niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział XXV - Trochę strachu i spokój

Rano obudził mnie kaszel, ale słabszy od poprzedniego. Lysander poderwał się z miejsca. Wcześniej spał siedząc koło łóżka, trzymając mnie za rękę, a głowę miał położoną na pościeli.
- Co się dzieje? - spytał przerażony. Nadal kaszlałam. - Zawołam lekarza - wstał i wyszedł pośpiesznie z sali. Po chwili wrócił z mężczyzną w średnim wieku ubranym w kitel. Podeszli do mnie. Lekarz założył mi maskę tlenową.
- Proszę oddychać spokojnie - wykonałam polecenie, a mój oddech się ustabilizował. - Jak do tego doszło? - spytał Lysandra, który przybrał zmieszany wyraz twarzy.
- Ja... Sam nie wiem - spojrzał na mnie. Lekarz westchnął i zdjął mi maskę.
- To może pani mi opowie?
- Nurkowałam bez tlenu i zahaczyłam się o wodorost. Byłam około trzy metry pod wodą i nikt nie wiedział gdzie jestem. Zemdlałam pod wodą i obudziłam się na pomoście. Jakiś nurek mnie wyciągnął - z powrotem nałożył mi maskę.
- No to już wszystko jasne. Woda zagnieździła się w pani płucach. Musimy ją jak najszybciej usunąć.
- Na czym to polega? - spytał Lysander. Lekarz opowiedział nam o przebiegu zabiegu i zagrożeniach w związku z chorobą.
- Niedługo przyjdzie pielęgniarka panią przygotować - wyszedł z pokoju. Spojrzałam przerażona na Lysandra i mocniej ścisnęłam jego rękę.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się smutno i pocałował mnie w czoło. - Cieszę się, że jestem pierwszy - uśmiechnęłam się. Podniosłam się i przytuliłam go.
- Ja też - powiedziałam odsuwając maskę. Później przyszła pielęgniarka i zwiozła mnie na salę zabiegową. Lysander został w pokoju.
***
Po zabiegu wróciłam do pokoju. Nie było aż tak strasznie... Lysander czekał zniecierpliwiony.
- I jak? - zapytał.
- Nie było aż tak źle - uśmiechnęłam się.
- Będzie pani mogła wieczorem wrócić do domu - pielęgniarka zostawiła nas samych. Po chwili zadzwonił telefon Lysandra.
- Słucham?... Kastiel nic nie mówił?... Jesteśmy w szpitalu... Nic jej nie jest... Naprawdę?... Tak... To do zobaczenia - rozłączył się.
- Kto to?
- Rozalia... Wszyscy chcą tu przyjechać...
- Co?!
- Victor także... - westchnęłam i położyłam się. Ze spędzenia czasu sam na sam nici... Patrzyłam w sufit aż do przyjścia ekipy. Zapukali do drzwi i weszli do pomieszczenia.
- Kate! - Roza podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Zakaszlałam.
- Roza... Dusisz mnie - powiedziałam tracąc oddech.
- Rozalio, puść ją! - przeraził się Lys. Rozalia odskoczyła ode mnie zdziwiona.
- Nic mi nie jest Lysander. Już dobrze - uśmiechnęłam się cierpko żeby go uspokoić, jednak zabolała mnie klatka piersiowa.
- Czemu tu jesteś? - spytała Cassi.
- Przed chwilą wróciłam z zabiegu... Miałam wodę w płucach po tym podtopieniu - spojrzałam na Victora.
- A jak się czujesz? - zapytał Kastiel.
- W miarę dobrze - zwróciłam się do niego.
- Mogłaby czuć się lepiej - powiedział Lysander odwrócony tyłem do czerwonowłosego. Spojrzałam na nich zdziwiona. Nigdy się tak nie zachowywali...
- Co się stało? - zapytałam. Kastiel odwrócił wzrok.
- Nic - powiedział szybko Lysander. Po godzinie wypytywania mnie o wszystko grupa wróciła do hotelu. Znowu zostałam sama z Lysandrem.
- To powiesz mi, czemu pokłóciłeś się z Kastielem? - westchnął.
- Prawie się utopiłaś... Bałem się o ciebie, a on się śmiał...
- To nie jego wina. To ja się zahaczyłam... Znasz go, on już taki jest - uśmiechnęłam się. - Nie możecie się kłócić. Jesteście przyjaciółmi, a ja czuję się winna...
- Dobrze... Spróbuję się z nim pogodzić - uśmiechnął się delikatnie. Wieczorem pielęgniarka przyniosła wypis i receptę. Lys wziął moje rzeczy i wyszliśmy z budynku. Zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała po pięciu minutach.
- Dobry wieczór panienko Kate! - otworzył nam drzwi.
- Dobry wieczór panie Robercie - przywitałam się i razem z Lysem wsiedliśmy do samochodu. Taksówkarz ruszył i włączył muzykę.
- Dlaczego byliście w szpitalu? - zapytał w pewnym momencie.
- Wczoraj prawie się utopiłam i dzisiaj miałam zabieg - powiedział m w skrócie.
- Nie umie panienka pływać? - zaśmiał się.
- Umiem, i to bardzo dobrze, ale nurkowałam i zahaczyłam się pod wodą... - reszta drogi minęła w ciszy. Zatrzymaliśmy się całkiem przed wejściem do hotelu. Pożegnaliśmy się i weszliśmy do budynku. Białowłosy otworzył przede mną drzwi do naszego pokoju. Kastiel siedział na kanapie i oglądał telewizję. Lysander bez słowa poszedł do kuchni. Przysiadłam się do Kastiela, który patrzył jak Lys odchodził.
- Haj mała - próbował ukryć smutek za zadziornym uśmiechem, ale oczy go zdradziły.
- Cześć... Nie musisz udawać, przecież widzę - westchnął i odwrócił wzrok w stronę drzwi kuchennych.
- To był mój przyjaciel...
- Nadal nim jest. Nie uważasz, że powinieneś coś zrobić?
- Co?
- Na przykład przeprosić? Na pewno ci wybaczy.
- Za co mam go przepraszać?
- Ja nie wiem... Ale powinieneś ogólnie go przeprosić. Dziwię mu się, że tyle z tobą wytrzymał - uśmiechnęłam się ciepło.
- Teraz?
- A wolisz to odwlekać?
- Do tej pory nikogo nie przepraszałem.
- To czas najwyższy - wstałam i wyciągnęłam rękę w jego stronę. - Rusz cztery litery, nie będę tak nad tobą stać - niepewnie chwycił moją rękę i wstał.
- Muszę?
- Chcesz się z nim pogodzić, czy nie? - poszłam razem z nim. Otworzyłam drzwi. Lysander patrzył zamyślony przez okno. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Spojrzał się na mnie, a ja wskazałam na drzwi. - Zostawię was samych - uśmiechnęłam się do obydwu. Przechodząc koło Kastiela powiedziałam cicho "Dasz radę" i wyszłam zostawiając uchylone drzwi. Spojrzałam przez szparę. Kastiel podszedł bliżej Lysandra. Po chwili monologu Kastiela Lysander delikatnie podniósł kącik ust, po czym się objęli. Chcieli wyjść z kuchni, więc szybko popędziłam na kanapę. Wyszli uśmiechnięci i usiedli obok mnie.
- Dzięki - zaczął Kastiel.
- Nie ma za co.
- To dzięki tobie się pogodziliśmy - powiedział Lysander.
- Ale też ja się przyczyniłam do waszej kłótni - dziękowali mi, ale przerwał im dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
- Nieznany numer - powiedziałam do siebie. Odebrałam telefon. - Halo?
- Czy mam przyjemność rozmawiać z Katherine?
- Tak, to ja. Kto mówi?
- Victor... Dostałem twój numer od białowłosej dziewczyny.. Rozalii? Chciałem się zapytać jak się czujesz.
- Już lepiej.
- Mógłbym cię odwiedzić? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. - Nie chcę się narzucać...
- Nie narzucasz się - przerwałam mu - tylko że nie znam adresu hotelu w którym się zatrzymaliśmy.
- Mieszkamy w tym samym, więc o to nie musisz się martwić. Podaj mi tylko numer pokoju i piętro.
- Piętro piąte, pokój 48 - powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
- Zaraz będę - rozłączył się. Po pół minucie ktoś zapukał do drzwi. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć.
- Cześć, wejdź - przepuściłam Victora w drzwiach. - Szybko przyszedłeś.
- Mieszkamy na tym samym piętrze - uśmiechnął się. Chłopacy dziwnie na nas patrzyli.
- Chyba już znacie Victora? - zapytałam.
- Tak... - odpowiedzieli równocześnie.
- Chodź do sypialni - pociągnęłam go za sobą. Zamknęłam drzwi i usiedliśmy na moim łóżku. - Nie miałam jeszcze okazji ci podziękować, więc bardzo dziękuję - uśmiechnęłam się ciepło.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu - rozmawialiśmy do późna. Złapaliśmy swego rodzaju nić porozumienia. Powiedział mi w którym pokoju mieszka, jakbym chciała pogadać. Przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. Odwróciłam się i spojrzałam na moich współlokatorów. Mieli skrzywione miny.
- Coś nie tak? - zachichotałam. Szkoda, że nie mogę im zrobić zdjęcia... Usiadłam na fotelu i, nie zwracając na nich uwagi, włączyłam telewizor.
- Od kiedy wy się znacie? - zapytał nadal zdziwiony Kastiel.
- Od wczoraj - nie zwracałam uwagi na ich dalsze pytania. Wyłączyłam telewizor i poszłam uszykować się do snu. Wzięłam swoją ulubioną piżamę i kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i wytarłam się ręcznikiem. Ubrałam piżamę i podeszłam do umywalki, żeby umyć zęby. Później wysuszyłam włosy i zaplotłam je w warkocze. Wzięłam wszystko i wróciłam do sypialni. Przy szafie stał Kastiel próbujący domknąć swoją część. Westchnęłam, odłożyłam rzeczy na łóżko i podeszłam do niego.
- Coś nie tak mała?
- Lepiej się odsuń - wyrzuciłam wszystkie jego rzeczy, poskładałam, poukładałam według rodzaju i odcieni i powkładałam z powrotem. On wszystkiemu się przyglądał. Zajęło mi to około dziesięciu minut.
- Nieźle - powiedział z uznaniem. Wzięłam swoje rzeczy i zaczęłam je układać. Kastiel przyglądał się mojemu dziełu, kiedy wszedł Lysander.
- Kolacja gotowa - spojrzał do szafy Kasa. - Gratuluję Kastiel. Pierwszy raz widzę u ciebie taki porządek.
- No wiesz, staram się - odpowiedział spoglądając na przyjaciela, a ja się zaśmiałam. - No dobra.. To dzieło twojej dziewczyny - przyznał.
- Możesz się chwalić. Mi to nie przeszkadza, ale następnym razem od razu powiedz to zajmie mi to pięć razy krócej - położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. - Dobranoc!
- Dobranoc - powiedzieli równocześnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w spokojnym, kojącym śnie.
********************************************
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam zanik weny i sporo nauki. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zachęcam do podawania linków do waszych opowiadań!