poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział XXVII - Cudowny wschód słońca

Tak na początek: dziękuję wszystkim, którzy wchodzili na tego bloga, mimo że nic nie wstawiałam :) Niedługo planuję powrót do regularnego wstawiania. Miłego czytania!

  Obudziłam się przed wschodem słońca. Na zegarku widniała godzina 03:17, a ja postanowiłam wstać. Ostrożnie przeszłam nad Lysandrem i zeskoczyłam z łóżka. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy. Światło mnie oślepiło, więc zasłoniłam oczy i jak najszybciej zamknęłam chłodziarkę. Wyszłam na balkon i oparłam się o balustradę. Pijąc napój przyglądałam się horyzontowi w poszukiwaniu ognistych promieni, ale nie zanosiło się jeszcze na świt. Po wypiciu soku wróciłam do środka i umyłam szklankę. Byłam już tak ożywiona, że nie dałabym rady zasnąć. Wzięłam telefon i sprawdziłam o której ma być wschód. 4:15- zostało mi jeszcze ponad pół godziny. Pośpiesznie poszłam do sypialni, wyjęłam z szafy jednoczęściowy strój sportowy i przebrałam się w łazience. W kuchni zostawiłam kartkę:
Poszłam popływać.
Wrócę około wpół do szóstej.
Kate
  Bez śniadania wyszłam z pokoju zakładając adidasy i skórzaną kurtkę. Włożyłam telefon do kieszeni, zbiegłam po schodach (winda była jeszcze nieczynna) i wyszłam z hotelu. Pobiegłam na plażę. Rzuciłam na piasek kurtkę i buty, po czym wbiegłam do wody. Pływałam aż do świtu, kiedy weszłam na pomost, przyglądałam się różowym i pomarańczowym chmurom.
- Kate! - zawołał znajomy głos od strony plaży. Spojrzałam w jego stronę i ujrzałam białą czuprynę Lysandra. Wskoczyłam do wody i dopłynęłam do brzegu.
- Hej. Już tak późno?
- Nie, ale zostawiłaś ręcznik - powiedział z delikatnym uśmiechem i okrył mi ramiona.
- Dzięki - pocałowałam go w policzek. - Nie myślałam, że wstaniesz tak wcześnie.
- Nie było cię obok. Dlaczego wyszłaś tak wcześnie?
- Nie mogłam spać. Wracamy?
- Nie chcesz jeszcze popływać? - zapytał.
- A pójdziesz ze mną?
  Zastanowił się i westchnął. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Rozejrzał się po plaży i przewrócił oczami.
- Niech ci będzie...
  Zdjął koszulę, spodnie i buty, po czym wziął mnie na ręce.
- Wiedziałeś, że o to zapytam? - w odpowiedzi pocałował mnie w usta.
- Już trochę cię znam - uśmiechnął się.
- Czemu rozglądałeś się po plaży? - spytałam i spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy.
- Nie lubię jak ludzie na mnie patrzą... - odwrócił wzrok.
- Ja bardzo lubię na ciebie patrzeć - wtuliłam się w jego tors.
- A ja na ciebie. Wyglądasz słodko jak śpisz - skwitował zamyślony.
  Wbiegł do wody nadal mnie trzymając. Puścił mnie dopiero jak byłam zanurzona. Zanurkowałam i odpłynęłam kawałek, po czym wynurzyłam się i opryskałam go.
- Pożałujesz tego - powiedział z zaciętym wzrokiem, po czym rzucił się na mnie.
  Byliśmy pod wodą. Pocałowałam go i wynurzyłam się, żeby zaczerpnąć tchu, a następnie znów zanurkowałam. Lysander zrobił to samo. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam lekko, karząc płynąć za sobą. Poprowadziłam go niedaleko miejsca, gdzie ostatnio prawie się utopiłam. Położyłam się, tym razem na piasku, a obok mnie spoczął mój ukochany. Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam. Po kilku sekundach wskazał, że musi wypłynąć. Przewróciłam oczami i pocałowałam go, oddając część swojego powietrza. Umie dużo krócej wstrzymywać oddech. Już po minucie wypłynął na powierzchnię, a ja razem z nim.
- Jak to możliwe, że tak długo nie musisz oddychać?
- Lata praktyki - uśmiechnęłam się.
- Może już wrócimy? Za chwilę zaczną schodzić się ludzie.
- Okej. Ścigamy się? - nie czekając na odpowiedź zaczęłam płynąć do brzegu, ale wolnym tempem, żeby dał radę mnie dogonić. Kiedy mnie wyprzedził, przyśpieszyłam i oczywiście wygrałam wyścig. Nikt nigdy mnie nie pokonał w pływaniu.
- Szybka jesteś - przyznał.
- Po raz kolejny, lata praktyki - wyszczerzyłam się i wzięłam ręcznik.

  Gdy wróciliśmy do hotelu, była już szósta rano. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Po wejściu do pokoju popędziłam do kuchni. Byłam strasznie głodna! Uszykowałam kanapki, ale zanim zaczęłam jeść, poszłam do sypialni. Kastiel spał. Może jestem bez serca, budząc go, ale zrobiłam mu śniadanie.
- Kastiel? Wstawaj, śniadanie na stole - powiedziałam półszeptem i szturchnęłam go w ramię.
- Jeszcze pięć minut mamusiu... - wymamrotał, po czym przewrócił się na drugi bok.
- Miau! - usłyszałam za sobą i odwróciłam się.
- Dobry pomysł Jess!
  Wzięłam kotkę i położyłam ją Kasowi na głowę. Zaczęła miauczeć, mruczeć i ocierać się. Poczochrała łapką jego włosy i rozłożyła się. Po chwili Kastiel nie mógł nabrać powietrza, a ja przyglądałam się tej scenie z uśmiechem. Poderwał się, a Jesska spadła na jego kolana i miauknęła przymilnie.
- Dzień dobry Kas - wyszczerzyłam się i wzięłam od niego kotkę.
- Udusić mnie chciałaś?
- Nie, obudzić. Chodź na śniadanie.
- Która godzina?
- Koło szóstej rano - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia.
  W kuchni nasypałam kotu jedzenia do miski i usiadłam do stołu.
- Udało ci się go dobudzić? - spytał Lys.
- Nie mnie - powiedziałam zajadając się kanapkami.
- Nie ładnie tak mówić z pełnymi ustami.
- Jestem strasznie głodna!
- A ja śpiący - wtrącił Kastiel, który właśnie stanął w drzwiach.
- Nie patrz tak na mnie. To nie ja cię obudziłam - zrobiłam minę niewiniątka.
- Lysander ma rację. Nie mówi się z pełną gębą - powiedział i usiadł.
  Śniadanie minęło w ciszy. Pochłonęłam chyba z dziesięć kanapek! Już niedługo wracamy, więc chciałabym zaplanować imprezę pożegnalną.
- Chłopcy?
- Tak?
- Co sądzicie o imprezie przed wyjazdem?
- A będzie alko? - spytał Kas.
- Jeśli załatwisz to będzie.
- To ja się zgadzam.
- Idę pogadać z Rozą i Cassi.
  Wyszłam z pokoju i skierowałam się do Cassi. Zapukałam do drzwi i nie czekając aż ktoś otworzy, ruszyłam do Rozy.
- Cześć siostro! Co tak wcześnie? - dogoniła mnie Cassi.
- Nie mogłam spać. Potrzebuję waszej dwójki.
- Po co?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnęłam się i zapukałam do Rozalii.
- Hej dziewczyny! - przywitała nas białowłosa i ucałowała w policzki. - Co was do mnie sprowadza?
- Możemy wejść?
- Jasne! - uśmiechnęła się i przepuściła nas w drzwiach. Usiadłyśmy na sofie we trójkę.
- Chcecie coś do picia?! - zawołał Leo z kuchni.
- Ja poproszę wodę! - odpowiedziałam.
- Ja to samo! - oznajmiła Cassi.
- Przyniesiesz mi sok pomarańczowy kochanie?! - spytała Roza.
- Już się robi!
- Dobra, to o co chodzi? - zapytała Cassi.
- Mam plan - zaczęłam. - żeby zrobić dzisiaj imprezę pożegnalną. Co sądzicie?
  Dziewczyny zaczęły piszczeć jak nienormalne. Oparłam się wygodnie i odczekałam aż ich szał minie. Leo zdążył przynieść napoje i uszykować sobie i Rozie śniadanie. Usiadł obok mnie i czekaliśmy razem. Czy one nigdy nie skończą? Doszło do tego, że zaczęły skakać i krążyć wokół sofy.
- Błagam, skończcie już! - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.
- To jest genialny pomysł! - wydusiła z siebie Roza.
- Zgadzam się - poparł ją Leo, a dziewczyny w końcu usiadły.
- Gdzie, o której godzinie, kto przyjdzie?! - dopytywała Cassi.
- Może być u mnie... Kas i Lys już wiedzą.
- Leo, ty załatwisz alkohol - rozkazała chłopakowi Roza.
- Charlie ci pomoże - wtrąciła Cassi.
- Może byś jutro o ósmej? - zapytałam.
- Przyjdziemy do ciebie o siedemnastej i razem wszystko przygotujemy!
- Kupcie też przekąski! - powiedziała Rozalia do Leo.
- Ja wszystkich pozapraszam - powiedziałam. - Amber i jej koleżanki też?
- Jak chcą, to niech przyjdą.
- Pójdziesz później po Charliego i pójdziecie do sklepu, okej? - spytałam Leo.
- Nie ma problemu.
- Ja lecę. Muszę wszystkim powiedzieć.
  Pożegnałam się i wróciłam do siebie. Chłopcy siedzieli na kanapie i oglądali telewizję.
- Impreza będzie u nas, o ósmej. Leo z Charliem załatwią jedzenie i alkohol, a ja z dziewczynami przygotujemy pokój.
- Pomożemy wam - powiedział Lysander z uśmiechem.
- Ty pomożesz, nie ja - wtrącił Kastiel.
- To zamknę się w łazience na czas impry i nic nie wypijesz.
- No dobra. Mogę zrobić miejsce w salonie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego serdecznie i skierowałam się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytał Lys.
- Zaprosić ludzi.
- Idę z tobą - oznajmił i podszedł do mnie.
  Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do pokoju Armina, Alexy'ego i Nata. Chętnie przyjęli zaproszenie. Następny był pokój Amber i jej sługusek. Zdziwiły się, że przyszliśmy, ale przyjęły zaproszenie. Amber  była zajarana tym, że Kastiel też będzie. Postanowiłam też zaprosić Victora. Gdy staliśmy przed jego drzwiami, spojrzałam na Lysia.
- Sama go zaproszę, okej? - spytałam z uśmiechem.
- Jasne. Czekam u nas - powiedział i odszedł.
  Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzył je zaspany brunet. Rozbudził się jak mnie zobaczył i lekko się uśmiechnął.
- Cześć Vic - przytuliłam go.
- Hej Katie - odwzajemnił uścisk. - Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałam cię zaprosić na imprezę. Jutro wyjeżdżamy i chcemy się pożegnać z tym miejscem. Dzisiaj o dwudziestej w moim pokoju. Przyjdziesz?
- No jasne! - ucieszył się i podniósł mnie jakbym ważyła tyle co piórko.
- To do wieczora - pożegnałam się i wróciłam do siebie.
  Wzięłam książkę i usiadłam na kanapie. Jesska przyszła się położyć na moich kolanach. Czytając i głaszcząc kotkę czekałam na przyjście dziewczyn. Już nie mogę się doczekać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz