Obudziły mnie oślepiające promienie słońca wpadające przez okno. Dopiero świtało. Otworzyłam zaspana oczy i rozejrzałam się na rozmazany pokój. Koło mnie leżał Lysander, co nie było zaskoczeniem. Przetarłam oczy i przyjrzałam się dokładniej. Białowłosy opierał głowę na ręce i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry - ziewnęłam, a głos miałam jeszcze ochrypły.
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Świetnie - przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić godzinę. - Wpół do szóstej - powiedziałam do siebie. - Jesteś głodny?
- Delikatnie - powiedział przyglądając mi się.
- Ubiorę się i zrobię śniadanie.
Wyszłam z łóżka i stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej miętową sukienkę z paskiem i poszłam do toalety. Zakluczyłam za sobą drzwi i stanęłam przed lustrem. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Przebrałam się i wyszłam z łazienki. Odłożyłam piżamę wraz z kosmetyczką do szafy i poszłam do kuchni. Przechodząc przez salonik zauważyłam Lysandra zaczytanego w nowej lekturze. Przeszłam przez drzwi kuchenne i podeszłam do lodówki. Wyjęłam pierś z kurczaka, rukolę, majonez i awokado. Wzięłam też kilka bagietek i pieprz z szafki. Usmażyłam kurczaka i pokroiłam go w plastry. Przecięłam i posmarowałam majonezem bułki, po czym włożyłam do nich rukolę. Obrałam awokado i pokroiłam je, następnie włożyłam warzywo razem z plastrami kurczaka do kanapek. Doprawiłam pieprzem i położyłam na duży talerz. Nakryłam do stołu i poszłam po Lysandra.
- Śniadanie gotowe. Pójdę obudzić Kastiela - powiedziałam uśmiechnięta.
- Poczekam w jadalni - uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
Weszłam do sypialni i spojrzałam na rozwalonego czerwonowłosego. Spał na brzuchu, a jego kołdra leżała na podłodze. Podeszłam do niego po cichu i pochyliłam się nad jego uchem. Nabrałam powietrze w płuca.
- Wstawaj! - krzyknęłam, a on podskoczył.
Cofnęłam się o krok i zaczęłam się śmiać.
- Oszalałaś?! Miałem zawału dostać?!
- Nie, miałeś przyjść na śniadanie - powiedziałam już ciszej i wyszłam z pomieszczenia.
Udałam się do kuchni i usiadłam do stołu obok Lysandra. Cierpliwie czekał aż przyjdę.
- Napracowałaś się - powiedział z uznaniem.
- Miałam ochotę na coś innego - wytłumaczyłam i zaczęłam jeść. Lysander nadal czekał. - Nie jesteś głodny?
- Chcę poczekać na Kastiela.
- To chyba niezbyt dobra decyzja... Jest możliwość, że znowu się położył.
- Zaczekam jeszcze chwilę - oznajmił. Odłożyłam kanapkę i oparłam się.
- Okej - wstałam od stołu i podeszłam do drzwi, żeby je otworzyć. - Kastiel, rusz się, jeśli chcesz coś zjeść! - krzyknęłam i usiadłam z powrotem do stołu.
Po chwili usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi łazienki. Po około trzech minutach pojawił się Kastiel. Ubrany był w czerwoną bluzkę z szerokimi ramiączkami i czarne, krótkie spodnie. Bez słowa usiadł na przeciwko Lysandra i zaczęliśmy wszyscy jeść.
- Co cię łączy z tym Czarnym? - wypalił Kastiel.
- A co cię to obchodzi Czerwony? - spytałam.
Kątem oka zobaczyłam, że Lys śmieje się pod nosem. Kastiel widocznie się wkurzył.
- Jak mnie nazwałaś? - próbował udawać spokojnego, ale zauważyłam, że lekko się trzęsie.
- Czerwony - powtórzyłam. - Coś szanownemu panu nie pasuje? - uśmiechnęłam się zadziornie pod nosem.
- Pożałujesz tego - wstał od stołu, ale zatrzymałam go gestem ręki. Jeszcze bardziej się wkurzył, a Lys chciał interweniować.
- Poradzę sobie - uspokoiłam go i zwróciłam się z powrotem do Kastiela. - Jeśli mnie tkniesz, to do końca wakacji sam będziesz sobie szykował jedzenie i sprzątał.
- Szantażujesz mnie? - zakpił.
- Nie. Ja tylko stawiam warunki dla mnie dogodne, żeby uprzykrzyć ci życie - powiedziałam niewinnie.
- To jest szantaż - uściślił Lysander. Posłałam mu gniewne spojrzenie. - Ja nic nie mówiłem.
- Tak myślałam. Możemy już w spokoju skończyć posiłek?
- Tak - powiedział Lysander bez namysłu i usiadł.
- Niech ci będzie...
Usiadłam i zabrałam się za jedzenie. Reszta posiłku minęła na szczęście w spokoju i nikt nie roztrząsał tematu Victora. Po śniadaniu pomyłam naczynia i poszłam do salonu. Przeszukałam półki z książkami i wybrałam książkę Jumper. Usiadłam na sofie i otworzyłam swoją lekturę. Przy około pięćdziesiątej stronie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam czytając kolejny akapit.
- Witaj Katherine - brunet wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi.
- Kate. Cześć - spojrzałam na niego. - Miło cię widzieć.
- Ciebie również - uśmiechnął się delikatnie i podszedł bliżej.
- A więc... Co cię do mnie sprowadza? - spytałam zaciekawiona.
- Chciałem ci się zapytać, czy nie chciałabyś dzisiaj ze mną płynąć do rafy koralowej... Co ty na to?
- Trochę dziwne pytanie - powiedziałam z entuzjazmem i odłożyłam książkę na bok. - Kto normalny by nie chciał?
- Znam wiele takich osób. Na przykład moja młodsza siostra.
- Chętnie bym popłynęła, ale nie mam sprzętu....
- To żaden problem. Mogę ci pożyczyć. To jak? - zapytał z nadzieją. - Samemu to nie to samo.
- Okej - uśmiechnęłam się promiennie. - Kiedy?
- Kiedy masz ochotę.
- Nawet teraz!
- To pójdę przygotować wszystko. Ubierz strój kąpielowy i przyjdź za chwilę do mnie po sprzęt.
- Będę za dziesięć minut - jestem pewna, że oczy aż mi zabłysły ze szczęścia.
Zawsze chciałam nurkować w głębinach! Pobiegłam do sypialni i wyjęłam z szafy swój strój kąpielowy. Chłopcy patrzyli na mnie zdziwieni jak latam w tę i z powrotem po pokoju. Gdy wzięłam już wszystko, pobiegłam do łazienki się przebrać. Ubrałam fioletowy strój i nałożyłam sukienkę. Gotowa wyszłam z łazienki.
- Gdzie się wybierasz?
- Victor zaprosił mnie na nurkowanie do rafy. Nie mam czasu. Lecę. Pa! - wybiegłam z pokoju.
Skierowałam się do apartamentu bruneta. Zapukałam, a on od razu mi otworzył.
- Wejdź, rozgość się. Już kończę - uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach.
Jego pokój był dużo bardziej imponujący od naszego. Poszłam za nim do sypialni. Na łóżku leżały dwie pianki do nurkowania, butle tlenowe, płetwy i maski. Usiadłam na fotelu i przyglądałam się chłopakowi.
- Przebierz się. Tam jest toaleta - wskazał ciemne drzwi i podał mi jedną z pianek. - Zawołaj jeśli będziesz potrzebowała pomocy.
- Dzięki - uśmiechnęliśmy się do siebie i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Zdjęłam sukienkę i założyłam piankę. Dzięki mojemu pechowi, przy zapinaniu zamka, zahaczyłam włosy i nie mogłam ich odplątać. Mijały kolejne minuty, a ja tylko pogarszałam sprawę.
- Coś się stało? - zapytał Victor przez drzwi.
Westchnęłam ciężko i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je w stanęłam przed chłopakiem.
- Zahaczyłam włosami o suwak i nie mogę ich odplątać...
- Odwróć się, pomogę ci - wykonałam jego polecenie, a po chwili moje włosy były wolne.
- Dzięki za ratunek. Po raz kolejny.
- Nie ma za co. Wszystko gotowe. Sukienkę możesz zostawić na łóżku. Jedziemy?
- Jasne. Pomóc ci z czymś?
- Możesz wziąć kamerę i torbę. Ja wezmę te cięższe sprzęty.
- Okej - wzięłam swój bagaż i razem wyszliśmy z jego pokoju.
Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na parking. Poprowadził mnie do czarnego jeepa.
- To twój?
- Tak... Włóż rzeczy do tyłu i wsiadaj.
- Skąd masz pieniądze na to wszystko?
- Nieważne, wsiadaj.
- Okej... - odpowiedziałam zdziwiona jego zachowaniem.
Wsiadłam od strony pasażera i rozsiadłam się na szarym, skórzanym fotelu. Droga minęła bardzo szybko. Mój towarzysz nie odezwał się ani słowem. Zaparkował koło plaży i wysiadł jako pierwszy, żeby otworzyć mi drzwi. Chwycił mnie w talii i przeniósł na ziemię nie patrząc mi w oczy, po czym poszedł do bagażnika. Pobiegłam za nim.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam zmartwiona.
- Nie, przepraszam, jestem trochę przewrażliwiony...
- Nie ma problemu - powiedziałam z uśmiechem.
- Dzięki - odwzajemnił uśmiech.
- To co robimy?
- Popłyniemy łodzią w jedno miejsce i zanurkujemy do rafy koralowej.
- Okej... Idziemy?
Kiwnął głową i wzięliśmy sprzęt. Zaprowadził nas do małego jachtu.
- Jaki piękny! - wyrwało mi się.
- Jest mój. Dzisiaj także twój, więc rozgość się. Ja wszystko załaduję.
- Będę od ciebie odbierać.
- Dam radę.
- Jestem tego świadoma, ale chcę się na coś przydać.
Weszłam ostrożnie na pokład. Podłoże chwiało się na lekkich falach. Załadowaliśmy wszystko i usiedliśmy na przeciwko siebie w kokpicie.
- Wolisz płynąć na żaglach, czy silniku?
- Żagle. Wtedy jest ciekawiej, a akurat dobrze wieje.
- Znasz się na tym?
- Jak byłam mała, tata zabierał mnie na różne łodzie - uśmiechnęłam się na wspomnienie minionych lat, ale przypomniałam sobie ostatnią wizytę rodziców i posmutniałam.
- Co się stało? - zaniepokoił się Victor.
- Może kiedyś ci powiem... - wymusiłam uśmiech.
- Będę czekał... Chcesz pokierować? - zmienił temat.
- Nie umiem.
- Pomogę ci. To jak?
- Chętnie spróbuję.
Oddał mi ster i pokazał kierunek. Zajął się linami i wypłynęliśmy z przystani. Po półgodzinie śmiechu i rozmów na najróżniejsze tematy dopłynęliśmy na miejsce. Byliśmy około dwadzieścia metrów od skalistego brzegu.
- Gotowa?
- Jak nigdy dotąd!
Zarzucił kotwicę i spuścił drabinkę. Pomógł mi założyć butlę tlenową, po czym zrobił to samo ze sobą. Założyłam maskę i płetwy, po czym zeszłam po drabinie do wody. Nie miałam problemów z oddychaniem. Po chwili dołączył do mnie Victor z kamerą w ręce i wskazał kierunek do rafy koralowej. Popłynęłam za nim. Wyłonił się piękny widok kolorowych stworzeń. Wokół pływały ławice ryb, a na dnie leżały rozgwiazdy i małże. Victor podpłynął do jednej z nich i wrócił ze srebrną perłą. Podał mi ją i pokazał kieszeń w mojej piance. Włożyłam do niej kulkę i popłynęłam bliżej koralowców. Zauważyłam kilka krewetek przemieszczających się po dnie. Mój towarzysz pociągnął mnie za ramię i wskazał mi żółwia pływającego wśród ławicy błazenków. Wszystko kręcił swoją wodoodporną kamerą.
Spędziliśmy pod wodą około godziny, po czym wróciliśmy do jachtu.
- Zdejmij piankę i owiń się ręcznikiem. Wieje, a nie chcę żebyś się przeziębiła - powiedział po pozbyciu się butli.
Tak jak mi kazał zdjęłam piankę i przewiesiłam ją na boku łodzi. Wyjęłam ręczniki i podałam jeden brunetowi. Poszedł w moje ślady i zdjął piankę. Przyjrzałam się jego umięśnionemu torsowi i zawstydzona odwróciłam wzrok, kiedy to zauważył. Usiadłam, a on na mnie patrzył świdrującym wzrokiem. Owinęłam się puchatym ręcznikiem i przyciągnęłam kolana pod brodę.
- Podobało ci się? - zapytał usiadłszy koło mnie.
- Bardzo - mimowolnie się uśmiechnęłam. - Dziękuję za perłę.
- Nie ma za co. Opowiesz mi, czemu posmutniałaś jak mówiłaś o swoim tacie?
- Przed wyjazdem tutaj dowiedziałam się, że nie jest moim biologicznym ojcem... - westchnęłam.
- Rozumiem. Nie będę cię o nic więcej dopytywać.
- Dzięki.
W drodze powrotnej kierował Victor. Zmęczyłam się pływaniem, więc zeszłam pod pokład i położyłam się na kanapie. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu aż zasnęłam. Obudziłam się, gdy samochód wjechał w dziurę.
- Już jedziemy? - spytałam zaspana.
- Dokładniej właśnie wjeżdżamy na parking.
- Czemu mnie nie obudziłeś?! - ożywiłam się gwałtownie.
- Tak słodko spałaś... Aż żal było cię obudzić.
- Następnym razem nie pójdę spać... Chciałam ci pomóc, a tylko dodałam noszenia...
- Mi to nie przeszkadza. Jesteś lekka jak piórko. Chcesz to powtórzyć? - zdziwił się.
- No jasne. Ale muszę potrenować, żeby się nie zmęczyć.
- Obgadamy to kiedy indziej. Twój chłopak dzwonił, martwi się o ciebie.
- Szkoda... To jutro się zgadamy.
Staliśmy już na parkingu. Wysiadłam niezdarnie z samochodu, o mało się nie przewracając. Przeleciał mnie dreszcz i zorientowałam się, że jestem w samym stroju kąpielowym, tak samo jak brunet. Podbiegł do mnie i nałożył mi na ramiona suchy ręcznik.
- Masz sukienkę w moim pokoju.
Poszliśmy do windy i wjechaliśmy na nasze piętro. Poszliśmy do jego pokoju. Dał mi sukienkę, którą nałożyłam na siebie, i odprowadził pod drzwi mojego tymczasowego mieszkania. Pożegnaliśmy się i weszłam do środka.
- Hej, wróciłam! - krzyknęłam po przejściu przez próg.
Lysander wyszedł z sypialni i podszedł do mnie z uśmiechem i wzrokiem pełnym ulgi.
- Nareszcie - powiedział cicho i objął mnie w talii. Spojrzałam mu w oczy i zarzuciłam ręce na jego ramiona. Przyciągnął mnie bliżej i pocałował. Najpierw delikatnie, ostrożnie, a potem razem daliśmy się ponieść namiętności. Bawiłam się jego włosami. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy zaczęło brakować nam tchu. Spojrzał mi w oczy, a w jego własnych przyuważyłam iskierki szczęścia.
- Jak się bawiłaś? - spytał, owiewając mnie swoim miętowym oddechem. Przeszedł mnie miły dreszcz.
- Cudownie, ale nie tak jak z tobą - stwierdziłam, na co on zachichotał.
- Głodna? - na to słowo zaburczało mi w brzuchu. - Zrobię ci kanapki. Pewnie padasz z nóg.
- Trochę udało mi się przespać w drodze do domu - poszliśmy razem do kuchni trzymając się za ręce.
Uszykował mi tosty z sałatą i pomidorem. Usiadł na przeciwko mnie i patrzył jak jadłam.
- A co się stało z Kastielem?
- Ucieka przed Amber.
- Jak ja mogłam to przegapić! - pożaliłam się i skończyłam posiłek. - Pójdę się już położyć.
Wyszłam z kuchni i ruszyłam do sypialni. Wzięłam piżamę z szafy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i umyłam zęby. Po mnie do łazienki wszedł Lysander. Poszłam po książkę do salonu i wróciłam do sypialni. Położyłam się i zapaliłam lampkę. Po chwili wrócił wykąpany Lysander. Wszedł do łóżka koło mnie i przytulił. Odłożyłam książkę i z westchnieniem wtuliłam się w jego tors.
- Długi dzień? - spytał.
- I to jaki...
Zamknęłam oczy. Lysander głaskał mnie po głowie do póki nie odpłynęłam. Obudził mnie trzask drzwi. Do sypialni wbiegł wściekły Kastiel i nie zwracając na nas uwagi przeklinał pod nosem. Wziął piżamę i poszedł do łazienki. Wrócił po niespełna dwóch minutach i wślizgnął się do swojego łóżka.
- Dobranoc - powiedział odwrócony do nas plecami.
- Dobranoc - odpowiedzieliśmy równocześnie i z powrotem przytuliliśmy się do siebie, żeby znowu zatracić się w objęciach Morfeusza.
********************************
Nareszcie udało mi się napisać rozdział! Przepraszam za tak długą przerwę, ale jak zabierałam się do pisania, to miałam zanik weny, a jak do mnie wracała, to nie miałam dostępu do laptopa... Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy cierpliwie czekali na nexta i proszę o ułaskawienie za tak długą przerwę. Do następnego!