wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział XXIX - Koniec wakacji

  Przebudziłam się i zerknęłam na zegarek. Południe. Przespałam siedem godzin. Spojrzałam na Lysandra, który leżał na plecach. Miał zaciśnięte oczy, co oznacza, że głowa go boli. Przeszłam nad nim delikatnie i udałam się do łazienki, razem z ubraniami. Później poszłam do kuchni. Uszykowałam kanapki z dwóch bochenków chleba. W końcu mam do wykarmienia czternaście osób... Rozłożyłam talerze, nalałam wodę do szklanek i położyłam tabletki przeciwbólowe koło trzynastu. Szczęście, że ja nic nie wypiłam, bo marnie by teraz z nami było... Posprzątałam po szykowaniu i poszłam wszystkich obudzić. Najpierw skierowałam się do sypialni, a konkretnie do łóżka, na którym leżał Lysander. Usiadłam obok, pochyliłam się nad nim i delikatnie musnęłam jego usta.
- Mhm - wymamrotał i powoli otworzył oczy.
  Podniósł się do pozycji siedzącej i zanurzył się w moich włosach, po czym krótko, ale bardzo namiętnie mnie pocałował. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Tak możesz mnie budzić codziennie - powiedział, a ja zachichotałam.
- Jak głowa?
- Przyznam, że boli, ale nie jest źle.
- Obudź Kastiela, a ja pójdę do salonu. Zrobiłam śniadanie - wstałam i wyszłam z pokoju. - Wstawać! - wrzasnęłam, ale niektórzy mruknęli coś pod nosem, a inni spali jak zabici.
  Poszłam do kuchni i wzięłam dwie pokrywki od garnków. Wróciłam do salonu i zaczęłam nimi trzaskać.
- Nie hałasuj! Głowa mi pęka!
- Nie tylko tobie! - zaczęli się przekrzykiwać.
- Wstawać! Śniadanie na stole! Widzę was wszystkich za pięć minut! - krzyknęłam i poszłam do kuchni.
  Po chwili przyszedł Lysander i usiadł obok mnie. Zaraz po nim Kastiel, a potem cała, ledwo żywa, reszta. Kilka osób chciało najpierw wziąć leki.
- Najpierw jedzenie, potem tabletki - powiedziałam. - Zepsują się wam żołądki.
  Śniadanie minęło w ciszy. Ludzie pożerali kanapki, jakby nie było jutra. Później od razu połknęli leki. Po śniadaniu trzeba było się pakować. We trójkę poszliśmy do sypialni. Zapakowałam wszystkie ciuchy, kosmetyki i włożyłam Jess do transportera. Sprawdziłam rozkład jazdy autobusów w naszym mieście. Pomogłam chłopakom i wyszliśmy z pokoju. Całą bandą zeszliśmy na dół i wyszliśmy przed hotel. Przy samochodzie stał Victor i patrzył prosto na mnie. Podeszliśmy do pojazdu.
- Cześć... - powiedziałam smutno.
- Szkoda, że już jedziesz... Mam coś dla ciebie - wyjął z kieszeni naszyjnik i podał mi go. - To perła z naszego wypadu na rafę... Nie wyjęłaś jej z pianki.
  Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Zamiast tego rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam i pocałowałam go w czerwony policzek. - Zapniesz?
  Podałam mu wisiorek, odwróciłam się i uniosłam włosy. Zapiął go delikatnie. Spojrzałam mu w oczy, uśmiechnęłam się ciepło i wsiadłam do busa. Usiadłam przy oknie, obok Lysandra i pomachałam brunetowi gdy odjeżdżaliśmy. Oparłam głowę o ramię białowłosego i westchnęłam.
- Rozalia już zaplanowała kolejne przyjęcie... - zaczął.
- Kiedy? - zaciekawiłam się.
- Po rozpoczęciu roku...
- Będzie trzeba pójść na shopping - powiedziałam do siebie. - Jak głowa?
- Dobrze, już nie boli.
- Cieszę się - uśmiechnęłam się i mimowolnie ziewnęłam.
- Prześpij się - szepnął i pogłaskał mnie po policzku.
  Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam.

  Wskoczyłam do wody i ujrzałam rafę. Wokoło pływał mój czarnowłosy przyjaciel. Gdy zbliżyłam się do niego, przeniosłam się na łąkę. Położyłam się w trawie, obok Victora. Było bardzo cicho. Milczeliśmy, a wokół nas śpiewały ptaki. Na niebie widniała wyraźna tęcza. Vic chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym przytulił. Patrzył mi głęboko w oczy. Wdziałam w nich smutek i cierpienie, jakby czegoś mu brakowało...
- Żegnaj - powiedział, pocałował mnie w policzek i rozpłynął się w powietrzu.
  Próbowałam wyśledzić go wzrokiem, ale nigdzie go nie było... Spojrzałam przed siebie i ujrzałam Susan stojącą na skaju polany. Także była nieszczęśliwa. Patrzyła na mnie, jakbym zrobiła jej krzywdę.
- Przepraszam - szepnęłam, nawet nie wiem z jakiego powodu.
  Rudowłosa odwróciła się ode mnie i także zniknęła. Co tu się dzieje? Przede mną pojawił się sporych rozmiarów cień, jakby zasłaniał słońce. Spojrzałam w górę i zobaczyłam białego pegaza z tęczową grzywą, biegnącego po tęczy. Na jego grzbiecie siedział mój białowłosy ukochany. Gdy wylądował, zsiadł z konia i podszedł do mnie. Jak jego poprzednicy, miał smutną minę.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam, a po policzku pociekła mi samotna łza. - Proszę, tylko nie ty...
  Przytulił mnie i zaczął nami kołysać, próbując mnie uspokoić.
- Obudź się - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. - Obudź się. Obudź się.

- Kate, obudź się. Jesteśmy na miejscu - usłyszałam spokojny głos i delikatnie uchyliłam powieki.
- Która godzina? - zapytałam półprzytomna.
- Zaraz siedemnasta - oznajmił, a ja poderwałam się.
- Musimy się pośpieszyć, bo nie zdążymy! - krzyknęłam i pociągnęłam go za ramię.
- Gdzie nie zdążymy?
- Dowiesz się później - powiedziałam z uśmiechem.
  Wyjęłam swoje walizki, a Lys swoje. Pociągnęłam go w stronę przystanku autobusowego i usiedliśmy na ławce.
- Gdzie jedziemy? - spytał.
- Dowiesz się, jak będziemy na miejscu - unikałam odpowiedzi.
  Gdy przyjechał autobus, wsiedliśmy do niego i udaliśmy się na tylne siedzenia. Długa droga przed nami, a ja nie mogę się już doczekać. Mam nadzieję, że Lysandrowi spodoba się cel naszej podróży... Chciał mnie lepiej poznać, to dostanie czego chciał!

Hejka kochani! Jak się podobało? Mam nadzieję, że jest wszystko okej :D W końcu mam własne magiczne urządzenie do pisania, zwane również laptopem! Nie będę musiała brać kompa od mamy ;D Zbliża się rok szkolny, a ja jeszcze nie poczułam wakacji... Może w szkole sobie odpocznę? Nieważne ;P Nudzi mi się ostatnio, więc możecie mi zadawać pytania w komentarzach (oczywiście w granicach rozsądku xD). Do następnego!

piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział XXVIII - Impreza!

- Jesteśmy! - usłyszałam otwierane drzwi i głos dziewczyn. Odłożyłam książkę na bok i wzięłam Jess na ręce, po czym poszłam się przywitać.
- Hej dziewczyny! Cześć Charlie, cześć Leo - puściłam Jesskę i przytuliłam przyjaciółki. - Rozalio, powiedz mi proszę, co to za waliza? - zapytałam lekko wystraszona.
- Moje podstawowe kosmetyki - oznajmiła z szerokim uśmiechem.
- Okej... Nie wnikam. Zanieś to do sypialni, razem z sukienkami, a ty Cassi pomóż Charliemu i Leo. Ja idę zawołać Kasa i Lysandra.
- Się robi kapitanie! - powiedziały równo i wzięły się za swoje zadania.
  Poszłam do kuchni, gdzie siedzieli moi współlokatorzy.
- Uszykujecie salon?
- Już, już - powiedział leniwie Kastiel.
- Gdzie to położyć? - spytała Cassi, która weszła do kuchni z chłopakami.
- Na stole - uśmiechnęłam się.
  Odłożyli wszystko, a ja wyjęłam miski, do których nasypałam chipsy, żelki, cukierki, krakersy i inne przekąski, do szklanek powkładałam paluszki i włożyłam napoje do lodówki. Wróciłam do salonu, żeby obejrzeć dzieło Lysia i Kastiela. Sofa i fotele stały pod ścianą, tak jak i stolik do kawy. Na barku stały wszelkiego rodzaju alkohole: od piw, przez wino, do wódki. Już sobie wyobrażam to sprzątanie i zajmowanie się ledwo-żywymi... Środek salonu był pusty, przygotowany do tańca. Koło wieży leżały płyty CD. Na stoliku do kawy poukładałam przekąski i poszłam obejrzeć barek. Charlie ma się nim zajmować, ale pewnie jak zawsze skończy się na tym, że to ja przejmę tę rolę, bo on się upije... Przygotowanie pomieszczeń zajęło nam niecałą godzinę. Z dziewczynami poszłyśmy się przygotować do sypialni i nie pozwoliłyśmy chłopakom wchodzić. Oni już byli gotowi.
  Rozalia zajęła się makijażem. Sobie zrobiła smoky eyes używając różnych odcieni fioletowego. Narysowała kreskę eyelinerem i wytuszowała rzęsy. Na usta nałożyła malinową pomadkę. U Cassi pobawiła się z odcieniami brązu, a usta pomalowała szminką w kolorze nude.
- Jaką sukienkę ubierasz? - zapytała.
- Jeszcze nie wiem...
  Spojrzały po sobie i nienaturalnie się wyszczerzyły. Zaczęły się złowieszczo śmiać.
- Co wy kombinujecie?
  Dorwały się do mojej szafy i wyciągnęły wszystkie sukienki. Kazały mi iść do łazienki. Co chwilę podawały mi kolejną suknię i oglądały mnie z każdej strony. Żadna im nie pasowała...
- W końcu coś znajdziemy! -pocieszała Cassi.
- Ile jeszcze zostało? - spytałam.
- Ta co masz i jeszcze jedna.
- Super...
- Najlepszą zostawiłam na koniec! - wypomniała Roza.
  Nie wiedziałam o co jej chodzi. Wyszłam w szlafroku i usiadłam na łóżku.
- Pokazuj ją - powiedziałam zrezygnowana.
  Roza wyjęła sukienkę zza pleców, a ja zaniemówiłam. Ta sukienka przywołała najcudowniejsze wspomnienia. Łzy pociekły mi po policzkach.
- Wiedziałam! - ucieszyła się Roza.
- Skąd taka reakcja? - zapytała zdziwiona Cassi.
- To w tej sukience byłam na pierwszej randce z Lysem... - powiedziałam szeptem.
  Błękitna, tiulowa sukienka z czarnym gorsetem w serduszko, pod biustem zdobiona koronką... Tyle wspomnień... Restauracja, spacer po parku, pierwszy w życiu pocałunek...
- Powiem ci siostrzyczko, że mamy bardzo podobny gust - uśmiechnęła się i pokazała swoją kreację.
  Prawie identyczna, ale tiul miała jasno różowy. Nie spodziewałabym się tego... Zaśmiałam się przez łzy.
- Bliźniaczki - skwitowałam. - A ty Rozuś, pokaż swoją.
- A proszę ciebie bardzo - uśmiechnęła się serdecznie. - Sama szyłam - powiedziała z dumą i pokazała swoje dzieło.
- Wow! - krzyknęłyśmy z Cassi.
- Leo mi pomagał - dopowiedziała.
- Rozuś, pomalujesz mnie w końcu? Zaraz zejdą się goście - powiedziałam.
- Idź opłucz twarz, a ja przygotuję kosmetyki.
  Wykonałam jej polecenie. Po powrocie do pokoju usiadłam na łóżku. Roza zaczęła męczyć moją twarz... Zajęło jej to najdłużej z całej trójki. Przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam czarny, brokatowy cień na górnej powiece i błękitny na dolnej. Usta miałam krwistoczerwone.
- To jest piękne - pochwaliłam przyjaciółkę.
- Czas się przebrać! - oznajmiła Cassi.
  Ubrałyśmy nasze kreacje (ja o mało co znowu się nie pobeczałam) i wybrałyśmy buty. Roza ubrała fioletowe szpilki, Cassi czarne, a ja postawiłam na czarne koturny.
- Gotowi chłopcy?! - zapytała Roza.
- Dawajcie - powiedzieli bez entuzjazmu.
  Najpierw wyszła Roza. Podeszłą do Leo i delikatnie go ucałowała. Później Cassi. Charlie wziął ją na ręce i namiętnie pocałował. Nadeszła kolej na mnie. Strasznie się denerwowałam, bo nie wiedziałam jak Lysander zareaguje na tę sukienkę... Wzięłam głęboki wdech, wydech i wyszłam z sypialni. Stanęłam przed Lysem i spojrzałam mu w oczy. Jego wzrok był przepełniony miłością, tęsknotą i czułością. Pocałował mnie w czoło i wtulił głowę w moje włosy.
- Wyglądasz przepięknie - szepnął mi do ucha. Automatycznie się zarumieniłam.
- Pamiętasz tę sukienkę - uśmiechnęłam się.
- Popłakała się, jak ją zobaczyła! - powiedziała Roza.
- No, gołąbeczki! Już za pięć ósma! Zaraz wszyscy przyjdą - wtrącił Kastiel, a po jego słowach ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Cześć Katie! Pięknie wyglądasz - przywitał się czarnowłosy.
- Witaj Vic! - przytuliłam przyjaciela i zaprosiłam go do środka.
- Musisz na nią uważać Lys, bo ci ucieknie! - zaśmiał się Kastiel.
- Może przestałbyś gadać i włączył muzykę? - powiedziałam.
  Przewrócił oczami i wykonał polecenie. Po jakimś czasie przyszli chłopcy, a na końcu Amber i koleżanki. Alexy, Kas i Armin poszli do barku, a Nataniel i Leo dosadzili się do przekąsek. Lysander zaprosił mnie do tańca, a po pewnym czasie dołączyły do nas dziewczyny. Rozalia wzięła Leo, a Cassi Charliego. Przeprosiłam Lysandra i ruszyłam w stronę barku. Chwyciłam Kastiela za ramię i zaciągnęłam na parkiet. Był trochę niezdarny, bo zdążył już sporo wypić. Szczęście, że ma mocną głowę... Później dołączyli inni chłopcy. Tańczyłam z każdym na zmianę. Jeden taniec zarezerwował Victor. Wirowaliśmy po środku pokoju śmiejąc się i rozmawiając. Gdy minęła dziesiąta, usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu spojrzałam na Rozę i Cassi. Pokazałam ręką, żeby do mnie podeszły.
- Roza, idziesz do dostawcy, Cassi włączysz muzykę, a ja zgarnę Lysia - powtórzyłam nasz plan i rozeszłyśmy się.
  Znalazłam na szybko Lysandra i zaciągnęłam go do kuchni.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Jesteś mi potrzebny.
- Do czego?
- Kastiel ma dzisiaj urodziny i zaplanowałyśmy z dziewczynami małą niespodziankę...
- Jak mogłem zapomnieć!
- Teraz to nie ważne. Trzymaj - podałam mu mikrofon, który ukryłyśmy wcześniej i wzięłam drugi. - Roza wprowadzi tort, a Cassi włączy muzykę. Śpiewamy "Happy Birthday" - wyjaśniłam i podeszłam do drzwi, które uchyliłam i pokazałam Cassi, że jesteśmy gotowi.
- Mili państwo! Świętujemy dzisiaj mega wydarzenie! Nasza czerwona małpa obchodzi osiemnastkę! - wykrzyczała i włączyła melodię.
  Otworzyłam drzwi i zaczęliśmy śpiewać z Lysandrem, idąc w stronę Kasa, a w między czasie Roza wjechała z tortem. Kastiel stał jak jakiś kołek. Po skończeniu piosenki wszyscy podeszli do tortu, a Rozalia podała nóż Kasowi. W końcu się uśmiechnął i zaczął kroić. Później impreza trwała dalej. Około pierwszej w nocy Charlie zaproponował grę w butelkę. Wszyscy byli chętni. Jako, że solenizantem był Kastiel, to kręcił jako pierwszy. Wypadło na Lysandra. To się źle skończy...
- Pytanie, czy wyzwanie?
- Wyzwanie - odpowiedział pewnie Lysander.
  Kastiel wstał bez słowa i podszedł do barku. Zmieszał kilka rodzajów alkoholu i podał Lysowi.
- Wypij to. Duszkiem - powiedział dobitnie, a Lysander momentalnie zbladł.
- Nie musisz tego robić - wtrąciłam cicho patrząc mu w oczy.
- Ależ musi - wyszczerzył się czerwonowłosy. - Nic dzisiaj nie wypił.
- Ja tak samo - powiedziałam.
- Możesz go zastąpić.
  Na samą myśl o alkoholu mój żołądek zrobił fikołka i zbladłam jeszcze bardziej od Lysandra.
- Przepraszam - szepnęłam do Lysandra i spuściłam wzrok.
  Białowłosy chwycił mnie za rękę i wypił zawartość szklanki. Nie pachniało to zbyt dobrze... Po kilku kolejkach przyszła pora na mnie. Wybrałam wyzwanie.
- Siedem minut w niebie - oznajmiła Roza z iskierkami w oczach.
  Kilka osób wepchnęło mnie i Lysandra do łazienki i zgasili światło. Na Lysandra zaczął już działać wypity drink. Podeszłam do niego po omacku i chwyciłam za rękę. Delikatnie się chwiał.
- Jak się czujesz? - zapytałam zaniepokojona.
- Świetnie - odpowiedział lekko niewyraźnie.
- To nie jest czas na pogaduszki! - usłyszeliśmy przez drzwi.
  Westchnęłam i przytuliłam się do Lysia, po czym pocałowałam go w policzek.
- Co robimy? - zapytałam.
- Nie wyjdziemy stąd, do póki nie zrobimy tego, co nam każą... - powiedział.
- No właśnie! - znowu wtrącił się ktoś zza drzwi.
  Lysander lekko uniósł mój podbródek i namiętnie mnie pocałował. Poczułam ostry posmak alkoholu, ale nie przejęłam się tym. Objęłam ramionami jego szyję, a on przeniósł swoje ręce na moje biodra, po czym uniósł mnie, a ja oplotłam go nogami. Oparł mnie o ścianę i jeszcze bardziej wpił się w moje usta. Jak widać, alkohol wyzwala emocje...
- Zadanie zaliczone! - krzyknęła Rozalia.
  Od razu się od siebie oddaliliśmy, lekko wystraszeni i poddenerwowani. Jak mogli przerwać w takim momencie?! Nawet nie zauważyłam, kiedy weszli i włączyli światło... Lys postawił mnie delikatnie na ziemi i wplótł swoją dłoń w moją. Spojrzałam na jego twarz i zachichotałam. Miał na policzku i na ustach czerwone plamy od mojej szminki!
- Coś nie tak? - spytał mnie.
- Nie, nie, wszystko idealnie - powiedziałam z uśmiechem.
  Gdy reszta skojarzyła o co chodzi, też zaczęła się śmiać. Wróciliśmy do salonu i bawiliśmy się do czwartej nad ranem, kiedy to wszyscy pozasypiali na kanapach, fotelach, podłodze, a Kastiel w niewyjaśnionych okolicznościach leżał w wannie... Przykryłam wszystkich kocami, a półprzytomnego Kasa zaprowadziłam do łóżka. Lysandrowi kazałam się położyć pół godziny wcześniej, bo ledwo się trzymał na nogach. Pozbierałam wszystkie szklanki, posprzątałam miski po przekąskach i ułożyłam wszystko na swoje miejsce. Pod koniec robiłam za barmana, więc w barku był porządek. Gdy posprzątałam, poszłam do toalety przygotować się do snu. Zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam piżamę. Namoczyłam płatki kosmetyczne i poszłam zmyć Lysandrowi z twarzy szminkę. Później zgasiłam światło i wkulałam się koło białowłosego. Automatycznie objął mnie ramieniem, jakby wyczuł moją obecność, a ja wtuliłam się w jego pierś i od razu zasnęłam.

Ten rozdział powinien się pojawić 12 sierpnia (urodziny Kastiela :D), ale tak jakoś wyszło, że jest teraz... Mam nadzieję, że się podobało :) Zachęcam do komentowania ;) Do następnego!

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział XXVII - Cudowny wschód słońca

Tak na początek: dziękuję wszystkim, którzy wchodzili na tego bloga, mimo że nic nie wstawiałam :) Niedługo planuję powrót do regularnego wstawiania. Miłego czytania!

  Obudziłam się przed wschodem słońca. Na zegarku widniała godzina 03:17, a ja postanowiłam wstać. Ostrożnie przeszłam nad Lysandrem i zeskoczyłam z łóżka. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy. Światło mnie oślepiło, więc zasłoniłam oczy i jak najszybciej zamknęłam chłodziarkę. Wyszłam na balkon i oparłam się o balustradę. Pijąc napój przyglądałam się horyzontowi w poszukiwaniu ognistych promieni, ale nie zanosiło się jeszcze na świt. Po wypiciu soku wróciłam do środka i umyłam szklankę. Byłam już tak ożywiona, że nie dałabym rady zasnąć. Wzięłam telefon i sprawdziłam o której ma być wschód. 4:15- zostało mi jeszcze ponad pół godziny. Pośpiesznie poszłam do sypialni, wyjęłam z szafy jednoczęściowy strój sportowy i przebrałam się w łazience. W kuchni zostawiłam kartkę:
Poszłam popływać.
Wrócę około wpół do szóstej.
Kate
  Bez śniadania wyszłam z pokoju zakładając adidasy i skórzaną kurtkę. Włożyłam telefon do kieszeni, zbiegłam po schodach (winda była jeszcze nieczynna) i wyszłam z hotelu. Pobiegłam na plażę. Rzuciłam na piasek kurtkę i buty, po czym wbiegłam do wody. Pływałam aż do świtu, kiedy weszłam na pomost, przyglądałam się różowym i pomarańczowym chmurom.
- Kate! - zawołał znajomy głos od strony plaży. Spojrzałam w jego stronę i ujrzałam białą czuprynę Lysandra. Wskoczyłam do wody i dopłynęłam do brzegu.
- Hej. Już tak późno?
- Nie, ale zostawiłaś ręcznik - powiedział z delikatnym uśmiechem i okrył mi ramiona.
- Dzięki - pocałowałam go w policzek. - Nie myślałam, że wstaniesz tak wcześnie.
- Nie było cię obok. Dlaczego wyszłaś tak wcześnie?
- Nie mogłam spać. Wracamy?
- Nie chcesz jeszcze popływać? - zapytał.
- A pójdziesz ze mną?
  Zastanowił się i westchnął. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Rozejrzał się po plaży i przewrócił oczami.
- Niech ci będzie...
  Zdjął koszulę, spodnie i buty, po czym wziął mnie na ręce.
- Wiedziałeś, że o to zapytam? - w odpowiedzi pocałował mnie w usta.
- Już trochę cię znam - uśmiechnął się.
- Czemu rozglądałeś się po plaży? - spytałam i spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy.
- Nie lubię jak ludzie na mnie patrzą... - odwrócił wzrok.
- Ja bardzo lubię na ciebie patrzeć - wtuliłam się w jego tors.
- A ja na ciebie. Wyglądasz słodko jak śpisz - skwitował zamyślony.
  Wbiegł do wody nadal mnie trzymając. Puścił mnie dopiero jak byłam zanurzona. Zanurkowałam i odpłynęłam kawałek, po czym wynurzyłam się i opryskałam go.
- Pożałujesz tego - powiedział z zaciętym wzrokiem, po czym rzucił się na mnie.
  Byliśmy pod wodą. Pocałowałam go i wynurzyłam się, żeby zaczerpnąć tchu, a następnie znów zanurkowałam. Lysander zrobił to samo. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam lekko, karząc płynąć za sobą. Poprowadziłam go niedaleko miejsca, gdzie ostatnio prawie się utopiłam. Położyłam się, tym razem na piasku, a obok mnie spoczął mój ukochany. Przytuliłam się do niego i uśmiechnęłam. Po kilku sekundach wskazał, że musi wypłynąć. Przewróciłam oczami i pocałowałam go, oddając część swojego powietrza. Umie dużo krócej wstrzymywać oddech. Już po minucie wypłynął na powierzchnię, a ja razem z nim.
- Jak to możliwe, że tak długo nie musisz oddychać?
- Lata praktyki - uśmiechnęłam się.
- Może już wrócimy? Za chwilę zaczną schodzić się ludzie.
- Okej. Ścigamy się? - nie czekając na odpowiedź zaczęłam płynąć do brzegu, ale wolnym tempem, żeby dał radę mnie dogonić. Kiedy mnie wyprzedził, przyśpieszyłam i oczywiście wygrałam wyścig. Nikt nigdy mnie nie pokonał w pływaniu.
- Szybka jesteś - przyznał.
- Po raz kolejny, lata praktyki - wyszczerzyłam się i wzięłam ręcznik.

  Gdy wróciliśmy do hotelu, była już szósta rano. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Po wejściu do pokoju popędziłam do kuchni. Byłam strasznie głodna! Uszykowałam kanapki, ale zanim zaczęłam jeść, poszłam do sypialni. Kastiel spał. Może jestem bez serca, budząc go, ale zrobiłam mu śniadanie.
- Kastiel? Wstawaj, śniadanie na stole - powiedziałam półszeptem i szturchnęłam go w ramię.
- Jeszcze pięć minut mamusiu... - wymamrotał, po czym przewrócił się na drugi bok.
- Miau! - usłyszałam za sobą i odwróciłam się.
- Dobry pomysł Jess!
  Wzięłam kotkę i położyłam ją Kasowi na głowę. Zaczęła miauczeć, mruczeć i ocierać się. Poczochrała łapką jego włosy i rozłożyła się. Po chwili Kastiel nie mógł nabrać powietrza, a ja przyglądałam się tej scenie z uśmiechem. Poderwał się, a Jesska spadła na jego kolana i miauknęła przymilnie.
- Dzień dobry Kas - wyszczerzyłam się i wzięłam od niego kotkę.
- Udusić mnie chciałaś?
- Nie, obudzić. Chodź na śniadanie.
- Która godzina?
- Koło szóstej rano - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia.
  W kuchni nasypałam kotu jedzenia do miski i usiadłam do stołu.
- Udało ci się go dobudzić? - spytał Lys.
- Nie mnie - powiedziałam zajadając się kanapkami.
- Nie ładnie tak mówić z pełnymi ustami.
- Jestem strasznie głodna!
- A ja śpiący - wtrącił Kastiel, który właśnie stanął w drzwiach.
- Nie patrz tak na mnie. To nie ja cię obudziłam - zrobiłam minę niewiniątka.
- Lysander ma rację. Nie mówi się z pełną gębą - powiedział i usiadł.
  Śniadanie minęło w ciszy. Pochłonęłam chyba z dziesięć kanapek! Już niedługo wracamy, więc chciałabym zaplanować imprezę pożegnalną.
- Chłopcy?
- Tak?
- Co sądzicie o imprezie przed wyjazdem?
- A będzie alko? - spytał Kas.
- Jeśli załatwisz to będzie.
- To ja się zgadzam.
- Idę pogadać z Rozą i Cassi.
  Wyszłam z pokoju i skierowałam się do Cassi. Zapukałam do drzwi i nie czekając aż ktoś otworzy, ruszyłam do Rozy.
- Cześć siostro! Co tak wcześnie? - dogoniła mnie Cassi.
- Nie mogłam spać. Potrzebuję waszej dwójki.
- Po co?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnęłam się i zapukałam do Rozalii.
- Hej dziewczyny! - przywitała nas białowłosa i ucałowała w policzki. - Co was do mnie sprowadza?
- Możemy wejść?
- Jasne! - uśmiechnęła się i przepuściła nas w drzwiach. Usiadłyśmy na sofie we trójkę.
- Chcecie coś do picia?! - zawołał Leo z kuchni.
- Ja poproszę wodę! - odpowiedziałam.
- Ja to samo! - oznajmiła Cassi.
- Przyniesiesz mi sok pomarańczowy kochanie?! - spytała Roza.
- Już się robi!
- Dobra, to o co chodzi? - zapytała Cassi.
- Mam plan - zaczęłam. - żeby zrobić dzisiaj imprezę pożegnalną. Co sądzicie?
  Dziewczyny zaczęły piszczeć jak nienormalne. Oparłam się wygodnie i odczekałam aż ich szał minie. Leo zdążył przynieść napoje i uszykować sobie i Rozie śniadanie. Usiadł obok mnie i czekaliśmy razem. Czy one nigdy nie skończą? Doszło do tego, że zaczęły skakać i krążyć wokół sofy.
- Błagam, skończcie już! - powiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.
- To jest genialny pomysł! - wydusiła z siebie Roza.
- Zgadzam się - poparł ją Leo, a dziewczyny w końcu usiadły.
- Gdzie, o której godzinie, kto przyjdzie?! - dopytywała Cassi.
- Może być u mnie... Kas i Lys już wiedzą.
- Leo, ty załatwisz alkohol - rozkazała chłopakowi Roza.
- Charlie ci pomoże - wtrąciła Cassi.
- Może byś jutro o ósmej? - zapytałam.
- Przyjdziemy do ciebie o siedemnastej i razem wszystko przygotujemy!
- Kupcie też przekąski! - powiedziała Rozalia do Leo.
- Ja wszystkich pozapraszam - powiedziałam. - Amber i jej koleżanki też?
- Jak chcą, to niech przyjdą.
- Pójdziesz później po Charliego i pójdziecie do sklepu, okej? - spytałam Leo.
- Nie ma problemu.
- Ja lecę. Muszę wszystkim powiedzieć.
  Pożegnałam się i wróciłam do siebie. Chłopcy siedzieli na kanapie i oglądali telewizję.
- Impreza będzie u nas, o ósmej. Leo z Charliem załatwią jedzenie i alkohol, a ja z dziewczynami przygotujemy pokój.
- Pomożemy wam - powiedział Lysander z uśmiechem.
- Ty pomożesz, nie ja - wtrącił Kastiel.
- To zamknę się w łazience na czas impry i nic nie wypijesz.
- No dobra. Mogę zrobić miejsce w salonie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego serdecznie i skierowałam się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytał Lys.
- Zaprosić ludzi.
- Idę z tobą - oznajmił i podszedł do mnie.
  Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do pokoju Armina, Alexy'ego i Nata. Chętnie przyjęli zaproszenie. Następny był pokój Amber i jej sługusek. Zdziwiły się, że przyszliśmy, ale przyjęły zaproszenie. Amber  była zajarana tym, że Kastiel też będzie. Postanowiłam też zaprosić Victora. Gdy staliśmy przed jego drzwiami, spojrzałam na Lysia.
- Sama go zaproszę, okej? - spytałam z uśmiechem.
- Jasne. Czekam u nas - powiedział i odszedł.
  Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzył je zaspany brunet. Rozbudził się jak mnie zobaczył i lekko się uśmiechnął.
- Cześć Vic - przytuliłam go.
- Hej Katie - odwzajemnił uścisk. - Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałam cię zaprosić na imprezę. Jutro wyjeżdżamy i chcemy się pożegnać z tym miejscem. Dzisiaj o dwudziestej w moim pokoju. Przyjdziesz?
- No jasne! - ucieszył się i podniósł mnie jakbym ważyła tyle co piórko.
- To do wieczora - pożegnałam się i wróciłam do siebie.
  Wzięłam książkę i usiadłam na kanapie. Jesska przyszła się położyć na moich kolanach. Czytając i głaszcząc kotkę czekałam na przyjście dziewczyn. Już nie mogę się doczekać!

sobota, 20 sierpnia 2016