głowę. Zaczęła miauczeć, mruczeć i ocierać się. Poczochrała łapką jego włosy i rozłożyła się. Po chwili Kastiel nie mógł nabrać powietrza, a ja przyglądałam się tej scenie z uśmiechem. Poderwał się, a Jesska spadła na jego kolana i miauknęła przymilnie.
- Dzień dobry Kas - wyszczerzyłam się i wzięłam od niego kotkę.
- Udusić mnie chciałaś?
- Nie, obudzić. Chodź na śniadanie.
- Która godzina?
- Koło szóstej rano - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia.
W kuchni nasypałam kotu jedzenia do miski i usiadłam do stołu.
- Udało ci się go dobudzić? - spytał Lys.
- Nie mnie - powiedziałam zajadając się kanapkami.
- Nie ładnie tak mówić z pełnymi ustami.
- Jestem strasznie głodna!
- A ja śpiący - wtrącił Kastiel, który właśnie stanął w drzwiach.
- Nie patrz tak na mnie. To nie ja cię obudziłam - zrobiłam minę niewiniątka.
- Lysander ma rację. Nie mówi się z pełną gębą - powiedział i usiadł.
Śniadanie minęło w ciszy. Pochłonęłam chyba z dziesięć kanapek! Już niedługo wracamy, więc chciałabym zaplanować imprezę pożegnalną.
- Chłopcy?
- Tak?
- Co sądzicie o imprezie przed wyjazdem?
- A będzie alko? - spytał Kas.
- Jeśli załatwisz to będzie.
- To ja się zgadzam.
- Idę pogadać z Rozą i Cassi.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do Cassi. Zapukałam do drzwi i nie czekając aż ktoś otworzy, ruszyłam do Rozy.
- Cześć siostro! Co tak wcześnie? - dogoniła mnie Cassi.
- Nie mogłam spać. Potrzebuję waszej dwójki.
- Po co?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnęłam się i zapukałam do Rozalii.
- Hej dziewczyny! - przywitała nas białowłosa i ucałowała w policzki. - Co was do mnie sprowadza?
- Możemy wejść?
- Jasne! - uśmiechnęła się i przepuściła nas w drzwiach. Usiadłyśmy na sofie we trójkę.
- Chcecie coś do picia?! - zawołał Leo z kuchni.
- Ja poproszę wodę! - odpowiedziałam.
- Ja to samo! - oznajmiła Cassi.
- Przyniesiesz mi sok pomarańczowy kochanie?! - spytała Roza.
- Już się robi!
- Dobra, to o co chodzi? - zapytała Cassi.
- Mam plan - zaczęłam. - żeby zrobić dzisiaj imprezę pożegnalną. Co sądzicie?
Dziewczyny zaczęły piszczeć jak nienormalne. Oparłam się wygodnie i odczekałam aż ich szał minie. Leo zdążył przynieść napoje i uszykować sobie i Rozie śniadanie. Usiadł obok mnie i czekaliśmy razem. Czy one nigdy nie skończą? Doszło do tego, że zaczęły skakać i krążyć wokół sofy.
- Błagam, skończcie już! - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.
- To jest genialny pomysł! - wydusiła z siebie Roza.
- Zgadzam się - poparł ją Leo, a dziewczyny w końcu usiadły.
- Gdzie, o której godzinie, kto przyjdzie?! - dopytywała Cassi.
- Może być u mnie... Kas i Lys już wiedzą.
- Leo, ty załatwisz alkohol - rozkazała chłopakowi Roza.
- Charlie ci pomoże - wtrąciła Cassi.
- Może byś jutro o ósmej? - zapytałam.
- Przyjdziemy do ciebie o siedemnastej i razem wszystko przygotujemy!
- Kupcie też przekąski! - powiedziała Rozalia do Leo.
- Ja wszystkich pozapraszam - powiedziałam. - Amber i jej koleżanki też?
- Jak chcą, to niech przyjdą.
- Pójdziesz później po Charliego i pójdziecie do sklepu, okej? - spytałam Leo.
- Nie ma problemu.
- Ja lecę. Muszę wszystkim powiedzieć.
Pożegnałam się i wróciłam do siebie. Chłopcy siedzieli na kanapie i oglądali telewizję.
- Impreza będzie u nas, o ósmej. Leo z Charliem załatwią jedzenie i alkohol, a ja z dziewczynami przygotujemy pokój.
- Pomożemy wam - powiedział Lysander z uśmiechem.
- Ty pomożesz, nie ja - wtrącił Kastiel.
- To zamknę się w łazience na czas impry i nic nie wypijesz.
- No dobra. Mogę zrobić miejsce w salonie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego serdecznie i skierowałam się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytał Lys.
- Zaprosić ludzi.
- Idę z tobą - oznajmił i podszedł do mnie.
Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do pokoju Armina, Alexy'ego i Nata. Chętnie przyjęli zaproszenie. Następny był pokój Amber i jej sługusek. Zdziwiły się, że przyszliśmy, ale przyjęły zaproszenie. Amber była zajarana tym, że Kastiel też będzie. Postanowiłam też zaprosić Victora. Gdy staliśmy przed jego drzwiami, spojrzałam na Lysia.
- Sama go zaproszę, okej? - spytałam z uśmiechem.
- Jasne. Czekam u nas - powiedział i odszedł.
Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzył je zaspany brunet. Rozbudził się jak mnie zobaczył i lekko się uśmiechnął.
- Cześć Vic - przytuliłam go.
- Hej Katie - odwzajemnił uścisk. - Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałam cię zaprosić na imprezę. Jutro wyjeżdżamy i chcemy się pożegnać z tym miejscem. Dzisiaj o dwudziestej w moim pokoju. Przyjdziesz?
- No jasne! - ucieszył się i podniósł mnie jakbym ważyła tyle co piórko.
- To do wieczora - pożegnałam się i wróciłam do siebie.
Wzięłam książkę i usiadłam na kanapie. Jesska przyszła się położyć na moich kolanach. Czytając i głaszcząc kotkę czekałam na przyjście dziewczyn. Już nie mogę się doczekać!
sobota, 20 sierpnia 2016
Info! #2
Rozdział pojawi się wieczorem/w nocy, albo jutro... Zależy na kiedy się wyrobię ;) Pozdrawiam!
sobota, 2 lipca 2016
Rozdział XXVI - Rafa
Obudziły mnie oślepiające promienie słońca wpadające przez okno. Dopiero świtało. Otworzyłam zaspana oczy i rozejrzałam się na rozmazany pokój. Koło mnie leżał Lysander, co nie było zaskoczeniem. Przetarłam oczy i przyjrzałam się dokładniej. Białowłosy opierał głowę na ręce i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry - ziewnęłam, a głos miałam jeszcze ochrypły.
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Świetnie - przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić godzinę. - Wpół do szóstej - powiedziałam do siebie. - Jesteś głodny?
- Delikatnie - powiedział przyglądając mi się.
- Ubiorę się i zrobię śniadanie.
Wyszłam z łóżka i stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej miętową sukienkę z paskiem i poszłam do toalety. Zakluczyłam za sobą drzwi i stanęłam przed lustrem. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Przebrałam się i wyszłam z łazienki. Odłożyłam piżamę wraz z kosmetyczką do szafy i poszłam do kuchni. Przechodząc przez salonik zauważyłam Lysandra zaczytanego w nowej lekturze. Przeszłam przez drzwi kuchenne i podeszłam do lodówki. Wyjęłam pierś z kurczaka, rukolę, majonez i awokado. Wzięłam też kilka bagietek i pieprz z szafki. Usmażyłam kurczaka i pokroiłam go w plastry. Przecięłam i posmarowałam majonezem bułki, po czym włożyłam do nich rukolę. Obrałam awokado i pokroiłam je, następnie włożyłam warzywo razem z plastrami kurczaka do kanapek. Doprawiłam pieprzem i położyłam na duży talerz. Nakryłam do stołu i poszłam po Lysandra.
- Śniadanie gotowe. Pójdę obudzić Kastiela - powiedziałam uśmiechnięta.
- Poczekam w jadalni - uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
Weszłam do sypialni i spojrzałam na rozwalonego czerwonowłosego. Spał na brzuchu, a jego kołdra leżała na podłodze. Podeszłam do niego po cichu i pochyliłam się nad jego uchem. Nabrałam powietrze w płuca.
- Wstawaj! - krzyknęłam, a on podskoczył.
Cofnęłam się o krok i zaczęłam się śmiać.
- Oszalałaś?! Miałem zawału dostać?!
- Nie, miałeś przyjść na śniadanie - powiedziałam już ciszej i wyszłam z pomieszczenia.
Udałam się do kuchni i usiadłam do stołu obok Lysandra. Cierpliwie czekał aż przyjdę.
- Napracowałaś się - powiedział z uznaniem.
- Miałam ochotę na coś innego - wytłumaczyłam i zaczęłam jeść. Lysander nadal czekał. - Nie jesteś głodny?
- Chcę poczekać na Kastiela.
- To chyba niezbyt dobra decyzja... Jest możliwość, że znowu się położył.
- Zaczekam jeszcze chwilę - oznajmił. Odłożyłam kanapkę i oparłam się.
- Okej - wstałam od stołu i podeszłam do drzwi, żeby je otworzyć. - Kastiel, rusz się, jeśli chcesz coś zjeść! - krzyknęłam i usiadłam z powrotem do stołu.
Po chwili usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi łazienki. Po około trzech minutach pojawił się Kastiel. Ubrany był w czerwoną bluzkę z szerokimi ramiączkami i czarne, krótkie spodnie. Bez słowa usiadł na przeciwko Lysandra i zaczęliśmy wszyscy jeść.
- Co cię łączy z tym Czarnym? - wypalił Kastiel.
- A co cię to obchodzi Czerwony? - spytałam.
Kątem oka zobaczyłam, że Lys śmieje się pod nosem. Kastiel widocznie się wkurzył.
- Jak mnie nazwałaś? - próbował udawać spokojnego, ale zauważyłam, że lekko się trzęsie.
- Czerwony - powtórzyłam. - Coś szanownemu panu nie pasuje? - uśmiechnęłam się zadziornie pod nosem.
- Pożałujesz tego - wstał od stołu, ale zatrzymałam go gestem ręki. Jeszcze bardziej się wkurzył, a Lys chciał interweniować.
- Poradzę sobie - uspokoiłam go i zwróciłam się z powrotem do Kastiela. - Jeśli mnie tkniesz, to do końca wakacji sam będziesz sobie szykował jedzenie i sprzątał.
- Szantażujesz mnie? - zakpił.
- Nie. Ja tylko stawiam warunki dla mnie dogodne, żeby uprzykrzyć ci życie - powiedziałam niewinnie.
- To jest szantaż - uściślił Lysander. Posłałam mu gniewne spojrzenie. - Ja nic nie mówiłem.
- Tak myślałam. Możemy już w spokoju skończyć posiłek?
- Tak - powiedział Lysander bez namysłu i usiadł.
- Niech ci będzie...
Usiadłam i zabrałam się za jedzenie. Reszta posiłku minęła na szczęście w spokoju i nikt nie roztrząsał tematu Victora. Po śniadaniu pomyłam naczynia i poszłam do salonu. Przeszukałam półki z książkami i wybrałam książkę Jumper. Usiadłam na sofie i otworzyłam swoją lekturę. Przy około pięćdziesiątej stronie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam czytając kolejny akapit.
- Witaj Katherine - brunet wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi.
- Kate. Cześć - spojrzałam na niego. - Miło cię widzieć.
- Ciebie również - uśmiechnął się delikatnie i podszedł bliżej.
- A więc... Co cię do mnie sprowadza? - spytałam zaciekawiona.
- Chciałem ci się zapytać, czy nie chciałabyś dzisiaj ze mną płynąć do rafy koralowej... Co ty na to?
- Trochę dziwne pytanie - powiedziałam z entuzjazmem i odłożyłam książkę na bok. - Kto normalny by nie chciał?
- Znam wiele takich osób. Na przykład moja młodsza siostra.
- Chętnie bym popłynęła, ale nie mam sprzętu....
- To żaden problem. Mogę ci pożyczyć. To jak? - zapytał z nadzieją. - Samemu to nie to samo.
- Okej - uśmiechnęłam się promiennie. - Kiedy?
- Kiedy masz ochotę.
- Nawet teraz!
- To pójdę przygotować wszystko. Ubierz strój kąpielowy i przyjdź za chwilę do mnie po sprzęt.
- Będę za dziesięć minut - jestem pewna, że oczy aż mi zabłysły ze szczęścia.
Zawsze chciałam nurkować w głębinach! Pobiegłam do sypialni i wyjęłam z szafy swój strój kąpielowy. Chłopcy patrzyli na mnie zdziwieni jak latam w tę i z powrotem po pokoju. Gdy wzięłam już wszystko, pobiegłam do łazienki się przebrać. Ubrałam fioletowy strój i nałożyłam sukienkę. Gotowa wyszłam z łazienki.
- Gdzie się wybierasz?
- Victor zaprosił mnie na nurkowanie do rafy. Nie mam czasu. Lecę. Pa! - wybiegłam z pokoju.
Skierowałam się do apartamentu bruneta. Zapukałam, a on od razu mi otworzył.
- Wejdź, rozgość się. Już kończę - uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach.
Jego pokój był dużo bardziej imponujący od naszego. Poszłam za nim do sypialni. Na łóżku leżały dwie pianki do nurkowania, butle tlenowe, płetwy i maski. Usiadłam na fotelu i przyglądałam się chłopakowi.
- Przebierz się. Tam jest toaleta - wskazał ciemne drzwi i podał mi jedną z pianek. - Zawołaj jeśli będziesz potrzebowała pomocy.
- Dzięki - uśmiechnęliśmy się do siebie i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Zdjęłam sukienkę i założyłam piankę. Dzięki mojemu pechowi, przy zapinaniu zamka, zahaczyłam włosy i nie mogłam ich odplątać. Mijały kolejne minuty, a ja tylko pogarszałam sprawę.
- Coś się stało? - zapytał Victor przez drzwi.
Westchnęłam ciężko i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je w stanęłam przed chłopakiem.
- Zahaczyłam włosami o suwak i nie mogę ich odplątać...
- Odwróć się, pomogę ci - wykonałam jego polecenie, a po chwili moje włosy były wolne.
- Dzięki za ratunek. Po raz kolejny.
- Nie ma za co. Wszystko gotowe. Sukienkę możesz zostawić na łóżku. Jedziemy?
- Jasne. Pomóc ci z czymś?
- Możesz wziąć kamerę i torbę. Ja wezmę te cięższe sprzęty.
- Okej - wzięłam swój bagaż i razem wyszliśmy z jego pokoju.
Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na parking. Poprowadził mnie do czarnego jeepa.
- To twój?
- Tak... Włóż rzeczy do tyłu i wsiadaj.
- Skąd masz pieniądze na to wszystko?
- Nieważne, wsiadaj.
- Okej... - odpowiedziałam zdziwiona jego zachowaniem.
Wsiadłam od strony pasażera i rozsiadłam się na szarym, skórzanym fotelu. Droga minęła bardzo szybko. Mój towarzysz nie odezwał się ani słowem. Zaparkował koło plaży i wysiadł jako pierwszy, żeby otworzyć mi drzwi. Chwycił mnie w talii i przeniósł na ziemię nie patrząc mi w oczy, po czym poszedł do bagażnika. Pobiegłam za nim.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam zmartwiona.
- Nie, przepraszam, jestem trochę przewrażliwiony...
- Nie ma problemu - powiedziałam z uśmiechem.
- Dzięki - odwzajemnił uśmiech.
- To co robimy?
- Popłyniemy łodzią w jedno miejsce i zanurkujemy do rafy koralowej.
- Okej... Idziemy?
Kiwnął głową i wzięliśmy sprzęt. Zaprowadził nas do małego jachtu.
- Jaki piękny! - wyrwało mi się.
- Jest mój. Dzisiaj także twój, więc rozgość się. Ja wszystko załaduję.
- Będę od ciebie odbierać.
- Dam radę.
- Jestem tego świadoma, ale chcę się na coś przydać.
Weszłam ostrożnie na pokład. Podłoże chwiało się na lekkich falach. Załadowaliśmy wszystko i usiedliśmy na przeciwko siebie w kokpicie.
- Wolisz płynąć na żaglach, czy silniku?
- Żagle. Wtedy jest ciekawiej, a akurat dobrze wieje.
- Znasz się na tym?
- Jak byłam mała, tata zabierał mnie na różne łodzie - uśmiechnęłam się na wspomnienie minionych lat, ale przypomniałam sobie ostatnią wizytę rodziców i posmutniałam.
- Co się stało? - zaniepokoił się Victor.
- Może kiedyś ci powiem... - wymusiłam uśmiech.
- Będę czekał... Chcesz pokierować? - zmienił temat.
- Nie umiem.
- Pomogę ci. To jak?
- Chętnie spróbuję.
Oddał mi ster i pokazał kierunek. Zajął się linami i wypłynęliśmy z przystani. Po półgodzinie śmiechu i rozmów na najróżniejsze tematy dopłynęliśmy na miejsce. Byliśmy około dwadzieścia metrów od skalistego brzegu.
- Gotowa?
- Jak nigdy dotąd!
Zarzucił kotwicę i spuścił drabinkę. Pomógł mi założyć butlę tlenową, po czym zrobił to samo ze sobą. Założyłam maskę i płetwy, po czym zeszłam po drabinie do wody. Nie miałam problemów z oddychaniem. Po chwili dołączył do mnie Victor z kamerą w ręce i wskazał kierunek do rafy koralowej. Popłynęłam za nim. Wyłonił się piękny widok kolorowych stworzeń. Wokół pływały ławice ryb, a na dnie leżały rozgwiazdy i małże. Victor podpłynął do jednej z nich i wrócił ze srebrną perłą. Podał mi ją i pokazał kieszeń w mojej piance. Włożyłam do niej kulkę i popłynęłam bliżej koralowców. Zauważyłam kilka krewetek przemieszczających się po dnie. Mój towarzysz pociągnął mnie za ramię i wskazał mi żółwia pływającego wśród ławicy błazenków. Wszystko kręcił swoją wodoodporną kamerą.
Spędziliśmy pod wodą około godziny, po czym wróciliśmy do jachtu.
- Zdejmij piankę i owiń się ręcznikiem. Wieje, a nie chcę żebyś się przeziębiła - powiedział po pozbyciu się butli.
Tak jak mi kazał zdjęłam piankę i przewiesiłam ją na boku łodzi. Wyjęłam ręczniki i podałam jeden brunetowi. Poszedł w moje ślady i zdjął piankę. Przyjrzałam się jego umięśnionemu torsowi i zawstydzona odwróciłam wzrok, kiedy to zauważył. Usiadłam, a on na mnie patrzył świdrującym wzrokiem. Owinęłam się puchatym ręcznikiem i przyciągnęłam kolana pod brodę.
- Podobało ci się? - zapytał usiadłszy koło mnie.
- Bardzo - mimowolnie się uśmiechnęłam. - Dziękuję za perłę.
- Nie ma za co. Opowiesz mi, czemu posmutniałaś jak mówiłaś o swoim tacie?
- Przed wyjazdem tutaj dowiedziałam się, że nie jest moim biologicznym ojcem... - westchnęłam.
- Rozumiem. Nie będę cię o nic więcej dopytywać.
- Dzięki.
W drodze powrotnej kierował Victor. Zmęczyłam się pływaniem, więc zeszłam pod pokład i położyłam się na kanapie. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu aż zasnęłam. Obudziłam się, gdy samochód wjechał w dziurę.
- Już jedziemy? - spytałam zaspana.
- Dokładniej właśnie wjeżdżamy na parking.
- Czemu mnie nie obudziłeś?! - ożywiłam się gwałtownie.
- Tak słodko spałaś... Aż żal było cię obudzić.
- Następnym razem nie pójdę spać... Chciałam ci pomóc, a tylko dodałam noszenia...
- Mi to nie przeszkadza. Jesteś lekka jak piórko. Chcesz to powtórzyć? - zdziwił się.
- No jasne. Ale muszę potrenować, żeby się nie zmęczyć.
- Obgadamy to kiedy indziej. Twój chłopak dzwonił, martwi się o ciebie.
- Szkoda... To jutro się zgadamy.
Staliśmy już na parkingu. Wysiadłam niezdarnie z samochodu, o mało się nie przewracając. Przeleciał mnie dreszcz i zorientowałam się, że jestem w samym stroju kąpielowym, tak samo jak brunet. Podbiegł do mnie i nałożył mi na ramiona suchy ręcznik.
- Masz sukienkę w moim pokoju.
Poszliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Poszliśmy do jego pokoju. Dał mi sukienkę, którą nałożyłam na siebie, i odprowadził pod drzwi mojego tymczasowego mieszkania. Pożegnaliśmy się i weszłam do środka.
- Hej, wróciłam! - krzyknęłam po przejściu przez próg.
Lysander wyszedł z sypialni i podszedł do mnie z uśmiechem i wzrokiem pełnym ulgi.
- Nareszcie - powiedział cicho i objął mnie w talii. Spojrzałam mu w oczy i zarzuciłam ręce na jego ramiona. Przyciągnął mnie bliżej i pocałował. Najpierw delikatnie, ostrożnie, a potem razem daliśmy się ponieść namiętności. Bawiłam się jego włosami. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy zaczęło brakować nam tchu. Spojrzał mi w oczy, a w jego własnych przyuważyłam iskierki szczęścia.
- Jak się bawiłaś? - spytał, owiewając mnie swoim miętowym oddechem. Przeszedł mnie miły dreszcz.
- Cudownie, ale nie tak jak z tobą - stwierdziłam, na co on zachichotał.
- Głodna? - na to słowo zaburczało mi w brzuchu. - Zrobię ci kanapki. Pewnie padasz z nóg.
- Trochę udało mi się przespać w drodze do domu - poszliśmy razem do kuchni trzymając się za ręce.
Uszykował mi tosty z sałatą i pomidorem. Usiadł na przeciwko mnie i patrzył jak jadłam.
- A co się stało z Kastielem?
- Ucieka przed Amber.
- Jak ja mogłam to przegapić! - pożaliłam się i skończyłam posiłek. - Pójdę się już położyć.
Wyszłam z kuchni i ruszyłam do sypialni. Wzięłam piżamę z szafy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i umyłam zęby. Po mnie do łazienki wszedł Lysander. Poszłam po książkę do salonu i wróciłam do sypialni. Położyłam się i zapaliłam lampkę. Po chwili wrócił wykąpany Lysander. Wszedł do łóżka koło mnie i przytulił. Odłożyłam książkę i z westchnieniem wtuliłam się w jego tors.
- Długi dzień? - spytał.
- I to jaki...
Zamknęłam oczy. Lysander głaskał mnie po głowie do póki nie odpłynęłam. Obudził mnie trzask drzwi. Do sypialni wbiegł wściekły Kastiel i nie zwracając na nas uwagi przeklinał pod nosem. Wziął piżamę i poszedł do łazienki. Wrócił po niespełna dwóch minutach i wślizgnął się do swojego łóżka.
- Dobranoc - powiedział odwrócony do nas plecami.
- Dobranoc - odpowiedzieliśmy równocześnie i z powrotem przytuliliśmy się do siebie, żeby znowu zatracić się w objęciach Morfeusza.
********************************
Nareszcie udało mi się napisać rozdział! Przepraszam za tak długą przerwę, ale jak zabierałam się do pisania, to miałam zanik weny, a jak do mnie wracała, to nie miałam dostępu do laptopa... Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy cierpliwie czekali na nexta i proszę o ułaskawienie za tak długą przerwę. Do następnego!
- Dzień dobry - ziewnęłam, a głos miałam jeszcze ochrypły.
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Świetnie - przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić godzinę. - Wpół do szóstej - powiedziałam do siebie. - Jesteś głodny?
- Delikatnie - powiedział przyglądając mi się.
- Ubiorę się i zrobię śniadanie.
Wyszłam z łóżka i stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej miętową sukienkę z paskiem i poszłam do toalety. Zakluczyłam za sobą drzwi i stanęłam przed lustrem. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Przebrałam się i wyszłam z łazienki. Odłożyłam piżamę wraz z kosmetyczką do szafy i poszłam do kuchni. Przechodząc przez salonik zauważyłam Lysandra zaczytanego w nowej lekturze. Przeszłam przez drzwi kuchenne i podeszłam do lodówki. Wyjęłam pierś z kurczaka, rukolę, majonez i awokado. Wzięłam też kilka bagietek i pieprz z szafki. Usmażyłam kurczaka i pokroiłam go w plastry. Przecięłam i posmarowałam majonezem bułki, po czym włożyłam do nich rukolę. Obrałam awokado i pokroiłam je, następnie włożyłam warzywo razem z plastrami kurczaka do kanapek. Doprawiłam pieprzem i położyłam na duży talerz. Nakryłam do stołu i poszłam po Lysandra.
- Śniadanie gotowe. Pójdę obudzić Kastiela - powiedziałam uśmiechnięta.
- Poczekam w jadalni - uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
Weszłam do sypialni i spojrzałam na rozwalonego czerwonowłosego. Spał na brzuchu, a jego kołdra leżała na podłodze. Podeszłam do niego po cichu i pochyliłam się nad jego uchem. Nabrałam powietrze w płuca.
- Wstawaj! - krzyknęłam, a on podskoczył.
Cofnęłam się o krok i zaczęłam się śmiać.
- Oszalałaś?! Miałem zawału dostać?!
- Nie, miałeś przyjść na śniadanie - powiedziałam już ciszej i wyszłam z pomieszczenia.
Udałam się do kuchni i usiadłam do stołu obok Lysandra. Cierpliwie czekał aż przyjdę.
- Napracowałaś się - powiedział z uznaniem.
- Miałam ochotę na coś innego - wytłumaczyłam i zaczęłam jeść. Lysander nadal czekał. - Nie jesteś głodny?
- Chcę poczekać na Kastiela.
- To chyba niezbyt dobra decyzja... Jest możliwość, że znowu się położył.
- Zaczekam jeszcze chwilę - oznajmił. Odłożyłam kanapkę i oparłam się.
- Okej - wstałam od stołu i podeszłam do drzwi, żeby je otworzyć. - Kastiel, rusz się, jeśli chcesz coś zjeść! - krzyknęłam i usiadłam z powrotem do stołu.
Po chwili usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi łazienki. Po około trzech minutach pojawił się Kastiel. Ubrany był w czerwoną bluzkę z szerokimi ramiączkami i czarne, krótkie spodnie. Bez słowa usiadł na przeciwko Lysandra i zaczęliśmy wszyscy jeść.
- Co cię łączy z tym Czarnym? - wypalił Kastiel.
- A co cię to obchodzi Czerwony? - spytałam.
Kątem oka zobaczyłam, że Lys śmieje się pod nosem. Kastiel widocznie się wkurzył.
- Jak mnie nazwałaś? - próbował udawać spokojnego, ale zauważyłam, że lekko się trzęsie.
- Czerwony - powtórzyłam. - Coś szanownemu panu nie pasuje? - uśmiechnęłam się zadziornie pod nosem.
- Pożałujesz tego - wstał od stołu, ale zatrzymałam go gestem ręki. Jeszcze bardziej się wkurzył, a Lys chciał interweniować.
- Poradzę sobie - uspokoiłam go i zwróciłam się z powrotem do Kastiela. - Jeśli mnie tkniesz, to do końca wakacji sam będziesz sobie szykował jedzenie i sprzątał.
- Szantażujesz mnie? - zakpił.
- Nie. Ja tylko stawiam warunki dla mnie dogodne, żeby uprzykrzyć ci życie - powiedziałam niewinnie.
- To jest szantaż - uściślił Lysander. Posłałam mu gniewne spojrzenie. - Ja nic nie mówiłem.
- Tak myślałam. Możemy już w spokoju skończyć posiłek?
- Tak - powiedział Lysander bez namysłu i usiadł.
- Niech ci będzie...
Usiadłam i zabrałam się za jedzenie. Reszta posiłku minęła na szczęście w spokoju i nikt nie roztrząsał tematu Victora. Po śniadaniu pomyłam naczynia i poszłam do salonu. Przeszukałam półki z książkami i wybrałam książkę Jumper. Usiadłam na sofie i otworzyłam swoją lekturę. Przy około pięćdziesiątej stronie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam czytając kolejny akapit.
- Witaj Katherine - brunet wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi.
- Kate. Cześć - spojrzałam na niego. - Miło cię widzieć.
- Ciebie również - uśmiechnął się delikatnie i podszedł bliżej.
- A więc... Co cię do mnie sprowadza? - spytałam zaciekawiona.
- Chciałem ci się zapytać, czy nie chciałabyś dzisiaj ze mną płynąć do rafy koralowej... Co ty na to?
- Trochę dziwne pytanie - powiedziałam z entuzjazmem i odłożyłam książkę na bok. - Kto normalny by nie chciał?
- Znam wiele takich osób. Na przykład moja młodsza siostra.
- Chętnie bym popłynęła, ale nie mam sprzętu....
- To żaden problem. Mogę ci pożyczyć. To jak? - zapytał z nadzieją. - Samemu to nie to samo.
- Okej - uśmiechnęłam się promiennie. - Kiedy?
- Kiedy masz ochotę.
- Nawet teraz!
- To pójdę przygotować wszystko. Ubierz strój kąpielowy i przyjdź za chwilę do mnie po sprzęt.
- Będę za dziesięć minut - jestem pewna, że oczy aż mi zabłysły ze szczęścia.
Zawsze chciałam nurkować w głębinach! Pobiegłam do sypialni i wyjęłam z szafy swój strój kąpielowy. Chłopcy patrzyli na mnie zdziwieni jak latam w tę i z powrotem po pokoju. Gdy wzięłam już wszystko, pobiegłam do łazienki się przebrać. Ubrałam fioletowy strój i nałożyłam sukienkę. Gotowa wyszłam z łazienki.
- Gdzie się wybierasz?
- Victor zaprosił mnie na nurkowanie do rafy. Nie mam czasu. Lecę. Pa! - wybiegłam z pokoju.
Skierowałam się do apartamentu bruneta. Zapukałam, a on od razu mi otworzył.
- Wejdź, rozgość się. Już kończę - uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach.
Jego pokój był dużo bardziej imponujący od naszego. Poszłam za nim do sypialni. Na łóżku leżały dwie pianki do nurkowania, butle tlenowe, płetwy i maski. Usiadłam na fotelu i przyglądałam się chłopakowi.
- Przebierz się. Tam jest toaleta - wskazał ciemne drzwi i podał mi jedną z pianek. - Zawołaj jeśli będziesz potrzebowała pomocy.
- Dzięki - uśmiechnęliśmy się do siebie i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Zdjęłam sukienkę i założyłam piankę. Dzięki mojemu pechowi, przy zapinaniu zamka, zahaczyłam włosy i nie mogłam ich odplątać. Mijały kolejne minuty, a ja tylko pogarszałam sprawę.
- Coś się stało? - zapytał Victor przez drzwi.
Westchnęłam ciężko i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je w stanęłam przed chłopakiem.
- Zahaczyłam włosami o suwak i nie mogę ich odplątać...
- Odwróć się, pomogę ci - wykonałam jego polecenie, a po chwili moje włosy były wolne.
- Dzięki za ratunek. Po raz kolejny.
- Nie ma za co. Wszystko gotowe. Sukienkę możesz zostawić na łóżku. Jedziemy?
- Jasne. Pomóc ci z czymś?
- Możesz wziąć kamerę i torbę. Ja wezmę te cięższe sprzęty.
- Okej - wzięłam swój bagaż i razem wyszliśmy z jego pokoju.
Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na parking. Poprowadził mnie do czarnego jeepa.
- To twój?
- Tak... Włóż rzeczy do tyłu i wsiadaj.
- Skąd masz pieniądze na to wszystko?
- Nieważne, wsiadaj.
- Okej... - odpowiedziałam zdziwiona jego zachowaniem.
Wsiadłam od strony pasażera i rozsiadłam się na szarym, skórzanym fotelu. Droga minęła bardzo szybko. Mój towarzysz nie odezwał się ani słowem. Zaparkował koło plaży i wysiadł jako pierwszy, żeby otworzyć mi drzwi. Chwycił mnie w talii i przeniósł na ziemię nie patrząc mi w oczy, po czym poszedł do bagażnika. Pobiegłam za nim.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam zmartwiona.
- Nie, przepraszam, jestem trochę przewrażliwiony...
- Nie ma problemu - powiedziałam z uśmiechem.
- Dzięki - odwzajemnił uśmiech.
- To co robimy?
- Popłyniemy łodzią w jedno miejsce i zanurkujemy do rafy koralowej.
- Okej... Idziemy?
Kiwnął głową i wzięliśmy sprzęt. Zaprowadził nas do małego jachtu.
- Jaki piękny! - wyrwało mi się.
- Jest mój. Dzisiaj także twój, więc rozgość się. Ja wszystko załaduję.
- Będę od ciebie odbierać.
- Dam radę.
- Jestem tego świadoma, ale chcę się na coś przydać.
Weszłam ostrożnie na pokład. Podłoże chwiało się na lekkich falach. Załadowaliśmy wszystko i usiedliśmy na przeciwko siebie w kokpicie.
- Wolisz płynąć na żaglach, czy silniku?
- Żagle. Wtedy jest ciekawiej, a akurat dobrze wieje.
- Znasz się na tym?
- Jak byłam mała, tata zabierał mnie na różne łodzie - uśmiechnęłam się na wspomnienie minionych lat, ale przypomniałam sobie ostatnią wizytę rodziców i posmutniałam.
- Co się stało? - zaniepokoił się Victor.
- Może kiedyś ci powiem... - wymusiłam uśmiech.
- Będę czekał... Chcesz pokierować? - zmienił temat.
- Nie umiem.
- Pomogę ci. To jak?
- Chętnie spróbuję.
Oddał mi ster i pokazał kierunek. Zajął się linami i wypłynęliśmy z przystani. Po półgodzinie śmiechu i rozmów na najróżniejsze tematy dopłynęliśmy na miejsce. Byliśmy około dwadzieścia metrów od skalistego brzegu.
- Gotowa?
- Jak nigdy dotąd!
Zarzucił kotwicę i spuścił drabinkę. Pomógł mi założyć butlę tlenową, po czym zrobił to samo ze sobą. Założyłam maskę i płetwy, po czym zeszłam po drabinie do wody. Nie miałam problemów z oddychaniem. Po chwili dołączył do mnie Victor z kamerą w ręce i wskazał kierunek do rafy koralowej. Popłynęłam za nim. Wyłonił się piękny widok kolorowych stworzeń. Wokół pływały ławice ryb, a na dnie leżały rozgwiazdy i małże. Victor podpłynął do jednej z nich i wrócił ze srebrną perłą. Podał mi ją i pokazał kieszeń w mojej piance. Włożyłam do niej kulkę i popłynęłam bliżej koralowców. Zauważyłam kilka krewetek przemieszczających się po dnie. Mój towarzysz pociągnął mnie za ramię i wskazał mi żółwia pływającego wśród ławicy błazenków. Wszystko kręcił swoją wodoodporną kamerą.
Spędziliśmy pod wodą około godziny, po czym wróciliśmy do jachtu.
- Zdejmij piankę i owiń się ręcznikiem. Wieje, a nie chcę żebyś się przeziębiła - powiedział po pozbyciu się butli.
Tak jak mi kazał zdjęłam piankę i przewiesiłam ją na boku łodzi. Wyjęłam ręczniki i podałam jeden brunetowi. Poszedł w moje ślady i zdjął piankę. Przyjrzałam się jego umięśnionemu torsowi i zawstydzona odwróciłam wzrok, kiedy to zauważył. Usiadłam, a on na mnie patrzył świdrującym wzrokiem. Owinęłam się puchatym ręcznikiem i przyciągnęłam kolana pod brodę.
- Podobało ci się? - zapytał usiadłszy koło mnie.
- Bardzo - mimowolnie się uśmiechnęłam. - Dziękuję za perłę.
- Nie ma za co. Opowiesz mi, czemu posmutniałaś jak mówiłaś o swoim tacie?
- Przed wyjazdem tutaj dowiedziałam się, że nie jest moim biologicznym ojcem... - westchnęłam.
- Rozumiem. Nie będę cię o nic więcej dopytywać.
- Dzięki.
W drodze powrotnej kierował Victor. Zmęczyłam się pływaniem, więc zeszłam pod pokład i położyłam się na kanapie. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu aż zasnęłam. Obudziłam się, gdy samochód wjechał w dziurę.
- Już jedziemy? - spytałam zaspana.
- Dokładniej właśnie wjeżdżamy na parking.
- Czemu mnie nie obudziłeś?! - ożywiłam się gwałtownie.
- Tak słodko spałaś... Aż żal było cię obudzić.
- Następnym razem nie pójdę spać... Chciałam ci pomóc, a tylko dodałam noszenia...
- Mi to nie przeszkadza. Jesteś lekka jak piórko. Chcesz to powtórzyć? - zdziwił się.
- No jasne. Ale muszę potrenować, żeby się nie zmęczyć.
- Obgadamy to kiedy indziej. Twój chłopak dzwonił, martwi się o ciebie.
- Szkoda... To jutro się zgadamy.
Staliśmy już na parkingu. Wysiadłam niezdarnie z samochodu, o mało się nie przewracając. Przeleciał mnie dreszcz i zorientowałam się, że jestem w samym stroju kąpielowym, tak samo jak brunet. Podbiegł do mnie i nałożył mi na ramiona suchy ręcznik.
- Masz sukienkę w moim pokoju.
Poszliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Poszliśmy do jego pokoju. Dał mi sukienkę, którą nałożyłam na siebie, i odprowadził pod drzwi mojego tymczasowego mieszkania. Pożegnaliśmy się i weszłam do środka.
- Hej, wróciłam! - krzyknęłam po przejściu przez próg.
Lysander wyszedł z sypialni i podszedł do mnie z uśmiechem i wzrokiem pełnym ulgi.
- Nareszcie - powiedział cicho i objął mnie w talii. Spojrzałam mu w oczy i zarzuciłam ręce na jego ramiona. Przyciągnął mnie bliżej i pocałował. Najpierw delikatnie, ostrożnie, a potem razem daliśmy się ponieść namiętności. Bawiłam się jego włosami. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy zaczęło brakować nam tchu. Spojrzał mi w oczy, a w jego własnych przyuważyłam iskierki szczęścia.
- Jak się bawiłaś? - spytał, owiewając mnie swoim miętowym oddechem. Przeszedł mnie miły dreszcz.
- Cudownie, ale nie tak jak z tobą - stwierdziłam, na co on zachichotał.
- Głodna? - na to słowo zaburczało mi w brzuchu. - Zrobię ci kanapki. Pewnie padasz z nóg.
- Trochę udało mi się przespać w drodze do domu - poszliśmy razem do kuchni trzymając się za ręce.
Uszykował mi tosty z sałatą i pomidorem. Usiadł na przeciwko mnie i patrzył jak jadłam.
- A co się stało z Kastielem?
- Ucieka przed Amber.
- Jak ja mogłam to przegapić! - pożaliłam się i skończyłam posiłek. - Pójdę się już położyć.
Wyszłam z kuchni i ruszyłam do sypialni. Wzięłam piżamę z szafy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i umyłam zęby. Po mnie do łazienki wszedł Lysander. Poszłam po książkę do salonu i wróciłam do sypialni. Położyłam się i zapaliłam lampkę. Po chwili wrócił wykąpany Lysander. Wszedł do łóżka koło mnie i przytulił. Odłożyłam książkę i z westchnieniem wtuliłam się w jego tors.
- Długi dzień? - spytał.
- I to jaki...
Zamknęłam oczy. Lysander głaskał mnie po głowie do póki nie odpłynęłam. Obudził mnie trzask drzwi. Do sypialni wbiegł wściekły Kastiel i nie zwracając na nas uwagi przeklinał pod nosem. Wziął piżamę i poszedł do łazienki. Wrócił po niespełna dwóch minutach i wślizgnął się do swojego łóżka.
- Dobranoc - powiedział odwrócony do nas plecami.
- Dobranoc - odpowiedzieliśmy równocześnie i z powrotem przytuliliśmy się do siebie, żeby znowu zatracić się w objęciach Morfeusza.
********************************
Nareszcie udało mi się napisać rozdział! Przepraszam za tak długą przerwę, ale jak zabierałam się do pisania, to miałam zanik weny, a jak do mnie wracała, to nie miałam dostępu do laptopa... Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy cierpliwie czekali na nexta i proszę o ułaskawienie za tak długą przerwę. Do następnego!
niedziela, 5 czerwca 2016
Rozdział XXV - Trochę strachu i spokój
Rano obudził mnie kaszel, ale słabszy od poprzedniego. Lysander poderwał się z miejsca. Wcześniej spał siedząc koło łóżka, trzymając mnie za rękę, a głowę miał położoną na pościeli.
- Co się dzieje? - spytał przerażony. Nadal kaszlałam. - Zawołam lekarza - wstał i wyszedł pośpiesznie z sali. Po chwili wrócił z mężczyzną w średnim wieku ubranym w kitel. Podeszli do mnie. Lekarz założył mi maskę tlenową.
- Proszę oddychać spokojnie - wykonałam polecenie, a mój oddech się ustabilizował. - Jak do tego doszło? - spytał Lysandra, który przybrał zmieszany wyraz twarzy.
- Ja... Sam nie wiem - spojrzał na mnie. Lekarz westchnął i zdjął mi maskę.
- To może pani mi opowie?
- Nurkowałam bez tlenu i zahaczyłam się o wodorost. Byłam około trzy metry pod wodą i nikt nie wiedział gdzie jestem. Zemdlałam pod wodą i obudziłam się na pomoście. Jakiś nurek mnie wyciągnął - z powrotem nałożył mi maskę.
- No to już wszystko jasne. Woda zagnieździła się w pani płucach. Musimy ją jak najszybciej usunąć.
- Na czym to polega? - spytał Lysander. Lekarz opowiedział nam o przebiegu zabiegu i zagrożeniach w związku z chorobą.
- Niedługo przyjdzie pielęgniarka panią przygotować - wyszedł z pokoju. Spojrzałam przerażona na Lysandra i mocniej ścisnęłam jego rękę.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się smutno i pocałował mnie w czoło. - Cieszę się, że jestem pierwszy - uśmiechnęłam się. Podniosłam się i przytuliłam go.
- Ja też - powiedziałam odsuwając maskę. Później przyszła pielęgniarka i zwiozła mnie na salę zabiegową. Lysander został w pokoju.
***
Po zabiegu wróciłam do pokoju. Nie było aż tak strasznie... Lysander czekał zniecierpliwiony.
- I jak? - zapytał.
- Nie było aż tak źle - uśmiechnęłam się.
- Będzie pani mogła wieczorem wrócić do domu - pielęgniarka zostawiła nas samych. Po chwili zadzwonił telefon Lysandra.
- Słucham?... Kastiel nic nie mówił?... Jesteśmy w szpitalu... Nic jej nie jest... Naprawdę?... Tak... To do zobaczenia - rozłączył się.
- Kto to?
- Rozalia... Wszyscy chcą tu przyjechać...
- Co?!
- Victor także... - westchnęłam i położyłam się. Ze spędzenia czasu sam na sam nici... Patrzyłam w sufit aż do przyjścia ekipy. Zapukali do drzwi i weszli do pomieszczenia.
- Kate! - Roza podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Zakaszlałam.
- Roza... Dusisz mnie - powiedziałam tracąc oddech.
- Rozalio, puść ją! - przeraził się Lys. Rozalia odskoczyła ode mnie zdziwiona.
- Nic mi nie jest Lysander. Już dobrze - uśmiechnęłam się cierpko żeby go uspokoić, jednak zabolała mnie klatka piersiowa.
- Czemu tu jesteś? - spytała Cassi.
- Przed chwilą wróciłam z zabiegu... Miałam wodę w płucach po tym podtopieniu - spojrzałam na Victora.
- A jak się czujesz? - zapytał Kastiel.
- W miarę dobrze - zwróciłam się do niego.
- Mogłaby czuć się lepiej - powiedział Lysander odwrócony tyłem do czerwonowłosego. Spojrzałam na nich zdziwiona. Nigdy się tak nie zachowywali...
- Co się stało? - zapytałam. Kastiel odwrócił wzrok.
- Nic - powiedział szybko Lysander. Po godzinie wypytywania mnie o wszystko grupa wróciła do hotelu. Znowu zostałam sama z Lysandrem.
- To powiesz mi, czemu pokłóciłeś się z Kastielem? - westchnął.
- Prawie się utopiłaś... Bałem się o ciebie, a on się śmiał...
- To nie jego wina. To ja się zahaczyłam... Znasz go, on już taki jest - uśmiechnęłam się. - Nie możecie się kłócić. Jesteście przyjaciółmi, a ja czuję się winna...
- Dobrze... Spróbuję się z nim pogodzić - uśmiechnął się delikatnie. Wieczorem pielęgniarka przyniosła wypis i receptę. Lys wziął moje rzeczy i wyszliśmy z budynku. Zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała po pięciu minutach.
- Dobry wieczór panienko Kate! - otworzył nam drzwi.
- Dobry wieczór panie Robercie - przywitałam się i razem z Lysem wsiedliśmy do samochodu. Taksówkarz ruszył i włączył muzykę.
- Dlaczego byliście w szpitalu? - zapytał w pewnym momencie.
- Wczoraj prawie się utopiłam i dzisiaj miałam zabieg - powiedział m w skrócie.
- Nie umie panienka pływać? - zaśmiał się.
- Umiem, i to bardzo dobrze, ale nurkowałam i zahaczyłam się pod wodą... - reszta drogi minęła w ciszy. Zatrzymaliśmy się całkiem przed wejściem do hotelu. Pożegnaliśmy się i weszliśmy do budynku. Białowłosy otworzył przede mną drzwi do naszego pokoju. Kastiel siedział na kanapie i oglądał telewizję. Lysander bez słowa poszedł do kuchni. Przysiadłam się do Kastiela, który patrzył jak Lys odchodził.
- Haj mała - próbował ukryć smutek za zadziornym uśmiechem, ale oczy go zdradziły.
- Cześć... Nie musisz udawać, przecież widzę - westchnął i odwrócił wzrok w stronę drzwi kuchennych.
- To był mój przyjaciel...
- Nadal nim jest. Nie uważasz, że powinieneś coś zrobić?
- Co?
- Na przykład przeprosić? Na pewno ci wybaczy.
- Za co mam go przepraszać?
- Ja nie wiem... Ale powinieneś ogólnie go przeprosić. Dziwię mu się, że tyle z tobą wytrzymał - uśmiechnęłam się ciepło.
- Teraz?
- A wolisz to odwlekać?
- Do tej pory nikogo nie przepraszałem.
- To czas najwyższy - wstałam i wyciągnęłam rękę w jego stronę. - Rusz cztery litery, nie będę tak nad tobą stać - niepewnie chwycił moją rękę i wstał.
- Muszę?
- Chcesz się z nim pogodzić, czy nie? - poszłam razem z nim. Otworzyłam drzwi. Lysander patrzył zamyślony przez okno. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Spojrzał się na mnie, a ja wskazałam na drzwi. - Zostawię was samych - uśmiechnęłam się do obydwu. Przechodząc koło Kastiela powiedziałam cicho "Dasz radę" i wyszłam zostawiając uchylone drzwi. Spojrzałam przez szparę. Kastiel podszedł bliżej Lysandra. Po chwili monologu Kastiela Lysander delikatnie podniósł kącik ust, po czym się objęli. Chcieli wyjść z kuchni, więc szybko popędziłam na kanapę. Wyszli uśmiechnięci i usiedli obok mnie.
- Dzięki - zaczął Kastiel.
- Nie ma za co.
- To dzięki tobie się pogodziliśmy - powiedział Lysander.
- Ale też ja się przyczyniłam do waszej kłótni - dziękowali mi, ale przerwał im dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
- Nieznany numer - powiedziałam do siebie. Odebrałam telefon. - Halo?
- Czy mam przyjemność rozmawiać z Katherine?
- Tak, to ja. Kto mówi?
- Victor... Dostałem twój numer od białowłosej dziewczyny.. Rozalii? Chciałem się zapytać jak się czujesz.
- Już lepiej.
- Mógłbym cię odwiedzić? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. - Nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się - przerwałam mu - tylko że nie znam adresu hotelu w którym się zatrzymaliśmy.
- Mieszkamy w tym samym, więc o to nie musisz się martwić. Podaj mi tylko numer pokoju i piętro.
- Piętro piąte, pokój 48 - powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
- Zaraz będę - rozłączył się. Po pół minucie ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć.
- Cześć, wejdź - przepuściłam Victora w drzwiach. - Szybko przyszedłeś.
- Mieszkamy na tym samym piętrze - uśmiechnął się. Chłopacy dziwnie na nas patrzyli.
- Chyba już znacie Victora? - zapytałam.
- Tak... - odpowiedzieli równocześnie.
- Chodź do sypialni - pociągnęłam go za sobą. Zamknęłam drzwi i usiedliśmy na moim łóżku. - Nie miałam jeszcze okazji ci podziękować, więc bardzo dziękuję - uśmiechnęłam się ciepło.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu - rozmawialiśmy do późna. Złapaliśmy swego rodzaju nić porozumienia. Powiedział mi w którym pokoju mieszka, jakbym chciała pogadać. Przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. Odwróciłam się i spojrzałam na moich współlokatorów. Mieli skrzywione miny.
- Coś nie tak? - zachichotałam. Szkoda, że nie mogę im zrobić zdjęcia... Usiadłam na fotelu i, nie zwracając na nich uwagi, włączyłam telewizor.
- Od kiedy wy się znacie? - zapytał nadal zdziwiony Kastiel.
- Od wczoraj - nie zwracałam uwagi na ich dalsze pytania. Wyłączyłam telewizor i poszłam uszykować się do snu. Wzięłam swoją ulubioną piżamę i kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i wytarłam się ręcznikiem. Ubrałam piżamę i podeszłam do umywalki, żeby umyć zęby. Później wysuszyłam włosy i zaplotłam je w warkocze. Wzięłam wszystko i wróciłam do sypialni. Przy szafie stał Kastiel próbujący domknąć swoją część. Westchnęłam, odłożyłam rzeczy na łóżko i podeszłam do niego.
- Coś nie tak mała?
- Lepiej się odsuń - wyrzuciłam wszystkie jego rzeczy, poskładałam, poukładałam według rodzaju i odcieni i powkładałam z powrotem. On wszystkiemu się przyglądał. Zajęło mi to około dziesięciu minut.
- Nieźle - powiedział z uznaniem. Wzięłam swoje rzeczy i zaczęłam je układać. Kastiel przyglądał się mojemu dziełu, kiedy wszedł Lysander.
- Kolacja gotowa - spojrzał do szafy Kasa. - Gratuluję Kastiel. Pierwszy raz widzę u ciebie taki porządek.
- No wiesz, staram się - odpowiedział spoglądając na przyjaciela, a ja się zaśmiałam. - No dobra.. To dzieło twojej dziewczyny - przyznał.
- Możesz się chwalić. Mi to nie przeszkadza, ale następnym razem od razu powiedz to zajmie mi to pięć razy krócej - położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. - Dobranoc!
- Dobranoc - powiedzieli równocześnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w spokojnym, kojącym śnie.
********************************************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam zanik weny i sporo nauki. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zachęcam do podawania linków do waszych opowiadań!
- Co się dzieje? - spytał przerażony. Nadal kaszlałam. - Zawołam lekarza - wstał i wyszedł pośpiesznie z sali. Po chwili wrócił z mężczyzną w średnim wieku ubranym w kitel. Podeszli do mnie. Lekarz założył mi maskę tlenową.
- Proszę oddychać spokojnie - wykonałam polecenie, a mój oddech się ustabilizował. - Jak do tego doszło? - spytał Lysandra, który przybrał zmieszany wyraz twarzy.
- Ja... Sam nie wiem - spojrzał na mnie. Lekarz westchnął i zdjął mi maskę.
- To może pani mi opowie?
- Nurkowałam bez tlenu i zahaczyłam się o wodorost. Byłam około trzy metry pod wodą i nikt nie wiedział gdzie jestem. Zemdlałam pod wodą i obudziłam się na pomoście. Jakiś nurek mnie wyciągnął - z powrotem nałożył mi maskę.
- No to już wszystko jasne. Woda zagnieździła się w pani płucach. Musimy ją jak najszybciej usunąć.
- Na czym to polega? - spytał Lysander. Lekarz opowiedział nam o przebiegu zabiegu i zagrożeniach w związku z chorobą.
- Niedługo przyjdzie pielęgniarka panią przygotować - wyszedł z pokoju. Spojrzałam przerażona na Lysandra i mocniej ścisnęłam jego rękę.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się smutno i pocałował mnie w czoło. - Cieszę się, że jestem pierwszy - uśmiechnęłam się. Podniosłam się i przytuliłam go.
- Ja też - powiedziałam odsuwając maskę. Później przyszła pielęgniarka i zwiozła mnie na salę zabiegową. Lysander został w pokoju.
***
Po zabiegu wróciłam do pokoju. Nie było aż tak strasznie... Lysander czekał zniecierpliwiony.
- I jak? - zapytał.
- Nie było aż tak źle - uśmiechnęłam się.
- Będzie pani mogła wieczorem wrócić do domu - pielęgniarka zostawiła nas samych. Po chwili zadzwonił telefon Lysandra.
- Słucham?... Kastiel nic nie mówił?... Jesteśmy w szpitalu... Nic jej nie jest... Naprawdę?... Tak... To do zobaczenia - rozłączył się.
- Kto to?
- Rozalia... Wszyscy chcą tu przyjechać...
- Co?!
- Victor także... - westchnęłam i położyłam się. Ze spędzenia czasu sam na sam nici... Patrzyłam w sufit aż do przyjścia ekipy. Zapukali do drzwi i weszli do pomieszczenia.
- Kate! - Roza podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Zakaszlałam.
- Roza... Dusisz mnie - powiedziałam tracąc oddech.
- Rozalio, puść ją! - przeraził się Lys. Rozalia odskoczyła ode mnie zdziwiona.
- Nic mi nie jest Lysander. Już dobrze - uśmiechnęłam się cierpko żeby go uspokoić, jednak zabolała mnie klatka piersiowa.
- Czemu tu jesteś? - spytała Cassi.
- Przed chwilą wróciłam z zabiegu... Miałam wodę w płucach po tym podtopieniu - spojrzałam na Victora.
- A jak się czujesz? - zapytał Kastiel.
- W miarę dobrze - zwróciłam się do niego.
- Mogłaby czuć się lepiej - powiedział Lysander odwrócony tyłem do czerwonowłosego. Spojrzałam na nich zdziwiona. Nigdy się tak nie zachowywali...
- Co się stało? - zapytałam. Kastiel odwrócił wzrok.
- Nic - powiedział szybko Lysander. Po godzinie wypytywania mnie o wszystko grupa wróciła do hotelu. Znowu zostałam sama z Lysandrem.
- To powiesz mi, czemu pokłóciłeś się z Kastielem? - westchnął.
- Prawie się utopiłaś... Bałem się o ciebie, a on się śmiał...
- To nie jego wina. To ja się zahaczyłam... Znasz go, on już taki jest - uśmiechnęłam się. - Nie możecie się kłócić. Jesteście przyjaciółmi, a ja czuję się winna...
- Dobrze... Spróbuję się z nim pogodzić - uśmiechnął się delikatnie. Wieczorem pielęgniarka przyniosła wypis i receptę. Lys wziął moje rzeczy i wyszliśmy z budynku. Zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała po pięciu minutach.
- Dobry wieczór panienko Kate! - otworzył nam drzwi.
- Dobry wieczór panie Robercie - przywitałam się i razem z Lysem wsiedliśmy do samochodu. Taksówkarz ruszył i włączył muzykę.
- Dlaczego byliście w szpitalu? - zapytał w pewnym momencie.
- Wczoraj prawie się utopiłam i dzisiaj miałam zabieg - powiedział m w skrócie.
- Nie umie panienka pływać? - zaśmiał się.
- Umiem, i to bardzo dobrze, ale nurkowałam i zahaczyłam się pod wodą... - reszta drogi minęła w ciszy. Zatrzymaliśmy się całkiem przed wejściem do hotelu. Pożegnaliśmy się i weszliśmy do budynku. Białowłosy otworzył przede mną drzwi do naszego pokoju. Kastiel siedział na kanapie i oglądał telewizję. Lysander bez słowa poszedł do kuchni. Przysiadłam się do Kastiela, który patrzył jak Lys odchodził.
- Haj mała - próbował ukryć smutek za zadziornym uśmiechem, ale oczy go zdradziły.
- Cześć... Nie musisz udawać, przecież widzę - westchnął i odwrócił wzrok w stronę drzwi kuchennych.
- To był mój przyjaciel...
- Nadal nim jest. Nie uważasz, że powinieneś coś zrobić?
- Co?
- Na przykład przeprosić? Na pewno ci wybaczy.
- Za co mam go przepraszać?
- Ja nie wiem... Ale powinieneś ogólnie go przeprosić. Dziwię mu się, że tyle z tobą wytrzymał - uśmiechnęłam się ciepło.
- Teraz?
- A wolisz to odwlekać?
- Do tej pory nikogo nie przepraszałem.
- To czas najwyższy - wstałam i wyciągnęłam rękę w jego stronę. - Rusz cztery litery, nie będę tak nad tobą stać - niepewnie chwycił moją rękę i wstał.
- Muszę?
- Chcesz się z nim pogodzić, czy nie? - poszłam razem z nim. Otworzyłam drzwi. Lysander patrzył zamyślony przez okno. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Spojrzał się na mnie, a ja wskazałam na drzwi. - Zostawię was samych - uśmiechnęłam się do obydwu. Przechodząc koło Kastiela powiedziałam cicho "Dasz radę" i wyszłam zostawiając uchylone drzwi. Spojrzałam przez szparę. Kastiel podszedł bliżej Lysandra. Po chwili monologu Kastiela Lysander delikatnie podniósł kącik ust, po czym się objęli. Chcieli wyjść z kuchni, więc szybko popędziłam na kanapę. Wyszli uśmiechnięci i usiedli obok mnie.
- Dzięki - zaczął Kastiel.
- Nie ma za co.
- To dzięki tobie się pogodziliśmy - powiedział Lysander.
- Ale też ja się przyczyniłam do waszej kłótni - dziękowali mi, ale przerwał im dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
- Nieznany numer - powiedziałam do siebie. Odebrałam telefon. - Halo?
- Czy mam przyjemność rozmawiać z Katherine?
- Tak, to ja. Kto mówi?
- Victor... Dostałem twój numer od białowłosej dziewczyny.. Rozalii? Chciałem się zapytać jak się czujesz.
- Już lepiej.
- Mógłbym cię odwiedzić? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. - Nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się - przerwałam mu - tylko że nie znam adresu hotelu w którym się zatrzymaliśmy.
- Mieszkamy w tym samym, więc o to nie musisz się martwić. Podaj mi tylko numer pokoju i piętro.
- Piętro piąte, pokój 48 - powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
- Zaraz będę - rozłączył się. Po pół minucie ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć.
- Cześć, wejdź - przepuściłam Victora w drzwiach. - Szybko przyszedłeś.
- Mieszkamy na tym samym piętrze - uśmiechnął się. Chłopacy dziwnie na nas patrzyli.
- Chyba już znacie Victora? - zapytałam.
- Tak... - odpowiedzieli równocześnie.
- Chodź do sypialni - pociągnęłam go za sobą. Zamknęłam drzwi i usiedliśmy na moim łóżku. - Nie miałam jeszcze okazji ci podziękować, więc bardzo dziękuję - uśmiechnęłam się ciepło.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu - rozmawialiśmy do późna. Złapaliśmy swego rodzaju nić porozumienia. Powiedział mi w którym pokoju mieszka, jakbym chciała pogadać. Przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. Odwróciłam się i spojrzałam na moich współlokatorów. Mieli skrzywione miny.
- Coś nie tak? - zachichotałam. Szkoda, że nie mogę im zrobić zdjęcia... Usiadłam na fotelu i, nie zwracając na nich uwagi, włączyłam telewizor.
- Od kiedy wy się znacie? - zapytał nadal zdziwiony Kastiel.
- Od wczoraj - nie zwracałam uwagi na ich dalsze pytania. Wyłączyłam telewizor i poszłam uszykować się do snu. Wzięłam swoją ulubioną piżamę i kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i wytarłam się ręcznikiem. Ubrałam piżamę i podeszłam do umywalki, żeby umyć zęby. Później wysuszyłam włosy i zaplotłam je w warkocze. Wzięłam wszystko i wróciłam do sypialni. Przy szafie stał Kastiel próbujący domknąć swoją część. Westchnęłam, odłożyłam rzeczy na łóżko i podeszłam do niego.
- Coś nie tak mała?
- Lepiej się odsuń - wyrzuciłam wszystkie jego rzeczy, poskładałam, poukładałam według rodzaju i odcieni i powkładałam z powrotem. On wszystkiemu się przyglądał. Zajęło mi to około dziesięciu minut.
- Nieźle - powiedział z uznaniem. Wzięłam swoje rzeczy i zaczęłam je układać. Kastiel przyglądał się mojemu dziełu, kiedy wszedł Lysander.
- Kolacja gotowa - spojrzał do szafy Kasa. - Gratuluję Kastiel. Pierwszy raz widzę u ciebie taki porządek.
- No wiesz, staram się - odpowiedział spoglądając na przyjaciela, a ja się zaśmiałam. - No dobra.. To dzieło twojej dziewczyny - przyznał.
- Możesz się chwalić. Mi to nie przeszkadza, ale następnym razem od razu powiedz to zajmie mi to pięć razy krócej - położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. - Dobranoc!
- Dobranoc - powiedzieli równocześnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w spokojnym, kojącym śnie.
********************************************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam zanik weny i sporo nauki. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zachęcam do podawania linków do waszych opowiadań!
wtorek, 31 maja 2016
Rozdział XXIV - Znowu szpital...
Na początku chcę poinformować, że wprowadzam nowego bohatera, którego perspektywą rozpocznę. Miłego czytania ;)
Po kilkugodzinnym badaniu morskich głębin wracałem na plażę. Dokładnie przyglądałem się dnu w poszukiwaniu kolejnych muszli. W pewnym momencie zobaczyłem piękną, białowłosą dziewczynę leżącą na dnie. Przerażony podpłynąłem do niej. Nogę miała uwięzioną w jednej z alg. Wyjąłem swój nóż i przeciąłem wodorost. Dziewczyna miała ciepłą skórę, co oznaczało, że jeszcze żyje. Wypłynąłem z nią na powierzchnię. Nie traciłem czasu na zdjęcie maski i położyłem ją na najbliższym pomoście. Wskoczyłem na niego, pozbyłem się sprzętu i zacząłem ją reanimować.
- Halo! Słyszysz mnie?! - nie odpowiedziała. Wróciłem do uciśnięć i wdechów. Dookoła było pełno gapiów. Skupiłem się tylko na niej. Na szczęście zaczęła kaszleć. Otworzyła oczy i przewróciła się na bok. Po chwili odzyskała oddech. Spojrzała na mnie pięknymi, dwukolorowymi oczami.
- Dziękuję - powiedziała drżącym głosem.
- Kate! - przez tłum przecisnął się jakiś białowłosy chłopak. Ukląkł obok niej i przytulił. - Tak się o ciebie bałem! Nie mogłem cię znaleźć...
- On mnie uratował - wskazała na mnie. - Inaczej bym utonęła...
- Dziękuję panu - wziął dziewczynę na ręce, a ona wtuliła się w jego tors.
- Mów mi Victor.
- Ja jestem Lysander, a białowłosa piękność którą uratowałeś to Katherine.
- Kate - poprawiła go.
- Nie chciałbyś się do nas dołączyć?
- Wezmę tylko swój sprzęt - podniosłem butlę i maskę z podłoża i podążyłem za nimi.
PERSPEKTYWA KATE
Wtuliłam się w Lysandra. Co chwilę patrzyłam na chłopaka, który mnie uratował. Miał idealne rysy twarzy, bez żadnych niedoskonałości. Jego morskie oczy spoglądały na mnie ukradkiem, a wilgotne, hebanowe włosy powiewały na lekkim wietrze. Miał na sobie piankę do nurkowania, która podkreślała jego umięśnione ciało. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Czekali na nas zmartwieni, nawet Kastiel był zdenerwowany.
- Kate... Przepraszam cię, nie powinienem się śmiać - powiedział skruszony Kastiel.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego lekko. Lysander się nie odezwał i z kamienną twarzą odszedł od czerwonowłosego, po czym położył mnie na kocu i zawinął w ręcznik.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej... Możemy wrócić do hotelu? Jestem strasznie zmęczona...
- Pewnie - spakował nasze rzeczy. Powiedział reszcie, że wracamy i znowu wziął mnie na ręce.
- Nie musisz mnie nieść...
- Jesteś jeszcze słaba. Dla mnie to nie problem - uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i wtuliłam się w niego. Gdy odchodziliśmy zauważyłam, że reszta rozmawia z Victorem. W połowie drogi zasnęłam. Przebudziłam się w windzie. - Śpij dalej - powiedział spokojnie białowłosy. Zamknęłam oczy i po raz kolejny odpłynęłam.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Był środek nocy. Obudził mnie silny kaszel. Nie mogłam złapać tchu, dławiłam się. Z mojego gardła zaczęła tryskać krew. Ktoś zapalił światło.
- Kate! - Lysander podbiegł do mnie.
- Co się dzieje? - spytał zaspany Kastiel i spojrzał w naszą stronę. - Dzwonię na pogotowie! - zadzwonił i podszedł do nas. Lysander wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Kastiel poszedł za nami. Nie mogłam przestać kaszleć.
- To twoja wina - rzucił wściekły i jednocześnie przerażony Lysander.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy? - białowłosy nic nie odpowiedział. Wszedł do windy i zjechał na dół. Wyszliśmy z hotelu, a na dworze było słychać syreny. Kolejny raz w szpitalu... Lysander podszedł do karetki. Zapakowali mnie do środka.
- Chcę z nią jechać - powiedział białowłosy.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem chłopakiem.
- Jest tu ktoś z rodziny?
- Jej siostra, ale teraz śpi - dyskutowali chwilę, aż ratownik pozwolił Lysowi wsiąść do wozu. - Jestem przy tobie - chwycił mnie za rękę. Jechaliśmy na sygnale. Mój kaszel był coraz słabszy, aż w końcu ustał. Dojechaliśmy do szpitala i zawieźli mnie na salę. Od razu zajął się mną lekarz. Zrobił podstawowe badania i podał leki. Później mogłam iść spać. Lysander czuwał nade mną. Mogłam w spokoju zasnąć.
PERSPEKTYWA KATE
Wtuliłam się w Lysandra. Co chwilę patrzyłam na chłopaka, który mnie uratował. Miał idealne rysy twarzy, bez żadnych niedoskonałości. Jego morskie oczy spoglądały na mnie ukradkiem, a wilgotne, hebanowe włosy powiewały na lekkim wietrze. Miał na sobie piankę do nurkowania, która podkreślała jego umięśnione ciało. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Czekali na nas zmartwieni, nawet Kastiel był zdenerwowany.
- Kate... Przepraszam cię, nie powinienem się śmiać - powiedział skruszony Kastiel.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego lekko. Lysander się nie odezwał i z kamienną twarzą odszedł od czerwonowłosego, po czym położył mnie na kocu i zawinął w ręcznik.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej... Możemy wrócić do hotelu? Jestem strasznie zmęczona...
- Pewnie - spakował nasze rzeczy. Powiedział reszcie, że wracamy i znowu wziął mnie na ręce.
- Nie musisz mnie nieść...
- Jesteś jeszcze słaba. Dla mnie to nie problem - uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i wtuliłam się w niego. Gdy odchodziliśmy zauważyłam, że reszta rozmawia z Victorem. W połowie drogi zasnęłam. Przebudziłam się w windzie. - Śpij dalej - powiedział spokojnie białowłosy. Zamknęłam oczy i po raz kolejny odpłynęłam.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Był środek nocy. Obudził mnie silny kaszel. Nie mogłam złapać tchu, dławiłam się. Z mojego gardła zaczęła tryskać krew. Ktoś zapalił światło.
- Kate! - Lysander podbiegł do mnie.
- Co się dzieje? - spytał zaspany Kastiel i spojrzał w naszą stronę. - Dzwonię na pogotowie! - zadzwonił i podszedł do nas. Lysander wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Kastiel poszedł za nami. Nie mogłam przestać kaszleć.
- To twoja wina - rzucił wściekły i jednocześnie przerażony Lysander.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się skończy? - białowłosy nic nie odpowiedział. Wszedł do windy i zjechał na dół. Wyszliśmy z hotelu, a na dworze było słychać syreny. Kolejny raz w szpitalu... Lysander podszedł do karetki. Zapakowali mnie do środka.
- Chcę z nią jechać - powiedział białowłosy.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem chłopakiem.
- Jest tu ktoś z rodziny?
- Jej siostra, ale teraz śpi - dyskutowali chwilę, aż ratownik pozwolił Lysowi wsiąść do wozu. - Jestem przy tobie - chwycił mnie za rękę. Jechaliśmy na sygnale. Mój kaszel był coraz słabszy, aż w końcu ustał. Dojechaliśmy do szpitala i zawieźli mnie na salę. Od razu zajął się mną lekarz. Zrobił podstawowe badania i podał leki. Później mogłam iść spać. Lysander czuwał nade mną. Mogłam w spokoju zasnąć.
poniedziałek, 30 maja 2016
Info!
Kochani! Od teraz będę wstawiać rozdziały mniej regularnie. Nie mam ostatnio czasu na pisanie i robię to po nocach... Kolejny rozdział pojawi się jutro późnym wieczorem. Pozdrawiam serdecznie ☺ Dobranoc!
niedziela, 29 maja 2016
Rozdział XXIII - Natręt i wyznanie
- Hej! Cześć! Jesteś sama? - zapytał mnie jakiś opalony blondyn z tatuażami. Trzymał deskę surfingową.
- Hmm? Hej... Jestem tu z przyjaciółmi.
- Jakoś ich nie widzę - zlustrował mnie wzrokiem i z uśmieszkiem w stylu Kastiela usiadł obok. Odsunęłam się kawałek.
- Nie bądź taka nieśmiała! - objął mnie ramieniem. - Do jakiej szkoły chodzisz?
- A co cię to interesuje? - usiłowałam zdjąć jego ramię.
- Tak się pytam. Jak się nazywasz? - cały czas pożerał mnie wzrokiem.
- Kate... - powiedziałam od niechcenia.
- Słodkie imię, tak jak jego właścicielka! Ja jestem Dakota, ale wszyscy mówią na mnie Dake.
- Miło mi... - czego on ode mnie chce?
- Często tu przychodzisz?
- Jestem tu pierwszy raz.
- Też nie jestem stąd. Pochodzę z Australii. Przyjechałem tu poserfować i odwiedzić wujka, który pracuje w Słodkim Amorisie jako wuefista.
- Nie nazywa się Borys?
- Tak! Znasz go?
- Można tak powiedzieć... Możesz wziąć tą rękę? - przybliżył się do mnie.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - szepnął mi do ucha. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Zostaw mnie! - Coraz bardziej się zbliżał.
- Wydaję mi się, że powiedziała ci, żebyś ją zostawił...
- Nikt cię nie prosił o wtrącanie się.
- Zostaw go, to mój chłopak! - wkurzyłam się.
- Chodź Kate, zostawmy go w spokoju - pomógł mi wstać.
- Dzięki Lysander... - chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę reszty.
- Naprawdę przyciągasz kłopoty...
- Nie robię tego specjalnie! Nie wiem nawet dlaczego do mnie zagadał.
- Z twoim wyglądem każdy chciałby z tobą pogadać - zarumieniłam się i uśmiechnęłam pod nosem.
- Dzięki... - usiedliśmy na kocu.
- Kto to w ogóle był?
- Jakiś Dake...
- Jak plecy?
- Już normalnie, ale w najbliższym czasie lepiej, żebym się nie opalała... - rozmawialiśmy dalej, później dołączyła się też reszta, aż doszło do tego, że zaczęliśmy grać w butelkę. Nawet Amber się dołączyła. Ja kręciłam pierwsza. Wypadło na Kastiela.
- Pytanie, czy wyzwanie?
- Nie będę tchórzem. Wyzwanie - powiedział pewnie. Chwilę się zastanowiłam i wymyśliłam idealne zadanie.
- Pocałuj Amber. W usta - powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. Amber się ucieszyła, a Kastiel zniesmaczony patrzył na mnie. - Co? Wymiękasz? - wyszczerzyłam się.
- Nie, wcale... - niechętnie podszedł do Amber, objął jej twarz i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu obok Lysandra. - Zadowolona?
- I to jak - każdy z nas wykonał już kilka zadań. Teraz kręcił Kastiel i wypadło na mnie...
- Prawda, czy wyzwanie - powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Prawda.
- W ilu związkach byłaś przed Lysandrem? - takiego pytania się nie spodziewałam... Zrobiłam się czerwona, spojrzałam na Lysandra, a potem spuściłam wzrok. - Było ich aż tyle? - zaśmiał się. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- Lysander jest pierwszy... - powiedziałam cicho.
- Co powiedziałaś? Bo nie słyszałem.
- Lysander jest moim pierwszym chłopakiem - powiedziałam już trochę pewniej. Kastiel zaczął się śmiać. Poczułam łzy napływające mi do oczu. Wstałam i pobiegłam do wody.
- Kate! - usłyszałam za sobą głos Lysandra. Nie zwróciłam na niego uwagi. Wskoczyłam do wody i popłynęłam poza grunt. Zanurkowałam i położyłam się na dnie. Chciało mi się płakać. Powoli brakowało mi powietrza. Chciałam wypłynąć, żeby zaczerpnąć tchu, ale zaczepiłam nogą o jakieś glony. Nie mogłam się uwolnić. Zaczęłam panikować. Nie miałam już powietrza. Zaczęłam krzyczeć, przez co tylko traciłam resztki tlenu. Słona woda wpływała wprost do mojego gardła. Szarpałam się, dopóki nie zaczęłam widzieć ciemności przed oczami. Wiedziałam, że to już po mnie. Ostatkiem sił próbowałam przegryźć glony, ale były zbyt mocne. Byłam trzy metry pod wodą, nikogo nie było wokoło. Dławiłam się. Opadłam na dno wycieńczona i zamknęłam oczy. Poddałam się. Już po mnie - pomyślałam.
*************************************
Dzisiaj kończymy bardzo pesymistycznym akcentem... Mam nadzieję, że się podobało. Za wszystkie błędy przepraszam, głównie interpunkcyjne... Zapraszam do komentowania. Do następnego ;)
- Hmm? Hej... Jestem tu z przyjaciółmi.
- Jakoś ich nie widzę - zlustrował mnie wzrokiem i z uśmieszkiem w stylu Kastiela usiadł obok. Odsunęłam się kawałek.
- Nie bądź taka nieśmiała! - objął mnie ramieniem. - Do jakiej szkoły chodzisz?
- A co cię to interesuje? - usiłowałam zdjąć jego ramię.
- Tak się pytam. Jak się nazywasz? - cały czas pożerał mnie wzrokiem.
- Kate... - powiedziałam od niechcenia.
- Słodkie imię, tak jak jego właścicielka! Ja jestem Dakota, ale wszyscy mówią na mnie Dake.
- Miło mi... - czego on ode mnie chce?
- Często tu przychodzisz?
- Jestem tu pierwszy raz.
- Też nie jestem stąd. Pochodzę z Australii. Przyjechałem tu poserfować i odwiedzić wujka, który pracuje w Słodkim Amorisie jako wuefista.
- Nie nazywa się Borys?
- Tak! Znasz go?
- Można tak powiedzieć... Możesz wziąć tą rękę? - przybliżył się do mnie.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - szepnął mi do ucha. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Zostaw mnie! - Coraz bardziej się zbliżał.
- Wydaję mi się, że powiedziała ci, żebyś ją zostawił...
- Nikt cię nie prosił o wtrącanie się.
- Zostaw go, to mój chłopak! - wkurzyłam się.
- Chodź Kate, zostawmy go w spokoju - pomógł mi wstać.
- Dzięki Lysander... - chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę reszty.
- Naprawdę przyciągasz kłopoty...
- Nie robię tego specjalnie! Nie wiem nawet dlaczego do mnie zagadał.
- Z twoim wyglądem każdy chciałby z tobą pogadać - zarumieniłam się i uśmiechnęłam pod nosem.
- Dzięki... - usiedliśmy na kocu.
- Kto to w ogóle był?
- Jakiś Dake...
- Jak plecy?
- Już normalnie, ale w najbliższym czasie lepiej, żebym się nie opalała... - rozmawialiśmy dalej, później dołączyła się też reszta, aż doszło do tego, że zaczęliśmy grać w butelkę. Nawet Amber się dołączyła. Ja kręciłam pierwsza. Wypadło na Kastiela.
- Pytanie, czy wyzwanie?
- Nie będę tchórzem. Wyzwanie - powiedział pewnie. Chwilę się zastanowiłam i wymyśliłam idealne zadanie.
- Pocałuj Amber. W usta - powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. Amber się ucieszyła, a Kastiel zniesmaczony patrzył na mnie. - Co? Wymiękasz? - wyszczerzyłam się.
- Nie, wcale... - niechętnie podszedł do Amber, objął jej twarz i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu obok Lysandra. - Zadowolona?
- I to jak - każdy z nas wykonał już kilka zadań. Teraz kręcił Kastiel i wypadło na mnie...
- Prawda, czy wyzwanie - powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Prawda.
- W ilu związkach byłaś przed Lysandrem? - takiego pytania się nie spodziewałam... Zrobiłam się czerwona, spojrzałam na Lysandra, a potem spuściłam wzrok. - Było ich aż tyle? - zaśmiał się. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- Lysander jest pierwszy... - powiedziałam cicho.
- Co powiedziałaś? Bo nie słyszałem.
- Lysander jest moim pierwszym chłopakiem - powiedziałam już trochę pewniej. Kastiel zaczął się śmiać. Poczułam łzy napływające mi do oczu. Wstałam i pobiegłam do wody.
- Kate! - usłyszałam za sobą głos Lysandra. Nie zwróciłam na niego uwagi. Wskoczyłam do wody i popłynęłam poza grunt. Zanurkowałam i położyłam się na dnie. Chciało mi się płakać. Powoli brakowało mi powietrza. Chciałam wypłynąć, żeby zaczerpnąć tchu, ale zaczepiłam nogą o jakieś glony. Nie mogłam się uwolnić. Zaczęłam panikować. Nie miałam już powietrza. Zaczęłam krzyczeć, przez co tylko traciłam resztki tlenu. Słona woda wpływała wprost do mojego gardła. Szarpałam się, dopóki nie zaczęłam widzieć ciemności przed oczami. Wiedziałam, że to już po mnie. Ostatkiem sił próbowałam przegryźć glony, ale były zbyt mocne. Byłam trzy metry pod wodą, nikogo nie było wokoło. Dławiłam się. Opadłam na dno wycieńczona i zamknęłam oczy. Poddałam się. Już po mnie - pomyślałam.
*************************************
Dzisiaj kończymy bardzo pesymistycznym akcentem... Mam nadzieję, że się podobało. Za wszystkie błędy przepraszam, głównie interpunkcyjne... Zapraszam do komentowania. Do następnego ;)
Rozdział XXII - Plaża
- Hej - powiedziałam, żeby zwrócić
na siebie uwagę. Odwrócili wzrok w moją stronę i zaniemówili. -
Coś nie tak? - nie mogłam dłużej tłumić śmiechu widząc ich
miny. Zaczęłam się śmiać pod nosem.
- Ł-ładnie ci w tym kolorze -
odzyskał świadomość Lys.
- A ty co sądzisz Kastiel? - zwróciłam
się do czerwonowłosego.
- Pasuje ci - powiedział ze swoim
firmowym uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do
nich.
- Skąd pomysł na przefarbowanie
włosów? - zapytał Lys. Westchnęłam i usiadłam obok niego.
- Chciałam coś zmienić... Po tej
akcji z Cassi, moją mamą, prawdziwym ojcem... Poczułam się kimś
innym - wyznałam. Lysander objął mnie ramieniem i uniósł mój
podbródek, żebym spojrzała mu w oczy.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie
liczyć - uśmiechnął się.
- Zaraz rzygnę - wtrącił
czerwonowłosy.
- Nikt cię nie pytał o zdanie -
odgryzłam mu się. Zrobił obrażoną minę i wyszedł z
pomieszczenia. Zaśmialiśmy się cicho i oparłam głowę o ramię
białowłosego.
- Rozalia kilkukrotnie była pytać się
o ciebie, a ja nawet nie wiedziałem gdzie jesteś - stwierdził.
- Tylko ona i moja siostra wiedziały,
że idę do fryzjera, ale nikt nie wiedział po co.
- Najwyraźniej zapomniała. Nie dawała
mi spokoju - zachichotałam.
- Ciekawe jak ona zareaguje - otworzyły się drzwi do pokoju.
- O wilku mowa... - wtrącił Lys. Weszła Roza i patrząc w stronę
salonu zaczęła mówić.
- O co chodzi Kastielowi? Dziwnie się
uśmiecha... - przerwała i spojrzała na nas. - Wow! Ale genialne
włosy! - uśmiechnęła się.
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech.
- Ale czemu nic nie powiedziałaś?!
- To miała być taka mała niespodzianka. Podobno co chwilę przychodziłaś się o mnie pytać?
- Tak. Chciałam ci się zapytać, czy pójdziesz dzisiaj z nami na plażę.
- Chętnie. O której?
- Za godzinę?
- Okej.
- To lecę się szykować. Pa! - wybiegła z pokoju.
- Ty też idziesz? - zapytałam białowłosego.
- Tak - uśmiechnął się.
- Pomożesz mi wybrać strój kąpielowy?
- Ktoś mówił o strojach kąpielowych? - zapytał Kastiel wchodząc. Westchnęłam.
- Tak. Muszę jakiś wybrać - podeszłam do szafy i wyjęłam wszystkie stroje, które wzięłam na wyjazd. - Który? - pokazałam im wszystkie w powietrzu.
- Może byś je ubrała? - powiedział Kastiel z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam błagalnie na Lysandra. Uniósł ramiona ze zdziwionym wzrokiem. Przewróciłam oczami i poszłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi, zdjęłam codzienne ubrania i ubrałam pierwszy strój. Seledynowy z jednym ramiączkiem i falbanką. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed chłopakami. Lysander lekko się zarumienił.
- Jednak nie jesteś taką płaską deską jak myślałem.
- Dzięki Kastiel. Jak zawsze jesteś bardzo miły - powiedziałam z sarkazmem. - Co sądzisz Lysander?
- Wyglądasz bardzo dobrze, ale nie pasuje ci do koloru włosów - stwierdził.
- Okej. To idę po następny - ubrałam zwykłe czarne bikini i pokazałam się.
- Nie - powiedział krótko Kas. Wróciłam do łazienki i ubrałam swój ulubiony strój. Śliwkowy stanik przewiązany na szyi idealnie komponował się z czarnymi majtkami wiązanymi po bokach. Przejrzałam się w lustrze i z uśmiechem wyszłam z łazienki. Położyłam rękę na biodrze. Chłopacy otwarli usta i oglądali mnie od góry do dołu.
- Co sądzicie?
- To jest to - stwierdził Kastiel.
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się Lys.
- Dzięki. A wy się nie szykujecie? Niedługo wychodzimy - wyjęłam cienką sukienkę z szafy i nałożyłam ją na siebie.
- Już jesteśmy gotowi.
- Okej. Idę do Cassi i Charliego - wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę apartamentu mojej siostry. Gdy przechodziłam obok jednych drzwi, ktoś wciągnął mnie do środka.
- Nie idź tam teraz - powiedziała Roza.
- Cześć Leo - powiedziałam do chłopaka siedzącego za białowłosą.
- Witaj Kate. Piękne włosy - powiedział z uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Czemu nie mogę do nich iść? - zapytałam Rozalię. Zachichotała i spojrzała na mnie wymownie. - O... - powiedziałam zawstydzona. - Skąd wiesz?
- Słychać przez drzwi.
- No nieźle... Jesteś gotowa na wyjście? - zmieniłam temat.
- Tak - uśmiechnęła się promiennie.
- Leo też idzie?
- Nie wiem... Nie chce dać się namówić... - posmutniała. Usiadłam koło Leo.
- Czemu nie chcesz z nami iść? - zapytałam.
- To nie mój klimat.
- Na pewno będziesz się dobrze bawić, albo przynajmniej się z nas pośmiejesz - uśmiechnęłam się.
- Niech ci będzie...
- Okej! Lecę sprawdzić co robią Lysander i Kastiel! Do zobaczenia! - wróciłam do siebie. Kastiel siedział w salonie i oglądał telewizję. Z kuchni wydobywał się cudowny zapach zapiekanych ziemniaków i pieczeni. Zastałam tam Lysandra.
- Witaj Kate. Robię obiad.
- Pięknie pachnie - stwierdziłam.
Lysander dokończył obiad i zjedliśmy go we trójkę. Później przyszła po nas Roza z Leo, a na korytarzu czekała reszta. Byli zaskoczeni moją fryzurą, ale nie zwróciłam na nich uwago i poszłam przodem w stronę windy. W dobrych humorach wyszliśmy z hotelu. Lysander niósł moje i swoje rzeczy. Ja, Cassi i Roza jako jedyne znałyśmy drogę na plażę, więc szłyśmy przodem. Po pięciu minutach marszu i śmiechu doszliśmy na miejsce. Plaża była zapełniona ludźmi. Znaleźliśmy wolne miejsce i rozłożyliśmy się. Zdjęłam sukienkę i włożyłam ją do plecaka.
- Nasmarować ci plecy? - zapytał Lys.
- Jasne, dzięki - powiedziałam z uśmiechem. Usiadłam na kocu i podałam mu krem z plecaka. - Też chcesz? - zapytałam. Tylko się uśmiechnął i zdjął koszulę. - Nie wiedziałam, że masz tatuaż - zdziwiłam się. Czarny atrament zdobił jego łopatki łącząc skrzydła anioła, ważki i motyla oraz pawich piór. - Jest piękny.
- Dziękuję. Mnie też się podoba. Nie lubię się nim chwalić - nasmarowałam mu plecy i odłożyłam krem. Położyłam się na kocu, a zaraz koło mnie Lysander.
- Też się opalasz?
- Nie zaszkodzi mi trochę witaminy D - stwierdził. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy. Po dłuższej chwili przewróciłam się na brzuch. Nie zauważyłam, kiedy straciłam świadomość.
- Kate, obudź się! - Lysander położył mi rękę na plecach, przez co syknęłam z bólu. - Nic ci nie jest?
- Chyba nie... Jak to wygląda? - czułam, jak pali mi się skóra.
- Schodzi ci naskórek... - powiedział spokojnie. - Zrobię ci zimny okład. Leż tutaj.
- Okej... - Wyjął ręcznik z plecaka i poszedł do wody. Namoczył go i położył na moich plecach. Mimowolnie się wzdrygnęłam. - Dzięki - leżałam tak do czasu, aż temperatura ręcznika i moich pleców się nie zrównała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Już lepiej?
- Tak. Idę popływać - zdjęłam ręcznik, wstałam z koca i podeszłam do dziewczyn. Cassi miała biało-czarne bikini. Górna część była biała bez ramiączek z falbanką, a dół to czarne majtki przewiązane sznurkami. Rozalia miała idealnie dopasowany, fioletowy strój jednoczęściowy, przewiązany w dekolcie do pępka. - Idziecie popływać? - zapytałam.
- Jasne! - powiedziała białowłosa. Obydwie wstały.
- Yyy... Dziewczyny... - Cassi zaczęła się jąkać. - Ja niezbyt umiem pływać... - zrobiła się czerwona i spuściła wzrok.
- To najlepsza okazja, żeby się nauczyć! Wytłumaczę ci wszystko - objęłam ją ramieniem. Woda sięgała nam do kostek. Podbiegłam kawałek i wskoczyłam do wody. Byłą chłodna, ale świetnie się nurkowało. Wynurzyłam się dziesięć metrów dalej. Dziewczyny stały zdziwione na brzegu. - Chodźcie! Woda jest idealna! - krzyknęłam do nich. Wchodziły powoli coraz głębiej. Zatrzymały się jak miały wodę do pasa. Rozalia zanurzyła się i podpłynęła do mnie. Cassi stała w miejscu i przerażona patrzyła na wodę. Podpłynęłam do niej. - To jak? Próbujesz?
- O-okej...
- Zanurz się najpierw, żeby przyzwyczaić się do wody - posłuchała mnie. Później pokazałam jak poruszać rękoma do żabki. - To samo musisz robić nogami - udało jej się przepłynąć kawałek. - Świetnie! - Popłynęłam za nią. - Musimy o czymś pogadać - zrobiłam poważną minę. - Roza! Mogłabyś? - zapytałam przyjaciółkę, która do nas podpłynęła.
- Co przeskrobałam? - zapytała.
- My wiemy - zaczęła Rozalia.
- O czym?
- Że uprawiałaś seks z Charliem - szepnęłam spokojnie. Brunetka zrobiła się czerwona. - Chciałabym wiedzieć, od kiedy?
- Tydzień temu mieliśmy swój pierwszy raz...
- Zabezpieczacie się?
- T-tak - zrobiła wielkie oczy.
- To dobrze. Gratuluję! - uśmiechnęłam się do siostry.
- Mam to za sobą - odwzajemniła uśmiech.
- A ty Rozalio? - zapytałam. Uśmiechnęła się do nas.
- Ja też.
- Czyli jestem jedyną dziewicą w tym gronie...
- Nie martw się - pocieszyła mnie Rozalia. - Idziemy pływać?
- Jeszcze się pytasz! - zanurkowałam i stanęłam na rękach. Zdecydowanie woda to mój żywioł. Rozejrzałam się po dnie. W piasku była wbita dość duża muszla, ale jakieś dwadzieścia metrów dalej. Wynurzyłam się, żeby nabrać tchu. - Zaraz wracam! - uśmiechnęłam się do przyjaciółek i znów byłam pod wodą. Popłynęłam w stronę muszli. Wyjęłam ją z piasku i wypłynęłam na powierzchnię. Pomachałam do dziewczyn i pokazałam im znalezisko. Nie miałam gruntu, więc popłynęłam do nich.
- Skąd ty to wzięłaś?! - zapytała białowłosa.
- Leżała na dnie, to ją sobie wzięłam. Idę odłożyć ją na brzeg - przepłynęłam kawałek i wyszłam z wody. Podeszłam do koca na którym siedział Lysander i przysiadłam się obok niego.
- Piękna muszla.
- Wyłowiłam ją z dna - włożyłam muszlę do plecaka, okryłam się ręcznikiem i spojrzałam na dziewczyny. Chlapały się i uciekały.
- Świetnie się bawią.
- Idziesz z nami?
- Wolę patrzeć na was stąd.
- Okej. Spróbuję namówić Alexy'ego - uśmiechnęłam się do białowłosego, odłożyłam ręcznik i wstałam. Podeszłam do bliźniaków, którzy się opalali i zasłoniłam im słońce.
- Ej! Odsuń się! - oburzył się niebieskowłosy.
- Wstawaj smerfie! Chodź popływać - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie chce mi się - położył się z powrotem.
- Będę ci zasłaniać słońce dopóki nie pójdziesz ze mną do wody - westchnął i zaczął się podnosić.
- Niech ci będzie... Pod warunkiem, że pójdziemy poskakać.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłam się do niego. Poszliśmy w stronę skoczni. Alexy wbiegł na deskę, raz się odbił i skoczył.
- Na bombę! - usłyszałam huk, a woda wyprysnęła z morza. Weszłam na koniec deski i spojrzałam w dół.
- Jak było? - spytałam, gdy się wynurzył.
- Genialnie! Teraz ty! - Odpłynął kawałek, żeby zrobić mi miejsce. Stanęłam na brzegu, odbiłam się kilka razy i wykonałam skok w przód. Po wślizgnięciu się do wody zrobiłam fikołka i wypłynęłam na powierzchnię. - Nie wiedziałem, że umiesz skakać - zdziwił się.
- Jak byłam mała to często chodziła na basen.
- Skaczemy jeszcze raz?
- Okej - Alexy podsadził mnie, a później sam wszedł. Tym razem skoczył na nogi, a ja wykonałam skok w tył. Wejście do wody udało mi się idealnie. Zanim wypłynęłam, stanęłam na dnie. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kolejnych muszli, ale żadnych nie zauważyłam. Wypłynęłam na powierzchnię, gdzie czekał na mnie zmartwiony Alexy.
- Czemu byłaś tam tak długo?
- Rozglądałam się po dnie.
- Okej. Idę z powrotem się opalać.
- Ja jeszcze posiedzę w wodzie - Alexy poszedł na koc, a ja usiadłam na brzegu. Patrzyłam zamyślona na horyzont, dopóki ktoś mi nie przerwał...
- Tak. Chciałam ci się zapytać, czy pójdziesz dzisiaj z nami na plażę.
- Chętnie. O której?
- Za godzinę?
- Okej.
- To lecę się szykować. Pa! - wybiegła z pokoju.
- Ty też idziesz? - zapytałam białowłosego.
- Tak - uśmiechnął się.
- Pomożesz mi wybrać strój kąpielowy?
- Ktoś mówił o strojach kąpielowych? - zapytał Kastiel wchodząc. Westchnęłam.
- Tak. Muszę jakiś wybrać - podeszłam do szafy i wyjęłam wszystkie stroje, które wzięłam na wyjazd. - Który? - pokazałam im wszystkie w powietrzu.
- Może byś je ubrała? - powiedział Kastiel z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam błagalnie na Lysandra. Uniósł ramiona ze zdziwionym wzrokiem. Przewróciłam oczami i poszłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi, zdjęłam codzienne ubrania i ubrałam pierwszy strój. Seledynowy z jednym ramiączkiem i falbanką. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed chłopakami. Lysander lekko się zarumienił.
- Jednak nie jesteś taką płaską deską jak myślałem.
- Dzięki Kastiel. Jak zawsze jesteś bardzo miły - powiedziałam z sarkazmem. - Co sądzisz Lysander?
- Wyglądasz bardzo dobrze, ale nie pasuje ci do koloru włosów - stwierdził.
- Okej. To idę po następny - ubrałam zwykłe czarne bikini i pokazałam się.
- Nie - powiedział krótko Kas. Wróciłam do łazienki i ubrałam swój ulubiony strój. Śliwkowy stanik przewiązany na szyi idealnie komponował się z czarnymi majtkami wiązanymi po bokach. Przejrzałam się w lustrze i z uśmiechem wyszłam z łazienki. Położyłam rękę na biodrze. Chłopacy otwarli usta i oglądali mnie od góry do dołu.
- Co sądzicie?
- To jest to - stwierdził Kastiel.
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się Lys.
- Dzięki. A wy się nie szykujecie? Niedługo wychodzimy - wyjęłam cienką sukienkę z szafy i nałożyłam ją na siebie.
- Już jesteśmy gotowi.
- Okej. Idę do Cassi i Charliego - wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę apartamentu mojej siostry. Gdy przechodziłam obok jednych drzwi, ktoś wciągnął mnie do środka.
- Nie idź tam teraz - powiedziała Roza.
- Cześć Leo - powiedziałam do chłopaka siedzącego za białowłosą.
- Witaj Kate. Piękne włosy - powiedział z uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Czemu nie mogę do nich iść? - zapytałam Rozalię. Zachichotała i spojrzała na mnie wymownie. - O... - powiedziałam zawstydzona. - Skąd wiesz?
- Słychać przez drzwi.
- No nieźle... Jesteś gotowa na wyjście? - zmieniłam temat.
- Tak - uśmiechnęła się promiennie.
- Leo też idzie?
- Nie wiem... Nie chce dać się namówić... - posmutniała. Usiadłam koło Leo.
- Czemu nie chcesz z nami iść? - zapytałam.
- To nie mój klimat.
- Na pewno będziesz się dobrze bawić, albo przynajmniej się z nas pośmiejesz - uśmiechnęłam się.
- Niech ci będzie...
- Okej! Lecę sprawdzić co robią Lysander i Kastiel! Do zobaczenia! - wróciłam do siebie. Kastiel siedział w salonie i oglądał telewizję. Z kuchni wydobywał się cudowny zapach zapiekanych ziemniaków i pieczeni. Zastałam tam Lysandra.
- Witaj Kate. Robię obiad.
- Pięknie pachnie - stwierdziłam.
Lysander dokończył obiad i zjedliśmy go we trójkę. Później przyszła po nas Roza z Leo, a na korytarzu czekała reszta. Byli zaskoczeni moją fryzurą, ale nie zwróciłam na nich uwago i poszłam przodem w stronę windy. W dobrych humorach wyszliśmy z hotelu. Lysander niósł moje i swoje rzeczy. Ja, Cassi i Roza jako jedyne znałyśmy drogę na plażę, więc szłyśmy przodem. Po pięciu minutach marszu i śmiechu doszliśmy na miejsce. Plaża była zapełniona ludźmi. Znaleźliśmy wolne miejsce i rozłożyliśmy się. Zdjęłam sukienkę i włożyłam ją do plecaka.
- Nasmarować ci plecy? - zapytał Lys.
- Jasne, dzięki - powiedziałam z uśmiechem. Usiadłam na kocu i podałam mu krem z plecaka. - Też chcesz? - zapytałam. Tylko się uśmiechnął i zdjął koszulę. - Nie wiedziałam, że masz tatuaż - zdziwiłam się. Czarny atrament zdobił jego łopatki łącząc skrzydła anioła, ważki i motyla oraz pawich piór. - Jest piękny.
- Dziękuję. Mnie też się podoba. Nie lubię się nim chwalić - nasmarowałam mu plecy i odłożyłam krem. Położyłam się na kocu, a zaraz koło mnie Lysander.
- Też się opalasz?
- Nie zaszkodzi mi trochę witaminy D - stwierdził. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy. Po dłuższej chwili przewróciłam się na brzuch. Nie zauważyłam, kiedy straciłam świadomość.
- Kate, obudź się! - Lysander położył mi rękę na plecach, przez co syknęłam z bólu. - Nic ci nie jest?
- Chyba nie... Jak to wygląda? - czułam, jak pali mi się skóra.
- Schodzi ci naskórek... - powiedział spokojnie. - Zrobię ci zimny okład. Leż tutaj.
- Okej... - Wyjął ręcznik z plecaka i poszedł do wody. Namoczył go i położył na moich plecach. Mimowolnie się wzdrygnęłam. - Dzięki - leżałam tak do czasu, aż temperatura ręcznika i moich pleców się nie zrównała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Już lepiej?
- Tak. Idę popływać - zdjęłam ręcznik, wstałam z koca i podeszłam do dziewczyn. Cassi miała biało-czarne bikini. Górna część była biała bez ramiączek z falbanką, a dół to czarne majtki przewiązane sznurkami. Rozalia miała idealnie dopasowany, fioletowy strój jednoczęściowy, przewiązany w dekolcie do pępka. - Idziecie popływać? - zapytałam.
- Jasne! - powiedziała białowłosa. Obydwie wstały.
- Yyy... Dziewczyny... - Cassi zaczęła się jąkać. - Ja niezbyt umiem pływać... - zrobiła się czerwona i spuściła wzrok.
- To najlepsza okazja, żeby się nauczyć! Wytłumaczę ci wszystko - objęłam ją ramieniem. Woda sięgała nam do kostek. Podbiegłam kawałek i wskoczyłam do wody. Byłą chłodna, ale świetnie się nurkowało. Wynurzyłam się dziesięć metrów dalej. Dziewczyny stały zdziwione na brzegu. - Chodźcie! Woda jest idealna! - krzyknęłam do nich. Wchodziły powoli coraz głębiej. Zatrzymały się jak miały wodę do pasa. Rozalia zanurzyła się i podpłynęła do mnie. Cassi stała w miejscu i przerażona patrzyła na wodę. Podpłynęłam do niej. - To jak? Próbujesz?
- O-okej...
- Zanurz się najpierw, żeby przyzwyczaić się do wody - posłuchała mnie. Później pokazałam jak poruszać rękoma do żabki. - To samo musisz robić nogami - udało jej się przepłynąć kawałek. - Świetnie! - Popłynęłam za nią. - Musimy o czymś pogadać - zrobiłam poważną minę. - Roza! Mogłabyś? - zapytałam przyjaciółkę, która do nas podpłynęła.
- Co przeskrobałam? - zapytała.
- My wiemy - zaczęła Rozalia.
- O czym?
- Że uprawiałaś seks z Charliem - szepnęłam spokojnie. Brunetka zrobiła się czerwona. - Chciałabym wiedzieć, od kiedy?
- Tydzień temu mieliśmy swój pierwszy raz...
- Zabezpieczacie się?
- T-tak - zrobiła wielkie oczy.
- To dobrze. Gratuluję! - uśmiechnęłam się do siostry.
- Mam to za sobą - odwzajemniła uśmiech.
- A ty Rozalio? - zapytałam. Uśmiechnęła się do nas.
- Ja też.
- Czyli jestem jedyną dziewicą w tym gronie...
- Nie martw się - pocieszyła mnie Rozalia. - Idziemy pływać?
- Jeszcze się pytasz! - zanurkowałam i stanęłam na rękach. Zdecydowanie woda to mój żywioł. Rozejrzałam się po dnie. W piasku była wbita dość duża muszla, ale jakieś dwadzieścia metrów dalej. Wynurzyłam się, żeby nabrać tchu. - Zaraz wracam! - uśmiechnęłam się do przyjaciółek i znów byłam pod wodą. Popłynęłam w stronę muszli. Wyjęłam ją z piasku i wypłynęłam na powierzchnię. Pomachałam do dziewczyn i pokazałam im znalezisko. Nie miałam gruntu, więc popłynęłam do nich.
- Skąd ty to wzięłaś?! - zapytała białowłosa.
- Leżała na dnie, to ją sobie wzięłam. Idę odłożyć ją na brzeg - przepłynęłam kawałek i wyszłam z wody. Podeszłam do koca na którym siedział Lysander i przysiadłam się obok niego.
- Piękna muszla.
- Wyłowiłam ją z dna - włożyłam muszlę do plecaka, okryłam się ręcznikiem i spojrzałam na dziewczyny. Chlapały się i uciekały.
- Świetnie się bawią.
- Idziesz z nami?
- Wolę patrzeć na was stąd.
- Okej. Spróbuję namówić Alexy'ego - uśmiechnęłam się do białowłosego, odłożyłam ręcznik i wstałam. Podeszłam do bliźniaków, którzy się opalali i zasłoniłam im słońce.
- Ej! Odsuń się! - oburzył się niebieskowłosy.
- Wstawaj smerfie! Chodź popływać - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie chce mi się - położył się z powrotem.
- Będę ci zasłaniać słońce dopóki nie pójdziesz ze mną do wody - westchnął i zaczął się podnosić.
- Niech ci będzie... Pod warunkiem, że pójdziemy poskakać.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłam się do niego. Poszliśmy w stronę skoczni. Alexy wbiegł na deskę, raz się odbił i skoczył.
- Na bombę! - usłyszałam huk, a woda wyprysnęła z morza. Weszłam na koniec deski i spojrzałam w dół.
- Jak było? - spytałam, gdy się wynurzył.
- Genialnie! Teraz ty! - Odpłynął kawałek, żeby zrobić mi miejsce. Stanęłam na brzegu, odbiłam się kilka razy i wykonałam skok w przód. Po wślizgnięciu się do wody zrobiłam fikołka i wypłynęłam na powierzchnię. - Nie wiedziałem, że umiesz skakać - zdziwił się.
- Jak byłam mała to często chodziła na basen.
- Skaczemy jeszcze raz?
- Okej - Alexy podsadził mnie, a później sam wszedł. Tym razem skoczył na nogi, a ja wykonałam skok w tył. Wejście do wody udało mi się idealnie. Zanim wypłynęłam, stanęłam na dnie. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kolejnych muszli, ale żadnych nie zauważyłam. Wypłynęłam na powierzchnię, gdzie czekał na mnie zmartwiony Alexy.
- Czemu byłaś tam tak długo?
- Rozglądałam się po dnie.
- Okej. Idę z powrotem się opalać.
- Ja jeszcze posiedzę w wodzie - Alexy poszedł na koc, a ja usiadłam na brzegu. Patrzyłam zamyślona na horyzont, dopóki ktoś mi nie przerwał...
czwartek, 26 maja 2016
😌
Hej wszystkim! Nie wstawię już wczorajszego rozdziału. Wyjeżdżam i raczej nie będę mieć neta, ale od razu po powrocie wstawię dwa na raz. Pozdrawiam 😉
poniedziałek, 23 maja 2016
Rozdział XXI - Fryzjer
- Kate, obudź się - szturchnął mnie w ramię, a ja tylko coś wymamrotałam i spałam dalej. Usłyszałam westchnięcie i poczułam ciepło na ustach. Oddałam delikatny, lecz namiętny pocałunek i otworzyłam oczy.
- Chciałaś żebym cię obudził - powiedział z uśmiechem.
- Tak. Dziękuję - zaspana przetarłam oczy i podniosłam się do siadu.
- Gdzie jedziesz?
- Zobaczysz jak wrócę - powiedziałam tajemniczo.
- Zrobię nam śniadanie, a ty się szykuj - kiwnęłam głową i wstałam z łóżka. Lys poszedł do kuchni, a ja spojrzałam na śpiącego Kastiela. Był rozwalony na całym łóżku, a kołdra leżała na podłodze. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i uczesałam włosy. W czasie malowania usłyszałam pukanie do drzwi. Odkluczyłam je i wróciłam do lustra. Lysander podszedł do mnie od tyłu i chwycił mnie za biodra.
- Hej - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego w lustrze.
- Baz makijażu też wyglądasz pięknie - nie odrywał wzroku od moich oczu.
- Dzięki, ale na mieście czuję się z nim pewniej.
- Niech ci będzie - pocałował mnie w czubek głowy. - Śniadanie gotowe.
- Zaraz przyjdę - kiwnął głową z uśmiechem i wyszedł. Dokończyłam malować drugie oko i poszłam do kuchni. Na stole czekały świeże naleśniki.
- Maże być? - zapytał białowłosy.
- Jeszcze się pytasz - usiadłam koło niego i nałożyłam naleśnika. - Która godzina?
- Dziewiąta - dokończyliśmy posiłek. Spakowałam torebkę, pocałowałam Lysa na pożegnanie i wyszłam. Przed budynkiem czekał już na mnie taksówkarz.
- Dzień dobry - powiedziałam wsiadając do samochodu.
- Dzień dobry - ruszył. Droga minęła szybko.
- Niech pan przyjedzie za dwie godziny - wysiadłam, a on odjechał. Weszłam do salonu i podeszłam do recepcji.
- W czym mogę służyć?
- Katherine Rocket. Byłam umówiona na dziesiątą.
- Proszę za mną - zaprowadziła mnie na fotel. - Co chce pani zrobić?
- Przefarbować włosy na biało, żeby przechodziły w ciemny fiolet. Ze ścięciem zdam się na pani intuicję - kiwnęła głową i umyła mi włosy. Zaczęła ścinać tył, ale zostawiła lewą stronę. Później przygotowała farbę i pokryła mi nią włosy, po czym zawinęła w folię.
- Teraz musi pani odczekać aż farba się utrwali. Tam są różne magazyny - pokazała na stół.
- Dziękuję - przesiadłam się na inny fotel i wzięłam gazetę. Po dokładnym przeczytaniu fryzjerka ponownie umyła mi włosy i wysuszyła je. Gdy spojrzałam w lustro... Sama siebie nie poznałam. Ciekawe jak zareagują w hotelu... Podziękowałam, zapłaciłam i wyszłam z salonu. Na dworze czekał na mnie samochód. Wsiadłam do niego i się przywitałam.
- Przepraszam, ale czekam na kogoś - powiedział kierowca.
- To ja panie Robercie - zachichotałam.
- Panienka Kate! Nie poznałem pani.
- Duża zmiana, nawet dla mnie.
- Teraz do hotelu?
- Tak. Już nie mogę doczekać się reakcji reszty - zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Całą drogę rozmawiałam z panem Robertem. Podał mi swój numer, jakbym potrzebowała podwózki. Wjechałam windą na swoje piętro. Weszłam po cichu do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Słyszałam, że chłopcy dyskutują w sypialni. Zapukałam i weszłam.
- Chciałaś żebym cię obudził - powiedział z uśmiechem.
- Tak. Dziękuję - zaspana przetarłam oczy i podniosłam się do siadu.
- Gdzie jedziesz?
- Zobaczysz jak wrócę - powiedziałam tajemniczo.
- Zrobię nam śniadanie, a ty się szykuj - kiwnęłam głową i wstałam z łóżka. Lys poszedł do kuchni, a ja spojrzałam na śpiącego Kastiela. Był rozwalony na całym łóżku, a kołdra leżała na podłodze. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, umyłam zęby i uczesałam włosy. W czasie malowania usłyszałam pukanie do drzwi. Odkluczyłam je i wróciłam do lustra. Lysander podszedł do mnie od tyłu i chwycił mnie za biodra.
- Hej - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego w lustrze.
- Baz makijażu też wyglądasz pięknie - nie odrywał wzroku od moich oczu.
- Dzięki, ale na mieście czuję się z nim pewniej.
- Niech ci będzie - pocałował mnie w czubek głowy. - Śniadanie gotowe.
- Zaraz przyjdę - kiwnął głową z uśmiechem i wyszedł. Dokończyłam malować drugie oko i poszłam do kuchni. Na stole czekały świeże naleśniki.
- Maże być? - zapytał białowłosy.
- Jeszcze się pytasz - usiadłam koło niego i nałożyłam naleśnika. - Która godzina?
- Dziewiąta - dokończyliśmy posiłek. Spakowałam torebkę, pocałowałam Lysa na pożegnanie i wyszłam. Przed budynkiem czekał już na mnie taksówkarz.
- Dzień dobry - powiedziałam wsiadając do samochodu.
- Dzień dobry - ruszył. Droga minęła szybko.
- Niech pan przyjedzie za dwie godziny - wysiadłam, a on odjechał. Weszłam do salonu i podeszłam do recepcji.
- W czym mogę służyć?
- Katherine Rocket. Byłam umówiona na dziesiątą.
- Proszę za mną - zaprowadziła mnie na fotel. - Co chce pani zrobić?
- Przefarbować włosy na biało, żeby przechodziły w ciemny fiolet. Ze ścięciem zdam się na pani intuicję - kiwnęła głową i umyła mi włosy. Zaczęła ścinać tył, ale zostawiła lewą stronę. Później przygotowała farbę i pokryła mi nią włosy, po czym zawinęła w folię.
- Teraz musi pani odczekać aż farba się utrwali. Tam są różne magazyny - pokazała na stół.
- Dziękuję - przesiadłam się na inny fotel i wzięłam gazetę. Po dokładnym przeczytaniu fryzjerka ponownie umyła mi włosy i wysuszyła je. Gdy spojrzałam w lustro... Sama siebie nie poznałam. Ciekawe jak zareagują w hotelu... Podziękowałam, zapłaciłam i wyszłam z salonu. Na dworze czekał na mnie samochód. Wsiadłam do niego i się przywitałam.
- Przepraszam, ale czekam na kogoś - powiedział kierowca.
- To ja panie Robercie - zachichotałam.
- Panienka Kate! Nie poznałem pani.
- Duża zmiana, nawet dla mnie.
- Teraz do hotelu?
- Tak. Już nie mogę doczekać się reakcji reszty - zaśmialiśmy się i ruszyliśmy. Całą drogę rozmawiałam z panem Robertem. Podał mi swój numer, jakbym potrzebowała podwózki. Wjechałam windą na swoje piętro. Weszłam po cichu do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Słyszałam, że chłopcy dyskutują w sypialni. Zapukałam i weszłam.
sobota, 21 maja 2016
Rozdział XX - Wypakowywanie, ciasto i wyjście na miasto
- Ja jestem z Leo! - krzyknęła białowłosa.
- A ja z Charliem! - wtrąciła Cassi i spojrzała na chłopaka. Obydwoje się zaczerwienili. Wzięli klucze i poszli koło windy.
- To zostały nam trzyosobowe... Kate, co sądzisz? - zapytał Lys.
- Hmm... Amber będzie z Li i Charlotte - dałam im klucz. - bliźniaki z Natanielem, a ja z tobą i... Kastielem... - właśnie uświadomiłam sobie co zrobiłam... Czerwonowłosy spojrzał na mnie wymownie i zadziornie się uśmiechnął. Amber poczerwieniała ze złości i poszła razem ze swoją ekipą.Westchnęłam, po czym we trójkę poszliśmy w stronę windy. Nasze pokoje znajdowały się na piątym piętrze. Weszliśmy do kabiny i wcisnęłam przycisk. Amber stała w koncie obrażona, a gdy winda się zatrzymała, razem z koleżankami, przepchnęła się do wyjścia. Po niej wyszła cała reszta, ale się zatrzymała.
- Wow! Ale tu jest pięknie! - powiedziała Roza. Zawtórowaliśmy jej i poszliśmy do swoich pokoi. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka razem z chłopakami. W jednym pokoju z dwoma chłopakami... Lokum było podzielone na trzy części. Pierwszym pokojem był salon. Białe ściany były obwieszone półkami na książki. Podłoga była ciemna, a koło czarnej kanapy leżał śnieżnobiały, puchowy dywan. Na przeciwko sofy stał stolik do kawy i powieszony na ścianie telewizor plazmowy. Po bokach stały też czarne jak smoła fotele z białymi poduszkami. Za kolejnymi drzwiami była kuchnia. Białe płytki na ścianach i czarne na podłodze. Nowoczesna lodówka stała obok białych szafek z czarnymi, granitowymi blatami. Na jednej z nich umieszczona była płyta gazowa, a kawałek dalej piekarnik. Niedaleko wyjścia na balkon stał szklany stół i krzesła. Drugie drzwi w salonie prowadziły do dużej sypialni. Miała ona bordowe i białe ściany. Na panelowej, ciemnej podłodze leżał dywan w kolorze ecru. Łóżka były z ciemnego drewna. Pościel była bordowa, a poduszki, trzy na każdym łóżku, były białe. Obok każdego posłania stała półka nocna z lampą. Przy jednej ze ścian stała duża, trzydrzwiowa szafa z lustrem. Po lewej stronie sypialni były drzwi prowadzące do toalety. Wyłożona była białymi płytkami. Był w niej duży prysznic, wanna z hydromasażem, umywalka nad którą wisiało lustro i muszla klozetowa.
- Niezły pokój - powiedział Kas, usiadł na fotelu i włączył telewizor.
- Idę się odświeżyć - weszłam do sypialni i położyłam torby na łóżku koło okna. Wyjęłam szczotkę, czyste ubrania, pastę do zębów i szczoteczkę do zębów. Weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic i wytarłam się hotelowym ręcznikiem. Ubrałam dżinsowe szorty, biały t-shirt i niebieską koszulę z trzy-czwartym rękawem. Umyłam zęby i związałam koka na czubku głowy. Wróciłam do sypialni, wypuściłam Jesskę z koszyka i zaczęłam wypakowywać swoje rzeczy do szafy. Wyjęłam rzeczy Jesski, a ona zaczęła się bawić zabawką. Wróciłam do salonu. Kastiel nadal oglądał telewizor, a Lysander czytał książkę z jednej z półek. Postanowiłam pójść w jego ślady i wzięłam książkę. Usiadłam obok niego i oparłam głowę o jego ramię.
- Już wiem czemu jesteście razem - wtrącił Kastiel.
- Przeszkadza ci to? - zapytałam nie odrywając wzroku od tekstu.
- Nie, wcale - powiedział i wrócił do oglądania. Zapadłą cisza, którą zakłócał tylko dźwięk telewizora. Po jakimś czasie, a raczej po przeczytanych przeze mnie dwudziestu stron, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - powiedziałam równo z Lysandrem nadal czytając. Do pokoju weszła Rozalia z Cassi.
- Hej! Jak wam się podobają pokoje? - zapytała białowłosa.
- Są świetne - powiedziałam, żeby się odczepiła. Byłam zbyt wciągnięta w fabułę książki, żeby z nią rozmawiać.
- Kate, idziesz z nami zwiedzać miasto? - zapytała Cassi.
- Nie, dzięki. Jestem zajęta...
- A później?
- Najpierw chcę skończyć książkę.
- To ci zajmie wieki!
- Najwyżej trzy godziny.
- Trzymamy cię za słowo - powiedziała białowłosa, po czym razem z Cassi wyszła.
- Trzy godziny?! Ta książka ma z trzysta stron! - zdziwił się Kastiel.
- No właśnie. Jakieś dwie do trzech godzin czytania - Lysander nie wdawał się w naszą dyskusję.
- Ja bym to czytał kilka lat, o ile w ogóle bym przeczytał...
- Kwestia wprawy - powiedziałam. Zapadłą cisza. Po jakiejś godzinie znudzony Kastiel wstał i podszedł do nas.
- Kate, zrobisz coś do jedzenia?
- Nie jesteś małym chłopcem. Sam sobie zrób - już kończyłam swoją książkę.
- Dobra, ale nie ja odpowiadam za pożar - powiedział i ruszył w stronę kuchni. Westchnęłam.
- Czekaj. Daj mi dziesięć minut na dokończenie - spojrzałam na niego. Uśmiechnął się chytrze i wrócił na fotel. Dokończyłam książkę i wstałam z kanapy. - Na co macie ochotę?
- Ciasto!
- A ty Lysander?
- Zadowolę się tym co zrobisz.
- Okej. Jakie ciasto?
- Czekoladowe z wiśniami w alkoholu - powiedział Kas.
- Załatw mi wiśnie w alkoholu to ci zrobię.
- To zwykłe czekoladowe - poszłam do kuchni i wyjęłam składniki, które kupiliśmy po drodze. Włączyłam muzykę i zaczęłam przygotowywać ciasto. Wylałam je na blachę i wstawiłam do piekarnika. Wróciłam do chłopaków. Lysander skończył czytać i teraz rozmawiał z Katielem.
- Ciasto będzie gotowe za dwadzieścia minut - usiadłam obok nich. - O czym gadacie?
- O zespole - powiedział Lys.
- Okej - oparłam głowę o oparcie kanapy i zamknęłam oczy.
- Nudzi ci się? - zapytał czerwonowłosy.
- Trochę... - przyznałam.
- Możesz rozpakować nasze rzeczy.
- Kastiel, nie wykorzystuj jej - powiedział spokojnie Lys.
- Mi to nie przeszkadza. I tak nie mam co robić.
- Dobrze, jeśli chcesz - westchnął chłopak. Uśmiechnęłam się do niego, ustawiłam alarm na dwadzieścia minut, żeby nie spalić ciasta i poszłam do sypialni. Chłopacy przynieśli bagaże jak byłam w kuchni. Zaczęłam od walizki Lysandra. Wszystko miał idealnie poskładane i porozkładane według rodzaju. Włożyłam wszystko do szafy. Podeszłam do walizek Kastiela i pootwierałam je. Spodziewałam się tego, co tam zastanę. Rzeczy były pozwijane w kulkę i wepchane do torby. Westchnęłam i wzięłam się za składanie ubrań. W połowie pracy zadzwonił budzik. Poszłam do kuchni wyjąć ciasto. Oblałam je rozpuszczoną wcześniej czekoladą i posypałam migdałami. Weszłam do salonu.
- Ciasto macie na stole - powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni.
- Jak ci idzie? - spytał Kastiel ze złośliwym uśmiechem.
- Już rozpakowałam Lysandra. Teraz męczę się z twoimi jakże cudownie poskładanymi ubraniami - zaśmiał się.
- Powodzenia.
- Dziękuję. Już kończę - przestał się śmiać i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Już?! Ty masz jakiś super napęd?
- Nie, ale w odróżnieniu od ciebie umiem składać ubrania - zachichotałam i weszłam do sypialni. Wznowiłam składanie jego ubrań i powkładałam wszystko do szafy. Wszystkie walizki poukładałam pod łóżkami, żeby nie przeszkadzały i poszłam do kuchni. Chłopcy zajadali się ciastem ze smakiem.
- Czy jest coś czego nie potrafisz? - zapytał czerwonowłosy.
- Hmm... Coś na pewno się znajdzie - wzięłam talerz i usiadłam obok nich. Nałożyłam sobie kawałek i spróbowałam swojego dzieła. - Mmm... - mruknęłam.
- Ale ty skromna - zaśmiali się.
- Nie jadłam ciasta od wieków! Co ja poradzę - zaczęliśmy się śmiać. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jeszcze chwilę, dopóki do kuchni nie weszła Rozalia z Cassi. - Hej!
- Pukamy już od pięciu minut i nikt nie odpowiadał!
- Sorry... Gadaliśmy i jedliśmy ciasto. Chcecie?
- To nie Kastiel je piekł? - zapytała białowłosa.
- Ej! Nie jestem aż taki zły w kuchni! - oburzył się czerwonowłosy.
- Owszem, jesteś - potwierdził Lysander.
- Ja piekłam - odpowiedziałam, gdy Kas udawał obrażonego.
- To chętnie! - Usiadła obok mnie i wzięła kawałek.
- Częstuj się - powiedziałam do Cassi. Uśmiechnęła się i wzięła.
- Niezłe! - powiedziała Roza z pełnymi ustami. - Skąd masz przepis?
- Sama go wymyśliłam... - odpowiedziałam i oparłam się. Dziewczyny najadły się, pożegnałyśmy chłopaków i wyszłyśmy. Zjechałyśmy na dół windą i wyszłyśmy z hotelu.
- Trzeba obczaić drogę na plażę - zaczęła Cassi.
- Em... Mogłybyśmy też znaleźć jakiegoś fryzjera? Czytałam że są tu całkiem nieźli...
- Okej! Musimy znaleźć taksówkę.
- Tam jakaś jedzie! Taxi! - krzyknęła białowłosa. Samochód stanął, a my podbiegłyśmy do niego. Przywitałyśmy się wsiadłyśmy do środka.
- Dokąd panienki się wybierają? - zapytał mężczyzna po czterdziestce.
- Do miasta. Poleci pan jakiegoś fryzjera?
- Zawiozę was.
- Dziękujemy - ruszyliśmy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
- Poczekajcie chwilę? Pójdę się zapisać.
- Okej - wysiadłam z samochodu i weszłam do salonu.
- Dzień dobry. Chciałabym się zapisać na farbowanie i przycinanie - zwróciłam się do recepcjonistki.
- Dobrze. Jutro o dziesiątej pani pasuje?
- Tak, oczywiście - uśmiechnęłam się. Podałam nazwisko i wyszłam z budynku. Wsiadłam z powrotem do taksówki.
- Na co się zapisałaś? - zapytała ciekawska Rozalia.
- Zobaczysz jutro, jak wrócę - powiedziałam tajemniczo.
- Gdzie teraz dziewczęta?
- Mógłby nam pan pokazać drogę na plażę?
- Plaża jest dwie minuty pieszo z waszego hotelu - powiedział z uśmiechem.
- No to do hotelu - stwierdziła białowłosa.
- Robi się.
- Mógłby pan przyjechać jutro po mnie za dwadzieścia dziesiąta? - zapytałam.
- Oczywiście.
- Dziękuję - reszta drogi minęła w ciszy. Podziękowałyśmy i poszłyśmy z powrotem do hotelu. Każda z nas wróciła do swojego pokoju. - Hej! Wróciłam! - krzyknęłam po zamknięciu drzwi. Chłopcy wychylili się z sypialni.
- Na reszcie jesteś młoda! Czekaliśmy na ciebie - powiedział czerwonowłosy.
- Jestem tylko rok młodsza. Czekaliście?
- Tak. Chciałem zobaczyć do szafy, ale Lys kazał mi czekać na ciebie.
- Okej - weszłam za nimi do sypialni. - No to otwierajcie.
- Które drzwi?
- Kastiel po lewej, Lysander środek - otworzyli wyznaczone drzwi i dokładnie się przyjrzeli. Lysander odwrócił się i uśmiechnął, a Kastiel stał przed szafą osłupiały. Zaśmiałam się z Lysandrem. - Zapomniałeś języka w gębie? - zapytałam roześmiana.
- Jak ty żeś to zrobiła?!
- Po ludzku. Podoba wam się?
- Jasne - powiedzieli z uśmiechem, Kastiel trochę sztucznym. Był już późny wieczór.
- Zrobię kolację - powiedziałam.
- Ty robiłaś ciasto. Ja zrobię kolację - wtrącił Lys. - a ty mi pomożesz - zwrócił się do przyjaciela, a ten zrobił naburmuszoną minę.
- To ja idę się wykąpać - wyszli z sypialni, a ja wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i ubrałam piżamę. Wysuszyłam włosy, zaplotłam je w dwa warkocze i umyłam zęby. Gotowa do snu wyszłam z łazienki. Akurat Lysander chciał zapukać do drzwi i zawołać mnie na kolację. Poszłam razem z nim do kuchni. Kastiel już jadł kanapki. Usiadłam przy stole i też zaczęłam jeść. Po kolacji poszliśmy do sypialni, a Kastiel zaczął przygotowywać się do kąpieli. Wszedł do łazienki, a ja zostałam sama z Lysem.
- O której jutro wstajesz? - zapytałam.
- Około wół do dziewiątej, a dlaczego pytasz?
- Mógłbyś mnie też obudzić? Za dwadzieścia dziesiąta przyjedzie po mnie taksówka.
- Gdzie jedziesz?
- Do miasta. To obudzisz mnie?
- Oczywiście - uśmiechnął się, a do pokoju wrócił Kastiel w samych bokserkach... Które ja układałam... Zażenowana spuściłam głowę.
- Coś nie tak młoda? - zaśmiał się.
- Kastiel, przestań - powiedział Lys i wziął swoją piżamę.
- Co? Ja w tym śpię - powiedział, a ja położyłam się na łóżku i zaczęłam patrzeć w sufit.
- Nie martw się Lys. Nie będę zwracać na niego uwagi - powiedziałam do chłopaka.
- Okej - powiedział i poszedł do łazienki.
- Nigdy nie widziałaś chłopaka bez koszulki?
- Jasne, że widziałam, ale ty jesteś prawie nagi.
- I co z tego? Ty też nie jesteś jakoś wielce zakryta.
- Ale i tak bardziej od ciebie - powiedziałam i zamknęłam oczy.
- Idziesz spać?
- Tak. Dobranoc - przykryłam się kołdrą i obróciłam tyłem do chłopaka. Po chwili odpłynęłam do krainy snów.
****************************************
Dzisiaj rozdział znacznie dłuższy niż poprzednie ;) Mam nadzieję, że się podobał. Zapraszam do komentowania!
- A ja z Charliem! - wtrąciła Cassi i spojrzała na chłopaka. Obydwoje się zaczerwienili. Wzięli klucze i poszli koło windy.
- To zostały nam trzyosobowe... Kate, co sądzisz? - zapytał Lys.
- Hmm... Amber będzie z Li i Charlotte - dałam im klucz. - bliźniaki z Natanielem, a ja z tobą i... Kastielem... - właśnie uświadomiłam sobie co zrobiłam... Czerwonowłosy spojrzał na mnie wymownie i zadziornie się uśmiechnął. Amber poczerwieniała ze złości i poszła razem ze swoją ekipą.Westchnęłam, po czym we trójkę poszliśmy w stronę windy. Nasze pokoje znajdowały się na piątym piętrze. Weszliśmy do kabiny i wcisnęłam przycisk. Amber stała w koncie obrażona, a gdy winda się zatrzymała, razem z koleżankami, przepchnęła się do wyjścia. Po niej wyszła cała reszta, ale się zatrzymała.
- Wow! Ale tu jest pięknie! - powiedziała Roza. Zawtórowaliśmy jej i poszliśmy do swoich pokoi. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka razem z chłopakami. W jednym pokoju z dwoma chłopakami... Lokum było podzielone na trzy części. Pierwszym pokojem był salon. Białe ściany były obwieszone półkami na książki. Podłoga była ciemna, a koło czarnej kanapy leżał śnieżnobiały, puchowy dywan. Na przeciwko sofy stał stolik do kawy i powieszony na ścianie telewizor plazmowy. Po bokach stały też czarne jak smoła fotele z białymi poduszkami. Za kolejnymi drzwiami była kuchnia. Białe płytki na ścianach i czarne na podłodze. Nowoczesna lodówka stała obok białych szafek z czarnymi, granitowymi blatami. Na jednej z nich umieszczona była płyta gazowa, a kawałek dalej piekarnik. Niedaleko wyjścia na balkon stał szklany stół i krzesła. Drugie drzwi w salonie prowadziły do dużej sypialni. Miała ona bordowe i białe ściany. Na panelowej, ciemnej podłodze leżał dywan w kolorze ecru. Łóżka były z ciemnego drewna. Pościel była bordowa, a poduszki, trzy na każdym łóżku, były białe. Obok każdego posłania stała półka nocna z lampą. Przy jednej ze ścian stała duża, trzydrzwiowa szafa z lustrem. Po lewej stronie sypialni były drzwi prowadzące do toalety. Wyłożona była białymi płytkami. Był w niej duży prysznic, wanna z hydromasażem, umywalka nad którą wisiało lustro i muszla klozetowa.
- Niezły pokój - powiedział Kas, usiadł na fotelu i włączył telewizor.
- Idę się odświeżyć - weszłam do sypialni i położyłam torby na łóżku koło okna. Wyjęłam szczotkę, czyste ubrania, pastę do zębów i szczoteczkę do zębów. Weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic i wytarłam się hotelowym ręcznikiem. Ubrałam dżinsowe szorty, biały t-shirt i niebieską koszulę z trzy-czwartym rękawem. Umyłam zęby i związałam koka na czubku głowy. Wróciłam do sypialni, wypuściłam Jesskę z koszyka i zaczęłam wypakowywać swoje rzeczy do szafy. Wyjęłam rzeczy Jesski, a ona zaczęła się bawić zabawką. Wróciłam do salonu. Kastiel nadal oglądał telewizor, a Lysander czytał książkę z jednej z półek. Postanowiłam pójść w jego ślady i wzięłam książkę. Usiadłam obok niego i oparłam głowę o jego ramię.
- Już wiem czemu jesteście razem - wtrącił Kastiel.
- Przeszkadza ci to? - zapytałam nie odrywając wzroku od tekstu.
- Nie, wcale - powiedział i wrócił do oglądania. Zapadłą cisza, którą zakłócał tylko dźwięk telewizora. Po jakimś czasie, a raczej po przeczytanych przeze mnie dwudziestu stron, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - powiedziałam równo z Lysandrem nadal czytając. Do pokoju weszła Rozalia z Cassi.
- Hej! Jak wam się podobają pokoje? - zapytała białowłosa.
- Są świetne - powiedziałam, żeby się odczepiła. Byłam zbyt wciągnięta w fabułę książki, żeby z nią rozmawiać.
- Kate, idziesz z nami zwiedzać miasto? - zapytała Cassi.
- Nie, dzięki. Jestem zajęta...
- A później?
- Najpierw chcę skończyć książkę.
- To ci zajmie wieki!
- Najwyżej trzy godziny.
- Trzymamy cię za słowo - powiedziała białowłosa, po czym razem z Cassi wyszła.
- Trzy godziny?! Ta książka ma z trzysta stron! - zdziwił się Kastiel.
- No właśnie. Jakieś dwie do trzech godzin czytania - Lysander nie wdawał się w naszą dyskusję.
- Ja bym to czytał kilka lat, o ile w ogóle bym przeczytał...
- Kwestia wprawy - powiedziałam. Zapadłą cisza. Po jakiejś godzinie znudzony Kastiel wstał i podszedł do nas.
- Kate, zrobisz coś do jedzenia?
- Nie jesteś małym chłopcem. Sam sobie zrób - już kończyłam swoją książkę.
- Dobra, ale nie ja odpowiadam za pożar - powiedział i ruszył w stronę kuchni. Westchnęłam.
- Czekaj. Daj mi dziesięć minut na dokończenie - spojrzałam na niego. Uśmiechnął się chytrze i wrócił na fotel. Dokończyłam książkę i wstałam z kanapy. - Na co macie ochotę?
- Ciasto!
- A ty Lysander?
- Zadowolę się tym co zrobisz.
- Okej. Jakie ciasto?
- Czekoladowe z wiśniami w alkoholu - powiedział Kas.
- Załatw mi wiśnie w alkoholu to ci zrobię.
- To zwykłe czekoladowe - poszłam do kuchni i wyjęłam składniki, które kupiliśmy po drodze. Włączyłam muzykę i zaczęłam przygotowywać ciasto. Wylałam je na blachę i wstawiłam do piekarnika. Wróciłam do chłopaków. Lysander skończył czytać i teraz rozmawiał z Katielem.
- Ciasto będzie gotowe za dwadzieścia minut - usiadłam obok nich. - O czym gadacie?
- O zespole - powiedział Lys.
- Okej - oparłam głowę o oparcie kanapy i zamknęłam oczy.
- Nudzi ci się? - zapytał czerwonowłosy.
- Trochę... - przyznałam.
- Możesz rozpakować nasze rzeczy.
- Kastiel, nie wykorzystuj jej - powiedział spokojnie Lys.
- Mi to nie przeszkadza. I tak nie mam co robić.
- Dobrze, jeśli chcesz - westchnął chłopak. Uśmiechnęłam się do niego, ustawiłam alarm na dwadzieścia minut, żeby nie spalić ciasta i poszłam do sypialni. Chłopacy przynieśli bagaże jak byłam w kuchni. Zaczęłam od walizki Lysandra. Wszystko miał idealnie poskładane i porozkładane według rodzaju. Włożyłam wszystko do szafy. Podeszłam do walizek Kastiela i pootwierałam je. Spodziewałam się tego, co tam zastanę. Rzeczy były pozwijane w kulkę i wepchane do torby. Westchnęłam i wzięłam się za składanie ubrań. W połowie pracy zadzwonił budzik. Poszłam do kuchni wyjąć ciasto. Oblałam je rozpuszczoną wcześniej czekoladą i posypałam migdałami. Weszłam do salonu.
- Ciasto macie na stole - powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni.
- Jak ci idzie? - spytał Kastiel ze złośliwym uśmiechem.
- Już rozpakowałam Lysandra. Teraz męczę się z twoimi jakże cudownie poskładanymi ubraniami - zaśmiał się.
- Powodzenia.
- Dziękuję. Już kończę - przestał się śmiać i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Już?! Ty masz jakiś super napęd?
- Nie, ale w odróżnieniu od ciebie umiem składać ubrania - zachichotałam i weszłam do sypialni. Wznowiłam składanie jego ubrań i powkładałam wszystko do szafy. Wszystkie walizki poukładałam pod łóżkami, żeby nie przeszkadzały i poszłam do kuchni. Chłopcy zajadali się ciastem ze smakiem.
- Czy jest coś czego nie potrafisz? - zapytał czerwonowłosy.
- Hmm... Coś na pewno się znajdzie - wzięłam talerz i usiadłam obok nich. Nałożyłam sobie kawałek i spróbowałam swojego dzieła. - Mmm... - mruknęłam.
- Ale ty skromna - zaśmiali się.
- Nie jadłam ciasta od wieków! Co ja poradzę - zaczęliśmy się śmiać. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jeszcze chwilę, dopóki do kuchni nie weszła Rozalia z Cassi. - Hej!
- Pukamy już od pięciu minut i nikt nie odpowiadał!
- Sorry... Gadaliśmy i jedliśmy ciasto. Chcecie?
- To nie Kastiel je piekł? - zapytała białowłosa.
- Ej! Nie jestem aż taki zły w kuchni! - oburzył się czerwonowłosy.
- Owszem, jesteś - potwierdził Lysander.
- Ja piekłam - odpowiedziałam, gdy Kas udawał obrażonego.
- To chętnie! - Usiadła obok mnie i wzięła kawałek.
- Częstuj się - powiedziałam do Cassi. Uśmiechnęła się i wzięła.
- Niezłe! - powiedziała Roza z pełnymi ustami. - Skąd masz przepis?
- Sama go wymyśliłam... - odpowiedziałam i oparłam się. Dziewczyny najadły się, pożegnałyśmy chłopaków i wyszłyśmy. Zjechałyśmy na dół windą i wyszłyśmy z hotelu.
- Trzeba obczaić drogę na plażę - zaczęła Cassi.
- Em... Mogłybyśmy też znaleźć jakiegoś fryzjera? Czytałam że są tu całkiem nieźli...
- Okej! Musimy znaleźć taksówkę.
- Tam jakaś jedzie! Taxi! - krzyknęła białowłosa. Samochód stanął, a my podbiegłyśmy do niego. Przywitałyśmy się wsiadłyśmy do środka.
- Dokąd panienki się wybierają? - zapytał mężczyzna po czterdziestce.
- Do miasta. Poleci pan jakiegoś fryzjera?
- Zawiozę was.
- Dziękujemy - ruszyliśmy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
- Poczekajcie chwilę? Pójdę się zapisać.
- Okej - wysiadłam z samochodu i weszłam do salonu.
- Dzień dobry. Chciałabym się zapisać na farbowanie i przycinanie - zwróciłam się do recepcjonistki.
- Dobrze. Jutro o dziesiątej pani pasuje?
- Tak, oczywiście - uśmiechnęłam się. Podałam nazwisko i wyszłam z budynku. Wsiadłam z powrotem do taksówki.
- Na co się zapisałaś? - zapytała ciekawska Rozalia.
- Zobaczysz jutro, jak wrócę - powiedziałam tajemniczo.
- Gdzie teraz dziewczęta?
- Mógłby nam pan pokazać drogę na plażę?
- Plaża jest dwie minuty pieszo z waszego hotelu - powiedział z uśmiechem.
- No to do hotelu - stwierdziła białowłosa.
- Robi się.
- Mógłby pan przyjechać jutro po mnie za dwadzieścia dziesiąta? - zapytałam.
- Oczywiście.
- Dziękuję - reszta drogi minęła w ciszy. Podziękowałyśmy i poszłyśmy z powrotem do hotelu. Każda z nas wróciła do swojego pokoju. - Hej! Wróciłam! - krzyknęłam po zamknięciu drzwi. Chłopcy wychylili się z sypialni.
- Na reszcie jesteś młoda! Czekaliśmy na ciebie - powiedział czerwonowłosy.
- Jestem tylko rok młodsza. Czekaliście?
- Tak. Chciałem zobaczyć do szafy, ale Lys kazał mi czekać na ciebie.
- Okej - weszłam za nimi do sypialni. - No to otwierajcie.
- Które drzwi?
- Kastiel po lewej, Lysander środek - otworzyli wyznaczone drzwi i dokładnie się przyjrzeli. Lysander odwrócił się i uśmiechnął, a Kastiel stał przed szafą osłupiały. Zaśmiałam się z Lysandrem. - Zapomniałeś języka w gębie? - zapytałam roześmiana.
- Jak ty żeś to zrobiła?!
- Po ludzku. Podoba wam się?
- Jasne - powiedzieli z uśmiechem, Kastiel trochę sztucznym. Był już późny wieczór.
- Zrobię kolację - powiedziałam.
- Ty robiłaś ciasto. Ja zrobię kolację - wtrącił Lys. - a ty mi pomożesz - zwrócił się do przyjaciela, a ten zrobił naburmuszoną minę.
- To ja idę się wykąpać - wyszli z sypialni, a ja wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i ubrałam piżamę. Wysuszyłam włosy, zaplotłam je w dwa warkocze i umyłam zęby. Gotowa do snu wyszłam z łazienki. Akurat Lysander chciał zapukać do drzwi i zawołać mnie na kolację. Poszłam razem z nim do kuchni. Kastiel już jadł kanapki. Usiadłam przy stole i też zaczęłam jeść. Po kolacji poszliśmy do sypialni, a Kastiel zaczął przygotowywać się do kąpieli. Wszedł do łazienki, a ja zostałam sama z Lysem.
- O której jutro wstajesz? - zapytałam.
- Około wół do dziewiątej, a dlaczego pytasz?
- Mógłbyś mnie też obudzić? Za dwadzieścia dziesiąta przyjedzie po mnie taksówka.
- Gdzie jedziesz?
- Do miasta. To obudzisz mnie?
- Oczywiście - uśmiechnął się, a do pokoju wrócił Kastiel w samych bokserkach... Które ja układałam... Zażenowana spuściłam głowę.
- Coś nie tak młoda? - zaśmiał się.
- Kastiel, przestań - powiedział Lys i wziął swoją piżamę.
- Co? Ja w tym śpię - powiedział, a ja położyłam się na łóżku i zaczęłam patrzeć w sufit.
- Nie martw się Lys. Nie będę zwracać na niego uwagi - powiedziałam do chłopaka.
- Okej - powiedział i poszedł do łazienki.
- Nigdy nie widziałaś chłopaka bez koszulki?
- Jasne, że widziałam, ale ty jesteś prawie nagi.
- I co z tego? Ty też nie jesteś jakoś wielce zakryta.
- Ale i tak bardziej od ciebie - powiedziałam i zamknęłam oczy.
- Idziesz spać?
- Tak. Dobranoc - przykryłam się kołdrą i obróciłam tyłem do chłopaka. Po chwili odpłynęłam do krainy snów.
****************************************
Dzisiaj rozdział znacznie dłuższy niż poprzednie ;) Mam nadzieję, że się podobał. Zapraszam do komentowania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)